:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

sobota, 18 stycznia 2014

12.„Czasami lepiej się po prostu przyznać. ”12

Witam!!
To, że dodaje dzisiaj rozdział jest równoznaczne z tym że jeszcze tkwię w Polsce. Miałam go dodać dopiero pod wieczór ale doszłam do wniosku, że jeżeli na chwilę nie usiądę to dostanę odleżyn mózgu czy coś w ten deseń (od kilku dni chora jestem i śpie prawie cały czas, ale muszę się zebrać w sobie bo niedługo nie będę miała rozdziałów na kompie aby tutaj dodawać).
Kolejny rozdział postanowiłam dodać jakoś w drugiej połowie lutego (nie podam dokładnej daty) czyli tak pomiędzy 15-stym lutym a 1 marca jakoś tak. Ale na pewno w lutym.
A teraz już was nie zanudzam i dodaje kolejny rozdzialik:)
Mam nadzieję, że spodoba wam się tak jak wcześniejszy:)
***************************************************************
Oddział Katsuyoshi’ego wyszedł z baru jako ostatni co nie powiem zaskoczyło mnie bardzo. Szedłem na końcu tego całego pochodu przyglądając im się uważnie. Ukradkiem udało mi się wypić dwa piwa tak aby Suyo tego nie zauważył (raz wypiłem jak poszedł coś łatwić z Bill’em a później jak zniknął na jakiś czas w toalecie). W sumie chyba nikt nie zauważył że piłem. Bill przemycił mi piwo za które zapłaciłem tak aby nikt nie widział w ciemnym kubku z „soczek dla Młodego” na ustach. Tak im się przyglądałem i doszedłem do jednego wniosku.
Nie wiem które z nich było najbardziej NAJEBANE!
- Młooody~!- Toshio uwiesił się na moim ramieniu. Kolana mi zadrżały.
- Spadaj. Ciężki jesteś.- Powiedziałem ale nie zwaliłem jego ramienia aby czasami się nie wywalił. Zaśmiał się cicho.
- Co tak na końcu idziesz?- Zapytał uwieszony na mnie.
- Aby w razie co was zbierać.
- O nas się nie martw tylko o siebie abyś czasami się nie wyje… no nie stracił gruntu pod nogami.
- Ja?- Zapytałem i zaśmiałem się cicho. Zbliżył usta do mojego ucha.
- Przecież piłeś.- Szepnął cicho. Drgnąłem. Skąd wie?
- Nie.
- Nie okłamiesz mnie. Z całego oddziału tylko Suyo nie wie.- Dodał szeptem. Spojrzałem nad jego ramieniem. Wszyscy (pomijając mojego opiekuna) przyglądali mi się ukradkiem.
- Czego chcesz?- Zapytałem chłodno. Zaśmiał się cicho.
- Szybko się uczysz.
- Mówisz albo się pieprz.- Warknąłem. Poczochrał mi włosy.
- Nie martw się. Właśnie chcę to robić i dlatego przyszedłem do ciebie.- Powiedział. Uderzyłem go otwartą dłonią w głowę.  Skrzywił się. Okładałem go tak trochę. Ktoś złapał mnie za rękę. Ryoko.
- Nie bij go.- Powiedział stanowczo uwieszając się na moim ramieniu. Ledwo co szedłem.
- Źle mnie młody zrozumiałeś. Chcę cię prosić abyś odprowadził Suyo pod jego dom. Jak popije potrafi zaleźć za skórę. Przeważnie wszyscy go odprowadzaliśmy, a że ty jesteś najtrzeźwiejszy to proszę zrobisz to dla mnie.- Poprosił składając ręce jak do modlitwy. Spojrzałem na Ryoko.
- On też w miarę się trzyma.
- Przecież mówiłem ci co chcę robić.- Powiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony. Pokazałem palcem najpierw na niego później na Ryoko. Kiwnął twierdząco głową. Pokręciłem przecząco głową.
- Dobra, dobra. Tylko zejdźcie ze mnie.- Powiedziałem. Zaśmiał się i ponownie potargał moje włosy. Rozpuściłem je przeczesując palcami.- Tylko nie wiem gdzie on mieszka.
- Starczy, że będziesz cały czas za nim szedł a my cichaczem będziemy oddzielać się od grupy.- Powiedział Ryoko. Przemyślałem to szybko.
- I rozumiem, że to moja zapłata za wasze milczenie?- Zapytałem. Uśmiechnął się wrednie.
- Ty on na serio szybko się uczy.- Powiedział Ryoko. Toshio zaśmiał się cicho.
- Spoko. Ale zejdźcie ze mnie! Myślicie, że ile wy warzycie!- Krzyknąłem na nich zatrzymując się w miejscu. Odskoczyli ode mnie. Przyłożyłem rękę do krzyża.- Kurwa, mój kręgosłup…- Złapałem się za głowę kiedy w nią dostałem. Suyo stał obok mnie. Wiedziałem za co dostałem. Już nic się nie odzywałem tylko szedłem koło niego. I on milczał. Spojrzałem za siebie (nie wiem jak ale znalazłem się na początku tego pochodu). Nikogo już nie było. Szybcy są.
- A wy co tak cic…- Suyo odwrócił się do tyłu. Przystanął zaskoczony. Wypuścił głośno powietrze przecierając oczy.- Co na ciebie mają?
- Słucham?- Zapytałem zaskoczony przyglądając się jego osobie. Spojrzał na mnie.
- Pytam się co na ciebie mają, że zgodziłeś się na to co ci zaproponowali.
- Em… nie sądzę aby coś takiego mieli?- Zapytałem odwracając twarz w bok.
- Spójrz mi w oczy i powiedz to samo.- Powiedział. Spojrzałem na niego. Zaskoczył mnie. Jego oczy… odwróciłem twarz w bok.- A więc coś na ciebie mają. Powiesz to po dobroci czy mam to wyciągnąć z ciebie siłą.
- Nie powiem.
- Słucham?
- Nie powiem.
- Bo?
- Bo jesteś nauczycielem…
- Co to za odpowiedź?
- I moim Opiekunem.- Dodałem po chwili. Przyglądał mi się uważnie. Wypuścił głośno powietrze i wyciągnął z kieszeni telefon. Przyglądałem mu się ukradkiem.
- Coś ty znowu zmalował(…) nie rżnij głupka, wiesz o co mi chodzi(…) zobaczysz jutro(…) nie jeszcze nie(…) stoimy na ulicy(…) a chuj cię to obchodzi(…)eh… ty mi lepiej powiedz co wy na niego macie(…) tak. Możesz to traktować jako rozkaz wyższego rangą…- Wyrwałem mu telefon
z ręki rozłączając się. Spojrzał zaskoczony na swoją pustą aktualnie rękę, a później na mnie. Wyciągnął w moim kierunku dłoń. Pokręciłem przecząco głową i schowałem telefon do torby szkolnej, którą teraz do siebie tuliłem. Ruszyłem przed siebie. Albo zabierze mi telefon, albo pójdzie do tej osoby, z którą gadał osobiście.- Naoki! Zatrzymaj się!- Krzyknął za mną.
- Chyba śnisz.- Szepnąłem cicho pod nosem. Skręciłem w boczną uliczkę i…stanąłem jak wryty. Oczy mało co nie wyskoczyły mi z orbit. GDZIE JA KURWA JESTEM??!! Wszędzie gdzie sięgał mój wzrok… nie… no ja muszę iść do okulisty. Tam jakaś obca para się całowała. Tamci
z kolei się obściskiwali. Cofnąłem się o krok kiedy zauważyłem jak jeden facet drugiemu…o boże! To w ogóle jest możliwe?! Ktoś jęczał po mojej prawej. Zerknąłem tam z ukosa i bardzo tego pożałowałem. Ktoś złapał mnie za tyłek. Odwróciłem się gwałtownie. Jakiś obcy koleś. Wysoki blondyn o ciemnoniebieskich oczach które w półmroku jaki tutaj panował wyglądały wręcz przerażająco.
- Zagubiona księżniczka?- Zapytał chwytając moje włosy w oba palce.- Z którego Domu jesteś?- Zapytał przybliżając się do mnie. Cofnąłem się kilka kroków natrafiając na ścianę.
- Ja… nie…
- Jaka nieśmiała.- Zaśmiał się cicho.- Zdradzisz mi swoją stawkę kotku. Chcę znać każdą cenę od obciągania po…- Urwał. Jego twarz została wgnieciona w ścianę obok mojego policzka. Krew prysnęła we wszystkie strony. Miałem jej sporo na twarzy oraz mundurku. Spojrzałem przed siebie. Katsuyoshi. Miał ściągnięte brwi i zaciśnięte zęby. Był wkurwiony. Ręka zaciśnięta w pięść zatrzymała się z tępym odgłosem na twarzy mężczyzny. Tłuk go bez opamiętania nie ruszając się o krok. Coraz więcej krwi pojawiało się na moim ciele. Nie mogłem się ruszyć. Coś szczęknęło ostrzegawczo. Katsuyoshi przestał się ruszać. Jakaś para nadal pieprzyła się niedaleko stąd. Facet bez świadomości tego co się z nim stało opadł na zaplamiony od krwi chodnik. Katsuyoshi odwrócił się delikatnie. Zakończenie pistoletu przylegające wcześniej do tyłu jego głowy znajdowało się teraz na wysokości jego oczu. Drgnąłem.
- On już chyba zrozumiał.- Odezwał się średniego wzrostu mężczyzna ubrany w biały garnitur z czarną koszulą. Miał czarne włosy sięgające mu do ramion które wiązał w luźną kitkę. Broń wypadł mu z ręki kiedy Katsuyoshi przycisnął go do ściany. Zakaszlał.
- Nie!- Krzyknąłem łapiąc swojego Opiekuna za rękę którą planował wymierzyć kolejny cios. Zaciskałem mocno powieki. JUŻ W ŻYCIU NIE ODPROWADZĘ GO DO DOMU!! Gruchnąłem boleśnie o ścianę. Otworzyłem zaskoczony oczy. Czy ja nie dotykałem właśnie nogami ziemi? Czy wysiałem w powietrzu?
- Steal przyjrzyj się temu dzieciakowi! Jeżeli w tej dzielnicy spadnie mu chodź włos z głowy rozpierdolę cały twój interes!- Wydarł się przekrzywiając jego twarz, żeby mógł spojrzeć na mnie. Przerażony spojrzałem mu w oczy.
