Tak jak obiecałam. Świąteczno-Noworoczny prezent:).
Mam nadzieję, że nikogo nie najdzie ochota na dokonanie aktu mordu na mojej osobie, kiedy przeczyta ten rozdział. Coś czuje, że po tym rozdziale pewna osoba straci swój maleńki funclub. xD. Ale cóż... przecież nie zawsze może być...
Ok. Nie przerywam wam już moimi wywodami, tylko zapraszam na zapoznanie się z kolejnym rozdziałem. Następny dodam 8 stycznia. Cztery dni później niż planowałam. Od lutego już wszystko wróci do normy:)
Pozdrawiam i życzę miłego czytania:D.
*************************************************
Siedziałem na krześle niebezpiecznie podrygując
nogą. Suyo leżał na łóżku gapiąc się na sufity. Na twarzy miał kilka siniaków
jak i zadrapań. Ja wcale nie wyglądałem lepiej niż on.
- Uspokój się.
- Oni chyba pamiętają, że mają nas stąd zabrać.
- Pamiętają.
- Może myślą, że nie żyjemy.
- Nie myślą.
- Albo, że któryś któregoś wykończył.
- Wielce prawdopodobne.- Zaśmiał się cicho.
Przesz te dwa tygodnie nauczyłem się jednego o nim.
- Masz coś z deklem.- Zauważyłem. Zerknął na mnie
z ukosa.
- Nie mniej niż ty.- Skwitował. Odwróciłem głowę
w bok. Nie odbije piłeczki.- Nie zasapiesz?
- Jakoś nie mam na to ochoty.
- To coś nowego. Ostatnio ładnie nocami sapałeś.
- Wypraszam to sobie. Ja jęczałem. Ty sapałeś.-
Powiedziałem. Zakaszlał zmieszany.
- To ci się udało.
- Wiem.- Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Eh.
- Spóźniają się.
- Przecież nie podali dokładnej godziny o której
po nas będą.
- Mówili, że dzisiaj będą.
- Ale nie podali godziny więc takie bezcelowe
czekanie na nich nic ci nie da.
- Powiedz mi ty wcale nie chcesz stąd wychodzić
prawda?
- Nie mam co lepszego do roboty tylko siedzieć
zamkniętym w tej jaskini z taką marudą jak ty.
- Ja nie marudzę.
- Jak to nie. Ciągle na coś się użalasz,
marudzisz i skarżysz.
- No chyba ty!- Krzyknąłem uderzając ręką o stół.
Zaśmiał się cicho. Droczył się ze mną.
- Ehem.- Ktoś odchrząknął. Nie byłem to ja ani
mój Opiekun. Spojrzałem w tamtą stronę. Ryoko.
- Dokończymy to innym razem.- Powiedziałem do
Suyo. Kiwnął twierdząco głową.
- Żyjecie?- Zapytał zaskoczony. Spojrzałem na
niego i pokazałem mu język.- Chociaż po waszych twarzach widzę, że nieźle
musieliście się tłuc.
- Bywało gorzej.- Powiedziałem podnosząc się
ociężale z krzesła. Bolały mnie całe biodra. Ostatnio przesadził. I to ostro.
Podszedłem do Suyo powolnym krokiem krzywiąc się co chwilę. Wyciągnąłem w jego
stronę ręce. Ryoko przyglądał nam się uważnie. Suyo przewrócił oczyma ale podał
mi ręce. Pomogłem mu wstać. Nim upadł oparłem go na swoich plecach.- Dojdziesz
do miejsca gdzie cię naprawie?
- Najbliżej będzie biuro.
- Dojdziesz?- Powtórzyłem pytanie.
- Dojdę.- Odpowiedział uśmiechając się
delikatnie. Bawiło go moje zachowanie. Dwa tygodnie próbowałem go zabić a teraz
chcę go wyleczyć.
- Co mu się stało?- Zapytał Ryoko.
- Zamiast się pytać mógłbyś mi pomóc.- Odpowiedziałem.
Stanął po jego drugiej stronie.- Tylko nie za mocno i uważaj gdzie go łapiesz.
- Suyo co ci się kurwa stało?- Próbował uzyskać
odpowiedź od niego. Ten znowu się zaśmiał.
- Bawiliśmy się.- Wyjaśnił tylko. Powolnym
krokiem wyszliśmy z jaskiń. Na zewnątrz czekał na nas Yujiro oraz Fuku.
Zaskoczyli mnie pojawiając się tutaj we dwójkę. Spojrzeli na nas.
- CO kur….- Yujiro przerwał w połowie zdania
zaciskając mocno zęby.
- Yujiro zmień młodego. Nie doniesie Suyo nawet
do auta.- Powiedział Ryoko. Spojrzałem na niego.
- Dam radę.
- Sam ledwo co chodzisz.- Zauważył. Spojrzałem na
niego wilkiem.
- Nao. Posłuchaj go.- Powiedział mój Opiekun.
Syknąłem pod nosem.
- Masz go nieść delikatnie i uważać gdzie
łapiesz.- Powiedziałem od niechcenia. Yujiro otworzył szerzej oczy i spojrzał
na mnie zaskoczony. Kiedy tylko zdjęli go ze mnie w całości przeciągnąłem się
jęcząc z bólu.
- Jedziemy odwieść Młodego?- Zapytał Yujiro.
- Nie.- Odpowiedziałem razem z moim Opiekunem.
Już nic więcej nie powiedzieli. Fuku zerkała na mnie ukradkiem.- Co jest?-
Zapytałem. Odwróciła speszona wzrok. Podszedłem do niej zachowując rozsądny
dystans.
- Um…
- Stało się coś?
- Mi nic. Ale tobie? Zapytała. Podrapałem się po
głowie.
- Spoko jest.- Odpowiedziałem. Szliśmy za nimi.
Ściszyłem głos.- Jak ci się z nim mieszka?
- Z kim?
- Z Yujiro.
- Jest… fajnie.
- Fajnie?- Zapytałem marszcząc czoło. Uśmiechnęła
się szeroko.
- Yujiro-san ma wprawdzie bardzo mało wolnego
czasu ale każdą chwilę w której nic nie robi poświęca mi. Rozmawiamy, gramy.
Uczy mnie pisać i czytać. Chodzimy na spacer.
- Dzisiaj też?- Zapytałem kpiąco. Spojrzała na
mnie obrażona.
- Dzisiaj nie.
- To dlaczego tutaj jesteś?
- Jestem…w… pracy…- Wydukała zmieszana.
Przystanąłem jak wryty.
- Co za pracy?
- Moje oczy.- Powiedziała pokazując na nie. No
tak była z tamtej Strefy. Na bank z jej oczyma było coś nie tak.
- Co przez nie widzisz?
- Wspomnienia.
- Wspomnienia? Nie rozumiem.- Powiedziałem.
Zerknęła na mnie i speszona zabrała wzrok. O co jej chodziło?
- Widzę wspomnienia do dwóch tygodni wstecz.
- Ale jak to widzisz?
- Kiedy patrzę na kogoś to je widzę.
- Nie rozumiem.
- Ty i Suyo-niichan… no…wiesz….- Powiedziała wykręcając
sobie palce i unikając mojego spojrzenia. Była czerwona na twarzy. Złapałem ją
gwałtownie za ramie.
- Wiesz?!- Krzyknąłem. Ryoko spojrzał w naszą
stronę.
- To boli.- Powiedziała szeptem.
- Wiesz?-Zapytałem poluźniając delikatnie uścisk.
Kiwnęła twierdząco głową. Oparłem swoje czoło o jej bark.- Nie mów… nikomu…
błagam cię… nie mów o tym nikomu.
- Ryoko-san powiedział, że będę musiała mu zdać
całkowity raport z waszych wspomnień.
- Fuku.
- Ryoko-san powiedział, że jeżeli wszystko mu
powiem to ci to pomoże.
- TO mi wcale nie pomoże.- Powiedziałem z
naciskiem. Zagryzła dolną wargę. Milczała. Zakląłem cicho pod nosem. Machnąłem
ręką. Przede mną pojawił się ekranik. Zacząłem pospiesznie poruszać palcami
pisząc wiadomość do mojego Opiekuna.
