Zapraszam was do przeczytania kolejnego rozdziału. Tak jak powiedziałam, we wcześniejszej notce powoli zbliżamy się ku końcowi tego opowiadania (chociaż przyznam szczerze jeszcze nie wymyśliłam jak go zakończę). Kiedy jednak to nastąpi postanowiłam zająć się nowym blogiem, na którego powoli tworzone są opowiadania. Będzie to coś innego (ta sama tematyka) czego jeszcze nie próbowałąm więc zobacze co z tego wyjdzie. A póki co... zapraszam do poznania dalszych losów Nao.
************************************************
Siedziałem w salonie na kanapie ubrany w luźne
dresy pod czujnym ostrzałem spojrzeń moich kolegów. Na ich twarzach pisało się
pytanie „Co mu się kurwa stało?!” a z kolei w oczach „Nie możemy zapytać!”.
Podrapałem się zmieszany po głowie. Cmoknąłem
ustami.
- Powiedzcie coś w końcu. Głupio mi tak
siedzieć.- Powiedziałem cicho. Czułem się zakłopotany.
- A co mamy powiedzieć w takiej sytuacji? Czego
od nas oczekujesz?- Zapytał Jou. Wypuściłem głośno powietrze.
- Czegokolwiek. Tylko nie tej cholernej ciszy.- Powiedziałem.
Kiwnął głową.
- Kiedy wracasz do szkoły?- Zapytał. Uśmiechnąłem
się. Neutralne pytanie.
- Podejrzewam, że na początku kolejnego tygodnia.
Albo i później. Dzisiaj i jutro mam wolne, ale to dlatego, że muszę odpoczywać,
a później mam pewną misję do wykonania. Jak ją skończę mam trzy nici dyżuru w
szpitalu i dopiero później mam jakoś w grafik wpisane pięć dni zajęć szkolnych
i dzień wolnego.- Powiedziałem wyliczając na palcach. Uśmiechnąłem się
delikatnie.- Dzisiaj chciałem otworzyć do końca dnia piwnicę, ale boję się, że
któryś z mojego oddziału tutaj przyjdzie.
- Przecież jesteś już prawnym Medykiem, więc
chyba możesz sobie na to pozwolić kiedy ci się podoba.
- No chyba mogę. Nie, no w sumie to mogę. Tylko
chodzi o to, że skoro dostałem wolne to mam odpoczywać.- Odpowiedziałem Izo.
Wypuściłem głośno powietrze. Podszedłem do jeden z szafek. Sięgnąłem po
kalendarz. Ostatnio sprawdzałem stan zdrowia dzieciaków z dzielnicy jakieś dwa
miesiące temu. Wypuściłem głośno powietrze.- Pomożecie mi?
- Zrobisz to?- Zapytał Gihei. Był jakiś niemrawy
kiedy dojrzał co mi się stało i po tym co mi powiedział.
- Tak.- Powiedziałem wychodząc z salonu. Udałem
się do kuchni po klucz.
^^~^^
Siedziałem u siebie na krześle w „piwnicznym
Gabinecie”. Właśnie wyszła stąd kolejna osoba. Od kiedy poprosiłem ich o pomoc
stawiło się u mnie prawie osiemdziesiąt dzieciaków. Zostało jakieś dwadzieścia
i będą wszyscy. Przeciągnąłem się na krześle. Ramiona mi zdrętwiały. Izo który
krzątał się tutaj ze mną położył mi na stoliku kubek ciepłej herbaty.
- Później jeszcze będziemy musieli przebadać ich
wyniki.
- Pomogę.
- Wiem.- Uśmiechnąłem się pijąc trochę herbaty.
- Nie spodziewałem się, że tak będziesz spędzał
wolne.- Usłyszałem znajomy głos nad swoją głową. Spojrzałem tam.
- A ja nie sądziłem, że mimo mojego wolnego nadal
będę musiał cię oglądać. Czy ty nie masz innych ważniejszych zajęć?- Zapytałem
patrząc obojętnie na mojego Opiekuna. Izo stał zaskoczony za moimi plecami.
Trzymał w ręku teczkę.- Izo czy mamy go na liście pacjentów?
- Oczywiście, że nie. Sensei nie jest mieszkańcem
naszej dzielnicy.
- Poczekaj w salonie. Skończę tutaj i wtedy
pogadamy.- Powiedziałem. Opierał się nadal o futrynę.- No chyba że chcesz mi
pomóc w zastrzykach i pobieraniu krwi.
- Che.- Syknął tylko i ruszył za siebie nie obdarzając
mnie nawet jednym spojrzeniem
- Ty zwariowałeś?
- Izo o co ci chodzi?
- Tak z nim gadać?
- Wiesz, gdybym cały czas się go bał to bym się
wrzodów żołądka nabawił. Poza tym to mój Opiekun więc wiesz.- Powiedziałem
zaglądając do dokumentacji kolejnej osoby, która weszła do mnie do „Gabinetu”
^^~^^
Stałem u wejścia do mieszkanie. Ostatnia gromadka
dzieciaków została odprowadzona przez Izo i Doi’a (Gihei po skończonej swojej
robocie poszedł do Ryu). Wypuściłem głośno powietrze zamykając za sobą drzwi.
