:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

wtorek, 4 lutego 2014

13. „Przekraczając niektóre granice musimy liczyć się z tym, że nie będzie już powrotu” 13.

Joł:D
Wiem, że rozdział miałam dodać w okolicach 14-ego ale z racji tego, że dzisiaj wyjeżdżam i nie wiem czy tam gdzie będę będę miała dostęp do neta dodaje rozdział dzisiaj.
Z moim wyjazdem wiąże się również rzadsze dodawanie rozdziałów. Aktualnie siedze i pisze szybko 3 rozdziały do przodu aby móc zostawić je siostrze i to ona je doda. Teraz podam daty w jakich powinna je dodać:
rozdział 14-sty doda: 03.03.2014
rozdział 15-sty doda: 03.04.2014
rozdział 16-sty doda: 04.05.2014

Wtedy powinnam wrócić na urlop na tydzień. I coś jeszcze jej dać. Jeżeli jednak nie uda mi się wrócić po trzech miesiącach rozdział 17-sty (o ile zdołam go napisać) doda 04 lipca. Nie wcześniej.

Ok. już nie dołuje was bardziej i dodaje rozdział oraz lece pisać kolejne. Zostało mi mało czasu.
****************************************************
Przetarłem obolały kark. Mijał już drugi tydzień mojej praktyki. Nikt nie wchodził do mojego pokoju. Katsuyoshi’ego widywałem tylko i wyłącznie w szkole. Dzisiaj udało mi się uporządkować wszystkie kartony z dokumentacją, poukładać je, wbukować dane, posegregować oraz przyszykować dokumenty z niewiadomymi, które musiałem uzyskać od innych członków oddziałów. Byłem zaskoczony kiedy okazało się, że nigdzie nie było na to danych. Sprawdziłem zawartość szafek z lekami zapisując czego brakuje na liście. Później przejrzałem apteczki i sprzęt zabierany przez medyków do góry i tam uzupełniłem listę z brakującymi medykamentami i nie tylko. Rozejrzałem się po swoim w końcu czystym „pokoju” kiedy wszedłem tutaj pierwszy raz widziałem tylko stertę papierów i kartonów. Po kilku dniach dowiedziałem się, że posiadam coś takiego jak swoje biurko, szafki, krzesło i nawet dywanik. No po prostu szok. Teraz mogłem z dumą patrzeć na czyste i sterylne pomieszczenie jakie należało do medyka a nie składzik na śmieci. Dostałem nawet małą lodówkę i półkę w której mogłem trzymać kubek, herbatę i inne pierdoły.
            Wziąłem wielki i ciężki segregator ze sobą i udałem się do biura Torazo. Zapukałem delikatnie w uchylone drzwi i zajrzałem do środka. Zwykły pokój z biurkiem, brązowymi szafkami, dużym puchowym dywanem i skurzaną sofą. Siedział za biurkiem. Pisał coś na kompie.
            - Co jest młody?- Zapytał. Spojrzałem na niego.
            - Muszę uzupełnić dokumentację medyczną dotyczącą naszego oddziału.- Wyjaśniłem. Kiwnął głową na znak, że rozumie. I tak zabrałem się za zadawanie mu wielu pytań i wpisywaniu ich do kartek wyciąganych z segregatora. Przepytanie go zajęło mi pół godziny. Po tym jak skończyłem wezwał do siebie resztę oddziału. Pomijając mojego Opiekuna pojawili się wszyscy.

