:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

środa, 25 grudnia 2013

10. „Tylko ja mogę nazwać siebie głupkiem i nie chcę tych słów słyszeć od innego głupka.” 10.

Hejka!!
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku to tak na początek.
Wiem, że rozdział miałam dodać dopiero za dwa dni no ale w ramach prezentu świątecznego dodaje go dzisiaj:)
mam nadzieję, że się spodoba:)
*************************************************************
Od kiedy pod moim dachem ukrywa się prawomocny Łowca w ogóle nie mogę skupić się na niczym tak naprawdę. Szybko wychodzę ze szkoły, nigdzie nie zachodzę tylko prosto do domu aby mieć pewność, że tam jest i nikt go nie znalazł. To już się ciągnęło od tygodnia. Kilka razy u siebie
w szkole widziałem poszczególnych członków oddziału Suyo. Atmosfera była strasznie napięta. Nie wiedziałem o co chodziło, ale milczałem.
Katsuyoshi chodził poddenerwowany. Nawet nauczyciele go omijali. A ja biedny musiałem
z nim siedzieć. Za jakie grzechy ja się pytam?! Siedziałem  właśnie w gabinecie pielęgniarki szkolnej (miałem mały wypadek na gimnastyce) kiedy do środka wszedł Izo z ręcznikiem przyciśniętym do głowy. Spojrzeliśmy na siebie.
- A tobie co?- Zapytał uśmiechając się krzywo i siadając na kozetce. Za chwile zajmie się nim pielęgniarka.
- Miałem mały wypadek na gimnastyce.- Powiedziałem. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Nie wydaje się aby były połamane.- Powiedziała pokazując mi zdjęcie rentgenowskie moich rąk. Miała rację.
- Nie są.
- Na przyszłość proszę uważać.- Powiedziała karcącym głosem.
- Następnym razem mi się uda i to on tutaj trafi tyle że z połamanymi rękoma.- Odpowiedziałem przyklejając sobie na łokcie plastry. Kolana już zakleiłem. Pielęgniarka spojrzała na Izo.
- A ciebie skarbeńku co tutaj przywiało?- Zapytała. Odsłonił zakrwawioną część ciała. Od razu zaczęła z niej cieknąć soczyście czerwona krew. Otworzyłem szerzej oczy.- Co ci się na boga stało?!
- Odwróciłem się do tyłu.- Odpowiedział. Pielęgniarka spojrzała na niego jak na osobę niespełna psychiczną.
- Nie rozumiem.- Przyznała po chwili.
- Nie mów mi, że miałem teraz lekcje z nim.
- Taaaaaaa….- Powiedział.- Zrobi z tym coś pani. Muszę wracać na lekcje. I tak udało mi się załatwić możliwość wyjścia. Normalnie przyszedłbym tutaj na przerwie.- Dodał.
- Co za „nim”? O kogo wam chodzi??- Zapytała.
- O mojego Opiekuna.- Powiedziałem.
- A kim on…?- Urwała kiedy pokazałem jej palcem na przepaskę na swojej głowie. Podeszła do swojego biurka. Włączyła megafon.- Katsuyoshi proszony do gabinetu pielęgniarki!! TERAZ!!- Rzuciła słuchawką o biurko i podeszła do Izo.
- Ja może już pójdę…- Zacząłem. Spojrzała na mnie usidlającym spojrzeniem.- Ale mi naprawdę nic nie…
- Kładź się i leż. Jeszcze głowy prześwietlenia nie mam.- Warknęła.
- Ale z moją głową wszystko w porządku.- Odpowiedziałem. Spojrzała na mnie. Wypuściłem głośno powietrze i położyłem się na kozetce. Ja naprawdę nie chcę się teraz z nim widzieć.- Niech mu pani o mnie nic nie mówi.- Dodałem cicho gapiąc się w sufit.
- Czym on cię tak uderzył??
- Kredą.
- Kredą i takich obrażeń doznać?
- Dostałem kredą i głowa odskoczyła mi na bok uderzając jednocześnie o kant szafki.- Wyjaśnił. Pielęgniarka nie mogła w to uwierzyć.
- Ale KREDĄ?!
- On ma taką destrukcyjną siłę, że jakby chciał to by panią ziarenkiem słonecznika powalił.- Wyjaśniałem cicho. Poczułem na sobie jej spojrzenie.

** 5 minut później**
Izo był już po prześwietleniu. Zabrała się za zszywanie jego rozwalonej głowy kiedy do gabinetu wszedł mój Opiekun.
- Czego znowu chciałaś kobieto?- Zapytał podkurwionym głosem. Po pomieszczeniu rozniosło się echo uderzenia. Poderwałem się na łokciu patrząc za siebie (drzwi były za moją głową). Katsuyoshi patrzył w bok! Ona to zrobiła?! Uderzyła go?!
- Tyle razy ci powtarzałam: NIE PODNOŚ RĘKI NA SWOICH UCZNIÓW BO CIĘ WŁASNORĘCZNIE WYKASTRUJE!!!- Wydarła się na niego i znowu go uderzyła. Wróciłem do swojej wcześniejszej pozycji zaciskając mocno dłonie na uszach oraz powieki. Zwinąłem się w kłębek chowając się pod kołdrą. Po chwili ktoś położył mi rękę na plecach. Odsłoniłem uszy.- Boli cię coś?- Zapytała pielęgniarka. Pokiwałem przecząco głową nie wyłaniając się spod kołdry.
- A temu co?- Zapytał Katsuyoshi.- Wagarowicz czy co?
- Poszkodowany.
- Tak poszkodowany, że musisz go pod kołdrą chować. Czyli widać ktoś lepiej traktuje dzieciaki niż ja i ty się wściekasz o małe rozcięcie.
- Ja go nie chowam. Sam się chowa. Najwyraźniej nie chcę teraz widzieć twojego ryja.- Warknęła na niego. Przestałem oddychać.
- Uważaj co mówisz.
- To ty uważaj co robisz.- Powiedziała. Ktoś otworzył drzwi od jej gabinetu po czym zamknął je po chwili. Zaszeleścił jakiś papier. Pielęgniarka wypuściła głośno powietrze.- Najwyraźniej z twoją głową wszystko w porządku tak jak z rękoma więc możesz wracać na lekcje.- Dodała. No jak mówiłem to mnie nie słuchała a teraz każe mi stawać przed nim. Usiadłem na łóżku.
- Od początku mówiłem, że z moją głową wszystko w porządku.- Powiedziałem ubierając na nogi buty. Wziąłem od niej zdjęcie i spojrzałem na nie. Miała rację.
- Coś ty znowu zmalował?- Zapytał Katsuyoshi. Opierał się  o futrynę drzwi. Miał czerwoną twarz. Musiał kilka razy dostać.
- Nic. Wypadek na Gimnastyce miałem mały.
- Czyli?- Zapytał. Przyglądał mi się uważnie.
- Powiedział, że nie chcę abym ci mówiła o co chodzi więc musisz to od niego sam wyciągnąć.- Powiedziała pielęgniarka. Spojrzałem na nią wściekłym spojrzeniem.
- Istnieje takie coś jak tajemnica zawodowa.- Warknąłem na nią.
- Przecież nic mu nie powiedziałam.
- Tajemnica obowiązuje nawet zwykłe rozmowy.- Wyjaśniłem. Stanąłem naprzeciwko swojego Opiekuna.- Mogę wracać na lekcje?- Zapytałem. Przyglądał mi się przez chwilę. Uniósł rękę do góry. Zacisnąłem mocno powieki szykując się na nową porcję bólu. Ostatnio był w takim nastroju, że starałem się go unikać jak ognia a teraz spotykam go tutaj. Poczułem na głowie ciężar jego ręki. Potargał mi kilka razy włosy. Spojrzałem na niego zaskoczony. Uśmiechał się delikatnie. Był zmęczony. W jego oczach zagościł ból. Coś strasznie go wykańczało.
- Wracaj. I na przyszłość bardziej na siebie uważaj.- Powiedział cicho i puścił mnie przodem. Odwróciłem się na chwilę idąc korytarzem. Widziałem jak drzwi zamykają się za nim a on klęczy na podłodze. Pobiegłem na zewnątrz gdzie miałem właśnie lekcje.

