dzisiaj dodaje kolejny rozdzialik moich wypocin kilkutygodniowych. Mam nadzieję, że wam się spodobają i trochę umilą wam tą sierpniową udrękę w takich upałach (chyba macie tak samo jak ja tutaj u siebie).
Przy okazji moich stałysz czytelników którzy znają mnie z innego bloga, zapraszam na niego:). Ci którzy wiedzą o co chodzi wiedzą gdzie szukać. Czeka tam coś na was:)
A teraz nie zanudzam i dodaje kolejnego rozdzialika:D. Życzę miłego czytania.
*******************************************************************
Siedziałem
na wzgórzach niedaleko granicy pomiędzy dzielnicą czerwonych latarni oraz
Brutusa. Pogasły wszystkie lampy czyli na powierzchni zbliżała się noc. Włóczyłem
się bez celu już nie wiadomo jak dużą ilość czasu. Bolała mnie głowa i oczy.
Mimo, że wyszedłem z jego gabinetu nie potrafiłem zapłakać. Nie w tym stroju.
-
Mogę wiedzieć co ty tutaj robisz?- Usłyszałem za sobą cichy głos. Drgnąłem. Nie
zauważyłem kiedy się do mnie zbliżył. Wzruszyłem ramionami. Co ja tutaj
robiłem?- Dostałem zgłoszenie, że podejrzany osobnik kręci się w tych
okolicach.
-
Wybacz, nie chciałem wyglądać jak podejrzany osobnik.- Powiedziałem. Cmoknął
ustami.
-
Dlaczego nie poszedłeś do domu.
-
To byłoby męczarnią.- Odpowiedziałem. Milczał dłuższą chwilę.
-
Płakałeś?
-
Nie.
-
Dlaczego?
-
Nie wiem.- Powiedziałem. Spojrzałem na niego. Stał za mną przyglądając mi się
uważnie. Chcę zapomnieć i przestać czuć. Chcę odczuć większy ból niż ta pustka
i ból jaki teraz odczuwam.
-
Naoki co się dzieje?- Zapytał. Zaśmiałem się cicho. Dlaczego w ogóle o tym
pomyślałem?!- Nie widzę w moim pytaniu niczego zabawnego.
-
Pamięta Sensei moją pierwszą misję jako Łowca?- Zapytałem ni z gruszki ni z
pietruszki. Milczał dłuższą chwilę.
-
Pamiętam.
-
A tego chłopaka?
-
Również pamiętam.
-
A pamięta Sensei jak się nade mną pochylał i coś mi szeptał do ucha a później
go odciągnęliście?- Zapytałem. Odchrząknął.
-
Pamiętam, ale nie wiem do czego zmierzasz.- Powiedział. Odwróciłem się w jego
stronę i pokazałem mu dłoń z wszystkimi rozczepionymi palcami. Zginając każdego
po kolei wypowiedziałem pięć słów.
-
Spałeś. Z. Katsuyoshi’m. Czarną. Wdową.- Powiedziałem przyglądając się uważnie
jego twarzy. Oczy mu się rozszerzyły. Twarz pociemniała. Zaciskał mocno zęby.
Ręce minimalnie drgnęły. Opuściłem rękę w dół razem z głową. Zaśmiałem się
cicho pod nosem podnosząc się na równe nogi. Przeszedłem koło niego.
Zatrzymałem się tuż za nim.- Chcę zapomnieć.- Dodałem i ruszyłem przed siebie.
Wiedziałem, że pójdzie za mną.
Nie
wiedziałem, że w tym momencie otworzyłem swoją Puszkę Pandory…
^^~^^
Stałem
w pokoju jednego z hoteli miłości. Stał za mną tuż przy drzwiach. Czułem na
sobie jego spojrzenie. Odwróciłem się w jego stronę. Drgnął. Nie podobało mu
się to że tutaj byliśmy.
-
Pokarze mi Sensei.- Powiedziałem. Wypuścił głośno powietrze i opuścił część
swojego Haori. Pokazał swój lewy bok. Na wysokości serca widniała ciemna
blizna. Znak po ugryzieniu. Czyli tamten chłopak nie kłamał.- Dlaczego mi nie
powiedziałeś?
-
Jak myślisz?
-
Chcę poznać odpowiedź od ciebie.
-
Nie muszę ci się spowiadać.- Powiedział chłodno. Przyglądałem mu się
spojrzeniem bez wyrazu.- Lepiej ty mi powiedź dlaczego zdradziłeś mi to, że
wiesz. Przecież mogłeś milczeć i mieć
święty spokój.
-
Przecież powiedziałem. Chcę zapomnieć.