- Z jakiego on jest Domu?- Wycharczał. Znowu uderzył głową o ścianę.
- SENSEI!- Krzyknąłem próbując się uwolnić. Jakim cudem przytrzymywał w powietrzu moje szamocące się ciało i tego wielkiego silnego faceta i bez problemu na dodatek rzucał nim jak szmacianą lalką. Spojrzał na mnie z furią w oczach. Spojrzenie psychopaty gotowego zabić każdego kto stanie mu na drodze. Pochylił się nade mną. Moja ręka drgnęła kiedy pocałował mnie w dość brutalny sposób.
- Rozumiem…- Powiedział facet zwany Steal.- Ta osoba tutaj nie…- Odskoczył zaskoczony kiedy Katsuyoshi upadł przed jego kolanami. Dyszałem ciężko. Przetarłem usta.
- POJEBAŁO CIĘ?! CO TY SOBIE MYŚŁISZ?! JAKIM PRAWEM TAK MNIE TRAKTUJESZ?! PYTAM  SIĘ KTO CI DAŁ DO TEGO PRAWO?!- Okładałem go pięściami siedząc na nim okrakiem.- W DUPIE MAM TO, ŻE JESTEŚ NAUCZYCIELEM! W DUPIE MAM TEŻ TO, ŻE JESTEŚ MOIM OPIEKUNEM! MAM NA TO WYJEBANE! TO, ŻE NALEŻE TYMCZASOWO DO TWOJEGO ODDZIAŁU TEŻ!- Bolało mnie gardło od tego darcia się na niego. Ręce od okładania go w kółko.- NIE POZWALAJ SOBIE TYLKO DLATEGO KIM JESTEŚ! NIE JESTEM JAKĄŚ MĘSKĄ DZIWKĄ, KTÓRĄ MOŻESZ SOBIE…MOŻESZ SOBIE… SOBIE…IDIOTO!! – Uderzyłem pięściami w jego tors. Dlaczego te cholerne łzy nie chciały przestać lecieć?! Przecierałem co chwilę oczy ale to nie pomagało. Katsuyoshi objął mnie delikatnie.
- Przepraszam. Nie płacz.- Powiedział cicho. Okładałem go bezsilnie pięściami po torsie.
- On nic nie zrobił… dałbym sobie radę sam… dlaczego… krew… telefon… dom… szkoła… Łowcy… Łaaaa! Mam już dość!- Szlochałem. Głaskał delikatnie mnie po głowie nie ruszając się
z miejsca.
- Steal zabierz go do lekarza. Leczenie na mój koszt. Przekaż wszystkim to co ci powiedziałem.- Powiedział Suyo po chwili milczenia.
- Kim jest ten dzieciak? Nie może tutaj pracować ponieważ nie zabawiasz się z osobami które tutaj pracują.- Powiedział stękając cicho. Chyba podnosił tamtego nieprzytomnego.
- Puść.- Powiedziałem odsuwając się od swojego Opiekuna. Rzuciłem mu plecak
i podszedłem do tego nieprzytomnego. Spojrzałem na niego. Przebadałem jego głowę.
- Co…
- Daj mu spokój.- Powiedział Katsuyoshi.- Pozwól mu na to.
- Zapisuj to ty skretyniały pijaku.- Powiedziałem do swojego Opiekuna. Wyciągnął z mojego plecaka kartkę i ołówek.
- Już.
- Rozwalona głowa w dwóch miejscach. Lewa część twarzy cała pogruchotana. Rozwalony prawy łuk brwiowy. Połamanych kilka żeber. Kręgosłup w porządku. Reakcje na światło poprawne. Oddech płytki, przerywany. Tętno przyspieszone. Niech zrobią mu prześwietlenie klatki piersiowej, głowy, kręgosłupa oraz obu rąk i lewej nogi.- Powiedziałem. Podszedłem do niego i wyciągnąłem jego telefon ze swojego plecaka.
- Co...- Uciszyłem go jednym spojrzeniem. Po trzech sygnałach ktoś odebrał.
- Mam nadzieję, że masz dobry powód aby dzwonić do mnie o czwartej nad ranem.- Odezwał się zaspanym głosem Ryu.
- Sensei…- Powiedziałem przerażonym ale stanowczym głosem.
- Hę^^- Chwila ciszy.- Kto kurwa mówi? Bo na pewno nie Katsuyoshi.
- N…Naoki.
- Widzę, że lubisz gadać z cudzego telefonu.- Powiedział. Przetarłem lecące łzy.- Ej. Co jest? Płaczesz?
- Kto niby płacze?!- Krzyknąłem.- Zrobisz coś dla mnie?
- Ty mnie prosisz o pomoc po tym co zrobiłeś?
- Nie proszę jako uczeń tylko medyk.- Powiedziałem. Nastała cisza.
- Co się stało?
- Jestem…- Spojrzałem na swojego Opiekuna. Wypuścił głośno powietrze. „Dzielnica czerwonych latarni” szepnął bezgłośnie.- W Dzielnicy Czerwonych Latarni…
- Gdzie?! Po chuj cię tam wywiało?!- Krzyknął przytomniejąc gwałtownie.
- Nie mam na to czasu. Jest tutaj człowiek w ciężkim stanie. Potrzebuje pomocy medycznej.
- Jesteś w końcu medykiem…
- Piłem dzisiaj. Nie chcę zrobić mu większej krzywdy.- Powiedziałem łamiącym się głosem.
- Piłeś?
- Tak. To moja wina to co go spotkało. A ja wypiłem dzisiaj i nie mogę mu pomóc.
- Nie rozłączaj się.- Rozkazał Ryu. Po drugiej stronie słychać było różnego rodzaju dźwięki.- Jesteś w stanie stwierdzić co mu dolega?
- Tak. Daj mi kartkę.- Powiedziałem wyciągając rękę w stronę swojego Opiekuna.- Przeczytam tak jak jest napisane, dobrze?
- Dawaj co masz.
- „Rozwalona głowa w dwóch miejscach. Lewa część twarzy cała pogruchotana. Rozwalony prawy łuk brwiowy. Połamanych kilka żeber. Kręgosłup w porządku. Reakcje na światło poprawne. Oddech płytki, przerywany. Tętno przyspieszone. Niech zrobią mu prześwietlenie klatki piersiowej, głowy, kręgosłupa oraz obu rąk i lewej nogi”.- Przeczytałem. Łzy zalewały mi oczy. Traciłem widoczność.
- Czy ktoś jeszcze tam z tobą jest?
- Facet na którego mówił Steal. Patrząc na niego ma rozwalony tylko prawy łuk brwiowy. Kilka siniaków na szyi.- Powiedziałem. Facet uniósł do góry brew.
- Ktoś jeszcze?
- O…- Katsuyoshi zasłonił mi usta i skinieniem nakazał milczeć.
- Naoki?- Zapytał Ryu.- Naoki co tam się dzieję?- Zapytał. Odtrąciłem jego rękę.
- Nie pozwala mi mówić.- Odpowiedziałem. Ryu zamilkł na chwilę.
- Już rozumiem.- Powiedział. Oddychał szybko.- Gdzie dokładnie…- Urwał. Połączenie zostało zerwane. Spojrzałem zaskoczony na telefon.
- Dlaczego?- Zapytałem sam siebie.
- NAOKI!- Usłyszałem za sobą krzyk. Z miejsca z którego przybiegłem nadbiegał Ryu i jakiś trzech obcych mężczyzn. Odetchnąłem z ulgą. W całym tym zamieszaniu usiadłem obok mojego Opiekuna.
- Co rozumiesz przez zwrot „Piłem”? –Zapytał patrząc przed siebie. Spojrzałem na niego. Czyżbym to ja rozwalił mu tak usta i brew.
- W barze wypiłem. Wszyscy o tym wiedzieli. To był ich haczyk na mnie.- Wyjaśniłem obejmując szczelnie swoje kolana.
- Rozumiem.- Wypuścił głośno powietrze i spojrzał w górę.
- Dlaczego Sensei mnie nie powstrzymał?- Zapytałem patrząc na jego twarz. Zaśmiał się cicho.
- Ponieważ zrobiłeś dobrze.- Wyjaśnił. Ryu podszedł do niego z apteczką.
- Powaliło cię do reszty. Wdawać się w bójkę z miejscowym właścicielem tej dzielnicy oraz jednym ze stałych klientów. Który cię tak ładnie urządził? W sumie nie mam co pytać. Podejrzewam, że ten klient.- Powiedział Ryu ubierając rękawiczki. Suyo zaśmiał się cicho.
- Nie. Żaden z nich.- Wyjaśnił i wskazał na mnie głową. Odwróciłem twarz w bok.
- Medyk tak cię urządził?- Zapytał niedowierzając.
- Gdyby tego nie zrobił pewnie bym zabił tą dwójkę i zrobił mu coś.- Powiedział krzywiąc się przy oczyszczaniu rany.
- O co wam poszło?- Zapytał Ryu. Suyo milczał. Ryu nie naciskał bardziej. Na moim kolanie siedział jego skorpion. Przyglądałem mu się uważnie. Odwróciłem twarz w bok ignorując jego obecność. Przede mną klęknął jeden z Medyków który pojawił się tutaj razem z nim.
- A temu co?- Zapytał się Ryu. Wypuściłem głośno powietrze.
- Jakiś guz na głowię. Rozwalone kostki na dłoniach. Zdarte gardło. Ból głowy. Przyspieszony oddech i tętno. I chyba za dużo wypiłem.- Wyjaśniłem mu gapiąc się na niego od dołu. Uklęknął przede mną biorąc w swoje dłonie moje ręce. Przyglądał im się uważnie.
- Dzieciaku w co ty tak nawalałeś, że tak sobie skórę poharatałeś?- Zapytał zaskoczony.
- W jego gębę.- Wskazałem na swojego Opiekuna głową.
- Jakim cudem?- Nie mógł czegoś zrozumieć.
- Co jakim cudem?- Zapytał Ryu zerkając na moje ręce.- Jakim cudem?- I on zapytał zaskoczony.
- Co jakim cudem?- Zapytałem poirytowany.
- Twoje ręce są w gorszym stanie niż jego twarz?- Zapytał Medyk. Spojrzałem na niego.
- Powiesz im?- Zapytał Suyo. Spojrzałem na niego zaskoczony. Wiedział?- Nie zapominaj kim jestem.- Przypomniał mi. Opuściłem głowę w dół.
- Bo to mój Opiekun, Nauczyciel i Lider Oddziału do którego tymczasowo należę.- Powiedziałem gapiąc się jak opatrywał moje ręce.
- I cóż w związku z tym?- Zapytał. Milczałem.
- Eh… Mimo, że mnie tłuk wiedział, że nie powinien i wiele jego ciosów trafiło w skały na których leżałem. Gdyby każdy jego cios trafił nie wyglądałbym tak dobrze.- Powiedział Suyo. Zacisnąłem mocno powieki. Chciałbym zniknąć.