^^~^^

Siedziałem u siebie w salonie gapiąc się na nich wszystkich jak na jakiś idiotów. Był u mnie Katsuyoshi, Yujiro, Yaichiro (jego brat był u mnie w szafie w pokoju ale mniejsza o większość), Torazo, Yuke, Sakue, Suko oraz trzech facetów których widziałem pierwszy raz na oczy.
Jeden z nich średniego wzrostu, ubrany w ciemne jeansy, biała koszulę. Czarne długie włosy rozpuszczone oraz ciemne oczy. Nie mogłem zidentyfikować koloru. Na ręku czerwone koraliki.
Drugi wysoki szczupły szatyn o fioletowych oczach. Na nogach białe buty. Ciemno niebieskie spodnie ze złotymi wstawkami (kojarzą mi się z elementami miodu czy jakoś tak). Na łydkach coś jak onuce. Ten struj kojarzył mi się ogólnie ze strojami jakie widziałem w dzieciństwie w książkach. Wyglądał jak ninja.
Trzeci ostatni z nich wszystkich wysoki szczupły szatyn (ciemniejsze włosy niż ten drugi), brązowe oczy. Ubrany w kremowe bojówki podwinięte do połowy łydek, błękitną koszulkę z kapturem. Na prawym ramieniu koszulki widniał jakiś dziwny znak. Cienki…RÓŻOWY(?!) pasek do spodni. Na głowie ukośnie ulokowane gogle.
- Dobra nim to powtórzę…- Katsuyoshi wypuścił głośno powietrze.- Wiem o co ci chodzi, ale mógłbyś mi trochę zaufać.
- Nie mam zamiaru.- Odpowiedziałem. Uśmiechnął się krzywo. Wskazał na pierwszego z nich.- Ryoko. 18 Lat. Jest Lotnikiem w moim oddziale.- Powiedział. Pokazał na tego drugiego.- Munoto. 16sto letni szermierz.- Pokazał na ostatniego.- Washichi. 16 lat. Nawigacja.- Wyjaśnił. Pokazał na mnie palcem.- A ten tutaj to mój podopieczny ze szkoły. Szesnastoletni Naoki.- Powiedział. Wszyscy mi się przyglądali. Była jedna wspólna cecha dla tych tak różnych twarzy. Każdy z nich był strasznie zmęczony. Mieli sine cienie pod oczami oraz czerwone oczy.
- Spoko. Teraz co was wszystkich ZNOWU do mnie sprowadza?- Zapytałem.
- Naprawdę uważasz, że to coś da radę?- Zapytał Yujiro. Jak ja UWIELBIAŁEM tego kolesia. No po prostu tak bym go przytulił że by mu powietrza brakło i by się w końcu menda jedna udusiła.
- Brutus to jedyne miejsce w którym nie byliśmy. A żeby po nim chodzić musimy mieć ze sobą jakiegoś jego mieszkańca.- Wyjaśnił mój Opiekun.
- Ok. Od początku.- Wtrąciłem się przed otwierającego usta nowo poznanego Ryoko.
- Z racji tego, że jesteś mieszkańcem tej dzielnicy i potrzebujemy twojej osoby chcę twojej pomocy.
- Co ja za to będę miał?- Zapytałem.
- Jak on śmie?!- Krzyknął Washichi wstając na równe nogi. Spojrzałem na niego.
- Każ mu się uspokoić bo was wszystkich stąd wykopie.- Powiedziałem. Katsuyoshi kiwnął na niego głową. Usiadł bez słowa.
- Co będziesz za to miał? Wiedziałem, że się o to zapytasz.- Powiedział. Wyciągnął z kieszeni jakąś kopertę.- Jeżeli nam pomożesz automatycznie awansujesz na 4 poziom szkolny. Szybciej ukończysz szkołę.- Powiedział przyglądając mi się uważnie. Otworzyłem szerzej oczy. Wyciągnąłem rękę po kopertę. Podał mi ją. Przeczytałem jej zawartość. Nie kłamał. Ukryłem twarz w dłoniach. Nie wiem o co chcą mnie prosić w czym mam im pomóc ale jeżeli im pomogę to wtedy nie będę musiał męczyć się z tym debilnym planem, szybciej ukończę szkołę i będę mógł robić co mi się żywnie podoba. Ale… znając mojego Opiekuna to o co chcą mnie prosić nie może być ani łatwe ani przyjemne w wykonaniu. No ale co począć. Taka okazja nie przytrafia się dwa razy w życiu. A na trzecim poziomie nauczania mogę siedzieć nawet pięć lat i nigdy nie dojść do czwartego poziomu. Spojrzałem na niego uśmiechając się szeroko. Wyciągnąłem w jego kierunku rękę. Uścisnął ją.
- Umowa stoi.- Powiedziałem uśmiechając się szeroko.- Tylko teraz powiedz mi czego dokładnie ode mnie oczekujesz.- Dodałem. Przyjrzał mi się jeszcze przez chwilę po czym spojrzał na swój oddział.
- Jeden z członków mojego oddziału zaginął jakiś tydzień temu. Odbyły się poszukiwania na powierzchni oraz prawie w całej naszej Sferze. Nie szukaliśmy go tylko w twojej dzielnicy oraz tam gdzie ty się ukrywałeś ostatnim razem.- Wyjaśnił. Przybrałem poważny wyraz twarzy chociaż jakbym mógł to bym go śmiechem zabił w tym momencie.- Ty najlepiej znasz tą dzielnicę więc możesz wiedzieć gdzie on jest. Chodzi o to, że chcę abyś pomógł mi go znaleźć. To możesz traktować jako test wstępny do przejścia z jednego poziomu nauczania na drugi.- Dodał. Kiwnąłem twierdząco głową. Spojrzałem na jego odział.
- Macie jakieś jego zdjęcie czy coś?- Zapytałem.
- To mój brat.- Wyjaśnił Yaichiro. Ponownie kiwnąłem twierdząco głową. Wypuściłem głośno powietrze podchodząc do schodów.
- Naoki??- Katsuyoshi odezwał się do mnie wątpliwym tonem głosu. Spojrzałem na niego.
- Powiedziałem, że pomogę. Dzięki temu mogę awansować do wyższego poziomu szkolnego. Taka okazja nie przytrafia się dwa razy i nie mam zamiaru jej zmarnować. Po prostu pójdę się przebrać.- Wyjaśniłem wchodząc po schodach. Kiwnął twierdząco głową.- Poczekajcie w salonie. I niech nikt z niego nie wychodzi bo zabije.- Dodałem i wszedłem do swojego pokoju. Odczekałem chwilę opierając się plecami o drzwi.- Słyszałeś??- Zapytałem szeptem. Drzwi szafy uchyliły się delikatnie.
- Taaa…
- Wiesz co zamierzam zrobić?
- Taaa… na samym początku mi powiedziałeś.- Odpowiedział. Otworzył drzwi i wyłonił się z szafy. Twarz już mu się w większości wygoiła. To co pod koszulką też.
- Wracasz po dobroci czy mam cię siłą wziąć?- Zapytałem. Zaśmiał się.
- Wybacz, ale nie chcę jeszcze wracać i nie chcę być BRANY siłą przez ciebie- Zachichotał. Załapałem i pokiwałem przecząco głową otwierając usta aby zaprzeczyć, ale uprzedził mnie.- więc…- Ruszył w stronę wyjścia. On naprawdę wierzył, że nie dam rady. Uderzyłem go mocno w głowę kopiąc jednocześnie w tył kolan. Upadł na podłogę trzymając się mocno za głowę. Złapałem go pod ręce i ciągnąc go po ziemi wyszedłem z nim z pokoju. Trochę się namęczyłem ściągając go ze schodów. W kakofonii uderzeń usłyszałem głos mojego Opiekuna „Nie wychodź z tego pokoju bo on naprawdę cię zabiję”. To wielkie cielsko które właśnie ze sobą taszczyłem zaczynało odzyskiwać świadomość sytuacji więc ponownie uderzyłem go w głowę. Wchodząc tyłem do salonu zgięty w pół wciągnąłem go i rzuciłem u wejścia siadając na jego torsie aby czasami nie nawiał.
- Proszę.- Powiedziałem uśmiechając się do swojego Opiekuna. Zaśmiałem się głośno. Poklepałem Toshio delikatnie po głowie.- Zobacz na ich miny.- Dodałem. Spojrzał na nich i też się cicho zaśmiał.
- Dobra młody. Nie mam zamiaru nawiać więc zejdź ze mnie.- Powiedział i puknął mnie w plecy. Zaśmiałem się cicho i zszedłem z niego.
- Możesz mi to wyjaśnić??- Zapytał Katsuyoshi. Spojrzałem na niego poważniejąc momentalnie.
- Hmmm… dokładnie co??
- Co ty właśnie zrobiłeś?- Zapytał przyglądając mi się uważnie.
- Właśnie teraz przyprowadziłem go tak jak obligowała do tego nasza umowa.
- Nie do końca rozumiem.
- Umowa mówiła, że jeżeli go znajdę to przechodzę na poziom wyżej w szkole. Ja swojej części dotrzymałem teraz twoja kolej.
- Ty mi lepiej powiedz jak go tak szybko znalazłeś. Przecież nawet z domu nie wyszedłeś.
- Po prostu. Wyszedł z szafy i wtedy ja go…
- Czekaj, czekaj. Jak to wyszedł z szafy?- Katsuyoshi przerwał mi  w pół słowa. Opuściłem głowę zrezygnowany. Wyjaśnienie mu tego będzie jak ból w dupie.
- Muszę wyjaśniać? JA miałem go tylko znaleźć.
- Musisz.
- A on nie może?
- Nie może!
- Eh… co za ból…- Zamarudziłem pod nosem ale szybko zabrałem się za wyjaśnienia widząc jego twarz.-  Przylazł do mnie na początku zeszłego tygodnia. Poprosił o przekimanie. Wtedy mu powiedziałem, że spoko. Mówił, żebym nikomu o tym nie mówił, że jest u mnie. Zgodziłem się ale
z góry mu powiedziałem, że jeżeli uznam iż wydanie go będzie dla mnie bardziej opłacalne to go wydam, a że jakieś pięć minut temu dostałem dość kuszącą propozycję to oddaje go wam.
- Nie jestem rzeczą…- Zaczął tamten ale przerwał widząc minę mojego Opiekuna.
- Chcesz mi powiedzieć, że przez cały ten czas miałeś go w domu i nic mi o tym nie powiedziałeś?!- Ryknął podrywając się na równe nogi. Schowałem się za Toshio.
- NIE PYTAŁEŚ!!- Odkrzyknąłem. Zatrzymał się przed Toshio patrząc na mnie.
- Wyjdź zza niego.- Powiedział.
- Tak mnie jeszcze nie powaliło!
- Naoki wyjdź. Już nie jestem zły.- Powiedział. Wyjrzałem zza ramienia Toshio. Suyo patrzył na mnie… tym samym spojrzeniem co w gabinecie pielęgniarki. Wysunąłem się delikatnie zza Toshio aby móc w razie co czmychnąć za niego z powrotem.
- Mogę.- Zaczął Ryoko. Spojrzałem na niego.- Mogę tutaj przez chwilę z nim pogadać na OSOBNOŚCI?- Zapytał kładąc nacisk na ostatnie słówko. Pokazałem na siebie palcem. Pokiwał przecząco głową. Przesunąłem palec na Toshio. Kiwnął twierdząco głową.
- Spoko tylko uważaj. Nie wiem co mu się stało ale był w nie zaciekawmy stanie kiedy do mnie przyszedł. Jedno z żeber może nadal być połamane więc proszę z nim rozmawiać DELIAKTNIE.- Powiedziałem. Spojrzeli na mnie pytająco. Toshio puknął mnie w czoło.
- Nic już nie mów.- Powiedział i usiadł na podłodze czekając aż wszyscy wyjdą.
- Dziękuje.- Ryoko skłonił się przede mną.- Katsuyoshi co by się nie działo niech nikt tutaj nie wchodzi.- Dodał do mojego Opiekuna. Odpowiedział dość opornym kiwnięciem głowy. Wzruszyłem ramionami i wyszedłem z salonu udając się do kuchni. Gihei mówił, że nie wraca dzisiaj na noc do domu. Doi z kolei, że wróci trochę później więc obiad mam zjeść sam. Nie chce mi się jeść, jeżeli mam być szczery. Sięgnąłem po jabłko.
- Yo. Można??- Do środka zajrzała Sakue. Kiwnąłem twierdząco głową zasłaniając usta.- Wiesz, że teraz rozwaliłeś cały system??- Zapytała i zaśmiała się cicho. Wzruszyłem ramionami.
- Sakue ja się zmywam, idziesz??- Zapytał…chyba Washichi jeżeli mnie pamięć nie myliła.
- Katsuyoshi pozwolił?
- Eh…- Usiadł na schodach zostawiając otwarte drzwi. To znaczyło, że nie. Wszyscy kłębili się na korytarzu. Wywaliłem ogryzek i nalałem sobie soku do kubka kiedy do moich uszu dotarł przeraźliwy huk a po nim stłumiony kaszel. Spojrzałem na drzwi salonu. Odstawiłem kubek na stole
i bez słowa wyszedłem na korytarz kierując się w stronę drzwi do salonu.
- Przestań.- Katsuyoshi położył mi rękę na ramieniu. Strąciłem ją. Złapał mnie ze lewą rękę.
Z salonu ponownie doszedł jakiś huk.
- Puszczaj.- Powiedziałem patrząc się przerażonym spojrzeniem na drzwi. Tam działo się coś co nie powinno się dziać, a oni wszyscy w normalny sposób stali sobie i nie reagowali. Trzymał mnie mono.
- Ryoko prosił aby nie wchodzić.- Przypomniał mi.
- Mam to gdzieś. Puść mnie w tej chwili wchodzę tam.- Powiedziałem stanowczo. Ktoś zaśmiał się cicho za moimi plecami.
- To nie jest śmieszne.- Powiedział Katsuyoshi i pociągnął moją rękę do tyłu. Złapałem
w zęby koniec chustki przewiązanej na moim nadgarstku na prawej ręce usztywniając go w taki sposób. Wypuściłem głośno powietrze. Odwróciłem się na pięcie i zamachnąłem się z całej siły uderzając go otwartą ręką w twarz. Zatrzymał się zaskoczony na ścianie puszczając jednocześnie moją rękę. W korytarzu zapanowała grobowa cisza.
- Aj, aj…Łaaaa…- Złapałem się za obolałą rękę, która piekła niemiłosiernie. Podskoczyłem kilka razy w miejscu przytulając ją do torsu. Po czym odwróciłem się i złapałem za klamkę od drzwi do salonu kiedy cały świat zawirował i patrzałem na wszystko od dołu. Wisiałem na czyimś ramieniu.
- Ale ci przypierdzielił.- Stwierdził Yujiro. Tylko jedna osoba w tym oddziale nosiła Haori.
- Jak skończą idźcie do domu wszyscy. Jutro spotkamy się tam gdzie zawsze.- Odpowiedział mój Opiekun wchodząc po woli po schodach. Szarpałem się próbując się uwolnić, ale nic nie skutkowało. Yaichiro pochylił się klękając na schodach aby pomachać mi na odchodnym. Pokazałem mu środkowy palec. Zachichotał cicho i… zobaczyłem przed nosem zamykające się drzwi mojego pokoju. Po chwili leżałem już na podłodze. Katsuyoshi kucał przede mną rozkraczony jak żaba na liściu.- Czy ty wiesz co właśnie zrobiłeś?- Zapytał. Mimo, że na twarzy tego nie okazywał w środku
w nim kipiało ze złości. Jego głos zdradzał wszystko. Odwróciłem twarz w bok obejmując ramionami kolana. Złapał moją twarz w dwa palce i zmusił abym na niego spojrzał.- Zadałem ci chyba proste pytanie.
- Ćye.- Odsunąłem jego rękę spoglądając ponownie w bok. Ręka mnie bolała. Musiałem coś sobie uszkodzić. Drżała mi coraz bardziej.- Uderzyłem mojego Opiekuna, nauczyciela i starszą osobę. I co z tego? Przecież to nie pierwszy raz.- Zauważyłem. Jego ręka zatrzymała się na krawędzi łóżka za moimi plecami.
- Przeginasz.- Warknął cicho. Próbowałem się od niego odsunąć, ale nie miałem jak. Chciałem uciec. Skrzywiłem się z bólu opierając się na prawej ręce. Bolała. Spojrzałem na nią. Była czerwona
i drżała. Wyciągnął w jej kierunku rękę. Kiedy nie zareagowałem na ten gest sam to zrobił. Odwiązał mi nadgarstek i przyjrzał się uważnie mojej ręce obracając ją delikatnie w swoich długich, zimnych palcach. Wypuścił głośno powietrze i wstał odwracając się do mnie tyłem.- Zostajesz tutaj.- Stwierdził.
- Chyba cię coś boli. Idę na dół.- Powiedziałem wstając na nogi. Wypuścił głośno powietrze kręcąc przecząco głową i przecierając oczy.
- Chyba wyraziłem się jasno.- Powtórzył. Prychnąłem pod nosem i ruszyłem przed siebie.- NAO…!!- Wpadłem na niego kiedy odwrócił się gwałtownie zachodząc mi drogę. Zamarłem zaskoczony. Widziałem jego zaskoczone spojrzenie. Oczy drgały delikatnie. Odwróciłem się gwałtownie zakrywając usta. CO TO BYŁO?! Przerażony patrzyłem na podłogę. Usta mnie piekły.
Gratuluje pierwszego pocałunku!
Usłyszałem w głowie znajomy głos i cichy śmiech. Pokiwałem przecząco głową. To się nie liczy jako pocałunek. Po prostu wpadłem na niego a że on chyba chciał się schylić do mojego poziomu to wyszło na to, że nasze usta… Nie!! Na chwiejnych nogach podszedłem do szafki z książkami
i sięgnąłem po słownik. Przerzucałem pospiesznie kartki. Znalazłem to czego szukałem. Przeczytałem cicho: Pocałunek – akt polegający na kontakcie ust z ciałem innej osoby (np. ustami, policzkiem, dłonią) lub przedmiotem. Słownik upadł na podłogę z głośnym hukiem.
- Um… Naoki…?- Zaczął mój Opiekun. Drgnąłem. Zaśmiałem się nerwowo podnosząc słownik z podłogi.- Uznajmy to za wypadek…
- Mój pierwszy pocałunek odbył się za sprawą wypadku…- Zakpiłem sam z siebie odkładając słownik na miejsce. Katsuyoshi złapał mnie za ramie i zmusił do spojrzenia na siebie.
- Pierwszy? Chcesz mi powiedzieć…- Wyrwałem się od niego.  Uniósł dłonie na wysokości swoich ramion na znak, że nic mi nie zrobi.
- To był wypadek.- Przystanąłem na jego propozycję.- A jeszcze lepiej będzie jak obaj udamy, że to nie miało miejsca. Tak będ…- Urwałem łapiąc go pod ramiona kiedy zachwiał się niebezpiecznie upadając na ścianę.- Sensei…?- Zapytałem ciągnąc go w stronę łóżka aby go na nie posadzić. Po chwili doszedłem do wniosku, że muszę w końcu u siebie posprzątać kiedy potknąłem się o coś (sam nie wiem o co) co leżało na podłodze i upadłem na łóżko ciągnąc go za sobą w efekcie czego nie mogłem się ruszyć bo to on przygniatał mnie. Z płuc wyleciały mi resztki powietrza. Kurwa! Jaki on ciężki! Po pięciu minutach udało mi się uwolnić prawą nogę oraz tą samą rękę. Czyli
z takim arsenałem sam go z siebie nie zwalę. Przyłożyłem mu rękę do karku. Ciężko oddychał. Był rozgrzany wręcz gorący. Na dole nic nie słyszałem. Musieli już pójść. I co ja mam zrobić??- Sensei… ciężki jesteś…- Wydyszałem sam do siebie ponieważ wiedziałem, że on nic nie słyszy.