-
Seks ze mną ma być twoim pokręconym sposobem na zapomnienie?
-
Jeżeli nie chcesz możesz wyjść. Nie zmuszam cię.- Powiedziałem odwracając się
do niego tyłem.
-
A ty polecisz i powiesz o tym wszystkim za co mogę mieć nagrabione.- Zadrwił.
Miał rację. Wiedział, że to zrobię dlatego siedział ze mną w tym pokoju.- Nie
możesz sobie znaleźć innego sposobu na zapomnienie.
-
Buru kiedyś powiedział mi takie słowa „Tylko ból i obrzydzenie dają mi
zapomnienie”- Powiedziałem i spojrzałem na niego. Drgnęła mu powieka.
-
Mówisz, że mam ci zadać ból?
-
To dla ciebie nie problem.- Odpowiedziałem. Podszedł do mnie i złapał mnie za
twarz.
-
Pożałujesz tych słów…- Powiedział przybliżając się do mnie. Przestraszyłem się,
ale szybko zepchnąłem to uczucie na drugi plan…
**25
minut później**
Stałem
oparty o stolik. Na sobie miałem tylko koszulkę. Zagryzałem zęby na
przedramieniu. Dziwnie się czułem. Piekło. Czułem w sobie jego palce. Poruszał
nimi szybko. Pokręciłem przecząco głową kiedy ugięły się pode mną kolana.
Położył swoją wielką rękę na mojej głowię przyciskając ją mocniej do mojej
ręki. Poczułem w ustach smak krwi. Po chwili mój umysł został zamroczony nową
dawką bólu jaką odczułem kiedy…wszedł we mnie gwałtownie…
^^&^^
Leżałem
na łóżku. Oddychałem spokojnie. Siedział obok mnie patrząc przed siebie. Żaden
z nas jak na razie się nie ruszył.
-
Zapomniałeś?- Zapytał kpiąco. Spojrzałem na niego.
-
Jeżeli próbujesz być zabawny to proszę cię przestań. Nie wychodzi ci to.
-
Tobie też za dobrze to nie wychodzi.- Powiedział. Uniosłem się na łokciach.
-
Odwróć się.
-
Co proszę?
-
Powiedziałem, że masz się odwrócić.
-
Bo?
-
Bo chcę się ubrać.
-
To się kurwa ubieraj. Ktoś ci broni?- Zapytał prychając pod nosem. Pokręciłem
przecząco głową i zabrałem mu kołdrę uciekając z nią do łazienki. Zamknąłem się
w niej szczelnie spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Potargane włosy. Pełno
śladów zębów na moim ciele. Upadłem na kolana. Dałem dupy facetowi aby
zapomnieć…
-
Buru…- Szepnąłem pod nosem wycierając cieknące łzy po moich policzkach. Teraz
mogłem płakać. Nie byłem nikim innym jak zwykłym Nao. Nao który…
**
jakiś czas później**
Siedziałem
u siebie w gabinecie jako medyk- Łowca. Przeglądałem dokumentację szukając
jakiś powiązań pomiędzy Buru a jakąś inną sprawą. Byłem kolejną osobą z
oddziału, która się do tego zabierała. I kolejną, która po…
Złapałem
pospiesznie zielone pudło. Otworzyłem je wyciągając z niego kilka teczek.
Przerzucałem je. Dokopałem się do jednej z nich. Zajrzałem do środka. Miałem
rację! Zgarnąłem ją z biurka i wybiegłem szybko ze swojego gabinetu.
-
Sorry!- Krzyknąłem kiedy wpadłem na Ryoko i Munoto. Biegłem ile sił w nogach.
Nie skorzystałem z zajętych wind. Po schodach szybko na piąte piętro. Wpadłem
do recepcji. Był tam jeden z Medyków. Poznałem go kiedyś, ale nie pamiętam jego
imienia.
-
O. Piekielna Ręka. Co cię do nas sprowadza? Czyżby Suyo miał do nas jakąś
sprawę?- Zapytał. Oparłem się o jego stolik oddychając głęboko.
-
Nie. To ja mam do was sprawę.
-
Jaką?
-
Potrzebuję waszą dokumentację dotyczącą sprawy 1555/985-ako-9665-PXdk-20P.-
Powiedziałem. Spojrzał na moje ręce.
-
Możesz powtórzyć numer sprawy to go chociaż zapisze.- Poprosił kiedy
zorientował się, że mówiłem z pamięci. Kiwnąłem głową i powtórzyłem numer
sprawy. Wyszedł niknąc za drzwiami za swoimi plecami. Wrócił po dwudziestu
minutach. Zajrzałem do środka.