Mam problem. Jak będę cię zszywać wydaj rozkaz aby Fuku została z
nami. Tylko ona.
Wysłałem. Schowałem ręce do kieszeni. Zobaczyłem
jak poruszył delikatnie ręką kiedy wsadzali go do samochodu. Usiadłem koło
niego. Fuku po drugiej jego stronie. Kiwnął głową zamykając oczy.
**
Siedziałem u siebie w gabinecie. Ogarnąłem się
szybciej kiedy oni z nim wjeżdżali windą. Kiedy wprowadzali go do mnie miałem
już wszystko gotowe. Położyli go na mojej kozetce. Stanęli pod ścianą i się na
nas gapili.
- Możecie wyjść.- Powiedziałem.
- Chyba cię popierdoliło.- Powiedział Yujiro.
Wziąłem do ręki igłę oraz skalpel. Podszedłem do niego i podałem mu je. Gapił
się na moje ręce nie rozumiejąc.
- Zszyj go.
- Od tego to chyba ty jesteś.
- Jeżeli chcesz tutaj siedzieć to masz go zszyć.-
Powiedziałem chłodno. Gapił się na mnie. Wcisnąłem mu to do ręki.- A ja zajmę
się sobą. Życzę miłej roboty.- Dodałem i odwróciłem się do niego tyłem. Złapał
mnie za ramię. Zerknąłem na niego. Był wkurwiony. Podał mi to co mu dałem.
- My wyjdziemy.- Powiedział cicho i odwrócił się
na pięcie.-Fuku idziemy.
- Ona zostaje.- Powiedział Suyo. Yujiro nawet nie
drgnął. Nawet się nie odwrócił. Ryoko zerknął na mnie i pokiwał przecząco
głową. Wyszli zostawiając naszą trójkę samą. Kazałem mu ściągnąć koszulkę.
Zrobił tak. Pod spodem jawiło się pełno zadrapań, malinek i śladów zębów. To
dlatego kazałem im wyjść. Ale nie te rany mnie interesowały. Pod żebrami
widniała rana kłuta. Tak samo jak na lewej łopatce. Noga. Muszę to pozszywać.
Wziąłem lek znieczulający.- Dlaczego chciałeś aby została?- Zapytał kiedy
dawałem mu znieczulenie. Miał zamknięte oczy.
- Co wiesz na temat jej oczu?
- Wszystko.- Powiedział bez chwili wahania kiedy
odkładałem lek przeciwbólowy na miejsce. Spojrzałem na niego zaskoczony.
Złapałem sporą część jego skóry z torsu w place wykręcając ją w różne strony.
- Chcesz mi powiedzieć, że ty wiedziałeś, że ona
będzie wiedziała…
- Ałł. Ałł. Ałł. Ałł. Ałł. Ałł.- Powtarzał w
kółko próbując odtrącić moją rękę.- Nao. Starczy to boli. Przestań.- Powiedział
zaciskając dłoń na moich palcach.- Nie dowiedziała się o tym dzisiaj.
- Co proszę?
- Przecież zostałeś wysłany na misję aby ją tutaj
przywieźć. Już wtedy miałeś w sobie świeże wspomnienia. Kiedy tylko cię
zobaczyła wiedziała o co chodzi.
- Wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś?
- Jakbym ci powiedział to byś zaczął świrować.-
Zauważył uderzyłem go wolną ręką w tors. Zakaszlał.
- Świrować?! JA?!- Krzyknąłem. Pociągnął mnie w
swoją stronę. Złapał mnie za tył głowy przytrzymując mnie w takiej pozycji.
Nasze twarze dzieliły milimetry.
- Tak ty.
- Puść mnie.
- Uspokoiłeś się.
- Chyba mówię wyraźnie, że masz mnie puścić.
- Pytam się o coś. Uspokoiłeś się?- Zapytał.
Wypuściłem głośno powietrze i wbiłem mu palce w ranę pod żebrami. Zakaszlał
wypuszczając moją głowę i rękę. Zabrałem palce. Pokręciłem przecząco głową.
- Nic się nie nauczysz.- Skwitowałem.
- Sadysta.
- Coś nowego. Zawsze uważałeś, że jestem masochistą.-
Prychnąłem pod nosem sięgając po igłę.
- Może najpierw się uspokój a później bierz się
za zszywanie.- Zaproponował. Spojrzałem na niego.- Fuku byłbym wdzięczny jeżeli
nikomu o tym nie powiesz co widziałaś w naszych wspomnieniach. Chodzi o to co
nas łączy w łóżku.
- Ryoko-san powiedział, że to mu pomoże.
- Ale mi zaszkodzi.- Powiedział Suyo. Spojrzałem
na niego. Patrzył na nią.- Jeżeli ktoś się o tym dowie on mnie zabije.- Dodał.
- Nie byłby w stanie.
- Jak myślisz kto mnie tak urządził?- Zapytał
pokazując na swoje ciało. Pokręciłem przecząco głową zabierając się za
zszywanie.
**
Siedzieliśmy wszyscy w Sali konferencyjnej. Każdy
gapił się na nas jak na jakieś okazy w zoo. Przeglądałem dokumenty które dostarczył
mi inny medyk. Przydzielono mu tymczasowo obserwacje Yujiro dopóki ja nie
wrócę. Ktoś zapukał do drzwi. Spojrzeliśmy w tamtą stronę. Stał tam jakiś Łowca
z zasłoniętą twarzą. Chyba tylko na mnie nie zrobił on wrażenia. Wróciłem do
przeglądania dokumentów.
- Nao wzywają cię.- Powiedział Suyo. Spojrzałem
na niego.
- Kto?
- Szef.- Powiedział. Wypuściłem głośno powietrze.
Wstałem i ruszyłem za Łowcą który tutaj przyszedł. Podrapałem się po głowie.
Ciekawe co takiego może chcieć ode mnie sam Szef. Nigdy go nie widziałem,
chociaż wiem, że był w barze kiedy przydzielano mnie tymczasowo do oddziału
Czarnej Wdowy. Nie widziałem go ale słyszałem jego głos. Podobno istnieje tylko
garstka Łowców którzy wiedzą jak naprawdę wygląda.
Stanąłem przed wielkimi drewnianymi drzwiami na
końcu korytarza na najwyższym piętrze. Zapukałem dwa razy i wszedłem do środka.
W pomieszczeniu panował półmrok.
- Wzywał Pan?- Zapytałem cicho. Jak miałem do
niego mówić?
- Tak. Wejdź.- Usłyszałem znajomy zachrypnięty
głos. Fotel przy biurku był odwrócony tyłem do mnie. Chociaż nawet jeżeli byłby
skierowany w moją stronę i tak nie byłbym w stanie dojrzeć kto się tam
znajdował. Zamknąłem za sobą drzwi podchodząc do biurka.- Czy wszystkie
konflikty jakie posiadałeś z Czarną Wdową zostały zażegnane?
- Proszę o wybaczenie ale nie uważam abyśmy mieli
jakiekolwiek konflikty. Ale jeżeli oczekuje Pan mojej szczerej odpowiedzi
doszliśmy do pewnego rodzaju porozumienia.- Powiedziałem szczerze. Zaśmiał się
cicho.
- Rozumiem.- Padła krótka odpowiedź. Cisza. I co?
Tylko po to mnie tutaj wezwał. Zadał jedno pytanie i koniec. Nic więcej mi nie
powie?- Za dwa tygodnie wyruszysz na Powierzchnię.
- Co proszę?- Zapytałem zaskoczony kiedy w końcu
postanowił coś jeszcze mi powiedzieć.
- Na Powierzchni odbędzie się twój końcowy
egzamin na Łowcę. Jeżeli go zdasz będziesz zwolniony z dalszego przymusu
uczęszczania do szkoły. O egzaminie tym nie masz prawa nikomu powiedzieć. Każdy
medyk odbywa go w podobny sposób jeżeli chce zostać Łowcą. Ludziom ze swojego
oddziału powiesz, że to zadanie dostałeś na rozkręcenie. Mają ci nie pomagać.