^^~^^

Stanąłem przed drzwiami swojego domu. W salonie świeciło się światło. Spojrzałem na zegarek. Było po piątej. Wszedłem cicho do środka starając się bezszelestnie zamknąć drzwi.
- Naoki?- Usłyszałem cichy głos Gihei’a.
- Ta.- Odpowiedziałem. Wyjrzał na zewnątrz. Stanął jak wryty. Uśmiechnąłem się do niego zmęczony. Ciekawe jak musiałem wyglądać.
- CO CI SIĘ DO CHOLERY JASNEJ STAŁO?!- Krzyknął. Skrzywiłem się. Za głośno.
- Ciszej. Bo Doi’a…
- Coś mu się stało?- Dobiegł kolejny głos z salonu. Teraz na horyzoncie pojawiła się łepetyna Doi’a. Stanął oniemiały. Zerknąłem na swoje odbicie w lusterku. Nie dziwiłem mu się że tak wyglądał. Miałem czerwone oczy i nos od płaczu. Cały umazany pyłem i zaschłą krwią którą mogłem znaleźć i we włosach, na twarzy, szyi  jak i na mundurku.
- Dlaczego nie śpicie?- Zapytałem zmęczonym głosem ściągając buty z nóg. O_O. Krew była również i na nich.
- Wszyscy na ciebie czekaliśmy.- Powiedział Gihei.
- Wszyscy?- Zapytałem zaglądając do salonu. Była tam cała nasza paczka. Siedzieli w kółku. Na środku znajdowała się butelka. Pookrywani kocami. Koło każdego stał kubek. Spojrzałem na nich unosząc brew do góry. Odwróciłem się do nich tyłem. Nie chciałem oglądać ich zaskoczonych spojrzeń.- Doi? Pomożesz mi?- Zapytałem idąc w kierunku łazienki. Udał się tam za mną. Zamknął drzwi za sobą.
- Co ci się stało?- Zapytał. Wypuściłem głośno powietrze opierając się o zlew.
- Nic takiego.- Odpowiedziałem. Położył koło mnie ręcznik.
- Owiń się nim jak się rozbierzesz.- Powiedział i stanął do mnie tyłem. Rozebrałem się uważając na opatrunki na rękach. Brudny mundurek wpakowałem do pralki. Rozpuściłem włosy. Owinąłem się ręcznikiem. Usiadłem na niskim drewnianym krzesełku.
- Mmm.- Powiedziałem cicho. Stanął za mną.
- Jesteś gdzieś ranny?- Zapytał odkręcając ciepłą wodę.
- Dłonie.- Odpowiedziałem. Wylał na mnie dwie misy wody. Zaczął delikatnie trzeć moje plecy szorstką gąbką.- Najbardziej chodziło mi o włosy. Nie dam rady ich umyć.- Dodałem. Nic nie opowiedział.
- Doi?- Gihei zajrzał do środka.
- Przynieś mu czystą bieliznę, jego dresy i rękawiczki jedną parę.- Powiedział Doi. Gihei kiwnął twierdząco głową i zniknął za drzwiami.
- Wiesz… poznałem wiele ciekawych osób.- Zaśmiałem się cicho.- Jest taki barman. Bill. Jadłem coś co nazywa się „hambarger”
- Hamburger.- Poprawił mnie cicho zamaczając moje włosy kilka razy.
- Był na tyle miły, że zrobił mi go bez marchewki.- Ciągnąłem jakby mi nie przerwał. Zaczął szorować moje włosy. Gihei zajrzał do środka.
- Mu je daj.- Powiedział Doi. Gihei podał mi rękawiczki. Wsunąłem w nie ręce. Wziąłem gąbkę. Zabrałem się za mycie kiedy Doi zajmował się moimi włosami.
- Dostałem tymczasowy przydział.- Kontynuowałem.
- Zamknij oczy i usta. Będę spłukiwał włosy.- Powiedział Doi. Zrobiłem co mi kazał. Kiedy tylko woda z głowy zaczęła spływać w dół przetarłem twarz starając się pozbyć z niej śladów krwi.
- Łowcy są przerażający.- Stwierdziłem po dłuższej chwili milczenia jak już byłem umyty i ubierałem na siebie spodnie. Doi zerknął na mnie.
- I dlatego do nich pasujesz.- Powiedział. Zawinął mi włosy w ręcznik. Razem z nim udałem się do salonu.
- Sorry, że musieliście tyle na mnie czekać.- Powiedziałem uśmiechając się do nich delikatnie. Izo podszedł do mnie zaglądając mi w oczy i badając każdy cal mojej twarzy.- Spokojnie. To nie była moja krew.- Dodałem. Wypuścił uspokojony powietrze po czym zobaczył moje zabandażowane dłonie.
- Co ci się stało?- Zapytał. Podrapałem się po głowie siadając na kanapie.
- Jak mam ci odpowiedzieć na to pytanie?- Zapytałem go śmiejąc się gorzko.
- Prawdę powiedź.- Powiedział Izo. Zakryłem oczy śmiejąc się głośno. Spomiędzy moich palców zasłaniających oczy pociekły ciepłe łzy.
- Łowcy to naprawdę przerażające i brutalne osoby.- Odpowiedziałem. W salonie zapadła cisza.
^^~^^

Była siódma rano. Wszedłem właśnie na teren szkoły. Nie wiedziałem jaki mam plan lekcji ani co mam robić. Miałem z nim wczoraj rozmawiać tak jak kazał dyrektor, ale nie miałem sposobności. Po tym jak mnie opatrzyli Ryu nakazał jednemu z medyków odstawić mnie do domu obiecując wcześniej, że tamta dwójka trafi do szpitala a Suyo do domu i on sam tego dopilnuje. Ciekawe czy już jest u siebie w gabinecie?? Zszedłem na dół po schodach i stanąłem przed drzwiami. Zapukałem w nie kilka razy.
- Proszę.- Usłyszałem po drugiej stronie. Otworzyłem delikatnie drzwi. Zajrzałem do środka ukradkiem.
- Dzień dobry.- Powiedziałem ospałym głosem. Spałem może z godzinę tylko. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytał kiedy wszedłem do środka i usiadłem na swoim standardowym miejscu. Spojrzałem na niego. Warga i brew zaklejone. Kilka siniaków na twarzy. Nic więcej.
- Nie powiedział mi Sensei wczoraj co mam robić. Dyrektor dając mi adres tego baru powiedział, że po nim mam spotkanie z Opiekunem i on mi powie co mam robić, przekaże nowy plan i w ogóle.- Wyjaśniłem.
- Eh…- Wypuścił głośno powietrze z płuc. Usiadł obok mnie z jakąś teczką. Otworzył ją. Na wierzchu były jakieś papiery.- Twój plan lekcji.- Podał mi jakąś kartkę.
Lp.
Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
Sobota
Niedziela
1.
BIOLOGIA
GIMNASTYKA
PRAKTYKA
PRAKTYKA
PRAKTYKA
PRAKTYKA
PRAKTYKA
2.
ANATOMIA
GIMNASTYKA
3.
M.A-LOGIA
M.A-LOGIA
4.
M.A-LOGIA
M.A-LOGIA
5.
M.A-LOGIA
ANATOMIA
6.
GIMNASTYKA
M.A-LOGIA
7.
UKSZT.TER
M.A-LOGIA
8
UKSZT.TER
BIOLOGIA
9.
M.A-LOGIA
M.A-LOGIA
10.
*****
*****
*****- SPOTKANIE Z OPIEKUNEM
- Uhum.- Powiedziałem patrząc na owy plan. Zerknąłem na niego.- Czy mogę wiedzieć, kto ten plan ustala?- Zapytałem. Spojrzał na mnie.
- On może tylko tak źle wygląda.- Powiedział. Spojrzałem na niego jak na idiotę.- Mówię poważnie. Może być tak, że przez dwa tygodnie nie będziesz miał praktyki bo nie będzie co robić. Albo będziesz siedział w biurze i uczył się ogarniać dokumentację Łowców, albo będziesz miał do wykonania jakieś zadanie na terenie Sfery bądź wyślą cię na górę. Może być tak, że w trakcie wykonywania zadania zlecenie zostanie wycofane i masz wolne. Albo może być tak, że siedząc na lekcji przyjdą po ciebie i musisz z nimi iść. Ta praca nie ma stałych godzin. Łowcą na dobrą sprawę jesteś cały czas.- Wyjaśnił przyglądają mi się uważnie. Kiwnąłem twierdząco głową. I wszystko jasne. Ale dlaczego czułem, że jeżeli chodzi o mnie to okażę się, że będę miał cały czas zapierdziel.-
W sumie udało mi się załatwić, że jeden dzień będziesz miał praktykę w szpitalu jak będzie jakiś wolny.- Dodał po chwili. Spojrzałem na niego.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie chcę aby moim oddziałem zajmował się ktoś kto może zapomnieć co to znaczy bycie Medykiem.
- Chodzi ci o to sprzed kilku godzin?- Zapytałem wzburzony.
- Dzisiaj jest czwartek więc masz praktykę. Poprosiłem Torazo aby poszedł do ciebie do domu po 10 jak trochę się prześpisz i zabierze cię do biura. Tam dostaniesz pełne umundurowanie oraz pokarze ci dokumentację Łowców z twojego przydziału czyli Medyków. Z racji tego jaki zawód wybrałeś i z tego, że w naszym oddziale na dobrą rękę nigdy nie było Medyka czeka cię trochę papierkowej roboty.- Zmienił temat. Milczałem. Podsunął przede mnie teczkę.
- Co to?- Zapytałem chłodno.
- Twój nieśmiertelnik, który od teraz masz nosić cały czas na sobie. Telefon. Masz już tam wpisane numery całego swojego oddziału, Ryu i Billa. Twój numer też już wszyscy mają. Oraz pegeer. To wszystko też masz nosić przy sobie.- Podał mi pięć plastikowych kart oraz przenośny Pender (coś jak komputer umieszczony w zegarku, w którym mogę wpisywać wszystko co chcę). Wziąłem do rąk karty. Każda w innym kolorze.- Powtórz teraz za mną to co powiem.
- Co?
- CZERWONA karta służy do otwierania wejścia głównego do naszego głównego biura.- Powiedział i spojrzał na mnie znacząco. Przekrzywiłem głowę w bok.- Powtórz i zapamiętaj to!
- Czerwona służy do otwierania wejścia głównego do naszego głównego biura.- Powtórzyłem.- I się nie drzyj. Spałem nie całą godzinę.
- BAIAŁA karta to klucz otwierający drzwi do baru Bill’ego.
- Biała karta to klucz otwierający drzwi do baru Bill’ego.- Powtórzyłem przesuwając białą kartę ku czerwonej, czyli te które już poznałem.
- ŻÓŁTA   karta otwiera twoje biuro w Głównym Biurze.- Powiedział podsuwając mi ten kolor karty. Kiwnąłem twierdząco głową. Szturchnął mnie w kolano abym mógł to powtórzyć.
- Żółta karta otwiera moje biuro w Głównym Biurze.
- ZIELONA z kolei jest twoją przepustką na zewnątrz i powrotem do środka.- Powiedział. Wziąłem tą kartę do ręki.
- Zielona to moja przepustka i powrót pomiędzy góra a dołem.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie i pokręcił przecząco głową.
- Teraz najważniejsze. Tej karty możesz użyć tylko w ostateczności.- Powiedział podsuwając mi czarną kartę pod nos.- CZARNA karta oznacza S.O.S zagrożenie życia.
- S.O.S zagrożenie życia?? O co chodzi?
- Jeżeli będziesz na misji i coś się stanie przez co możesz umrzeć wtedy umieszczasz ją
w penderze i cały oddział odczyta to u siebie. Użycie to również będzie odnotowane w Biurze.- Wyjaśnił z czepiając wszystkie karty razem małym łańcuszkiem.- Nie zgub ich, nie zostawiaj gdzie popadnie, nie dawaj nikomu, nie mów do czego jaki kolor służy. I nie daj się zwieść kolorom kart. To że u ciebie pod każdym kolorem występuje jakieś znaczenie nie znaczy, że np. u mnie pod tym samym kolorem może być to samo.
- Dlaczego?
- Żeby nie było, że ktoś ukradnie twoją kartę, np. koloru Żółta i jakimś trzem Łowcą myśląc, że dostanie się do waszych biur. Nie, dostanie się tylko do twojego. U innych może dostać się do baru, aktywować S.O.S i tym podobne. U wielu występują też inne kolory. Z tych co ty masz mam tylko biały kolor. A tak wszystkie moje karty się różnią.- Wyjaśnił. Ubrałem na siebie nieśmiertelnik. Pender ubrałem na rękę. Stał się przezroczysty zlewając się z moją ręką. Zabolała mnie trochę kiedy łączył się z moimi nerwami. Nie lubiłem tego urządzenia. Kiedy już raz do ciebie przylgnie to można je zdjąć dopiero na przeglądzie. A tak cały czas będzie przy tobie. Nikt go nie widzi tylko ja i tylko ja widzę co w nim jest i co ukrywa. Komórkę schowałem do kieszeni spodni, pegeer przyczepiłem do szlufki. Spojrzałem na zegarek. Ósma. Nim dojdę do domu będzie przed 9.
- Jak w ogóle…
- Wszystkiego nauczy cię Torazo. On jest w tym najlepszy. Jak już masz jakieś pytania to do niego.- Powiedział przerywając mi w pół słowa. Kiwnąłem twierdząco głową.- W mundurku chcesz iść do Biura?- Zapytał po chwili mierząc mnie od góry do dołu i z powrotem.
- Jeżeli padło takie pytanie to rozumiem, że lepiej by było jakbym jednak zrezygnował z tego stroju.- Powiedziałem. Kiwnął twierdząco głową. Wypuściłem głośno powietrze i wstałem zarzucając na ramię plecak.- Ta ja idę.- Dodałem.
- Słucha się Torazo.
- Wiem.- Odpowiedziałem i wyszedłem z jego gabinetu zabierając się za powrót do domu. Na schodach przed wejściem trafiłem na Doi’a i Gihei’a.
- A ty gdzie?- Zapytał Doi. Spojrzałem na niego zaspanym spojrzeniem.
- Mam dzisiaj praktykę. Muszę wrócić do domu się przebrać.- Powiedziałem. Kiwnął twierdząco głową.
- O której wrócisz?
- A co?
- Chciałeś abym coś dzisiaj ugotował.- Przypomniał mi.
- Postaram się jak najszybciej.- Powiedziałem. Kiwnął głową na znak, że rozumie. Uśmiechnąłem się blado i ruszyłem w stronę naszej dzielnicy.