-
Mogę to zabrać ze sobą?!
-
W sumie nie powinieneś…
-
Sorry, ale muszę!- Powiedziałem i podwinąłem dokumentację wracając biegiem do
swojego oddziału.
-
NAO!
-
PRZEPRASZAM, ALE TO WAŻNE!!- Krzyknąłem. Biegłem co sił w nogach jakby każdy
opóźniony krok miał mnie zabić. Wpadłem na korytarz piętra mojego oddziału.
Znowu wpadłem na Munoto.
-
NAOKI!- Krzyknął kiedy wpadł na ścianę. Odwróciłem się do niego nie przestając
biec.
-
Wybacz!- Krzyknąłem. Wpadłem do gabinetu Suyo bez pukania. Spojrzał na mnie
zaskoczony. Koło niego stał Torazo z jakimiś papierami. Patrzyli na mnie jak na
idiotę.
-
Wyjdź i wejdź jak na normalnego człowieka przystało.- Powiedział mój Opiekun.
Zatrzasnąłem drzwi zatrzymując się przy jego biurku. Oddychałem ciężko.
-
Nie mam czasu na pierdoły.
-
Kulturalne wejście do gabinetu to dla ciebie…
-
Wiem kto zabił Buru.- Powiedziałem przerywając mu w pół słowa. Oddychałem
ciężko. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-
Usiądź.- Powiedział po chwili.
^^~^^
Rozbiegli
się we wszystkie możliwe strony. Zostałem tylko ja i Torazo. On szedł na spotkanie
ze swoją drugą połówką. Dostał dzisiaj wolne. W sumie ja też, tylko, że miałem
coś do załatwienia.
-
Idziemy?
-
Dzisiaj nie mogę iść z tobą.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie.
-
Nawet za paczkę żelek?
-
Nawet za nią.
-
Randka?- Zapytał zaczepnie. Prychnąłem pod nosem.
-
Proszę ja ciebie.
-
Nie wnikam. To twój prywatny czas.- Powiedział. Kiwnąłem twierdząco głową.- Ale
poproś aby laska robiła ci malinki w niewidocznym miejscu bo ostatnio za bardzo
zaszalała.- Dodał. Oblałem się rumieńcem zaciągając na szyję spora połać bluzy.
-
Spoko. Będę pamiętał.- Powiedziałem. Pomachałem mu na pożegnanie skręcając w
lewo. On poszedł przed siebie. Po chwili wszedłem bez słowa do jednego z hoteli
w Czerwonej Dzielnicy. Podszedłem do recepcji.
-
Tak?- Zapytał koleś ubrany w lateksowe spodnie. Spojrzałem na niego.
-
Ciotka Zuzanna zjadła szyszkę.- Powiedziałem czerwieniąc się na twarzy. Skąd
ten cep wytrzasnął taki tekst nie mam zielonego pojęcia. Recepcjonista spojrzał
na mnie. Jeżeli to będzie on to poda mi odpowiedź razem z kluczem do pokoju.
-
Opierdalasz się jak Zorro.- Powiedział. Kiwnąłem głową. Położył na ladzie
kluczyk do pokoju nr 1177. Zgarnąłem go z lady i udałem się do góry. Po chwili
stałem już przed drzwiami. Wszedłem do środka. W pokoju panował półmrok. Stał
przy oknie z szklanką w ręku. Spojrzał na mnie.
-
Przyszedłeś.- Stwierdził. Zamknąłem za sobą drzwi zsuwając z głowy kaptur.
-
Przyszedłem.- Odpowiedziałem. Podszedł do mnie zgarniając mi z ramienia kosmyk
włosów. Wypił jakiś alkohol. Spojrzałem na odkładaną przez niego szklankę.
Spojrzał na mnie i ruchem ręki nakazał mi zdjęcie z siebie bluzy. Zrobiłem tak
jak kazał. Pochylił się nade mną kąsając mnie boleśnie w tors. Złapałem kurczowo
połać jego szaty. Bolało… Tak strasznie bolało… Po policzkach pociekły mi
ciepłe łzy kiedy kładłem się posłusznie na łóżku.
**
nad ranem**
Stałem
przed lustrem wciągając na siebie spodnie. Leżał na łóżku przyglądając mi się
uważnie. Przyglądałem się swojej szyi.
-
Masz szczęście.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie.
-
O co ci chodzi?
-
Torazo kazał przekazać mojej „dziewczynie” aby nie robiła mi malinek w
widocznych miejscach.- Powiedziałem. Zmrużył oczy.
-
Mówiłeś mu?
