Nie będę się tłumaczyć dlaczego to zrobiłam. Po prostu tak wyszło... i za to przepraszam.
Wiem również że powinnam podać iedy pojawi się kolejny rozdział ale niestety tego nie zrobię ponieważ nie mam go jeszcze skończonego i nie wiem jkiedy to nastąpi;/
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania:)
***************************************************************
Siedziałem
w gabinecie Ryu w szpitalu. Dzisiaj odbywał się mój dzień praktyki. Czekałem aż
przyjdzie z jakiegoś zebrania kiedy zadzwonił mój telefon. Dobrze, że zadzwonił
jak go nie było albo jak byłem przy pacjentach bo by mnie żywcem zjadł. Wyciągnąłem
go z kieszeni. Nieznany numer? Kto to mógł być? Odebrałem.
-
Tak?
-
Naoki?- Po drugiej stronie rozbrzmiał znajomy głos.
-
Buru?
-
Tak.
-
Skąd masz mój numer?
-
Kiedyś podwinąłem go z telefonu Yujiro. Wiedziałem, że tak będzie szybciej niż
jakbym miał wziąć od ciebie.
-
Aha. Rozumiem. Coś się stało?- Zapytałem. Dłuższa chwila milczenia.
-
Wiesz może gdzie pracuje dzisiaj Yujiro?
-
Powinien być w biurze.
-
Nie ma go tam.- Padła szybka odpowiedź.
-
No to…- Pomyślałem przez chwilę. Przypomniało mi się coś.- Mówił coś wczoraj że
wybiera się razem z Ryoko i Munoto do sąsiedniej Sfery. Ma wrócić dzisiaj pod
wieczór. A co?
-
Poszedł?
-
Poszedł.
-
Powiedział, że wróci wieczorem?
-
No tak wczoraj mówił w robocie jak mnie opierdzielał i kazał iść dzisiaj na
praktykę do szpitala.
-
Jesteś w szpitalu?
-
Tak. Czekam na Ryu-sensei. Cały dzień każe mi latać z plastrami tylko. Chcę
temu zaprzeczyć i poprosić o jakiś dobry przypadek do wyleczenia. Nie wiem
złamanie, skaleczenie czy coś. A nie dzieciaki z dzianych rodzin z podrapanymi
kolanami po bójce czy coś w ten deseń.- Powiedziałem. Zaśmiał się cicho. Miał
jakiś dziwny śmiech i głos. Coś się musiało stać.
-
Rozumiem.
-
Buru? Czy coś się stało?
-
Nie. Nic. Dlaczego tak myślisz?
-
Ponieważ słyszę po twoim głosie, że coś jest nie tak.
-
Nie. Wydaję ci się. Wszystko jest w porządku.
-
Jesteś tego pewien.
-
No tak. Przecież wiem.
-
Ok. Nie nalegam jeżeli uważasz, że wszystko jest w porządku. Postaraj się może
trochę później dodzwonić do Yujiro.
-
Nom. Wiem. A ty pogadaj z Ryu. Na pewno pozwoli ci się zająć jakimś szczególnym
przypadkiem.- Powiedział. Zaśmiałem się cicho.- Musze kończyć. Jeszcze spróbuję
się dodzwonić do Yujiro.
-
No pa.- Powiedziałem i połączenie zostało zerwane. Do pomieszczenia wszedł Ryu.
Spojrzał na mnie.
-
Co znowu?
-
Zmień mi pacjentów na dzisiaj.
-
Co proszę?
-
Nie jestem pięciolatkiem aby zajmować się takimi przypadkami jak teraz.
-
Nie mogę ci dać czegoś poważniejszego.
-
Bo?
-
Bo jest za wcześnie.
-
Weź nie chrzań. Dobrze wiesz jak długo w tym siedzę.
-
A jeżeli ci się nie uda i coś schrzanisz.
-
Wtedy przeproszę. Ale nie ma szans abym coś takiego zrobił.
-
A jak twój pacjent umrze?
-
Nie ma szans.
-
Dobra. Kolejny pacjent który przekroczy drzwi szpitala na noszach będzie twoim
pacjentem. Ale pamiętaj, że będę cię obserwował z daleka i zobaczę jak sobie
radzisz.- Powiedział. Kiwnąłem twierdząco głową i wstałem udając się na izbę
przyjęć zająć się klejeniem kolan i innych części ciała dzieciaków jednocześnie
przyglądając się drzwiom. Z jednej strony chciałem aby ktoś tamtędy przejechał
z drugiej chciałbym aby nikt nigdy ich nie przekroczył.
^^&^^
Stałem
przy recepcji z telefonem służbowym (szpitalnym) przy uchu. Po kilku sygnałach
odebrał.
-
Słucham.
-
Yujiro?
-
No wiem. Interesuje mnie kto mów.
-
Naoki.
-
Dlaczego nie dzwonisz ze swojego telefonu.
-
Ponieważ jestem w szpitalu.
-
Co się stało?- Zapytał po chwili milczenia. Wypuściłem głośno powietrze.
-
Dzwonił do ciebie Buru?
-
Wie, że ma tego nie robić jak jestem w pracy.
-
Wiem. Ale dzwonił do ciebie?
-
Nie wiem. Nie zerkałem na telefon.
-
Dzwonił do mnie. Coś się musiało stać.
-
Przesadzasz.
-
No przecież słyszałem.- Powiedziałem. Zaklął cicho pod nosem.- Co się stało.
-
Zapomniałem.
-
O czym?
-
Dzisiaj są jego urodziny.- Powiedział. Ręce mi odpadły.
-
Jak mogłeś o czymś takim zapomnieć?!