Kiedy udacie się na zewnątrz masz spisać imiona wszystkich magów z osady w
której się zatrzymacie. Kolejnym twoim zadaniem będzie uzyskanie od nich próbki
krwi. Następnie będziesz musiał opisać działanie ich magii.- Tłumaczył. Stałem
z rozdziawioną gębą. O co mu kurwa chodziło?!- Naoki powiedź mi… jakie
zdolności posiada twoje oko?
- A czy to ważne?
- Tak. Ponieważ chcę abyś w swojej pracy umieścił
również dane jakie potrafi wyciągnąć twoje oko.
- To są takie dane których nie chcę oglądać.
- Popróbuj na kimś normalnym.
- Normalnym? Czyli, że Suyo nie jest normalny?
- Na uczniu, ludziach ze sklepu. Nie na Łowcy.
Będzie łatwiej.- Odkaszlnął dwa razy. Drgnąłem.
- Jest Pan chory.- Nie zapytałem. Stwierdziłem.
- To tylko drobne przeziębienie.- Wyjaśnił.
Pokręciłem przecząco głową.
- Proszę o wybaczenie, ale to nie brzmi jak
drobne przeziębienie.
- Skąd ta pewność?- Usłyszałem w jego głosie
nutkę rozbawienia.
- Ponieważ słyszę.- Dodałem. Fotel zaskrzypiał
pod jego ciałem.
- Aby nikt nie wiedział kim jestem ukrywam się w
cieniu. Używam modulatora głosu aby nikt nie rozpoznał mnie po nim. Wiesz, że
taki modulator zniekształca głos. Mogę być starym dziadkiem który ledwo co
zipie.- Zauważył. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem.
- Stary dziadek tak nie kaszle. Poza tym czuje
delikatny zapach. Proszę wybaczyć mi moją śmiałość, ale stawiam na to, że
najwięcej możesz mieć dwadzieścia lat.- Powiedziałem. Fotel znowu zaskrzypiał.
- Dobre masz oko.
- Dziękuje. Proszę o siebie zadbać.- Dodałem.
- Rozumiem. Posłucham medyka.- Zaśmiał się
cicho.- Może poddam się twojemu leczeniu.
- Niestety ale muszę odmówić.
- Dlaczego?
- Nie mógłbym szefa leczyć.
- Dlaczego?
- Ponieważ musiałbym zobaczyć szefa twarz. A tego
nie chcę.
- Dziwny jesteś. Przeważnie ludzi interesuje kim
jestem.
- Jeżeli jesteś kimś kogo znam na co dzień i
dowiedziałbym się, że jesteś szefem Łowców wtedy bym cię chyba w cywilu zabił.
- Dlaczego?
- Starczy, że Psy otaczają mnie w szkole i w
robocie. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego kiedy nie musze.
- Mówisz tak jakbyś nimi gardził.- Zauważył.
- Bo gardzę.- Szczera odpowiedź. Fotel drgnął
delikatnie.
- Powiedz mi w takim razie. Dlaczego zostałeś
Łowcą?
- Bo tak mi wyszło w psycho teście.-
Powiedziałem. Zakaszlał. Było to zmieszanie i niedowierzanie.- Proszę się nie
martwić. Będę wykonywał swoją pracę tak jak należy, ale to wcale nie znaczy, że
muszę ją lubić. Kilka lat porobię i przejdę na emeryturę bądź pójdę pracować do
szpitala.
- Dziwny z ciebie dzieciak.
- Już to słyszałem.- Zauważyłem. Odchrząknął.
- Będę oczekiwał twojego raportu z misji od razu
po twoim powrocie. Mam nadzieję, że ci się uda i zostaniesz znienawidzonym
przez siebie Psem.- Powiedział. Skrzywiłem się.
- Wedle życzenia Panie.- Powiedziałem i skłoniłem
się przed nim delikatnie. Nic nie powiedział. Wyszedłem z jego gabinetu
wzdychając ciężko. Ruszyłem z powrotem na swoje piętro masując obolałe ramiona.
Kiedy w końcu będę mógł wrócić do domu? Marze o ciepłej kąpieli, wygodnym
łóżku. O odpoczynku.
Wszedłem do Sali konferencyjnej. Suyo spojrzał na
mnie kiedy siadałem na swoim standardowym miejscu. Przeciągnąłem się ociężale.
- Co konkretnie chciał od ciebie Szef?- Zapytał.
Spojrzałem na niego. Wypuściłem głośno powietrze. Czy oni są z tego samego
miotu?
- Pytał się czy już się pogodziliśmy.-
Powiedziałem wprost.
- I co mu powiedziałeś?
- Że tak.
- Coś jeszcze się pytał?
- Zapytał się czy chcę wiedzieć jak wygląda.-
Powiedziałem. Spojrzeli na mnie jak na wariata. Uniosłem zaskoczony brew do
góry.
- Co mu powiedziałeś?
- Że nie skorzystam. Nie potrzebna mi do kolekcji
kolejna morda Psa.- Wyjaśniłem. Grupowy Face Palm.
- Mogłem się spodziewać, że coś takiego powiesz.
- To po co pytasz?- Zapytałem. Podałem mu
dokumenty, które dostałem od medyka. Przyjrzał im się.
- Za dużo w to swojej pracy nie wniosłeś.
- Wybacz, ale nie miałem jak.
- Eh. Będzie nudno.- Powiedział Toshio.
Spojrzałem na niego pytająco.
- Dlaczego?
- Bo już się nie będziecie kłócić. Było zabawnie.
- Sorry, ale nie chcę być znowu zamknięty z nim w
tamtym miejscu.
- Źle ci było?- Zapytał. Spojrzałem w bok czując
na sobie jego spojrzenie.
- Pozwolisz, że nie odpowiem ci teraz na to
pytanie?
- A kiedy?
- Jak będziemy sami.- Powiedziałem. Jeżeli
będziemy sami będziemy mogli kłócić się o wszystko ile tylko dusza zapragnie. Kiwnął głową na znak, że bardzo dobrze mnie
zrozumiał. Wróciłem na swoje miejsce nie odzywając się już ani słowem.
**
Siedziałem w salonie. U nas w domu. Myślałem
przez chwilę zastanawiając się nad tym co zrobiłem. Wystukiwałem rytmicznie
palcami w blat stołu. Ciekawe jak to się wszystko potoczy. Poruszyłem kilka
razy ręką próbując rozmasować obolały bark. Wypuściłem głośno powietrze i znowu
zajrzałem w dokumenty które byłby przede mną rozłożone.
- Nao pewnie jeszcze nie ma. Ryu coś ci mówił?
- Nie. Powiedział, że sam nie wie kiedy wróci z
tej niezapowiedzianej misji.- Usłyszałem za sobą głosy Gihei’a i Doi’a.
Odwróciłem się delikatnie w ich stronę. Oparłem brodę o oparcie kanapy.
- Joł.- Powiedziałem uśmiechając się do nich
kiedy minęli salon. Zerknęli do niego zaskoczeni.
- Wróciłeś.- Zauważył Gihei.
- Nie cieszysz się?
- Nic ci nie jest?- Zapytał Doi. Spojrzałem na
nich. Byli napięci. Coś się stało?
- Nie nic. Tym razem każdą część ciała mam na
miejscu.- Powiedziałem. Odetchnęli głośno z ulgą. Gihei rzucił swój plecak i
podszedł do mnie. Uwiesił mi się na ramieniu.
- Co robisz?- Zapytał. Zerknął na stół.
Zasłoniłem mu oczy nie patrząc na niego.
- Poczekaj. Sprzątnę to.
- Um…
- To z pracy.- Dodałem.
-A.- Zrozumiał o co mi chodziło. Odwrócił się do
mnie tyłem. Zgarnąłem dokumenty do teczki. Zamknąłem ją.
- Już.- Powiedziałem. Uśmiechnął się siadając
naprzeciwko mnie.
- Teraz będziesz miał wolne?- Zapytał. Pomyślałem
przez chwilę.
- Dzisiaj i trzy dni mam wolne od pracy ale muszę
chodzić do szkoły. Później mam pięć dni pracy w szpitalu. Kolejne cztery dni
wolnego a później mam misję jako Łowca więc nie wiem ile to mi tym razem
zajmie. A co?