-
Pojebało cię?!- Zapytałem odwracając się gwałtownie w jego stronę.
-
Więc skąd?
-
Go się zapytaj!- Warknąłem wciągając bluzę na siebie. Przeczesałem włosy
zaplątując je w warkocza.
-
Eh.- Westchnął wstając z łóżka. Udał się do łazienki zgarniając swoje ciuchy po
drodze. Poczekałem aż odkręci wodę. Podszedłem cicho do drzwi i wyszedłem
ukradkiem nie chcąc go już dzisiaj oglądać. Naciągając kaptur na głowę
wyszedłem z hotelu nie zerkając w stronę recepcji. Najszybszą drogą jak się
dało udałem się w stronę domu. Już od dawna świeciły latarnie. Znak że na
zewnątrz panowała noc. Piekło mnie ciało, bolało gardło. Kiedy to robiłem nie
panowałem nad swoim głosem. Musiałem zażyć jakieś tabletki. Może ciepłe mleko z
miodem i masłem? Nie wiem. Zobaczę co mamy w domu jak już tam dojdę. W domu??
Nie było mnie w nim od jakiś czterech dni. Ostatni raz byłem tam dzień przed
śmiercią Buru. Później nie wiedziałem nikogo ze swoich współlokatorów ani
przyjaciół z mojej dzielnicy. Nie szukali mnie, nie dzwonili do mnie. Chyba
rozumieli co się działo i dlaczego nie dawałem znaku życia. Wszedłem cicho do
domu ściągając buty na korytarzu. W salonie paliło się światło, ale wcale a
wcale mnie to nie dziwiło. Zajrzałem do środka. Wszyscy siedzieli tam milcząc
gapili się na ściany. W chuj interesujące zajęcie muszę im to przyznać nie ma
co. Odchrząknąłem cicho. Gihei odwrócił się w moją stronę.
-
Nao.- Szepnął cicho.
-
Joł.- Powiedziałem. Spojrzeli na mnie. Coś było dziwnego w ich zachowaniu.- Co
jest? Wyglądacie jakbyście ducha zobaczyli?
-
Nie słyszałeś?- Zapytał Doi. Przekrzywiłem głowę.
-
O czym?
-
O tym, że…
-
DOI!- Izo warknął na niego. Przyglądałem im się. Czyżby…
-
Prędzej czy później i tak się dowie!
-
Ale nie musisz…!
-
Chodzi wam o Buru tak?- Zapytałem. Zesztywnieli i spojrzeli na mnie przerażonym
spojrzeniem. Przyglądałem im się uważnie. Wypuściłem głośno powietrze siadając
na podłodze w przejściu.- Już o tym wiem.- Wyjaśniłem krótko ich zdziwionym
spojrzeniom.
-
Kiedy, jak dopiero dzisiaj w szkole to ogłosili a ciebie w niej nie było?-
Zapytała cicho Naora. Zmarszczyłem brwi.
-
Dzisiaj?
-
Tak. Dzisiaj.- Powiedział Tokaji.
-
A to dlatego tak się zachowujecie.- Powiedziałem i wszystko stało się dla mnie
jasne.
-
Ale ty się za to zachowujesz jakbyś miał na to wyjebane!- Krzyknął Gihei.
Spojrzałem na niego poważniejąc na twarzy.
-
Nie mów o tym jakbyś wszystko wiedział.- Powiedziałem chłodno.
-
Nie było cię dzisiaj w szkole! Balowałeś pewnie ze swoim oddziałem i nie
dawałeś znaku życia a teraz zachowujesz się jakby Buru wcale nie uma…!- Urwał
łapiąc się za twarz kiedy mocno go spoliczkowałem.
-
Powiedziałem, że masz się nie zachowywać i nie mówić jakbyś wszystko wiedział!-
Krzyknąłem na niego.
-
Co się tutaj wyczynia?- Usłyszałem za sobą TEN głos. Drgnąłem. Odwróciłem się
na pięcie. Stał w przejściu ubrany w strój Łowcy.
-
Sensei?- Zapytałem nie rozumiejąc. Podszedł do mnie z jakąś teczką i uderzył
mnie nią w czoło.
-
Itai.- Powiedziałem łapiąc się za nie. Podał mi teczkę.
-
Mówiłem ci w biurze, że do rana masz to zrobić. Zapomniałeś o tej teczce.-
Powiedział. Przyjrzałem się uważnie jego ubiorowi.
-
Sensei. Na misje idziesz?
-
Tak.
-
Sam?
-
Nie. Z Torazo, Ryoko i Munoto.
-
Czy chodzi o…
-
Nie zadawaj mi tego pytania.