**kilka godzin później**
Za oknem po wyłączali już światła. Czyli zbliżyła się pora wieczorna. W pokoju panował mrok. Nie miałem jak zapalić światła. Drzwi na dole szczęknęły cicho. Ktoś wszedł do środka.
- Doi?- Zawołałem cicho wiedząc, że i tak mnie usłyszy jeżeli to będzie on. Kroki po schodach. Delikatnie zapukał do moich drzwi.
- Wołałeś…?- Zapytał zaglądając do środka. Stanął oniemiały. Ogłupiał z wrażenia. Po chwili zaskoczenia i częściowym ogarnięciu zaśmiał się głośno.- Co to jest?
- Pomóż mi a nie się śmiejesz.- Jęknąłem cicho spod tego wielkiego cielska. Po kilku minutach usiadł zmarnowany koło mojego łóżka.
- Kurwa ile on waży?- Zapytał.
- A bo ja wiem?- Jęknąłem nadal pod nim leżąc. Nie udało nam się. Nawet gdyby nie bolała mnie prawa ręka i tak nie udałoby nam się ogarnąć sytuacji.  
- Może kogoś zawołam?
- Wykluczone. Wiesz co to będzie jak ktoś jeszcze się o tym dowie?
- No masz rację. A Gihei gdzie? Może z nim…
- Myślę, że dzisiaj nocuje u Ryu. A nawet gdyby tutaj był nic by to nie zmieniło.
- Racja.- Przyznał po chwili milczenia.
- Może jak spadnie mu gorączka to sam ze mnie zlezie.
- Gorączkę ma?
- Tak i to wysoką. Możesz mu plaster chłodzący na czoło i kark przykleić i okryć go kocem. Leże na kordle więc wiesz.- Powiedziałem. Doi kiwnął twierdząco głową i wyszedł na chwilę
z pokoju po czym wrócił z tym o co go prosiłem. Przykleił mu oba plastry.
- Tak dobrze??
- Tak. A nim go przykryjesz poluźnij mu trochę obi i jego trepy zabierz z mojego pokoju będę za to ogromnie wdzięczny.
- Spoko.- Powiedział. Po chwili okrywał go kocem. Przyglądał mi się uważnie.
- Co?
- Może to śmiesznie zabrzmi ale dopiero teraz zauważyłem ile od jest od ciebie wyższy. Ile to będzie centymetrów?- Zapytał. Pokiwałem przecząco głową. Też się obudził.
- Z tego co mi wiadomo to będzie z dwadzieścia- dwadzieścia pięć centymetrów.- Powiedziałem po chwili zastanowienia. Zagwizdał cicho.
- Uchylić ci okno?
- Nie.
- Rano zajrzę zobaczę czy jeszcze żyjesz.- Powiedział i z uśmiechem na twarzy wyszedł ode mnie z pokoju. Wypuściłem głośno powietrze. Było mi ciężko i gorąco. Zapowiadała się długa
i męcząca noc.