^^~^^
Szedłem za Torazo długim korytarzem wyłożonym brązowymi kafelkami w dwóch odcieniach. Ciemne znajdowały się na podłodze i połowie ściany. A od drugiej połowy ku górze ciągnął się jaśniejszy odcień brązu. Mijałem pełno pozamykanych drzwi. Doszliśmy do wąskiego korytarza nad którym wisiała tabliczka „02-98867- CZ.W”. Wskazałem na tabliczkę palcem.
- Co to?- Zapytałem szeptem.
- Zapamiętaj co jest napisane na tej tabliczce. Każdy korytarz należy do innego oddziału. Ten należy do nas. Każdy ma tutaj swój pokój. Prosto znajduje się biuro Katsuyoshi’ego.  A z resztą.- Zatrzymał się przed wielką tablicą pomiędzy dwiema parami drzwi.- Spójrz na to.- Poradził. Zerknąłem na to zaskoczony.
- To tak na poważnie?- Zapytałem. Uśmiechnął się.
- Spotkasz to na wejściu do każdego korytarza aby nie łazić od pokoju do pokoju i szukać tego kogo potrzebujesz. Musisz na to patrzeć na każdym korytarzu ponieważ rozmieszczenie członków oddziału jest zależne od widzimisię szefa, w naszym przypadku od Suyo.
- Eh.- Westchnąłem. Kolejne utrudnienie w życiu.- Ok. Pozwól mi na chwilę to ogarnąć.- Powiedziałem i spojrzałem na plan skupiając się dokładnie na tym co on przedstawiał. Na wprost korytarza znajdował się gabinet Katsuyoshi’ego. Przylegający bezpośrednio do niego po prawej stronie był gabinet Ryoko. Wzdłuż korytarza idąc od jego gabinetu do miejsca w którym stałem po lewej stronie znajdowały się pokoje należące do: Yaichiro, Munoto, Toshio, Suko, Sakue oraz Torazo. Z kolei po prawej stronie korytarza idąc od jego gabinetu swoje miejscówki mieli: Yuke, Washichi, Yujiro, ja i zaplecze medyczne (??) oraz WC.- Szermierze i Nawigatorzy mają koło siebie.- Zauważyłem.
- Skąd wiesz?- Zapytał zaskoczony.
- Idąc po kolei.- Powiedziałem pokazując w oddali drzwi.- Szef, Lotnik, Szermierz, Szermierz, Saper, Łucznik, Snajper, Nieznany.- Wymieniłem dwa ostatnie pokoje i lewą stronę. Wskazałem palcem na prawą stronę.- Nawigacja, nawigacja, strateg, medyk i zaplecze medyczne oraz WC.- Dodałem.
- Nieznany. Fajnie to zabrzmiało.- Zauważył.
- Nie określiłeś dokładnie jakie masz stanowisko.- Powiedziałem. Uśmiechnął się wrednie.
- Z czasem się dowiesz.- Powiedział pokazując mi drzwi mojego biura. Otworzyłem je używając Żółtej karty i wszedłem do środka. Ręce załamały mi się nie wiem czy z wrażenia czy
z szoku.
***************************************************
I jak wyszło mi tym razem??:D
Kolejny rozdział postanowiłam zatyuować:
 13. „Przekraczając niektóre granice musimy liczyć się z tym, że nie będzie już powrotu” 13.
a teraz lecę dodać rozdział na kolejnego bloga i znowu się położę sapać...;/
Pozdrawiam:* 



środa, 8 stycznia 2014

11. „Nowy w szeregach. Zwany żartobliwie

Joł:D
To znowu ja z kolejnym rozdziałem:) wiem, że troszkę nie w terminie, no ale cierpliwi się doczekali a ci mniej niestety już nie.
Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział (według harmonogramu z drugiego bloga wypada to 18.01.2014 ale nie wiem czy podołam. Wszystko jest tam opisane więc nie będę się powielać i tak te same osoby czytają moje obie prace:D).
Więc bez żadnych ceregieli, najpierw tak:

Dedykacja dla: Kamili (nie mogę zapamiętać twojego nicka) oraz dla Zjawy, która jak wskazuję nick pojawia się i obserwuje:D
****************************************************
Obudził mnie czyjś głos dobiegający z dołu. Otworzyłem delikatnie oczy. Rozejrzałem się po pokoju. Byłem zawinięty w koc jak w jakiś kokon. Usiadłem wściekły na łóżku. Zabije idiotę! Szamotałem się z kocem przez kilka chwil jęcząc z bezradności. Upadłem na podłogę wyswobodzony z mojego puchowego więzienia. Wyszedłem na korytarz. Z salonu usłyszałem głos Doi’a i jeszcze kogoś. Znajomy śmiech. Zajrzałem tam delikatnie. Przystanąłem zaskoczony kiedy zobaczyłem tam Naorę.
- Joł.- Wsadziłem głowę do środka. Podskoczyli zaskoczeni.- Do szkoły się nie szykujecie?- Zapytałem. Naora zachichotał cicho pod nosem.
- Wróciliśmy z niej jakieś trzy godziny temu.- Zauważył Doi. Spojrzałem zaskoczony na zegarek. Było przed dziewiętnasta.
- CO?! Doi dlaczego mnie rano nie obudziłeś?!- Zawołałem załamanym głosem. Teraz nie mogę opuszczać zajęć ponieważ nie dam rady później nadrobić.
- On powiedział, że mam tego nie robić bo zasnąłeś dopiero po piątej nad ranem i masz się wyspać.
- A on kiedy poszedł?
- Coś około siódmej?- Zapytał mnie jakby nie wiedząc dokładnie która to była godzina.
- Jak wyglądał?- Zapytałem. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na jakąś kartkę na stole.
- Oprócz bólu głowy i 37,40C na nic innego się nie uskarżał.
- On się na to uskarżał??
- Nie. Zamknąłem drzwi na patent i powiedziałem, że go nie wypuszczę i będę się tak darł aż wstaniesz albo da sobie zmierzyć gorączkę i powie czy coś go boli. Zaskoczony był i się śmiał ale pozwolił mi to zrobić.- Powiedział dumny z siebie podając mi kartkę do ręki.
- Był dzisiaj w szkole?
- Na trzech lekcjach. Później już go nie było.
- Gdzie Gihei?
- Umm… u…
- Aha. Spoko. Nie mów więcej. Wraca dzisiaj?
- Mówił, że…- Przerwał Doi kiedy drzwi wejściowe zamknęły się z cichym pyknięciem. Wyjrzałem na korytarz. Gihei z delikatnym rozkojarzeniem na twarzy spojrzał na mnie.
- Sam przyszedłeś?- Zapytałem klękając na czworaka i szykując się do wstania.
- Um… nie~e.- Zaprzeczył po chwili milczenia.
- Zawołaj go tutaj na chwilę nim nie odszedł za daleko.- Powiedziałem wstając i udając się do łazienki. Wróciłem po chwili ze szczotką w ręku. Rozpuściłem swoje włosy i zabrałem się za ich rozczesywanie kiedy po chwili wrócił Gihei a za nim nauczyciel od biologii. Spojrzał na mnie gniewnie.
- Czego?- Zapytał. Czyżbym miał z nim dzisiaj jakąś lekcję i nie pojawiłem się na niej?
- Gdzie mieszka mój Opiekun?- Zapytałem zaplatając włosy w warkocz. Spojrzał na mnie zaskoczony opierając się o futrynę.
- Po co ci to wiedzieć??
- Nie ważne.- Odpowiedziałem. Wypuścił głośno powietrze.
- Tylko ludzie z jego oddziału wiedzą gdzie on mieszka. Sfera 22 jest bardzo duża i rozległa więc nic mi nie wiadomo o jego miejscu zamieszkania.- Powiedział po krótkiej chwili studiowania mojej twarzy.
- Eh… telefon??- Zapytałem wyciągając w jego kierunku rękę. Spojrzał na mnie zaskoczony ale po chwili opornie podał mi go.- Jak ma Sensei zapisanego Toshio z jego oddziału o ile go pan ma?
- Toshio. Normalnie.- Powiedział. Wyszukałem go w spisie kontaktów.- Myślałem, że chodzi ci o Katsuyoshi’ego.
- Bo chodzi…- Odczekałem chwilę.
- Co jest Ryu??
- Naoki jak coś.- Poprawiłem go kiedy w końcu się do niego dodzwoniłem.
- O_O.- Odpowiedział. Odchrząknął znacząco.- CO jest?
- Masz pod ręką mojego Opiekuna?
- Ano mam.
- Weź zobacz czy ten durny, nic nie myślący zacofany rozwojowo i umysłowo neandertalski wojownik walczący z roślinami nadal ma gorączkę.- Powiedziałem. Zaśmiał się cicho.
- Co mu tak ciśniesz?
- Bo mi się tak podoba. Ma?- Zapytałem uciskając nos palcami.
- Czekaj.- Odpowiedział. W słuchawce przez chwilę było słychać jakieś szumy. Trzask
i głęboki wydech.- No ciepłe czoło ma.
- Zapytaj się czy oprócz głowy coś go jeszcze boli?
- Nie wiem o co chodzi ale spoko. SUYO BOLI CIĘ COŚ OPRÓCZ GŁOWY?!- Wydarł się do słuchawki. Odsunąłem ją od ucha.
- Co powiedział?
- Że mam się od niego odpierdolić i przestać gadać ze swoją kochanką bo mi sperma w mózgu miesza.- Odpowiedział. Zazgrzytałem zębami.
- Powiedz mu, że ma odpowiedzieć na to pytanie bo jak nie to następnym razem tak mu
w mordę przypierdolę, że trzy dni będzie spał!- Wrzasnąłem do słuchawki.
- Już.- Chyba zasłonił głośnik. Coś zaszeleściło.
- Żebym ja ci nie pierdolnął.- Odezwał się głos po drugiej stronie.- O co ci Ryu znowu chodzi?
- Naoki.- Poprawiłem go po chwili milczenia. I on odchrząknął znacząco.
- Po co dzwonisz?
- Jak to po co?
- Nie rozumiem po co dlatego się pytam.
- Gorączka?
- Eh… 37,7.
- BÓLE?- Powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Głowa mnie boli od twojego marudzenia. Co ty moja matka czy co?
- Nie. I nie chcę nią być.
- To nie marudź tylko kładź się spać.- Powiedział stanowczo.
- Dopiero co wstałem. A ty za pewne nie spałeś jak wróciłeś do domu.
- Jeszcze w nim nie byłem.
- A widzisz! Mam rację!! Znowu zemdlejesz! Powinieneś się przespać porządnie!
- Dobra, dobra mamusiu. Jak wrócę do domu to od razu się położę spać.
- Nie żartuj sobie ze mnie!!- Krzyknąłem kiedy zaśmiał się cicho.
- Obiecuję, że jak wrócę do domu to się położę.
- Kła…
- Wybacz, ale muszę już kończyć.- Powiedział i się rozłączył. Jeszcze chwilę trzymałem słuchawkę przy uchu po czym z zaciśniętymi zębami oddałem ją właścicielowi.
- Udało ci się coś u niego wyegzekwować?
- Dupną obietnicę bez pokrycia.- Warknąłem. Kopnąłem ze złości w stół za co dostałem od Doi’a w głowę.
- Nie wyżywaj się na meblach. Dlaczego uważasz, że bez pokrycia?
- Ponieważ powiedział „jak wrócę do domu”. Starczy, że nie wróci do domu i już jej nie dotrzyma. Dlatego dupna bez pokrycia.- Powiedziałem wściekły gapiąc się w sufit.

**jakiś czas później (godzinowo)**
Siedziałem na podłodze w salonie trzymając w ręku butelkę z piwem (niech nikt nie wnika skąd ją mam). W sumie w salonie razem ze mną znajdowało się piętnaście osób. Nie wiem jak nazwać nasze spotkanie. Impreza bez muzyki? Spotkanie znajomych przy alkoholu i żarciu? No po prostu nie mam zielonego pojęcia. Gapiłem się na nich (wszyscy bez słowa doszli do wniosku, że lepiej do mnie nie podchodzić bo coś mnie wkurwiło porządnie) przysłuchując się ich aktualnemu tematowi. „Co dadzą swojej drugiej połówce na walentynki/jak je spędzą?” Zmarszczyłem delikatnie czoło dopijając do końca butelkę piwa. Walentynki? Ile do nich zostało? Spojrzałem na Doi’a. Wyczuł, że się na niego gapię. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do mnie. Uklęknął przede mną.
- Co jest? Źle się czujesz czy podać ci jeszcze jedno?- Zapytał przyciszonym głosem.
- Jeszcze jedno.- Powiedziałem. Kiwnął głową i już chciał wstać ale przytrzymałem jego koszulkę. Kiwnąłem palcem na znak aby się przybliżył. Pochylił się bardziej.- Walentynki? Co to jest?- Szepnąłem cicho. Spojrzał na mnie zaskoczony i zaśmiał się głośno. Uderzyłem go w brzuch na znak, że ma się zamknąć. Każdy się na nas gapił.
- To nic takiego.- Doi powiedział do pozostałych i przybliżył się do mnie.- Walentynki to co roczne święto zakochanych wypadające w lutym. W ten dzień możesz dać temu kogo kochasz kartkę bądź list z wyrazami miłości, coś słodkiego bądź jakiś upominek. Możesz też dać komuś coś
w ramach podziękowania za coś.- Wyjaśnił. Kiwnąłem twierdząco głową.
- Głupota.- Zauważyłem patrząc gdzieś w bok. Zaśmiał się tylko i odszedł wracając po chwili z piwem. Usiadł obok mnie.
- Nie sądziłem, że to cię zainteresuję. Masz kogoś kogo lubisz?- Zapytał opierając policzek na kolanie i uśmiechając się delikatnie. Zakaszlałem zakrztuszając się piwem.
- Pogięło cię?- Zapytałem wybałuszając oczy. W pokoju znowu nastała cisza.
- Co jest? Co jest?- Zapytał Izo siadając po mojej drugiej stronie.
- Nic.- Odpowiedziałem. Zabrał mi piwo.- Ej no! Oddawaj!- Zawołałem próbując mu je zabrać. Zaśmiał się tylko.
- Doi powiedz!- Zawołał.
- Pytałem się czy jest ktoś kogo Nao lubi.- Powiedział Doi. Izo zatrzymał się zaskoczony (zabrałem mu moje piwo) po czym zaśmiał się głośno.
- Co najwyżej książki i medycynę.
- A co cię to interesuję. Ciekawe czy ty masz kogoś takiego?- Zapytałem aby się ode mnie odwalił. Zaśmiał się cicho.
- Sorry. Przykro mi to mówić, ale na dzień dzisiejszy jesteś jedyną osobą z naszej paczki, która z nikim się nie spotyka i nikogo nie kocha.- Powiedział pokazując mi język. Znowu się zadławiłem piwem. Spojrzałem na niego wybałuszając oczy.
- Mówisz poważnie?!- Krzyknąłem. Wszyscy zaśmiali się głośno. Spoglądałem na każdego po kolei przyglądając im się uważnie. Uśmiechali się czerwoni na twarzach.- Ale… przecież… Gihei…
- Tylko o nim wiesz.- Zauważył Doi. Pokręciłem przecząco głową. Spojrzałem na niego.
- To z kim ty niby chodzisz?
- Ehem…- Podrapał się zakłopotany po głowie po czym kiwnął w stronę okna. Spojrzałem tam.
- NAORA?!- Zawołałem zaskoczony. Zaśmiał się cicho ale kiwnął twierdząco głową.- To
z kim wy chodzicie?- Zapytałem patrząc się na pozostałych. Mój wzrok zatrzymał się na Izo. Zaśmiał się.
- W sumie Gihei miał najgorzej więc teraz mogę już ci powiedzieć. Z Jou.- Powiedział. Spojrzałem na Jou który stał koło Hideki’ego. Kiwnął twierdząco głową po czym puknął w ramię swojego sąsiada. Hideki spojrzał na mnie przyklejając się do swojej butelki.
- Um… z Torazo.- Powiedział patrząc gdzieś na boki. Torazo? Torazo? Torazo? Skąd ja znam to imię. Przyłożyłem palec wskazujący prawej ręki do skroni i wijąc się i krzywiąc myślałem intensywnie. Otworzyłem szeroko oczy. Ręce opadły mi z wrażenia.
- Z TYM Torazo?- Zapytałem. Kiwnął twierdząco głową.
- Znasz go?- Zapytał zaskoczony Doi. Kiwnąłem twierdząco głową.- To masz fajnie. Bo my jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji go spotkać.
- Uhm.- Odpowiedziałem. Hideki spojrzał na mnie.
- Jak go poznałeś?- Zapytał. Wziąłem łyk piwa dla uspokojenia.
- Był przewodniczącym komisji na moim przesłuchaniu w sprawie Czarnego Medyka.- Odpowiedziałem cicho. Hideki dopiero po chwili zamknął usta. Ja je z kolei zakryłem zaskoczony.
- Co jest?- Zapytał Hideki.
- Nie, nic.
- No powiedz.- Nalegał.
- Po prostu przypomniało mi się jak mi się przedstawiał.- Pokręciłem przecząco głową. Wziąłem kilka łyków piwa.- Chcę o tym zapomnieć.- Dodałem po chwili. Hideki zarumienił się potwornie. Chyba znał go bardzo dobrze.
- Co on ci do cholery powiedział?- Zapytał wzburzony.
- Em… takie coś. Chcesz wiedzieć to się go zapytaj.- Powiedziałem.- Czy jeszcze czyjś związek tak mnie zaskoczy?
- Nie wiem. – Powiedział Jou.- Najwygodniej by było jakby każdy stanął koło tej osoby
z którą chodzi a ci co będą stali sami to ci powiedzą.
- Czyli większość z was chodzi z kimś z tego pokoju?- Zapytałem. Jou kiwnął twierdząco głową. Po chwili w salonie powstało małe zamieszanie w trakcie którego powoli sączyłem swoje piwo. Przyglądałem im się uważnie. Naora stanęła koło Doi’a. To już wiedziałem. Izo koło Jou. Tokaji przeciskał się przez zbiorowisko osób do stojącego koło regału z książkami Isei’a. Powoli powędrowałem wzrokiem dalej. Shun i Jiro. Zakaszlałem cicho zaskoczony tym co zobaczyłem. Toichi z Go. W samotności stał Goro, Hideki, Gihei i Fukusaburu. Nawet on kogoś miał. Wypiłem sporą część piwa.
- Zamurowało go.- Zauważył Jiro. Pokręciłem przecząco głową kiedy wszyscy zaśmiali się cicho.
- Hideki i Gihei wiem. A wy??- Spojrzałem na Goro. Zaśmiał się cicho.
- Z Seki-sensei.- Powiedział. Kiwnąłem z opóźnieniem głową biorąc głęboki wdech. Obiecałem sobie, że to co powie mi Buru nie zaskoczy mnie już w ogóle. Spojrzałem na niego biorąc do ręki nowe piwo.
- Um… ja…ja chodzę z…em…. Z … Yujiro.- Powiedział cicho. Piwo z ręki roztrzaskało się głośno na podłodze rozpryskując się na moich nogach. Bardzo powoli uniosłem głowę do góry przyglądając mu się uważnie. Wstałem po kolejne piwo i zniknąłem z nim w kuchni. Muszę to przyswoić na spokojnie z dala od 14 par oczu śledzących dokładnie mimikę mojej twarzy.