-
Pozwól mi…
-
Nie.- Powiedział chłodno. Drgnąłem.- Tak jak Yujiro jesteś od teraz odsunięty
od dalszej części tej misji.
-
Ale Sensei…!
-
Powiedziałem coś!
-
Sensie!- Krzyknąłem łapiąc go za połać płaszcza. Spojrzał na moje dłonie.
-
Naoki!- Krzyknął. Drgnąłem przerażony.- Wystarczy. I tak dużo już zrobiłeś! Ratowałeś
go na stole operacyjnym, byłeś na miejscu morderstwa, badałeś próbki i jeszcze
znalazłeś trop sprawcy! Wystarczy!
-
Ale…!- Złapałem się za twarz kiedy dostałem w nią otwartą dłonią.- R…Rozumiem.-
Wydukałem opuszczając głowę w dół.
-
Do jutra te dokumenty mają być na moim biurku.- Powiedział i wyszedł. Kiwnąłem
głową. Uniosłem ją do góry masując obolały policzek. Chuj jeden!
-
Nao…- Zaczął Gihei. Spojrzałem na niego zgarniając z podłogi teczkę którą mi
przyniósł oraz mój plecak.
-
Tak?
-
Nie już nic.- Powiedział patrząc na Doi’a.
-
Przyniosę ci gorącej herbaty z miodem do pokoju więc bierz się do roboty abyś
skończył do jutra.- Powiedział Doi. Kiwnąłem głową i udałem się ociężale do
swojego pokoju.
Łeb
mi napierdalał niemiłosiernie!!!
^^~^^
Szykuj się. Mamy
misję razem z Washichi’ m do wykonania. Będziemy u ciebie za pół godziny.
Przyszykuj się na długą podróż.
Munoto.
Tak
właśnie brzmiała wiadomość jaką odczytałem chwilę temu na swoim telefonie.
Wysłał ją jakieś dwadzieścia minut temu. Czyli niedługo będą a ja jeszcze się
nie przyszykowałem. Ciekawe co to za misja będzie? Dawno nigdzie mnie nie
dawali. Od kiedy Suyo wrócił dwa dni po zdarzeniu w moim salonie z misji nie
byłem w biurze od dwóch tygodni. Tak samo w szpitalu. Powiedzieli, że mam
wypocząć a jak będę potrzebny to po mnie poślą. Widocznie teraz jestem tak
potrzebny, że jednak w końcu musieli po mnie posłać. Katsuyoshi nie pojawiał
się w szkole, tak samo jak napisał mi wiadomość, że napisze kiedy kolejny raz
możemy robić to co robimy ponieważ nie ma czasu ze względu na pracę. Rozumiałem
to i szczerze? Było mi to bardzo na rękę. Jakoś nie będę płakał z tego powodu
co to to nie.
Pognałem
szybko do swojego pokoju przebierając się w biegu i pakując sobie jakieś rzeczy
na podróż. Nie wiedziałem czego miałem się spodziewać i jakiego rodzaju to
będzie misja więc musiałem sobie przyszykować po kilka rzeczy.
Zbiegłem
na dół kiedy po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka. Gihei wyjrzał z kuchni.
-
To po ciebie?- Zapytał przyglądając się uważnie mojemu strojowi. Kiwnąłem
twierdząco głową.
-
Kiedy wrócisz?- Zapytał Doi pojawiając się za jego plecami.
-
Nie mam pojęcia. Jak będę wracał przekaże tą informacje Ryu i on i to powie.-
Powiedziałem patrząc na nich i łapiąc za klamkę od drzwi. Wyszedłem na
zewnątrz. Czekali tam na mnie. Munoto i Washichi. Ubrani prawie tak samo jak
ja.
-
Spóźniony.- Powiedział Washichi.
-
Pięć sekund.- Powiedziałem.
-
Kiedyś te pięć sekund może kosztować cię życie.
-
Nie martw się. Przy najbliższej sposobności oddam ci te twoje pięć sekund.-
Powiedziałem i podałem Munoto swój identyfikator. Zeskanował go i oddał mi go
po chwili.
-
O.K. Możemy iść.
-
A gdzie idziemy i po co jeżeli można wiedzieć.
-
Do Sfery 117.- Powiedział obserwując kontem oka moją reakcję. Drgnąłem i
uśmiechnąłem się po chwili.
-
Rozumiem.- Kiwnąłem głową. Nie wnikałem co mnie tam czeka i po co tam
jechaliśmy.- Rozumiem, że na piechotę tam nie pójdziemy.
-
Głupi jesteś?- Zapytał Washichi. Zaśmiałem się cicho idąc za nimi. Mimo, że
byli w moim wieku ciężko było mi z nimi nawiązać kontakt. Nie wiedziałem
dlaczego.