**okolice 5-ej rano**

Przebudziłem się z krótkiej drzemki. Katsuyoshi poruszył się na mnie delikatnie.
- Sensei… ciężko…- Zajęczałem próbując po raz nie wiadomo który zwalić go z siebie. Uniósł zaskoczony głowę. Rozejrzał się dookoła siebie z zaskoczenie na twarzy. Na głowie istny nie ogar. Spojrzał na mnie przekrzywiając głowę w bok. Po chwili chyba zaskoczył co się dzieje, bo przeturlał się na bok lądując pod ścianą. Zaczerpnąłem głośno powietrza.
- Co…? Jak…? Gdzie…? Dlaczego…?
- Zawsze tak się zachowujesz jak wstajesz?- Zapytałem oddychając głęboko. Przyglądał mi się uważnie.- To co widać. Rozmawialiśmy i odpłynąłeś. U mnie w pokoju. Gorączkę masz. Ale nie wiem dlaczego. Nie wyglądasz na chorego.
- To ze zmęczenia.
- Zmęczenia?
- Nie spałem od ponad tygodnia.
- Słucham?!- Usiadłem gwałtownie. Spojrzałem na niego. Leżał na boku przylegając plecami do ściany. Zadrżał. Położyłem się okrywając go większością koca.- Jak to od tygodnia?
- Jako lider i szef oddziału nie mogę okazywać słabości. Powiedziałem, że dopóki nie znajdziemy tego idioty nie położę się spać.
- A jeżeli nigdy byście go nie znaleźli??
- Odszedłbym z pracy.
- Głupota.- Zauważyłem i zadrżałem z zimna. Do Sfery wpuszczali chłodne powietrze. Czyżby u góry panowała zima? Okrył mnie kocem.- Co ty robisz?- Zapytałem odsuwając od siebie koc. Spojrzał na mnie uważnie.
- Nie widać. Zimno ci…
- Ale to ty masz gorączkę.
- No i?-Zapytał. Nie odpowiedziałem okrywając go ponownie kocem. Przyciągnął mnie do siebie przytulając moje plecy do jego torsu.
- Sensei… co…
- Zamknij się i leż. W ten sposób jestem przykryty kocem i tobie zimno nie jest.
- Ale mi nie…
- Nie kłam.- Przerwał mi wiedząc co chciałem powiedzieć.
- Eh… głupek.- Stwierdziłem wzruszając ramionami.
- Nie chce słyszeć tego od ciebie.- Zauważył mówiąc coraz ciszej.- Tylko ja mogę mówić, że nim jestem i nie chcę tego słyszeć od innego…- Zamilkł oddychając spokojnie. Znowu zasnął. Ja nie mogłem…
 ****************************************************************
I jak?? Podobał wam się?? Mam nadzieję, że tak:). Kolejny powinien pojawić się w sylwestra albo w tygodniu po sylwestrze:)
A żaby was zachęcić:
11. „Nowy w szeregach. Zwany żartobliwie <Tekuno- Piekielna Ręka>”

niedziela, 8 grudnia 2013

9. „Bo chcieć to móc. Nic poza tym jak na razie się nie liczy”. 9

no witam wszystkich na moim blogu!
Mam nadzieję, że grzecznie czekaliście na kolejny rozdział mojej pokręconej produkcji:)
Nie będę się tutaj rozleniwiać. Jeżeli będzie coś pilnego do zakomunikowania wtedy podam komunikat w oddzielnym wpisie, a póki co nie przynudzam i  zapraszam do czytania!
A!! No i tak: kolejny rozdział przy sprzyjających wiatrach powinien się pojawić: 27-29 grudnia.
*********************************************************************
W gabinecie nastała cisza. Katsuyoshi zerkał na mnie zgięty w pół. Szok z jego oczu ustępował. Wyprostował się.
- Masz zmienić wybór.- Powiedział krótko i stanowczo.
- Nie zmienię go.
- Masz go zmienić!
- Nie zmienię go!
- NAOKI!!!- Ryknął uderzając pięścią o blat stołu. Podskoczyłem.
- Nie zmienię go.- Powiedziałem cicho.
- Nie pozwolę ci wysłać tego zgłoszenia.- Powiedział zabierając je z podłogi i zgniatając je
w rękach. Drgnąłem.
- Ale ja…
- Mówię chyba wyraźnie!- Znowu krzyknął. Ktoś zapukał do drzwi. Na pewno żaden uczeń ponieważ nie wiedzą gdzie znajduję się jego gabinet. Drzwi bez słowa otworzyły się i do środka weszły dwie osoby. Znałem je już. Yuke i Torazo. Oboje z oddziału Suyo.
- Kat…
- Poczekajcie na zewnątrz.- Powiedział chłodno.
- Głupi Suyo.- Powiedziała dziewczyna siadając na kanapie. Spojrzałem na nią jak na wariatkę. Mój Opiekun wypuścił tylko głośno powietrze.
- Co znowu??-Zapytał. Dziewczyna położyła na stole dwie koperty z państwową pieczęcią. Torazo stanął za nią. Na jednej z kopert widniało moje imię na drugiej mojego Opiekuna.- Co to?
- Nie wiem. Dostaliśmy to i kazali nam to do was dostarczyć.- Powiedziała dziewczyna.- A że nie znam tego całego Naokiego to Torazo powiedział, że pójdzie ze mną bo wie kto to jest. Więc możecie go tutaj zawołać?- Zapytała. Podniosłem niepewnie rękę do góry.
- Etto. To ja.- Powiedziałem. Katsuyoshi podniósł swoją kopertę do góry. Rzucił mi moją. Otworzyłem ją chociaż i tak wiedziałem co tam było napisane.
W związku z nadesłanym przez pana w ostatnim czasie zgłoszeniem wyrażamy zgodę na kształcenie się przez pana w wybranym przez siebie zawodzie. Resztę wytycznych dotyczących dalszego kształcenia otrzyma pana Opiekun.