^^~^^
          Siedziałem u siebie w gabinecie. Nie no nie mogłem się przyzwyczaić do takiego dziwnego myślenia, że niby mój gabinet. Po prostu pomieszczenie w którym urzędowałem. Skończyłem układać teczki należące do poszczególnych członków oddziału. Został mi tylko ten głupek do wypełnienia i będzie dobrze.
          - Można?- Zapukał najpierw a później wsadził łeb przez drzwi.
          - Skończył już Sensei swoją pracę?- Zapytałem. Kiwnął głową. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się po pokoju zaskoczony.
          - Pierwszy raz tutaj jestem jak jest tak czysto. Wiesz nigdy nie było tutaj medyka więc…
          - Rozumiem.- Powiedziałem i poprosiłem aby usiadł na krześle. Dziwnie się czułem. Przeważnie to on siedział tam gdzie ja a ja tam gdzie on.
          - Torazo mówił, że mnie szukałeś.- Zauważył. Kiwnąłem twierdząco głową.- O co chodzi?
          - Uzupełniam dokumentacje medyczną każdego z oddziału.- Wyjaśniłem.
          - I zostałem ci tylko ja?- Zapytał. Ponownie kiwnąłem głową.- No to zaczynaj. Miejmy to już za sobą.
          - Jeżeli Sensei jest teraz zajęty to…
          - Skoro przyszedłem do ciebie sam to chyba jasne, że jednak mam trochę czasu wolnego.- Przerwał mi przyglądając mi się uważnie.
          - Mhy. Rozumiem. Em… Wzrost?
          - 189cm.- Powiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony. Uśmiechał się delikatnie.
          - Etto… um. Waga?
          - 77 kg.
          - Wady wzroku?
          - Miałem badany jakiś miesiąc temu. Wyniki wykazały zero na każdym oku.
          - Hmm. Uczulenia?
          - Brak.
          - Uzależnienie od tytoniu?
          - Brak.
          - Alkohol?
          - Sporadycznie.
          - Leki na stałe?
          - Żadne.
          - Jakieś przeciwskazania co do jakiś potraw?
          - Mogę i jem wszystko.
          - Em…
          - No pytaj. W końcu to twoja praca.- Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
          - Ehem.- Odchrząknąłem znacząco.- Chodzi o to… em… Aby zadać Senseiowi pytanie na które musze uzyskać odpowiedź muszę zapytać o coś innego.
          - Śmiało. Nie krępuj się.
          - W trakcie stosunku jest Sensei kobietą czy mężczyzną?- Zapytałem. Przyglądał mi się uważnie przez dłuższą chwilę.
          - Mężczyzną.- Odpowiedział w końcu. Mogłem się tego domyślić.
          - Czyli nie miał Sensei nigdy Hemoroidów?
          - Nie.
          - Problemy z wypróżnianiem?
          - Nie.
          - A ze stulejką?
          - Nie.
          - Rozumiem.
          - Koniec takich pytań?
          - Mhy.
          - No to przejdźmy dalej.
          - Może się Sensei rozebrać do bielizny??- Zapytałem. Spojrzał na mnie zaskoczony.

^^~^^

          Znowu skończyłem z tymi pijaczynami w barze. Ile można i jak często nie pojmowałem. Chociaż w sumie to ja tutaj jestem drugi raz. Jakoś nie miałem powodu aby tutaj przychodzić.
          - O. Młody. W końcu wróciłeś!- Zawołał Billy. Uśmiechnąłem się do niego.- Jadłeś?!
          - Nie.- Odpowiedziałem podchodząc do baru. Zajrzałem do menu.
          - Czekaj. Spróbuj tego.- Powiedział i zniknął w kuchni. Wrócił po chwili niosąc dla mnie pewną tackę. Podał mi ją.
          - Co to??
          - Kebab a’la Młody.- Powiedział. Spojrzałem na niego oburzony.
          - Słucham?
          - Robiony bez marchewki. Na koszt firmy.- Uśmiechnął się. Wziąłem tackę. Niezauważalnie kiwnął na mnie ręką. Zbliżyłem się.- Jeżeli będziesz chciał tutaj ze mną kiedyś wypić to wpadnij jak nie będzie twojego Opiekuna.
          - Robił po ostatnim jakieś problemy?
          - Minimalne.- Odpowiedział. Spojrzałem za siebie patrząc na swojego Opiekuna. Przyglądał mi się uważnie.
          - No zamorduje.
          - Nie, nie. Spokojnie…
          - Co on mi się będzie mieszał…- Urwałem kiedy na moim ramieniu zawisła ciężka ręka.
          - Mówiłem ci że masz się nie oddalać.- Powiedział Katsuyoshi. Kiwnął do barmana.- To samo. Dla młodego soczek. Sprawdzę go sam.
          - Nie musisz mnie traktować jak dziecko.
          - Jesteś nim.
          - Jestem… co to ma znaczyć? Że niby ja…
          - Tak ty.
          - Ja sobie wypraszam.
          - Tak, tak.- Powiedział. Zabrał moją tackę i oplatając moją szyję swoją ręką pociągnął mnie do stolika. Wepchnął mnie od ściany i usiadł koło mnie odcinając mi drogę ucieczki.
          - Proszę mnie tak nie traktować.- Powiedziałem oburzony. Podsunął mi tackę.
          - Jedz.
          - Nie.
          - I widzisz. W takim momencie zachowujesz się jak dzieciak.- Wyjaśnił odwracając się do mnie bokiem.