-
Sorry kończę. Musze do niego zadzwonić.- Powiedział i pospiesznie się
rozłączyć. Pokiwałem przecząco głową. Po korytarzu rozniósł się głośny i
piskliwy dźwięk dzwonka. Znak, że niedługo przywiozą kogoś ciężko rannego.
Jakim cudem takie rzeczy jeszcze się działy nie miałem pojęcia? Ryu stanął koło
mnie i podał mi parę rękawiczek.
-
Oddychaj spokojnie. Nie denerwuj się. I przede wszystkim myśl trzeźwo.
-
No przecież wiem.- Powiedziałem oburzony. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem
po czym przybrał poważny wyraz twarzy kiedy drzwi otworzyły się a do środka
wpadło kilku kolesi pchając łóżko z poszkodowanym. Jeden z nich podbiegł do
nas.
-
Młody mężczyzna. Lat piętnaście. Otrzymał pięćdziesiąt ran nożem. Stracił dużo
krwi. Jakaś staruszka znalazła go wykrwawiającego się na tyłach jej sklepu.
Wezwała nas. Jego ciało zostało również boleśnie pocięte.- Powiedział podając
mi kartę zdrowotną oraz opis zdarzenia. Spojrzałem w papiery. Moje serce
zatrzymało się na dosłownie ułamek sekundy. Dokumentacja gruchnęła o podłogę.
Mężczyzna podniósł ją i spojrzał na mnie. Ryu nakazał mu kiwnięciem głowy
pokazać zawartość teczki. Spojrzał na nią później na mnie.
-
Odsuwam cię od tego.
-
Zapomnij!
-
Nie pozwolę ci się nim zająć.
-
ZAPOMNIJ!- Wydarłem się na niego i pognałem szybko w stronę Sali operacyjnej
oddychając szybko.
^^&^^
Wszędzie
pełno krwi. Nie było widać żadnego czystego kawałka. Zapach leków i piszczący
dźwięk obwieszczający zaprzestanie pracy serca. No i mój ciężki oddech
roznoszący się po pokoju kiedy mimo wszystko nadal kontynuowałem masaż serca po
tym jak zastygło w trakcie operacji.
-
Naoki! Przestań! Już mu nie pomożesz!- Ryu próbował mnie zdjąć z niego.
Odepchnąłem go.- NAOKI!!!
-
Chcesz mi powiedzieć, że mam się poddać?!
-
Straci za dużo krwi! Serce nie bije już od ponad godziny! Mózg nie działa!
Umarł! Nie męcz jego biednego ciała!
-
Mam się tak z tym pogodzić?!
-
TAK! JESTEŚ MEDYKIEM DO CHOLERY JASTEJ WIĘC SIĘ TAK ZACHOWUJ BO CIĘ WYWALĘ ZE
SZPITALA!!!- Wydarł się na mnie. Drgnąłem. Wziąłem kilka głębokich wdechów. Zszedłem
ze stołu operacyjnego (wdrapałem się na niego w trakcie reanimacji aby było mi
wygodniej). Spojrzałem na zegarek.
-
Czas zgonu: 15.59.- Powiedziałem wyrzucając rękawiczki do śmietnika. Udałem się
na zaplecze. Zdjąłem z siebie zakrwawione ubranie. Wyszorowałem dokładnie ręce.
Ubrałem na siebie świeże i czyste ciuchy. Ryu stał w drzwiach. Przyglądał mi
się uważnie.
-
Ja do nie…
-
Nie. Ja to zrobię.- Powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia udając się do
gabinetu ogólnego wszystkich lekarzy. Wiedziałem, że Ryu będzie za mną podążał
jak cień śledząc dokładnie każdy mój krok i ruch. Wszedłem do środka podchodząc do biurka z
telefonami. Sięgnąłem po jedną z słuchawek. Wybrałem numer telefonu i
poczekałem chwilę. Po sześciu sygnałach ktoś odebrał telefon.
-
Przestań się wygłupiać. Ja tutaj pracuje. Przecież do niego dzwoniłem.
-
Czy mam przyjemność z panem Yujiro?- Zapytałem patrząc przed siebie. Chwila
milczenia.
-
Tak. A kto mówi?
-
Z tej strony Naoki ze Szpitala w Sferze 22.- Powiedziałem cichym i spokojnym
głosem.
-
Wiedziałem, że to ty!! Co ty znowu odpierdzielasz?! Przecież mówię, że w pracy
jestem!
-
Rozumiem. Ale z przykrością musze pana powiadomić, że pana przyjaciel
Fukusaburu mieszkaniec Strefy 117 zmarł dzisiaj w naszym szpitalu o godzinie
15.59. Proszę przybyć najszybciej jak pan potrafi w calu pożegnania się ze
zmarłym gdyż jego ciało zgodnie z obowiązującym prawem wróci do swojej Strefy.
-
Co ty… czego się naćpałeś?! To nie jest śmieszne! Takie żarty!
-
Z całym szacunkiem, ale to nie jest żart.
-
Naoki Kurwa! Co ty gadasz?!
-
Ciało zostanie przewiezione do jego rodzimej Strefy dzisiaj o godzinie 22.
Przepraszam i proszę przyjąć moje najszczersze wyrazy współczucia.-
Powiedziałem i się rozłączyłem Odwróciłem się i spojrzałem w czujne spojrzenie
Ryu. Przyglądał mi się uważnie.
-
Nie będziesz płakać?
-
Nie. W pracy jestem. Sensei pozwoli, że wrócę do swoich obowiązków.-
Powiedziałem i omijając go udałem się do izby przyjęć.
******************************************************
Mam nadzieję, że wam się spodobało. Kolejny rozdział postanowiłam zatytuować:
17. „To co jest rzeczywistością wczoraj było nierealnym marzeniem”. 17.