^^~^^

Wyszedłem właśnie z gabinetu dyrektora szkoły. Bolała mnie głowa od tego jego ględzenia. Dlaczego bez jego wiedzy wszedłem w jakiś układ z Korporacją Łowców, dlaczego uderzyłem Ryu (brawo za zapłon dla dyrektora), dlaczego dopiero teraz zacząłem szkole (jeszczeeeeeeeee większe brawa) i tak w koło Macieja trucie dupy bez powodu. Dał mi kartkę z jakimś adresem po dwugodzinnym pierdoleniu bez sensu i kazał tam pójść za raz po skończeniu dzisiejszych lekcji. Po tym jak wrócę z tamtego miejsca mam się spotkać ze swoim Opiekunem (nie chciałem tego ale nie chciał mnie słuchać). Spojrzałem na zegarek. Zostały mi tylko dwie gimnastyki na koniec i będę mógł tam pójść. Na schodach wpadłem na Doi’a, Gihei’a i Buru.
- O której kończysz?- Zapytał Doi. Spojrzałem na niego chowając kartkę z adresem do kieszeni spodni.
- Dzisiaj wrócę później.
- Koza?- Zapytał Gihei. Dyrektor zabronił mi mówić komukolwiek co będę robił dzisiaj po szkole.
- Można tak powiedzieć.
- Coś kręcisz.- Naciskał Doi.
- Daj mu spokój. Pewnie ma ważne SPOTKANIE.- Powiedział Buru. Zerknąłem na niego. Czyżby znał prawdę?
- O której w takim razie wrócisz do domu?
- Postaram się DZISIAJ wrócić.- Powiedziałem. Spojrzeli na mnie i kiwnęli twierdząco głową.- A tak w ogóle to wy nie w domu? Już dawno powinniście skończyć.
- Nie słyszałeś, że wszyscy uczniowie mają się stawić w głównej Sali gimnastycznej tam gdzie miałeś egzaminy?
- Nie. Pierwsze słyszę.
- Twój Opiekun ci nie mówił?
- Nie widziałem go od tamtego razu.- Powiedziałem zaciskając palce na plecaku. Zamilkli. Nastał niezręczna cisza.- To co? Idziemy?- Zapytałem. Kiwnęli twierdząco głowami. Wyszliśmy więc przed szkołę. Buru jęknął cicho wpadając na kogoś z impetem. Złapałem go pod ramię.
- Uważaj jak łazisz.- Usłyszałem zimny głos. Spojrzałem przed siebie zaskoczony. Yujiro.
- To jest jakaś k…- Buru zasłonił mi usta i pociągnął za sobą na tył szkoły. Nadal zakrywając mi usta stanął na palcach aby spojrzeć mi w oczy.
- Przestań. On nie ma dzisiaj humoru.- Powiedział. Zabrałem delikatnie jego rękę z moich ust.
- Ale to nie znaczy, że musi tak do ciebie mówić. Z tego co dobrze ogarnąłem sytuację spotykacie się.
- Ale on jest teraz w pracy.
- No i?? To że jest w pracy nie oznacza, że ma cię tak traktować.
- Przypatrywałeś się kiedyś jak Ryu traktuje w pracy Gihei’a a jak po za pracą.
- To są…- Znowu zasłonił mi usta i pokiwał przecząco głową patrząc mi intensywnie w oczy.
- Możesz mi to wyjaśnić?- Usłyszeliśmy za swoimi plecami ten zimny głos. Dlaczego mój przyjaciel musi chodzić z tą osobą, której ja tak bardzo nie cierpię? Buru stanął sztywną na nogach zabierając rękę z moich ust.
- To nic takiego. Rozmawiamy.- Powiedział patrząc na mnie. Był przerażony czy mi się wydawało?
- Rozmawiacie?- Zapytał Yujiro oparty o przeciwległą ścianę. Buru kiwnął twierdząco głową. Czyżby ten debilny Łowca myślał, że Buru go zdradza?! ZE MNĄ?! Pokiwałem przecząco głową
i potargałem mu włosy.
- Nie martw się i nie rób takiej miny. Nie powiem mu co planujesz dla niego na walentynki.- Powiedziałem i ominąłem zaskoczonego Buru. Przechodząc klepnąłem delikatnie ramie Yujiro.- Spodoba ci się.- Uśmiechnąłem się delikatnie i odszedłem chowając się za winkiel.
- Przepraszam.- Usłyszałem cichy głos Yujiro. Nie było w nim złości ani nic.
- Nic się nie stało.
- Przepraszam za to, że wpadłem na ciebie i to jak do ciebie powiedziałem. Przepraszam za to, że jestem idiotą i…
- Przestań. Wiem, że jak pracujesz to będziesz się tak zachowywał. Teraz jesteś w pracy?
- Tak.- Odpowiedział po chwili milczenia.- Buru??- Zapytał. Zaskoczony otworzyłem oczy. Nie sadziłem, że tak do niego mówi.
- Tak?
- Kocham cię.- Usłyszałem cichy szept. Nie powinno mnie tutaj być. Ruszyłem przed siebie pragnąc jak najszybciej nawiać.
- Wiem. Ja ciebie…- Nic więcej nie usłyszałem ponieważ wróciłem do zgiełku uczniów którzy wychodzili ze szkoły i tak jak ja musieli pozostać w niej dłużej gdyż znajdowali się na trzecim poziomie nauczania. Ci którzy skończyli wcześniej i poszli do domu właśnie wracali poubierani
w zwykłe ciuchy. Rozglądałem się po placu. Goro przebiegł właśnie koło Seki-sensei, która rozmawiała z Shoken-sensei oraz Tai-sensei. Nawet na siebie nie spojrzeli. Hideki śmiejąc się razem
z Go i Toichi przeszli koło Torazo, Toshio oraz Yaichiro którzy stali przy wejściu do Sali. Też na siebie nie spojrzeli. Czy oni naprawdę ze sobą chodzili czy tylko mi ściemę puścili?? Podszedłem do drzwi od Sali. Toshio uwiesił się na moim ramieniu.
- Szukaliśmy cię.- Zauważył kiedy spojrzałem na niego spod byka.
- Po jaki ch…- Urwałem w porę bo na horyzoncie pojawił się mój Opiekun. Toshio zaśmiał się cicho.
- Suyo nam kazał.- Powiedział Yaichiro. Strąciłem rękę Toshio ze swojego ramienia
i ruszyłem przed siebie. Torazo zaszedł mi drogę. Zacisnąłem apaszkę na prawym nadgarstku patrząc na niego uważnie. Wziąłem głęboki oddech szykując się do zamachu. Zszedł mi z drogi. Wszedłem do Sali i zająłem swoje miejsce koło Doi’a oraz Gihei’a. Po chwili dołączył do nas Buru czerwony na twarzy. Ciekawe co się stało jak poszedłem? Ktoś puknął moje ramię. Odwróciłem się w bok.
- Młody. Chodź.- Yujiro pochylał się nade mną. Spojrzałem na niego zaskoczony.
- To chyba Buru powinieneś wołać.- Zauważyłem i odwróciłem się w stronę sceny. Znowu puknął mnie w ramię.- Czego?- Zapytałem odwracając się do niego. Pochylił się w moim kierunku.
- Suyo cię woła.- Szepnął mi cicho do ucha. Odwróciłem się w stronę sceny.
- Doi co ty ostatnio robiłeś na obiad?
- A co?
- Bo mi posmakowało i chciałbym znowu to zjeść.
- Słyszysz co do ciebie mówię.- Szepnął głośniej Yujiro. Ignorowałem go na całej linii.
- Naora mnie tego nauczyła.- Doi zerknął za mnie ale po chwili znowu patrzył w moim kierunku.
- Zrobisz to jutro na obiad?
- Ile zapłacisz?
- Naoki…
- W sumie racja. Mój tydzień gotowania. Nie wiem. A ile chcesz?
- Naoki!
- Um… zastanowię się.
- To jak się zastanowisz…- Urwałem kiedy w Sali rozbrzmiał piskliwy dźwięk mikrofonu.
- Chodź w tej chwili!- Katsuyoshi łypał na mnie gniewnie.- Yujiro odetnij mu palca albo język jeżeli go wystawi. Oraz rękę jeżeli będzie chciał ją podnieść.- Dodał schodząc ze sceny. Yujiro pochylał się obok mnie uśmiechając się psychopatycznie. Wyciągnął z pochwy koło swojej nogi ciężki nóż. Wypuściłem głośno powietrze i wstałem ze swojego krzesła. Cała sala przyglądała mi się uważnie. Szedłem wzdłuż krzeseł udając się w stronę sceny za którą spodziewałem się spotkać mojego Opiekuna. Podszedłem do sceny. Jak ja miałem na nią wejść? Jakby czytając w moich myślach na scenie pojawił się Torazo. Wyciągnął w moją stronę rękę. Chwyciłem ją. Wciągnął mnie do góry. Poszedłem za nim nie odwracając się do tyłu. Pierwszy raz byłem za kulisami. Za nimi nic nie było słuchać. Panował tam półmrok. Długi stół stał pod ścianą. Pod przeciwległą stała długa kanapa i dwa fotele. Wszystkie miejsca były pozajmowane. Kilka drewnianych krzeseł. Katsuyoshi siedział w fotelu najbliżej drewnianych krzeseł, na których siedzieli Toshio i Yaichiro. Podejrzewałem, że i tam siedzieli Torazo oraz Yujiro. Podszedłem do niego mijając po drodze wszystkich nauczycieli. Spojrzałem gdzieś w bok stając naprzeciwko niego przekrzywiając usta w bok.
- Tak?- Zapytałem. Jego zimne palce zacieśniły się delikatnie na moich policzkach zmuszając mnie w ten sposób do spojrzenia na siebie.
- Przychodź jak cię wołam.
- Jak wrócę do domu to przyjdę.- Odpowiedziałem patrząc mu hardo w oczy. Zaśmiał się po chwili puszczając moje policzki. Pomasowałem je. Piekły.- To coś ważnego? Apel za raz się zacznie.
- Tutaj przeczekasz część apelu.