^^~^^

          Ktoś położył mi delikatnie rękę na ramieniu. Otworzyłem ociężałe oczy. Czułem się… dziwnie.
          - Nao. Przeziębisz się jak będziesz tak spał na kanapie.- Szepnął cicho Gihei.
          - Która godzina?- Zapytałem. A wręcz nawet wycharczałem.
          - Zbliża się trzecia nad ranem.- Wyjaśnił. Usiadłem na kanapie i jak długi ponownie się na niej wyłożyłem zaciągając się głośno powietrzem. Co jest kurwa?!
            - Pomóż mi wstać.- Powiedziałem. Zaskoczony spojrzał na mnie. Wziął mnie pod ramię.- Łazienka…- Dodałem. Poszliśmy tam. Każdy krok sprawiał mi niemiłosierny ból. Wszedłem do środka zapalając po drodze światło. Gihei przyglądał mi się uważnie. Stanąłem przed lusterkiem.
            - Nao co ci się…
            - Nie mam pojęcia.- Powiedziałem. Bolał mnie każdy mięsień ciała, gardło, szyja, paznokcie jakby odchodziły od palców. Obszar delikatnie powyżej lewej kostki. Ale to było niczym w porównaniu z potwornym bólem w dolnych partiach pleców.
            - Pi!- Gihei zasłonił pospiesznie usta. Taki dźwięk wydobył się z niego? Spojrzałem na niego.
            - Co jest?- Zapytałem. Pokazał na mnie palcem. Spojrzałem dokładnie w lusterko.- CO JEST KURWA?!?!- Wydarłem się i upadłem na kolana kiedy próbowałem podejść do zlewu.

            **10 minut później**

            - Wykąp się.- Powiedział zakręcając wodę i podając mi czyste ciuchy oraz przynosząc apteczkę oraz jakąś maść.
            - Co to?- Zapytałem wściekły. Podał mi maść.
            - Nie chcę tego mówić ale to coś jak Analtam czy coś…- Powiedział delikatnie speszony. Pudełko upadło na podłogę.
            - Że słucham ciebie, że co?
            - To pomoże.- Dodał i uciekł. Rozebrałem się wrzucając ciuchy do prania po czym zanurzyłem się cały w wodzie.
Wiem, że tam kurwa jesteś! Wyłaź!
Od razu tak agresywnie.
Co to kurwa jest?!
Nie widzisz? Siniaki, malinki, zadrapania, ślady zębów. Normalne ciało po trochę brutalnym bzykanku.
Weź mnie nawet nie wkurwiaj!!
Sam zapytałeś! Tak to jest jak się mnie nie słuchasz! Nie wiadomo ile razy się do ciebie mówiło to i tak się wyłączyłeś i robiłeś to czego efekty sam teraz widzisz!!
JA NIC NIE ROBIŁEM!!!
NIE ZAPRZECZAJ!!! PRZECIEŻ WIDZISZ!!!
JAKBYM ROBIŁ TO BYM CHYBA PAMIĘTAŁ!!!
Nie pamiętasz?
No przecież mówię wyraźnie. Pamiętam jak zabieram po raz kolejny szklankę Katsuyoshi’emu kiedy kosztował czy na pewno mam sok a nie alkohol.
To ładnie zapomniałeś.
Co się działo?
Przypomnisz sobie jeżeli będziesz musiał.
TY MI TO POKAŻ!!!
Eh… tylko żeby nie było. Omijam brutalniejsze i gwałtowniejsze szczegóły.