- Czyli nie będzie cię za dwa tygodnie w sobotę w
domu?- Zapytał. Trochę posmutniał?
- W piątek wieczorem wyruszam na misję.
- Nie da rady tego przesunąć w czasie? Zamienić
na przykład dni wolne z tą misją.
- Tym razem nie da rady tego załatwić.
- Dlaczego jeżeli można wiedzieć?- Zapytał Doi.
Przyglądałem mu się przez chwilę. Ciekawe czy mogłem im o tym powiedzieć. W
końcu tam mnie nie będą szukać. Wiedzą, że to misja…ale coś mi powiedziało, że
póki co nie mogę im o tym powiedzieć.
- Dowiem się jutro od Suyo czy mogę wam
powiedzieć.- Powiedziałem najbardziej szczerze na ile pozwalały mi zasady
jakimi kierują się Łowcy.
- Tylko nie zapomnij.- Powiedział Gihei i wyszedł
z salonu. Spojrzałem jeszcze chwile na miejsce w którym przed chwilą co stał.
- Co mu się stało?- Zapytałem. Doi wzruszył
ramionami, co wcale nie znaczyło, że nie wie o co chłopakowi chodziło.
- Nao?
- No?- Odpowiedziałem pytaniem na pytanie
układając starannie dokumenty w teczce kiedy Doi usiadł na fotelu z dala od
stolika.
- Spotykasz się z kimś?- Zapytał. Zerknąłem na
niego. Siedział w napięciu.
- Nie.
- Ale sypiasz z kimś.- Zauważył. Wypuściłem
głośno powietrze.
- Dlaczego tak sądzisz?- Zapytałem. Pokazał
palcem na moją szyję podając mi lusterko z szuflady przy stoliku. Spojrzałem na
swoje odbicie. Zamorduje! Znowu zostawił mi malinki w widocznym miejscu!- Jeżeli
powiem, że to ślady duszenia…?
- Twoja mina kiedy je zobaczyłeś utwierdziła mnie
w przekonaniu, że to nie są żadne ślady duszenia.- Przerwał mi. Spojrzałem na
niego. Miał nieustępliwy wzrok. Wiedziałem, że nie da mi spokoju.
- Z nikim się nie spotykam, ale owszem sypiam z
kimś.
- Znam ją?- Zapytał. Miło. Pomyślał, że śpię z
dziewczyną. Wyciągnąłem z kieszeni mały ekranik. Podałem mu go. Spojrzał na
niego. Później na mnie i znowu na niego. Machnąłem ręką. Przed moimi oczyma
pokazał się pulpit i menu. Wiedziałem, że na ekranie pokazuje się to samo.
Przesuwałem po różnych mniej ważnych ikonach. Milczał. Nie odezwał się ani
słowem do póki nie przerwałem tej czynności i spojrzałem na niego.- Nie
rozumiem.
- Pamiętasz jak się ciebie pytałem po moim
egzaminie dlaczego niektóre polecenie miałem w formie żeńskiej a niektóre w
męskiej?- Zapytałem. Spojrzał pospiesznie na ekranik przyglądając mu się
uważniej. Jego wybałuszone gały zatrzymały się na mojej twarzy.
- Facet?!- Krzyknął piskliwie.- Ty?! Homofob
sypiasz z facetem?- Zapytał. Kiwnąłem twierdząco głową zaciskając mocniej usta.
- Mhy.
- Znam go?
- Mam skłamać czy powiedzieć prawdę? Bo mimo
wszystko nie powiem ci kto to jest.
- Powiedz prawdę.
- Widziałeś go zapewne kilka razy.- Nie
skłamałem. Po prostu powiedziałem to w trochę inny sposób.
- Jak to się zaczęło?
- Jak się zaczęło to nie pamiętam, ale wiem jak
zostało wznowione.
- Nie rozumiem.- Zauważył. Zaśmiałem się cicho.
- Nie pamiętam swojego pierwszego razu bo byłem
tak „pijany”, że mi się film urwał.- Trochę skłamałem. Przecież mu nie powiem,
że czymś mnie nafaszerowano i moje ciało zaczęło płatać figle.
- Oł. Wow.- Wypuścił głośno powietrze.- Zadam ci
pytanie za które mnie pewnie zabijesz.
- No dawaj jeżeli ci życie nie miłe.
- Jesteś pasywem czy…
- Doi!- Krzyknąłem czerwony na twarzy. Zaśmiał
się.
- Wiedziałem.- I już go nie było. Siedziałem
oniemiały na kanapie gapiąc się na stolik. Czy to aż takie oczywiste, że jestem
pasywem?
^^~^^
Leżałem u siebie na łóżku trzymając przy uchu
telefon. Wpatrywałem się w sufit.
- No więc o co dokładnie chodzi?- Usłyszałem po
drugiej stronie pytanie kiedy w końcu przestaliśmy się spierać. Dziwnie się
czułem rozmawiając z nim przez telefon.
- Mam prośbę? Pytanie? Nie wiem jak to nazwać…?
- Powiedz po prostu o co chodzi?
- A masz czas?
- Gdybym go nie miał to bym się rozłączył.- Padła
chłodna odpowiedź. Skrzywiłem się.
- A no fakt.- Wziąłem głęboki oddech.- Mogę
powiedzieć moim współlokatorom gdzie idę na kolejną misję?- Zapytałem.
-…- Po drugiej stronie zapanowała cisza. Po
minucie spojrzałem na wyświetlacz. Czyżby nas rozłączyło? Nie no nadal był na
linii, więc dlaczego milczał?
- Suyo?
- Dlaczego?- Padło krótkie pytanie.
- Ponieważ chcieli abym w dzień kiedy wyruszamy
na misje był w domu. Powiedziałem im, że mam misję. To się zapytali czy mogę
się z kimś zamienić, albo czy misję można przesunąć o jeden dzień w czasie.
Powiedziałem, że jest to nie wykonalne. Wtedy zapytali mnie gdzie idę na misję
jeżeli nie mogę ani się zamienić ani nic. Powiedziałem, że zapytam ciebie o
pozwolenie czy mogę im powiedzieć czy też nie.
- Nao…
- Proszę. Powiem im tylko gdzie idę. Nie powiem
po co. Proszę.
- Nie możesz.
- Ale…
- Wiesz, że to nie zgodne z zasadami. Jeżeli ci
pozwolę oboje złamiemy prawo.
- Nie i…
- Nie mów, że cię to nie interesuje!- Krzyknął.
Drgnąłem. Obróciłem się na bok. Piekło mnie całe ucho.
- Rozumiem.
- I się nie gniewaj.- Dodał zrezygnowany.
- Nie gniewam się.- Burknąłem.
- Ehe. Przecież słyszę.
- To źle słyszysz.- Powiedziałem. Usłyszałem
jakiś huk dobiegający z dołu mieszkania. Powinienem być sam. Ktoś przyszedł?
Usiadłem na łóżku spoglądając na drzwi. Nie usłyszałem charakterystycznego
skrzypienia. Mogę się przesłyszałem. Okna na dole były otwarte. Pewnie
przeciąg.
- Nao.- Powiedział cicho. Obróciłem głowę
przyciskając mocniej telefon do ucha.- Gdyby dało radę to jakoś obejść…
- Wiem. Jeżeli mówisz, że nie mogę to im nie
powiem.- Przerwałem mu. Wypuściłem
głośno powietrze.
- Masz jakieś plany na wieczór?- Zapytał. Poczułem
się tak jakby mój żołądek został związany na kilka supłów. Wiem co się kryło za
tym pytaniem.
- Jak na razie żadnych.
- Spotkamy się?
- Po co?- Zapytałem. Ręce mi się trzęsły. Jeżeli
się z nim spotkam znowu będziemy to robić i on znowu zażyczy sobie tej
kompromitującej mnie pozycji.
- Chcę. Uprawiać. Z. Tobą. Seks.- Powiedział
akcentując każde słowa. Zagryzłem wargi aby nie jęknąć do słuchawki.
Wyobraziłem sobie jego twarz jak wypowiada te słowa.