Coś tam dalej jeszcze było ale nie doczytałem uchylając się przed lecącym w moją stronę kubkiem. Katsuyoshi łypał na mnie gniewnie.
- Jakim prawem się pytam?!- Wydarł się na mnie. Nawet Torazo skrzywił się przy tym delikatnie.
- Wiedziałem, że Sensei się na to nie zgodzi.- Wyjaśniłem wstając z fotela kiedy i on to zrobił. Okrążyłem swój fotel pozwalając aby był pomiędzy mną a moim Opiekunem.
- NAAAAAAOOOOOKIIIIIIIIII!!!!!!!!!- Przeskoczył przez mój fotel (!!!). Uciekłem przed jego wyciągniętą ręką. Podbiegłem do jego biurka i złapałem w ręce doniczkę z jego beniaminkiem.
- Nie zbliża się do mnie sensei.- Powiedziałem. Zrobił kilka kroków do przodu. Uniosłem doniczkę nad ziemią.- Po go upuszczę!- Krzyknąłem. Zaśmiał się ale przystanął.
- Za chwilę zemdlejesz.- Powiedział drwiąco. Pokiwałem głową. Miał rację już mi się robiło niedobrze. Pokiwałem przecząco głową starając się utrzymać powieki szeroko otwarte.
- Nie dbam o to! Przynajmniej… przynajmniej nie wyjdę z aż tak poobijanym ryjem jak ostatnio!- Krzyknąłem opierając się delikatnie o jego biurko. Podparłem się ręką dla złapania równowagi. Poczułem pod nią coś zimnego. Wziąłem to w ręce i spojrzałem na to. Nóż do papieru.
- Naoki! Odłóż to!- W oczach mojego Opiekuna pojawiła się panika.
- Cofnij…- Zachwiałem się. Odłożyłem beniaminka na miejsce i pobiegłem do łazienki. Upadłem na kolana. W dłoniach nadal ściskałem srebrny nożyk. Poczułem na swojej zimnej dłoni czyjąś ciepłą rękę. Spojrzałem na nią. Mała, delikatna rączka. Musiała należeć do Yuke.
- Spokojnie. Poluźnij uścisk.- Powiedziała spokojnym głosem. Zapragnąłem odepchnąć ją z całej siły od siebie.- Nic się nie dzieje. Oddaj.- Dodała. Upuściłem nóż na podłogę. Sięgnęła go ale nie odeszła.
- Idź.- Powiedziałem i chwile później zwracałem już do toalety. Zamknęła drzwi. Myślałem, że wyszła do gabinetu ale znowu położyła mi swoją rękę na mojej ręce.
- Oddychaj spokojnie.- Powiedziała. Zakaszlałem nie wiedząc czy śmiać się czy żygać.
- Odejdź.- Powiedziałem. Pokręciła przecząco głową. Co za uparte babsko! Usiadłem na podłodze opierając plecy o ścianę.- Naprawdę taki miły i przyjemny widok oglądać jak ktoś wymiotuję.- Zadrwiłem cicho pod nosem. Pokręciła przecząco głową.
- Musisz dbać o swoje zdrowie.- Powiedziała. Spojrzałem na nią wybałuszając oczy. Mówiła poważnie. Jej mina na to wskazywała.  Zawyłem śmiechem opierając twarz o spłuczkę. Uniosłem się na chwiejnych nogach.- Powinieneś dać się przebadać jakiemuś medykowi czy coś.- Dodała. Opukiwałem w tym momencie usta. Zachłysnąłem się wodą. Pokręciłem przecząco głową.
- Uh…uh… hahahahaha!!! O nie!! Ja nie!! Hahahahaha!! Nie mogę!!! HAHAHAHAHAA!!- Śmiałem się głośno wchodząc ponownie do gabinetu. Trzymając się za brzuch zabrałem swoją torbę
i list. Śmiejąc się złapałem za klamkę.
- Naoki. A ty dokąd?- Zapytał mój Opiekun. Spojrzałem na niego. Koło niego stała Yuke. Spojrzałem na nią.
- HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!!!!!!!!!!!!- Zawyłem śmiechem jak głupi. Do moich oczu naleciały łzy. Nie mogłem oddychać. Już mnie brzuch bolał. Zacząłem uderzać pięścią w ścianę zgięty w pół. Pokręciłem przecząco głową i bez słowa (raczej z głośnym brechem) wyszedłem z jego gabinetu.

^^~^^

Siedziałem u siebie w pokoju nad książką z M.A-logi. Musiałem przeczytać dwa ostatnie tematy. Katsuyoshi bardzo lubi wyrywkowo zadawać pytania na temat tego co się działo nawet dwadzieścia lekcji wstecz. Przeciągnąłem się w starym wiklinowym fotelu rozglądając się jednocześnie po swoim pokoju. Jednoosobowe łóżko okryte starym, połatanym kocem leżało przy oknie. Naprzeciwko okna znajdowała się ściana z drzwiami przy których postawiłem biurko własnej roboty. Koło biurka znajdowała się jedna szafa i komoda z szufladami. Drewniana podłoga. Postrzępiony dywan. Stojąc naprzeciwko okna po prawo znajdował się owy wiklinowy fotel w którym siedziałem. Obok niego mały stolik (tak mogę to nazwać). Naprzeciwko mnie piętrzyły się masy książek i zeszytów poukładanych równo w kilkanaście wieżyczek.
Mój mundurek wisiał na wieszaku na szafie.
- Nao. Ktoś do ciebie.- Gihei zajrzał do mojego pokoju. Spojrzałem na niego.
- Już idę.- Powiedziałem. Pokiwał przecząco głową.
- To nie będzie potrzebne.- Drzwi otworzyły się szerzej. Otworzyłem szerzej oczy wstrzymując na chwilę oddech. - Dziękuje. Możesz nas zostawić samych.- Dodał mój Opiekun
i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu. Jego wzrok zatrzymał się na książce jaką trzymałem na kolanach.
- Sensei…?- Zapytałem. Spojrzał na mnie po czym usiadł na moim łóżku.
- Nie tego się spodziewałem kiedy wchodziłem tutaj do góry.- Przyznał ponownie rozglądając się po moim pokoju.
- Jeżeli coś się nie podoba to proszę wyjść.- Odpyskowałem zamykając książkę. Odłożyłem ją na bok. Znowu spojrzał na książkę.
- Rzadki widok widzieć ciebie nad książką.- Powiedział.
- Nie tyle nad książką co przy nauce.- Poprawiłem go. Uśmiechnął się.
- Fakt.- Przyznał. Wypuścił głośno powietrze. Etap słodkich słówek mamy już za sobą. Teraz przechodzimy do sedna sprawy.- Słuchaj Naoki…
- Jeżeli chcę pan prosić mnie o napisanie podania odwołującego to proszę w tej chwili wyjść.
- Powiedz mi dlaczego wybrałeś ten zawód?
- Kazał mi Sensei pomyśleć, poczytać o każdym z zawodów o wszystkim.- Skrzywiłem się.- Robiłem nawet jakieś głupie psychotesty z preferencjami zawodowymi i wyszło mi że to powinno być to. I jak zacząłem o tym czytać już nic więcej mnie nie interesowało.
- Wiesz, że to inny rodzaj medyka.
- Wiem.
- Nie będzie cię w domu nawet przez kilka miesięcy.
- Wiem.
- Dzieciaki z Brutusa zostaną pozostawione same sobie.
- Wiem.
- Nie martwisz się o nie?
- O to proszę się nie martwić.
- Będziesz musiał się użerać z Ryu.
- Wiem.
- Nie przeszkadza ci to??
- Dam radę.
- Będziesz mieć styczność z roślinami i zwierzętami.
- Wiem.
- Magów…- Urwał przyglądając się dokładnie mojej twarzy. Wypuściłem głośno powietrze. Spojrzałem na niego uśmiechając się delikatnie.
- Wiem.
- Dziewczynę ze zdjęcia.- Ciągnął to dalej.
- Wiem.
- Będziesz kiedyś postawiony pod murem, zdołasz jej pomóc?
- Jeżeli tak mi rozkażą.- Powiedziałem. Znowu wypuścił głośno powietrze. Wyciągnął moje zgłoszenie które rano pogniótł z kieszeni i wyprostował je.
- Imię: Naoki. Wiek: Lat szesnaście. Numer i nazwa wybranego zawodu: 00-2001-> Medyk. Łowca.- Przeczytał na głos. Kiwnąłem twierdząco głową kiedy na mnie spojrzał.- Trzymaj.- Dodał i podał mi jakąś zgiętą kartkę. Wziąłem ją niepewnie. Spojrzałem na nią wybałuszając oczy.
- To jakieś żarty??
- Nie. Póki nie wyjdziesz z tej grupy szkolnej i nie przejdziesz na poziom 4 będziesz miał taki plan lekcji.- Powiedział. Jeszcze raz spojrzałem na swój „nowy plan”. On był przerażający!!

Lp
Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
1.
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
ETYKIETA
2.
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
MATEMATYKA
3.
UKSZTAŁTOWANIE TERENU
EPTA
MA-logia
UKSZTAŁTOWANIE TERENU
FIZYKA
4.
MA-logia
UKSZTAŁTOWANIE TERENU
ANATOMIA
ANATOMIA
CHEMIA
5.
MA-logia
MA-logia
UKSZTAŁTOWANIE TERENU
ANATOMIA
PLASTYKA
6.
HPIPK
MA-logia
BIOLOGIA
UKSZTAŁTOWANIE TERENU
MUZYKA
7.
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
EPTA
HPIPK
PISANIE
8.
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
CZYTANIE
9.
ANATOMIA
BIOLOGIA
GIMNASTYKA
GIMNASTYKA
KARTOGRAFIA
10.



****
****

- Przecież ja w szkolę spędzę połowę swojego życia.- Powiedziałem załamany. Zaśmiał się cicho.- Wyśmiał mnie Sensei.
- Nie. Tylko się uśmiechnąłem.- Zaprzeczył.
- Nie prawda. Jeżeli Sensei wybucha śmiechem to właśnie w ten sposób. Inaczej Sensei nie potrafi.- Poprawiłem go. Spoważniał.
- Widzę, że dobrze mnie poznałeś.
- Ciche dni jakie miałem okazje z Sensei’em przeżyć nauczyły mnie tego i owego.- Przyznałem. Przyglądał mi się.
- Nie wnikam.- Odpowiedział po chwili milczenia.- Ale dam ci taką szaloną radę. Jeżeli chcesz jak najszybciej wyjść z tego tematu to po prostu jak najszybciej wbijaj na wyższy poziom szkolny.
- A tam dowalą mi jeszcze więcej tej nauki.
- Nie martw się. Wtedy będziesz miał tylko 5 przedmiotów potrzebnych ci do zdania egzaminu. Których będziesz się uczył przez dwa dni szkoły. A resztę dni praktyka.
- Trzy.
- Pięć.
- Jak pięć jak trzy.- Poprawiłem go.
- Na czwartym poziomie uczysz się cały tydzień.
- Zero wolnego?
- Zero.
- Wcale a wcale mi się to nie podoba.
- NAO!!- Doi krzyknął z dołu. Otworzyłem drzwi ale nie wyszedłem z pokoju.
- TAK?!
- Dawaj na dwór!! Gramy w kosza!!
- Kto gra?!
- Ja, Gihei, Izo, Jou, Isei, Jiro, Hideki, Go, Goro, Fukusaburu, Toichi, Shun i Tokaji!!- Krzyknął. Uniosłem brwi do góry.
- Toichi, Shun i Tokaji też?- zapytałem zaskoczony. Przecież ostatnio szlaban zarobili za słabe wyniki w egzaminach.
- Udało im się wywalczyć dwie godziny czasu. No dawaj!!!- Krzyknął. Spojrzałem za siebie na swojego Opiekuna. Wstawał właśnie z łóżka.
- Idź.- Powiedział. Kiwnąłem twierdząco głową.
- JUŻ IDĘ!!
- NAO TEŻ GRA!!!- Odkrzyknął do kogoś Doi. Razem z moim Opiekunem zeszliśmy na dół. W domu nikogo już nie było. Wyszedłem przed dom. Wszyscy czekali na mnie przed bramką od „ogrodu”.
- Trzeba było szybciej konia walić!- Zawołał do mnie pewien chłopak. Niski i szczupły. Fioletowe włosy sięgające mu do ramion tylko w połowie wiązał w kitkę. Czujne fioletowe spojrzenie. Ubrany w kremową koszulkę i zieloną bluzę. Ciemne spodnie.
- Morda!- Odpyskowałem mu. Zaśmiał się cicho i puknął w plecy chłopaka stojącego za nim.
- Shun przylazło.- Powiedział zachrypniętym głosem. Czyżby znowu był chory??
- Tokaji do lekarza idź.- Powiedział Shun. Miałem rację. Shun to jego przeciwieństwo. W sumie nie do końca. Był niski ale nie aż tak jak ja czy Tokaji. Dobrze zbudowany. Blondyn o niebieskich oczach i miłej twarzyczce. Nie wiem dlaczego ale paznokcie zawsze miał pomalowane na czarno.
- Em…- Chłopak z wiecznym szczerzem na mordzie. Szatyn o niebieskich oczach. Wyższy niż ja. Ubrany w zieloną koszulkę spojrzał na mnie z totalnym szokiem na gębie. Toichi.- Katsuyoshi-sensei…- Powiedział zaskoczony. Spojrzałem za siebie. Stał za mną.
- Nao mogłeś mówić.- Powiedział Izo.
- Spokojnie. My na dzisiaj skończyliśmy. Prawda?- Zapytał Suyo.
- Tak.- Odpowiedziałem patrząc przed siebie. Pochylił się nade mną.
- Plan obowiązuje od tego poniedziałku.- Szepnął mi cicho do ucha.
- To czwartek i piątek lecę starym planem.- Powiedziałem dla upewnienia. Zaśmiał się cicho.- Znowu to robisz.
- Wybacz, wybacz.- Powiedział i omijając mnie poszedł w swoją stronę. Głupi Katsuyoshi.