            Szedłem długą dobrze znajomą mi ulicą. Ugięły się pode mną kolana. Ktoś złapał mnie pod łokieć. Spojrzałem tam ale twarz była zamazana. Nie rozpoznawałem osoby.
            - Uważaj jak idziesz. Za raz będziesz w domu.- Powiedział łagodnie. Nie pamiętam głosu. Coś nie tak z moimi wspomnieniami czy co?
            - Już nie mogę.- Zajęczałem cicho.
            - Piłeś coś?
            - Kurwa sok sam!- Zawołałem oburzony.- Boli…- Powiedziałem zwijając się delikatnie w kłębek.
            - Gdzie cię boli?
            - Nie potrafię odpowiedzieć.
            - Jak to nie potrafisz?
            - Boli mnie ciało i jest mi gorąco.- Wyjaśniłem.
            - Pozwól, że coś sprawdzę.- Powiedział mój towarzysz. Jego ręka zatrzymała się na moim kroku. Zakryłem pospiesznie usta kiedy wydobył się z nich dziwny dźwięk.

Hbhghi ‘opot tojóp rjror jni’ou jrb rk rjnwjetkifdnfosfk

Co to za zakłócenia?
Wtedy wywaliło mnie z twojej głowy. Nie wiem co się stało. Za raz powinny wrócić. Takich zakłóceń będzie kilka.
Ok. Rozumiem. Dawaj resztę.

            Stałem przy jednej z szafek trzymając kwadratowe, płaskie opakowanie w dłoni. Przyglądałem mu się uważnie. Mój towarzysz siedział za mną na kanapie przed telewizorem.
            - Co to? Herbata? Dziwnie wygląda?- Zapytałem obracając w palcach owe opakowanie.
            - Bo to kondomy. Hahahaha!!! Herbata jest tu.- Powiedział i pokazał co trzyma w ręku. Rzuciłem nimi w bok.
            - Nie śmiej się! Obejrzyj sobie coś!- Krzyknąłem włączając telewizor, z którego zaczęły wydobywać się różne jęki, krzyki i stęki. Zaśmiał się głośno.
            - Aaa!! Co to?! Wyłącz to!- Krzyknąłem próbując wyłączyć telewizor.- Nie śmiej się!
            - Już nie mogę.- Zaśmiał się zwinięty w kłębek. Nie no wezwę zaraz obsługę tego hotelu aby coś z tym zrobili. Kto się nami dzisiaj tutaj zajmował?? Sięgnąłem po katalog leżący pod ręką.
            - Wezwę obsługę.- Zajrzałem do środka.- Aaaa!! Co to? Pejcze?! Kajdany?! Wosk?! Co to do cholery jest?!
            - Książkę z numerami masz tutaj. Tamto to katalog sprzętu S&M.- Powiedział zanosząc się śmiechem. Ukryłem się w łazience zasłaniając uszy. Śmiał się głośno.

Hvjhnmlp ohgcvkl;l hgghkjol kjlm’ jó;ol gvfv jkopiojk

            Leżałem na hotelowym łóżku oddychając ciężko. Coś się we mnie znajdowało. Poruszało się gwałtownie…

AAA!!! PRZESTAŃ!!! NIE CHCĘ NIC WIĘCEJ WIDZIEĆ!!!
Poczekaj. Pokażę ci coś co cię najbardziej z tego wszystkiego powinno interesować.

            - Było fajnie.- Padła odpowiedź z moich ust.
            - Doprawdy? Jak na swój pierwszy raz chyba trochę przeholowałeś?
            - Trochę krwi  i siniaków nikogo nie zabiło.- Zaśmiałem się cicho.- Muszę to kiedyś powtórzyć.
            - Doprawdy??
            - Nom. Chętny? Z tobą było fajnie.
            - Wiesz co mówisz?
            - No wiem. Ale tak tylko raz w tygodniu bym mógł.- Myślę przez chwilę.- Nie no dwa.
            - Nie wygłupiaj się.
            - Mówię całkiem poważnie. Przyjdziesz tutaj za tydzień?
            - A jak odmówię…
            - Jeżeli odmówisz to powiem o tym innym. Albo w sumie mogę znaleźć sobie kogoś innego. Tylko jak już powiedziałem, z tobą było fajnie.- Powiedziałem i zaśmiałem się cicho. Syknąłem cicho kiedy zatopił w mojej nodze swoje zęby. Piekący ból. Oderwał się ode mnie. Krew leciała delikatnie.
            - Jutro o niczym nie będziesz pamiętać.
            - Wątpisz we mnie…

Co to?
Umowa. Jeżeli któryś z was nie zgodzi się na kontynuowanie tej twojej farsy drugi może o tym rozpowiedzieć.
I że niby ja to wymyśliłem?
W stu procentach tylko i wyłącznie ty.