- Bo??- Zapytałem. Spojrzał na mnie.
- Bo ja tak chcę.- Odpowiedział. Pokręciłem przecząco głowa i odszedłem od niego najdalej jak się da siadając na podłodze koło stołu. Przyglądał mi się przez chwilę po czym wstał i zabrał jedno krzesło. Podszedł do mnie i usiadł na krześle które ze sobą przytachał.
- Przecież się stąd nie ruszam. Nie potrzebuje psa przy nodze.
- Nie długo i ty będziesz takim psem.- Zauważył chłodno. Wzruszyłem obojętnie ramionami.- O co znowu się złościsz?- Zapytał po chwili.
- A czy ja się złoszczę?
- Znam cię już trochę. Jak to kiedyś powiedziałeś „Spędzone razem ciche dni nauczyły mnie tego i owego”.
- Dokładnie to powiedziałem: „Ciche dni jakie miałem okazje z Sensei’em przeżyć nauczyły mnie tego i owego.”- Poprawiłem go cicho pod nosem. Uśmiechnął się.- Proszę się ze mnie nie śmiać.- Dodałem. Znowu cicho się zaśmiał.
- Więc o co chodzi?
- O nic.
- Naoki kiedyś się umawialiśmy. Jeżeli z twoich ust ma wyjść kłamstwo to lepiej abyś ich nie otwierał.- Powiedział chłodno. Zacisnąłem mocno usta. Niech on idzie! Nie chce z nim rozmawiać!- Eh. Wróciłem do domu dwa dni później. Wcześniej nie dałem rady. Byłem u Ryu w szpitalu. Przepisał mi jakieś witaminy. Biorę je. W Szpitalu u Ryu przespałem dziesięć godzin później wróciłem do domu i spędziłem w nim cztery dni dlatego nie było mnie w pracy. Przeważnie spałem. Nie wierzysz zapytaj Ryu.- Powiedział przyglądając mi się uważnie. Patrzyłem przed siebie. Wiedział o co mi chodzi to dlaczego pytał?
- Dlaczego nie mogę iść na apel?- Zapytałem po chwili milczenia. Wypuścił głośno powietrze i poczochrał mi włosy.
- Poczekaj spokojnie to się dowiesz.- Powiedział i ruszył za resztą nauczycieli na scenę. Czekałem w napięciu aby usłyszeć co się  dzieje na zewnątrz ale równie dobrze mogłem próbować oddychać pod wodą.
- To dźwiękoszczelne pomieszczenie.- Powiedział Toshio. Spojrzałem na niego. Siedzieli
w oddaleniu na krześle.
- Aaa.- Odpowiedziałem. Zaśmiał się cicho.
- Młody?- Zapytał. Wychyliłem się zza stołu i spojrzałem na niego pytająco kiedy nic nie powiedział.- Dzięki.- Dodał kiedy patrzyłem na niego przez dłuższą chwilę.
- Za co?
- Słyszałem, że ładnie się zdenerwowałeś jak Katsuyoshi nie pozwolił ci wejść do salonu. Dzięki.- Powtórzył. Chwile mi zajęło załapanie o co chodzi.
- Aa. O to. Nie ma za co. Każdy normalny człowiek o zdrowej psychice by tak zareagował.- Powiedziałem wrednie. Yaichiro i Yujiro spojrzeli na mnie dziwnym spojrzeniem. Toshio zaśmiał się cicho. Etto? A gdzie Torazo??
- Jeżeli poznasz kiedyś bliżej Ryoko to przekonasz się że normalny i zdrowy umysłowo człowiek zachowałby się tak jak oni.- Powiedział Toshio pokazując głową na swojego brata i tego głupka. Pokręciłem przecząco głową na znak, że się z nim nie zgadzam. Toshio znowu się zaśmiał.- Słyszałem, że ładnie mu przypierdoliłeś i to podobno prawą rękę.- Dodał. Spojrzałem na niego.
- Jakoś tak to było.- Zauważyłem. Zaśmiał się głośno.
- Najlepsze akcje z tobą mnie omijają. Łamiesz rękę Ryu. Powalasz Suyo. Czy jakieś jeszcze akcje mnie ominęły?- Zapytał udając załamanego. Pomyślałem przez chwilę. Kiedyś Suyo w ramach wyciągnięcia ode mnie prawdy się do mnie dobierał. Pokręciłem przecząco głową. Później przez przypadek nasze usta się zetknęły? Znowu pokiwałem przecząco głową ale tym razem bardziej energicznie. Kolejny raz… spaliśmy w jednym łóżku… Zakryłem twarz w dłoniach i pokręciłem przecząco głową trąc boleśnie policzki.
- Aaa…- Zajęczałem. Po chwili kiedy już wypchałem te wspomnienia do ciemnych lochów mojej pamięci spojrzałem na nich już ogarnięty.- Nie już nic więcej cię nie ominęło.- Powiedziałem kłamiąc płynnie. Cała trójka przyglądała mi się uważnie.
- Jesteś tego pewien?- Zapytał zaczepnie Toshio siadając koło mnie i obejmując mnie ramieniem. Zawsze tak robił kiedy chciał sprawdzić czy nie kłamie. Nie wiem czy to jakiś wyrobiony nawyk czy co.
- Nie wiem czy słyszałeś jak kiedyś próbowałem uciec przed swoim Opiekunem
i wpakowałem się do śmietnika.- Powiedziałem wyszukując we wspomnieniach na szybko jakąś zabawną akcję. Spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Nie. Nie opowiadał o tym nigdy.
- W sumie on tego nie widział tylko nauczyciel HPIPK. Z tego co wiem to Suyo-sensei miał się od niego dowiadywać dalszego zdarzenia.
- Opowiesz? Nim Suyo da nam znać, że możemy cię puścić na sale pewnie minie trochę czasu.- Powiedział. Przyjrzałem mu się uważnie i po chwili zacząłem snuć tą krępująco opowieść. Ale lepiej niech pozna ją niż tamte. Kiedy skończyłem cała trójka śmiała się w niebogłosy. Podrapałem skrępowany policzek uśmiechając się do nich.
- Niezły jesteś.- Powiedział Yaichiro.
- Rzadko kiedy zdarzają mi się takie akcje.- Powiedziałem w swojej obronie. Ktoś zapalił niebieskie światło w tym pomieszczeniu. Cała trójka w dziwny sposób spoważniała.
- Ok Młody. Idziemy.- Toshio pomógł mi wstać i popchnął mnie w stronę drzwi prowadzących na scenę. Spojrzałem na niego zaskoczony. Uśmiechnął się tylko i wypchał mnie na scenę. Na Sali zapanowała cisza. Rozejrzałem się osłupiały po scenie. Przy kontuarze z mikrofonem stał Ryu. Odszukałem zagubionym wzrokiem swojego Opiekuna, który chichotał cicho pod nosem patrząc na mnie. ZABIJE DZIADA!!
- Tak więc jak już wcześniej powiedziałem, spotkaliśmy się tutaj aby wasz kolega w otoczeniu świadków mógł złożyć przysięgę wypowiadaną przez wielu wykonujących już zawód który on wybrał. Idąc również za tradycją apel ten został przed nim ukryty, abyście mogli ostatni raz zobaczyć na jego twarzy ogłupienie i zdziwienie.- Powiedział Ryu uśmiechając się do mnie.- Naoki możesz podejść do swojego Opiekuna.- Dodał. Po kilkusekundowym opóźnieniu podszedłem do niego na chwiejnych nogach. Wstał i stanął za mną kładąc mi rękę na ramieniu.
- Szkoda, że aparatu nie mam.- Szepnął cicho ledwo co otwierając usta.
- Zabiję cię.- Odpyskowałem. Zacisnął mi mocniej rękę na ramieniu.
- Z racji wybranego przez Naokiego zawodu może tutaj tylko złożyć słowa jednej z przysięgi. Drugą wypowie dopiero kiedy spotka się z przedstawicielami drugiej części swojego zawodu. Naoki?
- T~tak?- Zapytałem drżącym głosem. Ryu uśmiechnął się pod nosem.
- Możesz teraz na głos wypowiedzieć jaki zawód wybrałeś?- Zapytał. O moim wyborze wiedział Gihei, Doi i  nikt więcej jeżeli chodziło o uczniów.
- 00-2001-> Medyk. Łowca..- Powiedziałem stanowczo dając do zrozumienia wszystkim, że nie ważne co powiem i tak nie zmienię zdania. Ryu uniósł zaskoczony do góry brew. Przez sale przeleciały szepty zaskoczenia.
- Naoki. Powtórz za mną słowa przysięgo Medyków.- Poprosił Ryu. Kiwnąłem twierdząco głową.- Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł Medyka i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam:
* obowiązki te sumiennie spełniać;
* służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu;
* według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek;
* nie nadużywać ich zaufania i dochować tajemnicy medycznej nawet po śmierci chorego;
* strzec godności stanu medycznego i niczym jej nie splamić, a do kolegów medyków odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych;
* stale poszerzać swą wiedzę medyczną i podawać do wiadomości świata medycznego wszystko to, co uda mi się wynaleźć i udoskonalić.
Przyrzekam to uroczyście!- Powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco. Serce zabiło mi szybciej. Oblałem się delikatnym rumieńcem i z zapartym tchem powtórzyłem słowa przysięgi w ten sposób stając się prawomocnym Medykiem. Teraz tylko muszę zdobyć status Łowcy. Bo jak na razie jestem prawnym Medykiem stażystą Łowcą.