^^~^^

Mój cudowny tydzień dobiegł właśnie końca. Teraz zacznie się katorga na tych wszystkich przedmiotach i w szkole. Dzisiaj rano Gihei i Doi zobaczyli mój nowy plan lekcji. Byli zszokowani. A jak im odpowiedziałem na ich pytanie „To jaki zawód w końcu wybrałeś” ich zszokowanie zamieniło się w zdruzgotanie.
- Czyś ty do reszty zwariował?- Zapytał Gihei. Spojrzałem na niego znad książki od M.A-logi. Pokręciłem przecząco głową.
- Ja uważam tak jak Gihei.- Powiedział Doi. Wzruszyłem tylko ramionami. Milczeli już całą drogę do szkoły a ja pragnąłem tylko o tym aby moi nauczyciele jak najczęściej chorowali.

**kilka godzin później**
Siedziałem ze swoją klasą na lekcji u mojego Opiekuna. Oni musieli opracować jeden z typów magii. Mi kazał przeczytać pięć rozdziałów z książki dla zaawansowanych i opisać je szczegółowo na papierze. Czytanie mogłem ominąć bo książkę tą przeczytałem jakiś miesiąc temu. Skończyłem pisać i podszedłem do niego. Spojrzał na mnie później na moją kartkę i znowu na mnie.
- Szybko ci to poszło.- Zauważył. Klasa spojrzała na nas.
- Bywa.
- Przeczytałeś tematy??
- Tak.
- Wszystkie??
- Tak.
- Tak szybko??- Nie dowierzał. Podszedłem do swojej torby. Wziąłem ją i podszedłem do niego. Wyciągnąłem z niej opasły tom z zaawansowanej M.A-logi z numerkiem V. Czyli ostatnia część która jest już na ostatnim poziomie nauczania. Uniósł zaskoczony brew do góry.- Chcesz mi powiedzieć…
- Tak.
- Przecież nie kazałem ci tego czytać.
- Wiem. Ale jak mi się nudziło to czytałem.- Wzruszyłem ramionami. Budzik na jego biurku zapiał głośno. Wyłączył go.
- Czas minął. Oddajecie swoje prace.- Powiedział. Koło biurka nazbierało się kilka osób. Korzystając z zamieszania czmychnąłem na swoje miejsce. Katsuyoshi poczekał aż w klasie zrobi się cisza i każdy wróci na swoje miejsce. Stanął przed biurkiem i spojrzał na mnie. Wypuściłem głośno powietrze. O co mu znowu chodzi?!- Nao wstań.
- Już, już.- Powiedziałem. Spojrzałem na niego.
- Tak??
- Powiedz mi co wiesz na temat Głosu Syreny?- Zapytał. Spojrzałem na niego. Nabrałem głośno powietrza do płuc.
- Użytkownik tego typu magii wpływa na zachowanie i wole innej osoby poprzez muzykę wyśpiewywaną albą wygrywaną na jakimś instrumencie.- Odpowiedziałem jak robot nie wahając się przy żadnym z wypowiadanych przeze mnie słówek.
- Lodowy Mag?
- Jest to osoba, która potrafi panować nad zimnem, śniegiem i lodem.
- Tabula Rasa?- Kolejne pytanie. Patrzyłem prosto przed siebie ignorując poszeptywania kolegów z klasy.
- To typ magii wpływający na myśli oraz wspomnienia przeciwnika.
 - Podmiana Broni?
- To typ magii pozwalający na przywołanie różnorodnej broni umieszczonej w psychicznej próżni maga. Nie ma jak na razie określonego limitu przyzwanych broni.- Spojrzałem na niego kontem oka. Miał pokerową twarz. Do puki się nie uśmiechnie będzie dobrze.
- Rozgrzeszenie Posejdona?
- Jest to jeden z najrzadszych typów magii. Osoby obdarzone nim ciągle widzą dusze innego człowieka. Kiedy jej dotkną następuje rozgrzeszenie w skutek czego człowiek może stracić pamięć, może nic się nie stać, a może wręcz nawet umrzeć.
- Bliźniacze Planety?
- Typ magii dopadający tylko i wyłącznie bliźniaków. Polega na kontrolowaniu dnia i nocy, czyli księżyca i słońca.
- Kontrola Zwierząt?- Zapytał. Wziąłem kilka głębokich wdechów. Ile jeszcze ma mnie zamiar pytać?
- To typ magii pojawiający się 1/1000000000000 przypadków mutacji. Osoba, która „załapała” tą przypadłość może kontrolować każde stworzenie chodzące po ziemi.
-Skrzydła Szatana?
- To magia pozwalająca jej użytkownikowi wyczarować skrzydła, które uniosą go wysoko
i daleko nie ważne jaki ciężar by ze sobą dźwigał. Skrzydła te nie są trujące tylko dla jego właściciela. Osoba, która je dotnie dostaje paraliżu ciała, ma halucynacje, lęki i koszmarne wizje.
- Oko Demona??- Zapytał. Zadrżałem mimowolnie. Pokręciłem przecząco głową aby trochę się ogarnąć.
- Jeden z najgroźniejszych typów magicznych. Potrafi przewidzieć jakim typem maga byłby człowiek i może wywołać u niego mutacje na życzenie. Nie potrafi jej cofnąć. Spojrzenie Oka Demona zmusza przeciwnika do wiecznego oddania jego właścicielowi.
- Gadzi Pan?
- To typ magii pozwalający na panowaniem nad wszystkimi gadami (i niektórymi płazami) chodzącymi po świecie. Magowie, którzy posiadają tę zdolność zawsze mają przy sobie jakiegoś gada lub płaza siedzącego na jego dominującej ręce.
-Dar Życia?
- Jak mówi nazwa można błędnie ją zinterpretować. Dar życia pozwala jego użytkownikowi odebrać życie każdemu bez żadnego wyjątku.
- Wodna Trumna?
- Magia pozwalająca zapanować nad wodą i jej pochodnymi.
- Runiczny Władca?
- Pan słowa i pisma, który może dokonać prawie wszystkiego posiadając w swoich „rękach” jedno słowo, którego dany człowiek nie chce powiedzieć. Typ maga inteligenta.
-Kontrola X?
- Tak jak u Kontroli  Zwierząt liczba pojawiających się magów z tą zdolnością jest bardzo rzadka (nawet bardziej niż u Kontroli Zwierząt). Kontrola X różni się od Kontroli Zwierząt tym, że Kontroluje rośliny a jej użytkownik ma przy sobie Boskie Stworzenie.
- Kontrola Roślin??
- To typ magii pojawiający się 1/1000000000000 przypadków mutacji. Osoba, która „załapała” tą przypadłość może kontrolować każdą roślinę jaka rośnie na ziemi.
- Telepata?
- To osoba, która potrafi porozumiewać się z kim zechce za pomocą swoich myśli
- Trujący Kieł?
- Osoba, która w swoich płucach utrzymuje trujący gaz (bardziej trujący niż czad lub coś innego). Gaz ten w zależności od dawki jaka może zostać wypuszczona paraliżuje cel.
- Znak Hadesa?
- Tak jak w przypadku Rozgrzeszenia Posejdona jest to typ magii pokutującej. Różni się tym, że osoba która według znaku zgrzeszyła zapada w śpiączkę i do momentu odpokutowania swoich grzechów skrępowana mentalnie i fizycznie rozpalonymi łańcuchami walczy o przebaczenie.
- Władca Smoków?
- To osoba panująca nad Himerami (o dziwo nie ma żadnego powiązania ze smokami. Wręcz nawet działają na siebie agresywnie). Panuję nad ogniem.
- Złote Wnętrze?
- Osoba, która zostanie złapana w pułapkę użytkownika tej magii zostaje uwięziona w świecie, w którym w kółko odtwarzane są najgorsze momenty życia tej osoby. Cel albo wariuje, umiera, albo zostaje uwolniony przez maga.
-Metamorfomag?- Zapytał. Już o więcej pytać mnie nie mógł ponieważ to był ostatni z typów magi jaki istnieje na Powierzchni.
- Mag potrafiący zmieniać całkowicie lub częściowo swój wygląd jak i głos.- Odpowiedziałem. Kiwnął głową na znak, że mogę usiąść.
- Widzicie. Mu zajęło to tylko kilka minut a wam prawie całą godzinę. Biorąc pod uwagę to, że zaczął naukę później niż wy.
- Ale Sensei jest jego Opiekunem więc przykłada się do pana przedmiotu.- Powiedział Fukusaburu- I za pewne go lubi.- Dodał. Zaśmiałem się cicho. Katsuyoshi pokazał na mnie palcem ale patrzył na ucznia z którym rozmawiał.
- Czy tak się zachowuję osoba na swoim ulubionym przedmiocie??
- O co ci znowu chodzi??- Zapytałem. Rzucił we mnie kredą która odbiła się od mojego czoła.
- On mojego przedmiotu wręcz nienawidzi.- Powiedział mój Opiekun.
- Jakoś tego nie widać.- Buru w uparte brnął w ten bezinteresowny spór.
- Ale uwierz mi, że tak jest.- Katsuyoshi najwyraźniej nieźle się bawił.
- Ale…
- Buru przestań.- Przerwałem to.
- Dlaczego nam przerwałeś??- Zapytał Katsuyoshi.
- Bo wiem co chciałeś zrobić.- Odpowiedziałem. Spojrzał na mnie.- Ma sensei rację. Nienawidzę tego przedmiotu ale to, że darze go takim uczuciem nie znaczy że mam się z niego nie uczyć.- Dodałem.
- Jak bez błędu wyrecytowałeś książkę to pewnie zakuwasz po nocach.- Powiedział Buru patrząc na mnie.
- Znając życie przeczytał to z trzy razy.- Powiedział mój Opiekun. Gihei i Doi zaśmiali się cicho.
- Mu wystarczy raz.- Powiedział Doi. Klasa spojrzała na mnie zaskoczona.
- Sensei mogę coś sprawdzić??- Zapytał Buru unosząc rękę do góry. Z racji tego, że do dzwonka zostało pięć minut Katsuyoshi wyraził na to zgodę. Buru naskrobał coś w zeszycie i podszedł do mnie.- Przeczytaj to tylko raz, dobra??- Powiedział. Kiwnąłem głową i wziąłem od niego zeszyt. Spojrzałem do niego. Ukośne pismo z masą błędów. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Wiem rze pefnie będziesz się śmieł z mojego pisma i moich błentuf. Ale tak may teścik. Powiedz, że nazywasz się Naoki masz szesnaście lat uwielbiasz groszek i marhewkę jak i rośliny. Twoim uluionym przedmotem jet M.A-logia i jak dorosnesz zostanesz Lofcom. No i chyba tylko tyle. Bo jak więcej ci pisacz będę to zgubiejesz ot moich bedów.