^^~^^

            Ubrany w długą bluzę, ciemne spodnie i arafatkę na szyi. Ze związanymi włosami w kitkę udałem się do baru. W sumie powinienem zmierzać do biura na praktykę. Ale doszedłem do wniosku, że jednak nie mogę się tam jak na razie pokazać. Otworzyłem drzwi baru i wszedłem do środka. Znajdował się tam tylko Billy. Czyścił jakieś szklanki.
            - Młody?- Zapytał zaskoczony. Usiadłem naprzeciwko niego.- Nie w pracy?
            - Nie.- Odpowiedziałem.- Sam??
            - Tak. Dopiero zaczynają się schodzić po piętnastej. A tak to tylko wagarowicze tak jak ty. Co się stało?? Nie wyglądasz mi na takiego co to by urywał się z roboty albo szkoły.- Powiedział. Rozejrzałem się dla pewności po barze aby upewnić się, że nikogo tam nie ma.
            - Nie będę owijał w bawełnę. Ta rozmowa ma pozostać między nami.
            - To się wie. Więc o co chodzi?
            - Ty szykowałeś wczoraj dla mojego stolika alkohol?
            - Przeważnie ja to robię, ale wczoraj przyszliście później i ktoś inny to robił.
            - Mogę wiedzieć kto?
            - Mogę wiedzieć co się stało?
            - Dla swojego dobra lepiej nie.
            - Jeżeli mi nie powiesz nie będę mógł ci pomóc.
            - Jeżeli nie powiesz zgłoszę to wyżej. A to już jest karalne.- Powiedziałem chłodno. Spojrzał na mnie. Zajrzał na chwilę do kuchni. Wrócił po chwili prowadząc za sobą kogoś. Mężczyzna. Nie znam go. Średniego wzrostu. Płomienna czerwień na głowie. Szeroka blizna na twarzy. Spojrzał na mnie i drgnął.- Gdzie mogę z nim pogadać na osobności?- Zapytałem.