^^~^^

Ja! 16-sto letni dzieciak. Siedziałem w jakimś barze wypełnionym różnego rodzaju osobnikami z wszelakiego rodzaju bronią i alkoholem w łapach wpatrujących się we mnie, biednego mnie siedzącego na drewnianym krześle na jakimś jebanym podwyższeniu. Przede mną siedziało pięciu facetów. Z nich wszystkich znałem tylko mojego Opiekuna.
- Więc doszliście już do porozumienia?- Zapytał jakiś koleś stojący za moimi plecami. Katsuyoshi powiedział, że co by się nie działo mam się nie odwracać i na niego nie gapić bo mi oczy wydłubie. Więc czekałem jak na szpilkach. A mnie się nikt o zdanie nie spyta?! Katsuyoshi uśmiechnął się pod nosem wiedząc o czym myślę.
- Zadecydowaliśmy, że zrobimy losowanie.- Powiedział rudowłosy koleś z wielką blizną na lewym policzku. Jęknąłem wypuszczając głośno powietrze z płuc i opuszczając głowę w dół. Spojrzeli na mnie. Czuje się jak bydło na sprzedaż.- Co Młody? Nie podoba ci się ten pomysł?- Zapytał. Pomachałem ręką przed nosem na znak, że nie o to mi chodzi.
- Nie. Po prostu już znam wynik losowania.- Powiedziałem. Wszyscy na Sali zaśmiali się głośno. Ten za mną podał mi kartkę.
- Napisz. Zobaczymy czy się nie pomylisz.- Powiedział. Zapisałem coś na kartce i nie odwracając się do niego podałem mu ją.- No to panowie znacie zasady. Jest was pięciu. Więc
w pudełku znajduje się pięć czerwonych kartek i dwadzieścia białych. Kto pierwszy wyciągnie trzy czerwone kartki wygrywa.- Dodał. Oparłem łokieć o oparcie siedzenia i ukryłem zamknięte oczy
w dłoni. Nastała chwila cichy i po chwili głośne gwizdy i wiwaty. Ktoś wyciągnął karteczkę obwieszczającą moją osobę. Czy tak zachowują się poważne osoby?
- Naoki otwórz oczy!- zawołał Katsuyoshi. Spojrzałem na niego jak zbity pies.
- Hę?- Zapytałem.
- Nie patrzył?- Zapytał ten co stał za mną.
- Nie.- Powiedzieli chórkiem.
- No to, żeby było zabawniej Młody podejdź do tego który cię „wygrał”.- Zachęcił mnie ten za mną.
- Ból w dupie.- Jęknąłem pod nosem i od niechcenia zwlokłem się z siedzenia podchodząc do Katsuyoshi’ego. Stanąłem naprzeciwko niego.
- Naprawdę nie patrzyłeś?- Zapytał zaskoczony ten co cały czas stał za mną.
- Kartka.- Powiedziałem zachęcając go aby do niej zajrzał. Chwila ciszy i głośny śmiech.
- CO NAPISAŁ?!
- TRAFIŁ?!- Ludzie w barze przekrzykiwali się sami przez siebie.
- Napisał tak…
- Chwila!!- zawołałem i odsunąłem się od Katsuyoshi’ego związując mocniej nadgarstek prawej ręki. Przyjrzał mi się zaciekawiony.- Już jestem gotowy.- Obwieściłem zakończenie swojego przygotowania do ewentualnej obrony.
- Ehem… „Ehe… to będzie Katsuyoshi… ta wiem to. Jestem na niego skazany czy co… to jak ból w dupie…eh… kończcie już to…”- Przeczytał. Najpierw cisza a później głośne śmiechy.

**jakieś pół godziny później**
Siedziałem obok Katsuyoshi’ego otoczony całym jego oddziałem ( w sumie to z nimi odbywać będę swoją praktykę nim zostanę Łowcą z krwi i kości więc tymczasowo i z moim oddziałem) i przyglądałem się im przysłuchując się ich rozmową. Nic nie jadłem od rana więc wyśliznąłem się cichaczem do baru.
- Co jest Młody?- Zapytał barman uśmiechając się do mnie szeroko.
- Eh… to słowo chyba do mnie przylgnęło na stałe.- Powiedziałem i spojrzałem do menu. Wskazałem na coś palcem.- Co to?- Zapytałem. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Bułka z surówką i mięchem w środku.
- Duże to?
- Zależy co rozumiesz przez znaczenie słowa” duży”.
- Duży czyli taki jak duży talerz kuchenny.
- No to duże.
- Dobre?
- Nie jadłeś tego nigdy?- Zapytał. Pokręciłem przecząco głową klękając na krześle przed barem i pochylając się nad menu.
- Nie miałem okazji.-Dodałem. Zaśmiał się cicho i stanął naprzeciwko mnie. Pokazał na to co ja pokazałem i jeszcze kilka innych pozycji na liście.
- To wszystko ma mniej więcej podobny skład ale różni się…- Urwał kiedy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Nie odwróciłem się.
- Co robisz?- Zapytał Suyo zaglądając mi przez ramię.
- Zamawiam coś do jedzenia a że nie znam tego co tutaj widnieje to wypytuje się pana o to co to jest.- Odpowiedziałem. Zerknąłem na niego z ukosa.
- Patrzysz na wszystko co ma w sobie marchewkę i do tego tartą.- Powiedział. Skrzywiłem się i przerzuciłem dalej szukając czegoś innego.- Billy chyba nie zarywasz do mojego podopiecznego?- Zapytał nadal stojąc za mną i patrząc na menu ale słowa kierował do barmana, który zaśmiał się cicho.
- Wiesz, że za dzieci się nie biorę to raz. Dwa twoich ludzi się nie tyka. Trzy mój chłop by mnie zabił jeżeli bym chociaż o tym pomyślał.- Odpowiedział. Spojrzałem na niego pytającym spojrzeniem. Uśmiechnął się do mnie.-Nie lubisz marchewki?- Zapytał. Pokręciłem przecząco głową.- To specjalnie dla ciebie przyszykuje coś bez niej, co ty na to.
- Um!- Uśmiechnąłem się.- Dziękuje.- Powiedziałem. Katsuyoshi pstryknął mnie w czoło. Osłoniłem je przed kolejnym atakiem odpychając jego rękę od swojego czoła.- Senseiiii.- Jęknąłem. Zaśmiał się cicho.
- To samo Billi co wcześniej tylko podwójnie.- Zawołał. Pochylił się nade mną.- Masz wrócić prosto do stolika.- Szepnął mi cicho do ucha i odszedł śmiejąc się głośno. Spojrzałem przed siebie zakrywając ucho.
- Głupek.- Powiedziałem.
- Ja?
- Nie. Sensei.- Powiedziałem do barmana. Zaśmiał się cicho.
- Dlaczego mówisz do niego Sensei?
- Bo to mój nauczyciel?
- Ale jesteście poza szkoła.
- I Opiekun?- Zapytałem po chwili. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- A to ty.- Powiedział. Zabrzmiało to tak jakby wiele o mnie słyszał.
- Ja. A co?
- Trochę się o tobie nasłuchałem.
- Słucham?
- Tutaj do baru przychodzi każdy Łowca nawet jak nie ma spotkań tak posiedzieć i pogadać. Dość często słyszy się to i owo. Gadają miedzy sobą albo ze mną jak bar jest pusty. Jak chcesz to też możesz tak przychodzić. Wysłucham każdej twojej pierdoły.
- Mogę wiedzieć co o mnie pan słyszał?
- Jakbym ci powiedział nie byłbym wiarygodnym barmanem. Ale nie martw się. Nie były to złe ani zawstydzające twoją osobę rzeczy.- Powiedział i zaśmiał się cicho. Podał mi spod lady jakąś grubą księgę.- Wpisz się.
- Co to?
- To księga osób które tutaj pierwszy raz zajrzały. Wpisuję imię, datę, wiek oraz zwrot nadany im przez oddział i to jak na niego w rzeczywistości mówią.- Powiedział i odwrócił się do mnie tyłem szykując jakieś trunki. Otworzyłem ową księgę na samym końcu. Wziąłem do ręki długopis. Powinienem się podpisać? Rozejrzałem się dookoła aby zobaczyć czy nikt na mnie nie patrzy. Napotkałem czujne spojrzenie mojego Opiekuna. Odwróciłem się gwałtownie.

Naoki „Nao” 16-ście lat. Tekuno-Piekielna Ręka. „Młody” 12 dzień 12-ego miesiąca roku 17”
Wpisałem i zamknąłem księgę. Podałem ją barmanowi który podał mi talerz z tym co zamówiłem. Spojrzał na księgę.
- Można?- Zapytał. Kiwnąłem twierdząco głową. Zajrzał do środka.- To jak w końcu się tutaj będzie na ciebie wołało?
- Naoki to prawdziwe imię. Przyjaciele… nie w sumie każdy mówi na mnie Nao. A Naoki jak coś przeskrobie. Młody zapoczątkował Toshio. A Tekuno- Piekielna Ręka tak miałem napisane na kartce z adresem jaką dostałem od dyrektora szkoły więc nie wiem. Wybierze pan to co będzie panu pasować.
- Młody.- Powiedział po chwili namysłu. Zaśmiałem się cicho. Wiedziałem, że to powie. Podziękowałem i zapłaciłem (nie chciał przyjąć pieniędzy ale w końcu mi się udało) za zamówienie i udałem się ponownie do stolika. Dopiero kiedy do niego podszedłem Katsuyoshi przestał tak się na mnie patrzyć. O co mu znowu chodziło? Wzruszyłem ramionami i zabrałem się za jedzenie.

 *************************************************************
hmmm,...? muszę znaleźć inny sposób na uzyskanie odpowiedzi na pytanie: "podobało się?" bo zadaje to już tyle razy, że mogło wam się ono znudzić:D
ok. kolejny rozdział będzie nosił tytuł:
12.„Czasami lepiej się po prostu przyznać. ”12


 i jak?? podobało wam się?? xD