- Już.- Powiedziałem podając mu zeszyt i przecierając oczy.- Ale ty błędy robisz chłopie.- Zamarudziłem patrząc na niego z dołu. Uśmiechnął się tylko. Spojrzał do zeszytu.
- Powiedz co napisałem.- Powiedziałem. Przetarłem oczy wywalając w ten sposób z głowy obraz błędów jaki mi się ukazywał pod zamkniętymi powiekami.
- Wiem że pefnie będziesz się śmieł z mojego pisma i moich błentuf. Ale tak may teścik. Powiedz, że nazywasz się Naoki masz szesnaście lat, uwielbiasz groszek i marchewkę jak i rośliny. Twoim uluionym przedmotem jet M.A-logia i jak dorosnesz zostanesz Lofcom. No i chyba tylko tyle. Bo jak więcej ci pisacz będę to zgubiejesz ot moich bedów. – Wypowiedziałem skupiając się na zachowaniu błędów jakie mi tam napisał.- Proszę ja ciebie nie każ mi tego jeszcze kiedykolwiek robić z twoim pismem i twoimi błędami.- Jęknąłem ukrywając twarz w dłoniach. Czułem na sobie jego spojrzenie.
- I jak??- Zapytał Katsuyoshi.
- Bez błędnie.- Powiedział Buru.
- A zapamiętaj to.- Powiedział mój Opiekun i podał mi jakąś kartkę. Wziąłem ją niepewnie. Po nim to się można wszystkiego spodziewać. Spojrzałem na kartkę. Nie jego pismo tylko kogoś innego. Kogoś kogo nie znałem.
„Kochali się we trójkę, jak poprzednio. Najpierw Anita. Pieszczona i głaskana, tym razem nie zamierzała się spieszyć. Rozkoszowała się chwilą, dotykiem czterech rąk, dwojga ust. Tej Nocy, pot smakował jak miód, a brodawki piersi owocowały malinowo pod rwanym oddechem na końcu języka ciała. Moje dziewictwo. Dziwactwo. Dziwka ze mnie. Co by powiedział tato.. Jego zapach wywołuje u mnie dreszcz, a nim ten dotrze do palców u stóp, już czuję następny… Wchodzi we mnie płynnie i głęboko… Jęknęłam… W windzie nie czekał i nie zadawał żadnych pytań. Po prostu włożył Anicie rękę pod spódnicę, pociągnął dłonią między udami. Miała na sobie tylko pończochy. Zatrzymał się, popatrzył jej
w oczy, a potem po prostu wbił w nią palce, jakby robił to od zawsze. Jęknęła, chociaż nie chciała. Wcale nie chciała. Marzenie dziecka w fabryce zabawek. Możesz mieć wszystko, tylko wskazać paluszkiem. Czasem, kiedy byłam na nim, kiedy on był we mnie, zaczynałam mówić po polsku. Syczeć, szumieć. (Tak to odbierał: szum i syk i niesłychanie seksowne „R”). To dobrze na mnie działało, to dobrze działało na niego. Mówiłam złe rzeczy. Mówiłam o naszych ciałach i o tym, czego chcę. Palimy papierosa jednego za drugim i próbujemy rozmawiać, tylko że się nie bardzo klei, toteż przesiadam się na jego kolana czy raczej na członka sterczącego znad rozporka. Ale to nie wystarcza i dość niewygodnie jest, więc odwraca mnie tyłem do siebie, podciąga spódnicę, opiera o barierkę, zaciska dłonie na piersiach i rusza się – raz, dwa, trzy, cztery i…już jest po wszystkim. Wyobrażacie to sobie, dziewczyny? Przygryzasz płatek ucha, jestem już taka wrażliwa na ciebie, że to aż niemożliwe. Jestem kobietą twoją brakującą częścią. Staram się nie niecierpliwić, czekam z utęsknieniem. Już wiesz, muskasz ustami moje wargi, wdzierasz się. Jestem kobietą, ciałem świętym i grzesznym. Chcę, żeby cierpiał, żeby choć raz w życiu poczuł to, co czułam przez ostatnich kilka miesięcy. Skrzywdź go, tak jak on krzywdził mnie i inne kobiety. Zabaw się nim. Zupełnie jakbym straciła rozum, albo nagle mój mózg przeniósł się w dolne partie mojego ciała i krzyczał głośno: „Wypieprz mnie! Wypieprz  mnie!”. Zniecierpliwiona przesunęła stanowczo dłoń przyjaciela. Sprawiał wrażenie trochę zdziwionego, ale skorzystał gorliwie z okazji. Gdyby jej się nie zwierzał po pijaku, co robi, żeby dziewczyna dała mu się zerżnąć, to może i Aśka by się zachwyciła… Cały czas pytał, czy wszystko w porządku. Zapewniał, że jest piękna, a nawet, w kluczowym momencie, wyszeptał jej do ucha, że jest tą jedyną i bardzo ją kocha. Zabrzmiało to w jego ustach wyjątkowo nienaturalnie i kiczowato, lecz nie przejęła się tym zbytnio. To taka nasza potajemna gra. Umysłem pętasz moje ciało, a ciałem pętasz cały mój umysł. Patrząc prosto w zniewolone oczy, czekasz na moje ostatnie skinienie, a ja cała drżę z niedoczekania. W końcu, najgłębiej jak tylko się da, sięgając po samą duszę, wchodzisz we mnie. Zlizuję z niego każdą kropelkę potu. Spijam wszystko, co pochodzi od Ciebie, i wprawia mnie to w błogostan. Każda skradziona cząstka Twego istnienia jest jak drogocenne ziarno zasadzone w głębi mnie, które codziennie Konam, zamieram w Twoich ramionach, by zaraz na nowo zmartwychwstać. Rodzę się po to, byś mógł ponownie mnie posiąść. W ślepym szale, wśród krzyków i szeptów, poniewierając nasze ciała w otchłani kochania, jednoczymy się na zawsze. Uśmiecham się dumnie do odbicia w lustrze, bo widzę naprawdę piękną kobietę. Tak, jestem piękną kobietą. Rozchyliła wargi, niespodziewanie podniecona. Dotknęła lekko jego męskości i wyczuła oszałamiającą twardość. Zachłannie połączył język z jej językiem i ścisnął lekko pierś. Sutki twardniały, między nogami robiło się wilgotno. Chciał ją pocałować, odwróciła głowę. Kochała się z nim tamtej nocy dwukrotnie, lecz nie przeżyła rozkoszy. Porusza biodrami, aby ułatwić najgłębszą penetrację, jak zatapia się w bezwstydnych pieszczotach i krzyczy, prężąc się nieprzyzwoicie. Dość! – coś wrzeszczało w jej głowie. Położył się obok i gwałtownym ruchem rozchylił jej uda, równocześnie całując w usta. To połączenie brutalności
z czułością sprawiło, że dalsze czekanie stało się niemożliwe.
– Wejdź we mnie teraz – prosiła. Zrobił to, jednocześnie ciągnąc ją za włosy tak, że czuła ból,
i całując namiętnie w usta. Prężyła się, po raz pierwszy w życiu doświadczając wrażenia, że oddaje się mężczyźnie, staje się jego niewolnicą i zabawką.
-Jaką pozycję lubi pani najbardziej? – spytała, otwierając drzwi. – Klasyczną, od tyłu na podłodze czy też może na biurku? „Skarbie, jeszcze, jeszcze mnie zabierz tam w rozkosz poznania tego, czego jeszcze nie odkryłyśmy w ciele ludzkim”. Odpowiadam Ci: „Pokażę Ci teraz, jak kobieta kocha kobietę”. Palcem wskazującym przesuwam po łuku nabrzmiałej od tętnic istnienia szyi. Ona, ona, Moja Luba, Moja Ukochana, patrz, patrz we mnie i szepcz, patrz i jęcz, jak moja miłość wskrzesza i Twoje niegdyś połamane życie, Moja Luba, Moja Luba… Tonę w tych oczach, ubóstwiam brzmienie tego głosu, ale to jeszcze nie powód, żeby się rumienić! Nie znoszę tej przeklętej maniery, zgodnie z którą przy niezauważalnych dla większości podtekstach ta purpurowa barwa spływa z twarzy na dekolt.. Założył jej na oczy przepaskę pachnącą kwiatami (czyżby konwalie?), i przytulił do siebie. Uniósł ją delikatnie pozwalając, by długie włosy falowały ruchami powietrza. Wiedział, że skóra głowy jest na tyle wrażliwa, by sprawiało jej to przyjemność. Przecież siła kobiecego flirtu polega na tym, że każdego można sobie wziąć na chwilę. Po co więc marzyć na jawie? Gwałtownymi szarpnięciami zdjęła z siebie koszulkę Włożył ręce pod jej rozpięty płaszcz, przywarł do niej całym sobą, zasypał ją żarliwymi pocałunkami. Przymknęła oczy, wyobrażając sobie, jak w jej mieszkaniu zrzucają z siebie przemoczone ubrania i wchodzą do pełnej piany wanny. Zatapiał się w jej, zapewne długich i prostych, włosach. Wchłaniał ich woń całym sobą. Pieścił je. Rozbierał matkę swego dziecka ze śnieżnobiałej bluzki. Rozpinał silnymi dłońmi delikatne guziczki. Wodził wokół nagich piersi, może małych, może dużych. Dotykał jej brzucha, nóg, ud, każdego zakątka jej ciała. Był całym sobą w niej, przenikał ja na wskroś, kochał każdym fragmentem swojego ciała i swojej duszy. Choć wiem, ile kosztuje gram najczystszego zjednoczenia się z całym tobą, z każdym centymetrem twojego świata. Koło mnie, na zielonym kobiercu miłości położyłeś swoje ciało. Teraz ty mnie rozbierałeś. Mocno szarpałeś moją bluzkę, może on też tak szarpał jej bluzkę. Rysowałeś na moim nagim brzuchu wzorki przyzywające wszystkie uczucia świata. Szeptałeś zaklęcia. Dotykałeś palcami każdego wzgórza
i każdej doliny, każdego wąwozu i każdego zaułka. Moje dłonie nie potrafiły wyswobodzić się z kajdan niewoli matki ziemi. Przyoblekam się w najlepszą kochankę. Całuję delikatnie każdy opuszek palców, po kolei. Całuję każdy milimetr ciała, choć wiem, że nie powinnam teraz tego robić. Namiętność jest silniejsza ode mnie. Pod powiekami pozostał zupełnie inny obraz, jednak czas powoli zamazuje szczegóły. Chowam się w swoją skorupę, jednocześnie chowając do niej ciebie. Rozgrzane dłonie błądzą po stopach, łydkach, kolanach, udach. Błądzą wewnątrz i na zewnątrz. Czują, jak wzrastasz ponad miarę. Wypełniasz mnie sobą przy każdym możliwym ruchu. Stapiasz się z moim istnieniem. Czuję twój oddech na moim karku, twój język błądzący po pustyni mojego ciała, chcący wejść do świątyni. Wyciąga dłoń. Palce dotykają chłodnego szkła, pozbawiony zakrętki gwint szybko znajduje drogę do ust Renaty. Alkohol najpierw pali jej gardło, wyciska łzy z oczu, potem rozlewa się kojącym ciepłem po ciele. Na szczęście zanim zaczął oceniać jej urodę, przycisnął ją do siebie serdecznie, prawie namiętnie. Poczuła wtedy jego zapach, wbrew oczekiwaniom aż nazbyt naturalny, i jeszcze coś, czego się nie spodziewała, co ją szokowało, podniecało i dawało nadzieję, że to, co było dotąd wirtualne, stanie się realne i to już wkrótce. Lubię się kochać w wannie. Palce wspięły się na moje kolano. Pogładziły je, ścisnęły. Zawahały się. Podjęły wędrówkę. Sunęły wyżej i wyżej wzdłuż ud, niezmordowane, ciekawskie, to mocne, to delikatne. Wreszcie najodważniejszy z nich, kciuk, zrobił to – przywarł do czekającej, rozgrzanej czeluści. Jęknęłam. Szepcząc, wędruje dłońmi po twoich plecach, barkach, czuję pod palcami krótko ostrzyżone, sztywne włosy na twoim karku…Masz ładne uszy – nieduże, przylegające… aksamitne… Oczy –wreszcie widzę je
z tak bliska…Jeszcze bliżej…usta dotykają ust…”
 Oddałem mu kartkę ( w sumie to rzuciłem ją na jego biurko).
- Powtórzysz to??- Zapytał wrednie.
- Idź się leczyć.- Powiedziałem.
- To tam było napisane??- Zapytał zaciekawiony Buru. Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Czy ciebie do reszty pogrzało, że tyle czasu czytałbym trzy słówka?- Zapytałem.
- Nie wyrecytujesz tego?- Zapytał Katsuyoshi. Spojrzałem na niego. Uśmiechał się. Wstałem zgarniając swoje rzeczy z ławki i pakując je do swojego plecaka.- Naoki?
- Idę stąd.
- Lekcja jeszcze się nie skończyła.- Zauważył.
- Gówno mnie to obchodzi. Nie będę siedział ani minuty dłużej  z takim zbolem jak ty.- Powiedziałem i wyszedłem z klasy trzaskając głośno drzwiami.