**
jakiś czas później**
Wielkie
budynki. Pełno szkła i szarości. To to co ukazało się moim oczom kiedy
wysiadłem z holownika w Sferze 117. Na czymś na kształt peronu czekał na nas
facet w białym kilcie. Stałem za chłopakami przyglądając się otoczeniu z
ciekawością.
-
Panowie ze Sfery…?
-
22.- Powiedział Munoto.- Rozumiem, że oprócz ktoś jeszcze dzisiaj odbierał
towar.
-
Tak. Mieszkańcy Sfery 1 oraz 96, ale jeszcze nie przybyli.
-
Czy nasz towar został skonstruowany według wytycznych jakie wam ostatnio
przesłali moi przełożeni?- Zapytał Munoto. Washichi zrównał się ze mną.
Milczał.
-
Tak. Ależ oczywiście.
-
Pozwolicie jednak, że przed odbiorem sprawdzi go nasz Medyk.- Powiedział
Munoto. Facet spojrzał na mnie przez ramie i kiwnął twierdząco głową.
-
Ależ oczywiście. Nie widzę żadnych przeciwskazań.- Powiedział. Weszliśmy z nim
do jednego z wielkich budynków. Co najdziwniejsze nie widziałem jak na razie
żadnych innych ludzi jak tylko go.- Proszę za mną szanownego pana Medyka.-
Dodał do mnie. Czyżbym wyczuł sarkazm w jego głosie? Washichi puknął mnie w
ramię dając mi do zrozumienia, że mam iść razem z nim. Kiwnąłem głową i
podążyłem za nim. Szliśmy długo w milczeniu przez białe korytarze. Munoto i Washichi
zostali na dole czekając na mój powrót.
Wszedłem
z nim do jakiegoś pokoju. Przystanąłem jak wryty kiedy zobaczyłem osobą
znajdującą się w środku.
-
Co jest kurwa?!- Krzyknąłem cofając się o krok. Facet przyjrzał mi się z
uśmiechem.
-
Rozumiem, że był pan kimś ważnym dla 156669-ID.
-
Co proszę?!- Zapytałem patrząc na niego zaskoczony. Nie rozumiałem o co mu chciało.
-
Proszę o wybaczenie. 156669-ID w pana Sferze nazywany był…- Przeglądał jakieś
papiery. Czekaj! Czekaj! Znajdowałem się aktualnie w Sferze 117. A to właśnie
tutaj urodził się…!- O. Mam….
-
Fukusaburu.- Wyprzedziłem jego wypowiedź. Kiwnął głową uśmiechając się szeroko.
-
Ma pan rację.
-
Widziałem jego martwe ciało. Sam go reanimowałem i badałem sprawę jego śmierci
więc jakim cudem!?!- Pokazałem roztrzęsionym palcem na siedzącego naprzeciwko
mnie Fukusaburu. Był może ciutkę starszy. Przekręcił zmęczoną głowę.
-
PPRZEGLĄDANIE. DANYCH.- Powiedział jak robot. Jego głos nie należał do niego.
Był głęboki i chrapliwy.- Naoki. Nao. Przyjaciel 156669-ID. Uczeń. Medyk i
Łowca. Wybitnie uzdolniony. Trochę wybuchowy i agresywny. Dba o przyjaciół. MA
dobrą pamięć. Homofob.- Powiedział poruszając płynni ustami. Przekrzywił głowę
patrząc na mnie pustymi oczyma.
-
Buru?
-
Proszę o wybaczenie, ale to nie jest ta osoba co pan myśli. Ten osobnik nazywa
się 125-ID. Służy do gromadzenia wszystkich danych, wspomnień i uczuć jakich
doznały inne pododdziały ID. Można powiedzieć, że jest jakby starszym bratem
pańskiego przyjaciela.
-
Co to kurwa za pierdolenie?!- Warknąłem na niego uderzając pięścią w ścianę. Podskoczył
przerażony.
-
Rozumiem, że nikt panu niczego nie wyjaśnił.
-
No chyba oczywiste. Dlatego domagam się ich właśnie od ciebie.
-
Może nim to zrobię sprawdzi pan stan Towaru.- Powiedział i podszedł do
kolejnych drzwi. Otworzył je. Ręce mi się załamały. Moim oczom ukazała się z
kolei młodsza forma Buru, ale o dłuższych włosach i delikatniejszych rysach.-
Na prośbę waszych przełożonych tym razem wyprodukowaliśmy dla was dziewczynę.