- Mało ostatnim razem dostałeś?
- Mało.- Odpowiedział wprost. Zatkało mnie
chwilę. Jak to mało?!
- Chcę odpocząć. Nie mam siły.- Powiedziałem.
- Eh. A kiedy będziesz ją miał?
- Nie wiem. Jak na razie nie jestem w stanie nic
zrobić.
- Spoko.
- Gniewasz się?
- Nie jestem tobą.- Powiedział. Zazgrzytałem
zębami.
- Patrz na siebie, a ze mnie zejdź.
- Przecież lubisz jak na tobie i w tobie jestem.
Wtedy tak bardzo się wijesz, jęczysz, stękasz…
- Przestań!
- To jak się na mnie zaciskasz. Jak wciągasz mnie
do swojego wnętrza…
- Dobra! Muszę kończyć!- Powiedziałem i się
rozłączyłem. Czułem jak na moje policzki wypływa szkarłatny rumieniec. Położyłem
się na łóżku oddychając ciężko. Muszę się uspokoić. Musze zapanować nad swoim
krnąbrnym ciałem. Na pewno nie dam nikomu tej satysfakcji! Nie będę sobie
trzepał myśląc o tym bałwanie!
Zerwałem się na równe nogi. Jakieś leki na
uspokojenie może mi pomogą. Przy okazji przemyje roztworem oko. Zdjąłem opaskę
odkładając ja na półkę. Normalnie widziałem przez te oko świat w delikatnym
odcieniu fioletu. Jak na razie byłem w domu sam więc nie muszę na nikogo patrzeć
tym okiem. Przeciągając się zszedłem schodami na dół. Zajrzałem jeszcze do
salonu. No nikogo nie było. Na podłodze koło otwartego okna stał pusty wazon .
W sumie nie stał. Leżał potłuczony. Musiał spaść ze stolika. Ziewnąłem
przeciągle otwierając drzwi od piwnicy. Zapaliłem światło schodząc na dół.
Otworzyłem pierwszą szafkę wyciągając z niej zielone tabletki. Zajrzałem do
lodówki aby wyciągnąć z niej roztwór na obmycie oka. Niemiłosierny łoskot
zmusił mnie do nieprzemyślanego odwrócenia się w stronę hałasu. Stanąłem jak
wryty.
Przede mną w bałaganie potłuczonego szkła stał
średniego wzrostu chłopak. Nie mógł być starszy ode mnie. Miał przydługawe
ciemno niebieskie włosy oraz taki sam kolor przerażonych oczu. Ubrany w czarne
jeansy i czarną luźną koszulkę. Bose nogi zostawiały krwawe ślady na białej
podłodze. Był szczupły. Na lewym nadgarstku dojrzałem delikatny rzemyk.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co również
widziałem. Koło jego postury zaczęły pojawiać się jakieś litery po woli tworząc
wyrazy. Z wyrazów powstawały zdania. Zabici ludzie: 0. Zabici Łowcy: 0. Schwytani ludzie: 0. Zabici magowie: 0. Ostatnio dokonane zabójstwo: 0. Ilość danego życia: 552. Zakryłem pospiesznie oko opierając się
o szafki. Spojrzałem na niego gniewnie.
- Kim ty kurwa jesteś?!- Wydarłem się na niego.
Drgnął ale nic nie powiedział. Czym obwiązać oko? Zacząłem szperać po szafkach.
Odwróciłem się gwałtownie ciskając w jego stronę skalpelem, który wbił się w
ścianę tuż przed jego twarzą.- Nie waż się ruszać!- Krzyknąłem. Wziąłem z
szuflady sporą ilość gazy. Przykleiłem ją na zamknięte oko. Po chwili stałem
już przed nim.- Zadałem ci chyba pytanie?! Kim jesteś?! Czego tutaj szukasz?!-
Złapałem go za ramię. Odskoczył przerażony po czym jęknął głośno. Spojrzałem na
jego stopy. Nadal krwawiły. Zakląłem pod nosem. Popchnąłem go na kozetkę. Kiedy
już na niej leżał złapałem go za kostkę prawej nogi. Uniosłem stopę do góry. To
samo zrobiłem z lewą nogą. Jego stopy były pocięte. Nie poranione od chodzenia
bez obuwia po naszej Sferze. Najnormalniej pocięte. Spojrzałem na niego. Gapił
się na mnie przerażonym spojrzeniem. Odłożyłem delikatnie jego nogi na kozetkę.
Stanąłem przy szafce obok kozetki wyciągając z niej igłę, szwy, lek przeciwbólowy,
znieczulający, rękawiczki, i wiele innych rzeczy. Po chwili stałem koło niego.
Ubrałem na ręce rękawiczki. Sięgnąłem po wacik oraz środek do dezynfekcji.- Co
ci się stało w nogi?- Zapytałem spokojniej przykładając wacik do jego ciała.
Podkulił nogi pod siebie. Spojrzałem na niego.- Eh. Nie lubię kiedy ktoś mi
utrudnia pracę. Jestem medykiem. Nie zrobię ci krzywdy.- Dodałem. Czekałem.
Przyglądał mi się uważnie. Po dwóch minutach oddał mi posłusznie swoje nogi.
- Dlaczego mi pomagasz?- Zapytał po dłuższej
chwili milczenia kiedy skończyłem przemywać mu rany. Nie spojrzałem na niego.
Przyglądałem się jego raną. Ewidentnie zostały zrobione nożem.
- Ponieważ jestem medykiem.- Odpowiedziałem.
Przysunąłem lampę bliżej aby widzieć dokładniej jego rany. Usiadłem na
krzesełku.
- A jeżeli jestem mordercą a ty mi pomagasz?-
Zapytał kiedy podałem mu już leki znieczulające. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie jesteś nim.- Powiedziałem. Nie jest nim.
Liczby mi to powiedziały. Nie jest nim, ale…
- Skąd ta pewność?- Zapytał. Spojrzałem na niego.
- Co to znaczy „Ilość danego życia”?- Odpowiedziałem
pytaniem na pytanie. Napiął mięśnie. Nie spodziewał się takiego pytania.
Zacisnął mocniej usta. Będzie się upierał, że jest przestępcą? Spoko.- Wiesz,
jako ranny wybrałeś dobry dom, ale jeżeli naprawdę jesteś przestępcą to musze
cię zmartwić. Wybrałeś cholernie zły adres.- Dodałem zabierając się za szycie.
- Dlaczego?
- Ponieważ jestem medykiem.
- To wiem. Dlaczego wybrałem zły adres?
- A to.- Zawołałem. Co mu tak nogi załatwiło?-
Jestem również Łowcą.- Dodałem przytrzymując jego nogi. Wiedziałem, że będzie
chciał je zabrać.- Nie zabieraj nóg. To mi utrudnia pracę.
- Łowcą? Jesteś Łowcą?!- Pisnął przerażony.
Spojrzałem na niego.
- Masz coś do Łowców?- Zapytałem. Pokręcił
przecząco głową.
- Z jakiego jesteś oddziału?
- Dopiero co się uczę. Jeżeli jesteś z naszej
Strefy to znasz zapewne Katsuyoshi’ego.
- Jesteś w oddziale Suyo?
- Więc go znasz?- Zapytałem zaskoczony.
Posmarowałem maścią jego lewą nogę. Zabrałem
się za owijanie jej bandażem.- Powiedziałem „Suyo” mało osób tak na
niego mówi.
- Nie mów mu o mnie!- Krzyknął przerażony.
- Chyba zwariowałeś. Nie znam cię, nie wiem kim
jesteś, jesteś ranny, włamałeś mi się na chatę i ja mam o tym nie powiedzieć
wyżej. Chyba coś ci się pomyliło.- Powiedziałem zabierając się za szycie jego
drugiej stopy.
- Ilość danego życia to zwrot dotyczący tego ilu
ludziom dałem życie. Ilu dzięki mnie się narodziło.- Powiedział chłodno
wyciągając w moją stronę rękę z rzemykiem na którym zaczepiony był mały
wisiorek z literą „W”. Drgnąłem przestając momentalnie się ruszać.