^^~^^

Wszedłem do domu. Gihei mówił, że wróci później. Wracając się do domu zauważyłem, że nie tylko on bo i Doi był czymś bardzo zajęty. Wdrapałem się po schodach do góry. Przebiorę się w coś lekkiego, odgrzeje coś na szybkiego, zrobię lekcje i położę się spać. Wszedłem do swojego pokoju rzucając plecak na podłogę i stanąłem jak wryty.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytałem patrząc na postać leżącą na moim łóżku.
- Czekam na ciebie.- Powiedział Toshio. Miał dziwny głos.- Nie zapalaj.- Poprosił kiedy chciałem zapalić światło. Wzruszyłem ramionami ściągając koszulę i marynarkę mundurka wieszając je na wieszaku. Ubrałem luźną koszulkę.
- Jestem to chyba możesz powiedzieć co chcesz.- Powiedziałem ściągając spodnie i ubierając dresy.
- Mogę u ciebie przekimać na jakiś czas ale tak aby nikt o tym nie wiedział??- Zapytał patrząc w sufit. Spojrzałem na niego zaskoczony siadając na wiklinowym fotelu.
- Hę??- Zapytałem.
- Nie mam do kogo się zwrócić. Jeżeli pójdę do brata od razu mnie wyda. Tak samo z resztą mojego oddziału.- Wyjaśnił. Zapaliłem lampkę i poświeciłem na niego. Miał rozwaloną brew oraz wargę jak i kilka sporych siniaków.
-…- Przyglądałem mu się w milczeniu po czym wyszedłem z pokoju i wróciłem po chwili niosąc ze sobą apteczkę.- Usiądź.- Powiedziałem zabierając się za opatrywanie jego ran. Obaj milczeliśmy przez dłuższą chwilę.
- Lepiej pójdę.- Powiedział kiedy zabrałem się za sprzątanie wacików i wody utlenionej.
- Możesz zostać. Ale jak w domu będzie ktoś jeszcze to masz nie wchodzić z mojego pokoju. Przeważnie nikt tutaj do niego nie wchodzi jak mnie nie ma więc nie masz co się martwić, że ktoś cię tutaj znajdzie.- Wyjaśniałem. Przyglądał mi się uważnie.
- Dlaczego?? Zapytałem cię o pomoc ale nie musisz mi jej udzielać.
- Nie tyle, że ci pomagam. Przechowuje cię. A jeżeli wydanie cię wyda mi się bardziej opłacalne to po prostu cię wydam.- Powiedziałem.
- Miły jak nie wiem co- Zaśmiał się cicho i zakaszlał. Podwinąłem jego koszulkę do góry. Cały był podrapany i posiniaczony. Spojrzałem na niego. Czerwony na twarzy patrzył gdzieś w bok. Zabrałem się za opatrywanie jego ran po raz kolejny.
- Nie wnikam.- Wyjaśniłem cicho aby nie przejmował się zbędnymi rzeczami na zapas.

 *********************************************************
mam nadzieję, że wam się podobało:)
kolejny rozdział będzie nosił tytuł:10. „Tylko ja mogę nazwać siebie głupkiem 
i nie chcę tych słów słyszeć od innego głupka.” 10.  a ja póki co wracam do skrobania (kończenia) kolejnego rozdziału na ten i kolejny blog.