Posiada oczywiście wszystkie wspomnienia swojego poprzednika. Pozbawiliśmy ją z
kolei uczuć jakimi darzył jej poprzednik innych ludzi których poznał. Tak więc
będzie wiedziała kim pan jest ale nie odczuje radości na wasz widok. To ułatwi
wam jak i jej pracę. Tym razem jednak proszę o lepsze obchodzenie się z naszym
sprzętem. Wyprodukowanie w tak szybkim czasie prawie, że dorosłego osobnika
jest bardzo trudne czasochłonne oraz drogie, więc…
-
TOWAR?! POPRZEDNIKA?! OSOBNIK?! WYPRODUKOWANIE?!- Uniosłem kolesia do góry za
przód kiltu. Posiniał na twarzy.
-
NAO! Przestań!- Krzyknęła młodsza i żeńska forma Buru. Drgnąłem i puściłem
kolesia z obrzydzeniem na podłogę. Spojrzałem na ową „osobę”.
-
Nie waż się tak do mnie odzywać!- Warknąłem na nią opierając się o drzwi.-
Koleś masz trzy minuty aby wyjaśnić mi co tutaj się kurwa dzieje. Po tym czasie
roztrzaskam ci łeb o szybę.- Dodałem. Koleś głośno przełknął ślinę. Zaczął
szybko opowiadać o tym jak to jeden z ich wybrańców na samym początku
apokalipsy zaczął mutować. Po tym procesie okazało się, że mógł dzielić na
stałe swoje DNA, wspomnienia, zmysły oraz umysł na niezliczoną ilość razy oraz
łączyć je później ze sobą. Urodził się w bardzo małej wiosce i właśnie nad tą
wioską powstała Sfera 117, w której mieszkali tylko mieszkańcy tej wioski i
którzy zajęli się podziałem owego chłopca. Sprzedawali jego „kopie” do innych
sfer w celu im nie znanym. Kopie były ulepszane. Warunek był tylko jeden. Po
śmierci kopi mieli 48 godzin czasu na oddanie im ciała. Mieszkało tutaj wiele
Kopi które pełniły różne funkcje w tym społeczeństwie. To co siedziało
naprzeciwko mnie powstało jakieś siedem lat temu. Buru trzy lata temu. A
dziewczyna trzy dni temu. Kupiliśmy ją więc teraz muszę ją niby zabrać do domu.
W każdej sferze na bieżąco musi żyć jakiś mieszkaniec ich Sfery. Jeżeli jeden
umiera kolejny jest wysyłany najszybciej jak się da. Przerwałem mu ręką jego
szybką wypowiedź. Nie chcę wiedzieć więcej.- Zadam temu czemuś dwa pytania. Jeżeli
nie będzie potrafiło na nie odpowiedzieć ty dostajesz kulkę w łeb a ja zabieram
kasę za to coś i wracam do domu.- Dodałem. Kiwnął przerażony głową. Podszedłem
do żeńskiej wersji Buru.
-
Tak?- Zapytała przekrzywiając głowę w bok.
-
Kim jestem?
-
Naoki. Nazywany przez przyjaciół N… Nie mogę powiedzieć jak. Przyjaciel
156669-ID. Uczeń. Medyk i Łowca. Wybitnie uzdolniony. Trochę wybuchowy i agresywny.
Dba o przyjaciół. MA dobrą pamięć. Homofob.-Powiedziała. Czy Buru miał o mnie
tak wyrobione zdanie? Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
-
Rozumie. Ok. Ostatnie pytanie. Kim jest Yujiro?
-
Yujiro.- Powiedziała i zamilkła na dłuższą chwilę. Przyglądała mi się uważnie.-
Yujiro to opiekun oraz kochanek 156669-ID. Agresywny, brutalny i zimny drań,
który zapomniał o jego urodzinach przez co tamten umarł. Tak bardzo bolało. Nie
mógł oddychać. Robiło mu się zimno. W głowie słyszał tylko…
-
Starczy.- Powiedziałem zakrywając usta. Katsuyoshi powiedział, że mam się nie
mieszać w tą sprawę już więcej.- Jak masz na imię?
-
1968574-ID.
-
Chcę poznać twoje imię.
-
1968574-ID.
-
Ona mnie nie rozumie. Jak ona ma na imię?- Zapytałem kolesia. Drgnął kiedy na
niego spojrzałem.
-
Nie posiada imienia.
-
To mam do niej mówić ciągiem liczb?
-
Możesz nadać jej imię jeżeli chcesz.- Powiedział facet wyciągając z jednej z
szafek jakieś dokumenty.
-
Fuku.- Powiedziałem pokazując na nią palcem.- Od teraz nazywasz się Fuku.