- Jesteś… Wybrańcem?- Szepnąłem cicho.
- Jestem.- Odpowiedział. Opuściłem głowę w dół.
- Proszę wybaczyć mi moje wcześniejsze
zachowanie.- Powiedziałem cicho. Wybraniec?! U mnie w domu?!
- W porządku. Tylko nic nikomu nie mów, że tutaj
jestem.
- Jeżeli to prośba to proszę wybaczyć, ale nie
mogę jej spełnić.
- Powiedzmy, że to rozkaz.- Powiedział. Kiwnąłem
głową.
- Jak sobie życzysz. A teraz jeżeli pozwolisz
wrócę do swojej pracy.- Powiedziałem. Nic nie powiedział. Drugą nogę zszyłem w
milczeniu.
^^~^^
Stałem przed swoim domem. Przede mną stał Toshio.
Patrzył na mnie błagalnie.
- Dlaczego to ja mam zanosić mu te papiery?
- Bo on od dwóch dni naprawdę jest zły.
- I to ja mam oberwać a nie ty? Miałeś mu je
wczoraj zanieść.
- Wiesz jaki on jest.
- Wiem. Dlatego nie pójdę.
- Nao błagam cię. Zrób to dla mnie. Przecież się
z nim dogadujesz. Błagam.
- Toshio to, że się z nim „dogaduje” nie oznacza,
że mi się nie oberwie za ciebie.
- Zrobię dla ciebie wszystko. Dosłownie wszystko!-
Zawołał błagalnie układając ręce jak do modlitwy.
- Wszystko?
- Tak wszystko. Powiedz co chcesz.
- Ja nie mogę się wygadać, ale ty niby
przypadkiem wspomnisz… albo nie. Nie to. Coś wymyśle.
- Zrobię to. Nie ważne co to będzie zrobię to.-
Powiedział. Kiwnąłem głową. Uśmiechnął się szeroko.
I to był mój błąd…
** pół godziny później**
Zapukałem delikatnie do drzwi jego gabinetu w
szkole. Nie powinienem tutaj być przez najbliższy tydzień, no ale głupi
musiałem się zgodzić na prośbę Toshio. Wszedłem cicho do gabinetu. To co
ukazało się moim oczom wmurowało mnie w przestrzeń za mną. Dosłownie wszystkie
książki które znajdowały się w jego gabinecie walały się w nieładzie po
podłodze. Stół jak i kanapa z fotelami również znalazły tam swoje miejsce.
Przewrócone biurko. Porozsypywane papiery. Rozwalona doniczka z jego ukochaną
roślinką. I w końcu on. Siedzący na przewróconym biurku zapatrzony w przestrzeń
przed siebie. Siedział tyłem do wejścia. Zamknąłem delikatnie drzwi.
- Sensei…
- Wyjdź!- Krzyknął. Nie zdążyłem nic powiedzieć a
już mnie wywala?
- Przyniosłem dokumenty od Toshio.- Powiedziałem
cicho. Nic nie powiedział.- Gdzie mam je położyć?
- Zabierz je i wypierdalaj mi stąd!- Wydarł się. Drgnąłem.
Dlaczego był taki zły? Czyżby coś się stało? Patrząc po stanie gabinetu na
pewno coś było nie tak. Odchrząknąłem delikatnie.
- Sensei? Czy coś się stało? Mogę ci jakoś
pomóc?- Zapytałem cicho. Spojrzał na mnie. Drugie co zobaczyłem to jego
wkurwiony wyraz twarzy i ciemne oczy łypiące na mnie nienawistnie. Z kolei na
pierwszy plan wysunęły się łzy spływające po jego policzkach. Coś czego nie
powinienem zobaczyć nigdy w życiu. Cofnąłem się o krok. Nie zdążyłem złapać
klamki kiedy dopadł do mnie łapiąc mnie boleśnie za rękę. Papiery które
przyniosłem upadły głośno na podłogę. Przyciągnął mnie do siebie. Przybliżył
swoją twarz do mojej.
- Chcesz mi pomóc?! To się kurwa rozbieraj!-
Krzyknął i popchnął mnie w stronę przewróconego biurka. Upadłem na podłogę.
Przerażonym spojrzeniem patrzyłem jak z łatwością stawia biurko na swoim
wcześniejszym miejscu. Spojrzał na mnie kiedy się nie ruszyłem. Pociągnął mnie
do góry przykładając mi nóż do papieru do twarzy.- Rozbieraj się!- Wydarł się
na mnie. Co robić? CO POWINIENEM ZROBIĆ?! Cofnąłem się o krok. Zaklął pod
nosem. Złapał mnie za kark i popchnął w stronę biurka. Zakaszlałem kiedy
zatrzymałem się na nim boleśnie. Dopiero kiedy przestałem kaszleć zorientowałem
się, że coś jest nie tak. Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę.
- Sensei…- Urwałem łapiąc się za twarz kiedy
uderzył mnie w nią z całej siły. Poczułem smak krwi w ustach. Przerzucił mnie na
plecy. Poczułem na biodrach jego zimne palce. Przyciągnął mnie bliżej siebie.
Poczułem niewyobrażalny ból. Ból rozrywania i
spalania. Miałem wrażenie, że do mojego wnętrza dostał się rozpalony pręt.
Czułem jak moje ciało pęka. Rozpada się na miliony kawałków. Poczułem coś mokrego
i lepkiego wypływającego z mojego wnętrza chwilę po tym kiedy wdarł we mnie
brutalnie bez żadnego przygotowania. Zawyłem z bólu. Mój przeraźliwy krzyk
odbijający się echem po ścianach został zagłuszony jego wielką ręką lądującą na
moich ustach. Sięgnął po coś do szuflady. Po chwili wpakował mi do ust spory
kawał jakiegoś materiału. Zacząłem się krztusić.
Okładałem go pięściami, drapałem, starałem się
uwolnić. Unieruchomił mi ręce nad moją głową. Wykorzystał do tego tylko swoją jedną
rękę. Lewą rękę nadal trzymał na moim biodrze ułatwiając sobie w ten sposób
poruszanie. Każdy jego ruch sprawiał mi ból. Chciało mi się rzygać. Płakałem.
Chciałem umrzeć… niech to już się skończy.
- Suyo kurwa uczniowie na ciebie czekają a ty…-
Otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem do góry nad swoją głowę. W przejściu stał
Ryu-sensei. Gapił się na nas z rozdziawioną miną oraz szeroko otwartymi oczyma.
Na twarzy gościło wiele uczuć. Szok. Niedowierzanie. Przerażenie. Współczucie?
Ból. Złość.
- Wyjdź.- Padła chłodna odpowiedź mojego
Opiekuna. Nie potrafiłem na niego spojrzeć.
- Suyo! CO TY ODPIERDALASZ?!- Ryu wydarł się
niemiłosiernie. Usłyszałem charakterystyczne kliknięcie. Spojrzałem przed
siebie. Suyo mierzył w Ryu ze swojej broni.
- Wyjdź albo odstrzelę ci łeb!- Powiedział
mierząc w niego. Drżącymi nogami objąłem jego biodra przyciągając go bliżej
siebie. Przysunął się wchodzące we mnie głębiej. Jęknąłem. Boli… ale wytrzymam.
Wytrzymam ten ból. Gihei nie straci ukochanego… wytrzymam. Ryu wyszedł bez
słowa. Koło mojej głowy wylądowała jego broń. Zauważyłem, że miał ją nastawioną
na ogłuszanie. Zacisnąłem mocno powieki kiedy ponownie zaczął się we mnie
poruszać.
W jednej chwili z uzdolnionego medyka stałem się
zwykłą, brudną szmatą…
^^~^^
Stałem u niego w łazience w gabinecie.
Przemywałem swoje ciało ciepłą wodą. Wypuściłem głośno powietrze kiedy
zanurzyłem w sobie dwa palce. Piekło, wręcz bolało. Byłem napuchnięty.
Wyciągnąłem je i spojrzałem na nie dokładnie. Czerwono-biała maź. Uderzyłem
ręką w ścianę.