*** 20 minut później***

            Siedzieliśmy tak ten cały czas gapiąc się na siebie.
            - Nie owijaj w bawełnę tylko odpowiadaj. Co mi wczoraj dosypałeś do mojego picia?
            - A dlaczego uważasz, że miałbym coś dosy…- Urwał kiedy uderzyłem mocno otwartą ręką w stolik.
            - Nie wkurwiaj mnie koleś! Tak się składa, że nie mam humoru na twoje żarty!
            - Nie masz dowodu, że coś było dosypane do twojego picia.- Powiedział drwiąco. Złapałem go za przód koszuli i uniosłem delikatnie do góry.
            - Przez całe życie kontrolowałem każdego rodzaju lek jaki brałem. Jestem aktualnie już prawnym medykiem, ale prawie całe życie byłem nim nielegalnie więc nie pierdol mi głupot w stylu „Nic nie brałeś” skoro wiem, że COŚ mi dosypałeś!! Myślisz, że jestem na tyle głupi aby nie z czaić się, że coś było w moim SOKU?!- Ryknąłem na niego.
            - Pff.- Odwrócił głową w bok. Zamorduje pierdolonego dziadygę!! Rzuciłem nim o podłogę. Rozejrzałem się dookoła. Pełno butelek, papierów, szklanek… Uśmiechnąłem się wrednie. Wziąłem do ręki jedną z pustych butelek oraz kij od baseball’a. Pochyliłem się nad nim.
            - Wybieraj.- Powiedziałem pokazując mu to przed twarzą. Spojrzał na mnie nie rozumiejąc, ale ten wkurwiający uśmiech nie zniknął.
            - Czym mi wlejesz?- Zadrwił. Uśmiechnąłem się jak psychopata.
            - Nie. Co ci wsadzę w dupę.- Powiedziałem chłodno. Źrenice mu się rozszerzyły.- Chociaż osobiście wybrałbym kij ponieważ jest dłuższy, ale z kolei butelka jest szersza.- Spojrzałem na niego.- W sumie nic nie stoi na przeszkodzie abym wykorzystał oba.- Dodałem. Stanąłem mu nogą na kroku.- Rozbieraj się.
            - Chyba cię pop…aaaaa!- Krzyknął kiedy uderzyłem kijem w jego piszczel.          
            - Ruszaj się! Pamiętaj, że anatomię człowieka mam w jednym paluszku więc wiem jak zadać ci dużo bólu.- Powiedziałem. Spoglądał na mnie przerażony.- Myślisz, że ja żartuje!! Rozbieraj się!
            - AAAA!!- Znowu krzyknął kiedy oberwał w ten sam sposób ale w drugą nogę. Wstał na roztrzęsionych nogach. Był ode mnie wyższy ale mimo wszystko nie bronił się za bardzo. Ręce mu drżały.- Nie masz dowodu, że to ja…
            - TYLKO TY PRZYŻĄDZAŁEŚ NAM WCZORAJ PICIE!!!- Wydarłem się na niego. Podskoczył. Rozpiął posłusznie pasek od spodni. Opuścił je na dół.- Resztę też.- Byłem wkurwiony.
To nie najlepszy pomysł. Powinieneś to przerwać póki masz szansę.
MORDA!!!
            - Mówię, że to…
            - ZAMKNIJ SIĘ!!!- Rozbiłem butelkę nad jego głową. Schylił się. Sięgnąłem po kolejną. Postawiłem ją na półce koło jego głowy. Złapałem go za koszulę trzymając w ręku kij.
            - Naaaokiiii.- To chłodne przeciąganie liter w moim imieniu. Pełna jego wersja. Ten zimny ton. Nie musiałem się odwracać aby wiedzieć kto stoi w przejściu za nami.- Puść go.- Rozkazał głosem nie znoszącym sprzeciwów. Nie ruszyłem się ani o krok.- Słyszałeś?- Zapytał. Kij gruchnął głośno o posadzkę kiedy wypuściłem go z rąk. Trzymałem jego koszulę jeszcze jakiś czas po czym puściłem ją opuszczając głowę w dół. Facet podciągnął szybko swoje spodnie po czym zwiał najszybciej jak mógł. Drzwi zamknęły się cicho. Nie ruszyłem się. Wiedziałem, że nie jestem sam. Wiedziałem, że stoi tam i przygląda mi się uważnie. Wiedziałem to, ale nie mogłem nad sobą zapanować. Przetarłem twarz. Starałem się zapanować nad drżącymi ramionami.
            - Ja… ja…przepraszam…- Szepnąłem cicho przez łzy.- Przepraszam… przepraszam…
            - Jaki był twój powód?- Zapytał. Spojrzałem przerażony na swoje buty. Przecież mu nie powiem.- Musiałeś jakiś mieć, bo byś się tak nie zachowywał.
            - Nie…
            - Nie kłam.- Powiedział chłodno. Drgnąłem. Mimo, że mnie nie widział wiedział, że kłamię.
            - Ja nie…- Urwałem. Westchnął ciężko.        
            - Od tego co mi powiesz będzie zależeć to, jak zareaguje. Albo się porządnie wkurwie, albo załatwię to w bardziej dyplomatyczny sposób.- Powiedział. Zapłakałem głośno. Przez łzy, palący w klatce piersiowej wstyd drżącymi wargami i chęcią zapadnięcia się pod ziemię opowiedziałem mu wszystko co pamiętałem i czego się dowiedziałem. Słuchał w milczeniu ale mimo wszystko czułem jego spojrzenie na swoich plecach. Nie chcę aby mnie takiego widział…chcę zniknąć…
 ********************************************************
I jak wam się spodobało??
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni:)
Rozdział 14-sty będzie nosił tytuł:
14. „Czasem największe gesty kryją się za tymi małymi” 14

 Pozdrawiam: Gizi03031