-
Fuku.- Powiedziała kiwając głową.
-
Czyli wszystko się zgadza?- Zapytał koleś. Spojrzałem na niego. Cofnął się o
krok do tyłu.
-
Ciesz się, że jestem tutaj z rozkazu mojego przełożonego i nie pozwolono mi
tutaj używać siły. Jeżeli byłoby inaczej już na wjeździe dostałbyś kulkę w
łeb.- Powiedziałem i wstałem ze swojego miejsca.
-
Rozumiem.- Kiwnął głową.- Idąc za wytycznymi pana przełożonego jutro w południe
odjedzie stąd państwa holownik. Do tego czasu mogą się państwo zatrzymać w
pokojach naszego instytutu.- Dodał. Kiwnąłem głową. Wręczył mi jakieś
dokumenty. Nawet w nie, nie zajrzałem. Podszedłem do drzwi.
-
A jeszcze jedno. Fuku. Nie zbliżaj się do mnie jeżeli nie musisz. Dla mnie
jesteś podróbką, która ma jakieś tam wspomnienia na mój temat. Nigdy nie
zastąpisz dla mnie Buru.- Powiedziałem chłodno.
-
Rozumiem.- Powiedziała bez wyrazu. Otworzyłem drzwi.
-
Chodź.
-
Gdzie?
-
Nie pytaj.- Powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia. Szedłem w milczeniu całą
drogę. Szła za mną potulnie trzymając się na odległość jakiś czterech kroków za
mną. Wszedłem do loby. Stali tak jak ich zostawiłem. Spojrzeli na mnie. Po ich
minach wnioskuje, że wiedzieli po co poszedłem.
-
I jak? Stan towaru się zga…- Munoto urwał w połowie zdania kiedy na niego spojrzałem.
Podałem mu dokumenty.
-
Zamilknij.- Syknąłem na niego chłodno i podszedłem do loby. Podano mi klucz do
apartamentu w którym mieliśmy się zatrzymać.
**drugi
dzień rano**
-
Nao pospiesz się z tym śniadaniem. Chcemy już wracać do domu.- Powiedział
Washichi.
-
Yus.- Powiedziałem z pełną buzią.
-
Nie już tylko teraz.
-
Mówe sze usz.- Odpowiedziałem. Siedzieliśmy na stołówce. Nikogo od rana nie
widziałem i całe szczęście dla tej Sfery oraz tego starego dziadygi którego
wczoraj spotkałem. Fuku z nami nie było. Udała się do swojego wcześniejszego
pokoju w celu zabrania kilku rzeczy które pozwolono jej wywieźć poza granice
swojego domu.
-
Za każde spóźnienie będziesz mi płacił. Zobaczysz.- Powiedział wkurwionym
głosem zgarniając ze stołu swoją tackę z niedojedzonym posiłkiem. Wypiłem do
końca szklankę soku kiedy odkładał do okienka swoje naczynia. Ruszyłem za nimi.
-
Może byście tak zaczekali.
-
Trzeba było się ruszać.
-
I tak nie wyjedziemy stąd wcześniej niż przed południem. A wręcz nawet po
południu.- Zawołałem za nimi. Munoto zrównał się ze mną.
-
Nie drażnij go. Obiecał, że będzie w domu przed wieczorem. Nienawidzi się
spóźniać więc dlatego chodzi taki wkurwiony.
-
Eh.- Westchnąłem.
-
Sorry. Suyo dzwoni.- Powiedział zwalniając kroku. Kiwnąłem głową i
przyspieszyłem kroku.
-
Washichi! No poczekaj!- Krzyknąłem biegnąc za nim. Wybiegłem za róg korytarza,
za którym właśnie zniknął i…
Szybko
objąłem go w pasie. Pociągnąłem go w swoją stronę wyrzucając z powrotem za róg
zza którego przed chwilą co się wyłoniłem. Zdążyłem zasłonić jeszcze połowę
twarz kiedy jeden z akceleratorów oraz konwerterów wybuchł rozrzucając miliony
małych kawałeczków metalu po korytarzu. Siła wybuchu i podmuch były tak
wielkie, że fala która we mnie uderzyła powaliła mnie na przeciwległą ścianę
wgniatając mnie w nią boleśnie…
***********************************************************************
tak, wiem. już przed oczyma widzę wasze wkurwione miny i to jak na mnie wyklinacie przed monitorami tylko dlatego, że tak to się skończyło. Ale nie martwcie się, za miesiąc kolejny rozdzialik więc będziecie wiedzieć co i jak:)
pozdrowienia z NL... Gizi03031