- Nao…- Usłyszałem cichy głos. Spojrzałem za
siebie. W łazience stał Ryu z apteczką.- Pozwól, że cię…
- Nie trzeba sam mogę to zrobić.
- Nie wydaję mi się.- Powiedział stawiając
apteczkę na zlewie.
- Proszę mnie zostawić samego.
- Nie mogę.
- Sensei. Proszę stąd wyjść.
- Nao.
- Czy tak trudno zrozumieć, że chce być teraz
sam?!- Krzyknąłem gapiąc się na ścianę przed sobą.- Chcę być sam.- Powtórzyłem
ciszej.
- Czy on tak zawsze?- Zapytał. Zaśmiałem się
cicho.
- Nie.
- To był twój pierwszy raz?- Zapytał. Znowu się
zaśmiałem.
- Nie.
- Krwawisz.- Zauważył. Zagryzłem wargi aby
powstrzymać cichy szloch. Nie przetarłem twarzy chociaż przez łzy nic nie
widziałem.
- Lubi czasami mocniej się zabawić. Za kilka dni
mi przejdzie.- Powiedziałem cicho.
- Nao. To podchodzi pod gwałt…- Powiedział cicho.
- To nie był… gwałt.- Powiedziałem cicho
zanurzając się w wodzie.
- Nie siedź długo.- Powiedział po chwili
milczenia po czym wyszedł z łazienki, po której wnętrzu po chwili roznosił się
mój przeraźliwy płacz i krzyk. Zaciskałem mocno palce na swoich włosach.
** jakiś czas później**
Wszedłem cicho do piwnicy w naszym domu.
Wiedziałem, że nie będę tam sam, ale obiecałem mu, że przyniosę mu coś do
jedzenia oraz miałem tam dostarczyć ciepły koc i poduszkę. Zniosłem to wszystko
przy okazji dodając do tego butelkę wody. Kiedy położyłem wszystko na kozetce
wyłonił się zza szafy. Przez dwa ostatnie dni tak się chował.
- Prosiłem abyś oszczędzał swoje stopy.-
Powiedziałem cicho. Kiwnął głową sięgając po butelkę. Wyciągnąłem z kieszeni
telefon. Wybrałem jeden najbardziej interesujący mnie numer.
- Tak?- Usłyszałem po drugiej stronie głos
Toshio.
- Wisisz mi trzy przysługi.- Powiedziałem
chłodno.
- Dostarczyłeś?
- Dostarczyłem.
- Dlaczego trzy przysługi?
- Albo godzisz się na trzy przysługi albo
odstrzelę ci łeb przy pierwszym lepszym spotkaniu.- Warknąłem na niego.
Poczułem na sobie spojrzenie swojego gościa. Jak on w ogóle się nazywał?
- Było aż tak źle?- Zapytał cicho.
- Aż tak źle.
- Pobił cię?
- Phmf.- Prychnąłem pod nosem.- Mniejsza o
większość co mnie spotkało. Pamiętaj trzy przysługi.
- Mam je spełnić teraz?
- Jedną tak. Przyjdź do mnie.
- Teraz?
- Teraz!
- Już.- Powiedział i się rozłączył. Wypuściłem
głośno powietrze.
- Czy coś się stało?
- Proszę nie zaprzątać sobie tym myśli.-
Powiedziałem sięgając po leki przeciwbólowe. Zerknąłem na niego.- Wybacz mi
moją śmiałość ale mogę wiedzieć jak się nazywasz?
- A. Sorry. Zapomniałem się przedstawić.
Kichisaburo. Ale możesz mówić Sabu.
- Miło mi.- Wypuściłem głośno powietrze.- Naoki.
Ale możesz mówić Nao.
- Znam cię.- Powiedział cicho. Spojrzałem na
niego.
- Skąd?
- Suyo to twój Opiekun.
- Tak… skąd wiesz?
- Wiem o wszystkim co ma z nim związek.-
Powiedział bawiąc się butelką w swoich rękach.
- Przepraszam, ale to zabrzmiało jakbyś był jego
prześladowcą.
- Gdybym był normalny za pewne wiele rzeczy by
przede mną ukryli, ale tak wiem o nim wszystko. – Powiedział spoglądając na
mnie z dziwną dozą skupienia.
- Pozwolę sobie zapytać skąd to zamiłowanie jego
osobą?
- To mój starszy brat.- Powiedział. Spadłem z
krzesła na obolały tyłek. Jęknąłem boleśnie. Spojrzałem na niego przerażony
kiedy zaśmiał się cicho.- Jesteś pierwszy który tak zareagował.
- Mam w domu cholerną bombę z opóźnionym zapłonem
przez którą będę miał konfrontację z pijanym saperem.- Jęknąłem zrezygnowany.-
Czy chociaż wiesz, co mnie czeka jeżeli on się dowie, że tutaj jesteś?
- Jeżeli mu nie powiesz to się nie dowie.
- Proszę cię. Nie każ mi ukrywać przed nim tak
ważnej informacji!
- Powiedziałem wyraźnie. Nic mu nie powiesz.-
Padła chłodna odpowiedź. Zacisnąłem mocniej usta. Ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałem
na niego przerażony. Schował się pospiesznie tam gdzie był nim wszedłem.
Zobaczą go jeżeli przejdą przez całą długość pomieszczenia. Nawet ja go nie
widziałem.
- Proszę.- Powiedziałem. Do pomieszczenia wszedł
zasapany Toshio.
- Wybacz. Nie dałem rady szybciej.- Powiedział
wchodząc do środka. Kiwnąłem głową. Przyglądał mi się uważnie.- Nie pobił cię.-
Zaważył. Kiwnąłem głową. Nie pobił. Zrobił coś gorszego.
- Nie.
- To co ci zrobił?
- Nie ważne. Pamiętaj. Trzy życzenia. Prawie jak
złota rybka.
- Trochę duży jestem jak na rybkę.- Zaśmiał się
cicho siadając na kozetce tyłem do Wybrańca. Usiadłem naprzeciwko niego. Był
jakoś dziwnie spięty.
- Na żadne z moich życzeń nie będziesz marudził?
- Nie.
- Wykonasz każde?
- Każde.
- Bez szemrania?
- Bez.
- Bez niepotrzebnego pytania?
- Bez.
- Całkowicie od początku do końca?
- Całkowicie.
- No to pierwsze życzenie chcę wykorzystać
teraz.- Powiedziałem. Kiwnął głową. Przyglądał mi się uważnie. Przeciągnąłem
kilka razy dłońmi po twarzy. Kilka głębokich wdechów.
- No mów.- Powiedział kiedy milcząc zabrałem się
za wykręcanie swoich palców.
- Moje życzenie będzie dotyczyło rozmowy. Chcę
abyś odpowiadał szczerze.
- Spoko.
- Który jest na dole? Ty? Czy może Ryoko?-
Zapytałem. Otworzył szerzej oczy. Odwrócił na chwile zmieszany twarz w bok.
Czekałem cierpliwie.
- I ja i on.- Powiedział w końcu.
- Jak to?
- Po prostu. To zależy od naszego humoru. Czasami
ja mu dam czasami on mi.
- Kiedy ty mu dajesz, jak jest?
- To już zależy od jego humoru. Kiedy Ryoko jest
dominujący woli robić to bardziej perwersyjnie. Brutalnie. Chociaż czasami coś
mu odbije i robi to aż za bardzo delikatnie.
- A kiedy ty dominujesz?
- Lubię się nad nim znęcać robiąc to bardzo
subtelnie, delikatnie i powoli. Chociaż jeżeli zasłuży to w nagrodę robię to
tak jak on tego chce.
- Czyli jak?
- Trochę brutalniej.
- Czyli?
- Związuje go. Używam trochę więcej mocy. Nie hamuje
się.
- Czy któryś z was wchodzi w drugiego bez
przygotowania?- Zapytałem. Drgnął. Przyglądał mi się bardzo długo. Czułem jego
czujne spojrzenie na każdym milimetrze mojego ciała. Cisza zaczęła mi ciążyć.
- Raz tylko tak spróbowaliśmy. Później sobie
obiecaliśmy, że już w życiu tego nie zrobimy.
- Dlaczego?
- Posrało cię?- Zapytał unosząc delikatnie głos.-
Pytasz mnie dlaczego nie chcemy robić tego w ten sposób? Jak dla nas to
podchodzi pod gwałt! Nie daje przyjemności stronie pasywnej! Kocham go więc nie
mam zamiaru go krzywdzić aby samemu czerpać jakieś chore przyjemności z
rżnięcia jego nieprzygotowanej dupy! Wiem, że on powiedział by ci tak samo!
Może i ma aspekty na dakryfila bądź flagellante, ale nie na gwałciciela!
- Skąd ty znasz takie słówka?- Zapytałem
zaskoczony kiedy przestał na mnie krzyczeć. Był czerwony na twarzy. Oddychał
ciężko. Był zły.
- Ponieważ Ryoko nimi jest!
- Eee?- Szok. Zaliczyłem szok. Totalny, podwójny
szok.- Czyli, że tego nie robicie?
- NIE!
- Dobra. Nie krzycz na mnie.- Powiedziałem
unosząc delikatnie ręce przed siebie. Łypnął na mnie gniewnie.- Udało wam się
wrócić po tym do normalnych relacji?
- Tak.
- Jak?
- W każdym z przypadków dominująca strona musiała
się bardzo napracować, aby Pasyw zapomniał.- Powiedział. Kiwnąłem głową.
- Ciężko było zapomnieć?
- Nie wiem jak dla niego ale ja zapomniałem dość
szybko.
- Mam jeszcze jedno pytanie.- Powiedziałem
widząc, że denerwuje się coraz bardziej moimi pytaniami. Kiwnął głową na znak,
że zrozumiał i spojrzał w bok szykując się na przyjęcie ciosu.- Czy… czy któryś
z was krwawił po tym „brutalnym wtargnięciu”?- Zapytałem. Milczał. Zmarszczył
czoło po czym spojrzał na mnie gwałtownie unosząc się na wyprostowanych nogach.
- CO ON CI KURWA ZROBIŁ?!- Wydarł się łapiąc mnie
za ramiona. Patrzyłem na niego przerażony.- NAOKI!! CO ON CI ZROBIŁ?!
- Nic…
- NIE PIERDOL! NIE MÓW MI, ŻE ON…
- Nie!- Krzyknąłem kiwając przecząco głową.-
Ostatnio przyszedł do mnie ktoś z mojej dzielnicy i miał taki problem. Zadałem
ci po prostu te same pytania co on mi a na które nie potrafiłem odpowiedzieć z
tego powodu, że nie mam doświadczenia.
- Naoki! Nie kryj go. Jeżeli zrobił coś takiego…
- Toshio.- Przerwałem mu chłodno.- Czy naprawdę
myślisz, że dałbym się dotknąć w taki sposób. Ja wielki Homofob miałbym dać się
dotknąć facetowi?! Proszę ja ciebie. To, że otaczają mnie w większości
homoseksualiści to nie znaczy, że sam mam nim być. A jeżeli Suyo próbowałby
mnie dotknąć w ten sposób chociaż palcem to sam bym go kurwa wykastrował!
- Nao…
- Sama myśl uprawiania seksu z facetem mnie
brzydzi.- Przerwałem mu chłodno. Drgnął. Kiwnął głową.
- Czy ten dzieciak został zgwałcony? Ten który do
ciebie przyszedł?- Zapytał. Teraz był Łowcą.
- Nie. Powiedział, że jego chłopak lubi czasami
się ostrzej zabawić i chcieli spróbować bez przygotowania ale jakoś za bardzo
zaszaleli i nie wiedzieli, że to się tak skończy.- Powiedziałem płynnie złożone
kłamstwo. Kiwnął głową.
- Ok. jeżeli tak stawiacie sprawę nie będę więcej
pytał.- Powiedział.
- Dziękuje za pomoc.
- To ja dziękuje tobie.- Powiedział. Podszedł do
drzwi. Zatrzymał się przed nimi. Oparł się o nie i spojrzał na mnie.- Wiesz kim
jestem.
- Wiem.
- Kim?
- Chodzi ci o imię?
- Nie. O to czym się zajmuję.
- Jesteś Łowcą.- Powiedziałem tonem świadczącym,
że chyba gadam z idiotą.
- Tak jestem Łowcą. Wiesz dlaczego ja i mój brat
jesteśmy w oddziale Suyo?
- Nie.
- Mój brat ma bardzo dobry słuch. Naprawdę bardzo
dobry. Ja z kolei mam dobry węch.- Powiedział i przeciągnął kciukiem wszerz
swojego nosa. Od jednego płatka do drugiego. O co mu chodziło?
- Dlaczego mi to mówisz?
- Wiesz, że każde emocje pachną?
- Co?
- Każda emocja jaką człowiek potrafi wykrzesać w
swoim ciele wydziela charakterystyczny zapach.
- No i?
- Czuje strach.- Powiedział. Spoglądał na mnie.
Nie ruszyłem się ani o krok.- Nie przeciągam spojrzeniem po pomieszczeniu bo
wiem, że tego nie chcesz, ale osoba która chowa się za szafkami na końcu
pomieszczenia aż jebie strachem. Nie zapytam kogo tam chowasz ponieważ kiedyś i
mnie tak ukrywałeś. Może to ten chłopak o którym mówiłeś? Nie wiem, ale boi
się… od kiedy tutaj wszedłem się boi.- Mówił. Siedziałem sztywno na siedzeniu.
Nie ruszyłem się. Mięśnie zaczęły mnie piec.- Młody.
- T…Ta-ak?- Zapytałem jąkając się delikatnie. Zmrużył
oczy.
- Mam nadzieję, że nie pakujesz się w kłopoty i
że nie jest to nielegalne.- Dodał i wyszedł. Siedziałem sztywno na swoim
miejscu bardzo długo. Poczułem na ramieniu czyjąś rękę. Nie odskoczyłem.
Wiedziałem kto to.
- Ja mu nic nie powiedziałem.
- Wiem.- Powiedział.- Gdybym wiedział, że
przyjdzie tutaj któryś z Psich Braci wyszedłbym.
- Psi Bracia.
- Toshio i Yaichiro.
- Dlaczego Psi Bracia?
- Zapytaj ich.- Powiedział. Przyjrzał mi się
uważnie.- Co zrobił ci mój brat?
- Nic.
- Powiedz. To rozkaz.- Powiedział. Spojrzałem na
niego przerażony. W oczach pojawiły mi się łzy. Starłem je szybko dłonią.
- Proszę cię. Nie dawaj mi takiego rozkazu. Nie
chcę tego przechodzić. Przeżywać a tym bardziej o tym opowiadać.
- Nao. Powiedz…
- Błagam!
- Ja nie proszę. Ja rozkazuje.
- Jeżeli będę musiał ci powiedzieć dlaczego to
bolało, dlaczego płakałem, dlaczego poczułem się jak zwykła szmata co wtedy
zrobisz? Co się z nim stanie?
- Zostanie ukarany.
- On nic nie zrobił.
- Dlaczego go bronisz?- Zapytał. Spojrzałem na
niego.
- Ponieważ to pierwszy dorosły któremu zaufałem w
pełni i on zaufał mi. To mój Opiekun. Ktoś kto musi przy mnie być. Ktoś kogo
będę bronił za cenę własnego życia. Jestem Medykiem nie pozwolę aby przeze mnie
ktoś cierpiał. Jestem również Łowcą. Obrona mojego dowódcy to dla mnie
priorytet.- Powiedziałem. Wypuścił głośno powietrze.
- Czy chociaż wiesz dlaczego to się stało?
- Płakał.
- Co?
- On płakał. A ja to zobaczyłem.
- Zabierz mnie do niego.- Padła krótka odpowiedź.
W pomieszczeniu zapanowała złowroga cisza, która boleśnie dzwoniła mi w uszach.
*************************************
Um. I jak? Podobało wam się? Na długość pewnie było idealnie. Gorzej z tym co znalazło się w środku??
Kolejny rozdział postanowiłam nazwać: 24. „Powierzchnia i
Powierzchniowcy”24.
Pozdrawiam i do zobaczenia niedługo:D