Wróciłem do salonu. Siedział na fotelu bawiąc się kluczami. Spojrzałem na
niego.
- Nieźle wolne spędzasz.
- Powtarzasz się.
- Wiem.- Powiedział i się zaśmiał. Przyglądałem
mu się dłuższą chwilę po czym usiadłem na kanapie naprzeciwko niego.
- Co cię do mnie sprowadza? Rozumiem, że nie to
iż ci się nudziło.
- Jak tam oko?
- Lepiej.
- Boli?
- Mniej.
- Wczoraj na zebraniu nas zaskoczyłeś-
Powiedział. Odwróciłem głowę w bok. On jak i reszta usłyszeli moje krzyki z
łazienki. Rzucili się pędem aby sprawdzić co się stało.
- Przeprosiłem za to.
- Nie musisz za to przepraszać.
- To nie wracajmy do tego.
- Możesz ściągnąć przepaskę.
- Powiedzieli, że za kilka dni.
- Czyli możesz już teraz?
- Za wcześnie.
- Od wypadku minęło kilka dni.
- Ale jest za wcześnie.
- Skąd wiesz?
- Bo jestem Medykiem.- Zauważyłem.
- A.- Powiedział tylko i spojrzał na mnie.
Zagotowało się we mnie. Droczył się ze mną.- Brałeś już leki dzisiaj?
- Nie.- Powiedziałem.
- A.- Znowu powiedział. Przyglądałem mu się
uważnie. On chyba nie…
- Sensei. Nie mów mi, że…
- Jeżeli nie to nic nie mów.- Przerwał mi
chowając klucze do kieszeni. Kiwnąłem głową.
- Za pół godziny muszę je wziąć.- Powiedziałem.
Kiwnął głową.
- Idziesz później ze mną.- To było stwierdzenie,
nie pytanie.
- Gdzie?
- Spotykamy się w barze.
- To chyba nie najlepszy pomysł abym tam szedł.
- Będziesz mógł się chwalić raną zdobytą na
misji.
- O co ci chodzi?
- Dla Łowcy taka rana to jak order dla Honoru.
Tym bardziej dla Łowcy Medyka.
- Skoro tak…- Zacząłem gapiąc się na niego jak
sroka w gnat.- Skoro tak…to dlaczego zrobiłeś mi z tego powodu taką awanturę?!
- Ponieważ to ty.
- Suyo no weź w końcu przestań mnie traktować jak
dzieciaka!
- Ale ty jesteś dzieciakiem.- Zauważył.
- Skoro ja jestem dzieciakiem to ty cholernym
pedofilem!- Krzyknąłem. Spojrzał na mnie ściągając brwi. Przekroczyłem
gwałtownie bardzo cienką granicę.
- Oj.- Powiedział. Drgnąłem. Nie cofnę tych słów.
- Więc nie mów na mnie „Dzieciak”
- Wcale tak na ciebie nie mówię.
- Ale mnie tak traktujesz.
- Mówienie tak na kogoś a traktowanie kogoś w ten
sposób to co innego. Poza tym każdy w oddziale tak cię traktuje.
- Co?! Dlaczego?!
- Ponieważ jesteś najmłodszy stażem.- Powiedział.
Zazgrzytałem zębami odwracając twarz w bok. Czułem że się na mnie gapi ale nie
widziałem go przez bandaż.- Robisz to nieświadomie.
- Co robię?
- Drażnisz mnie.
- A. Jeżeli chodzi o drażnienie to robię to
całkiem specjalnie.- Powiedziałem uśmiechając się wrednie. Coś zaszeleściło.
Spojrzałem na niego. Stał naprzeciwko mnie. Spojrzałem na niego. Złapał mnie za
prawą rękę i bez zapowiedzi przyłożył ją do swojego przyrodzenia. Drgnąłem otwierając
szeroko oczy. Był twardy tam na dole.
- Drażnisz mnie.- Powtórzył. Zrozumiałem.
- Ale… ale nie o takie drażnienie mi chodziło!-
Krzyknąłem próbując wyrwać rękę. Czułem, że robię się czerwony. Zakryłem twarz
wolną ręką.- Sensei… Obiecałeś…
- Wiem.- Powiedział i puścił moją rękę. Piekła i
drżała.- Robisz zastrzyk?
- Mmm.- Odpowiedziałem sięgając po apteczkę.
Wyciągnąłem z niej potrzebne rzeczy. Stanął za mną obejmując mnie ramionami.
Wiedziałem co się stanie. Bez wahania wbiłem igłę w swoje ciało. Po chwili wygięło
mnie do tyłu. Jego silna ręka zakryła moje usta. Nie mogłem krzyczeć.
^^~^^
Siedziałem w barze. Przyszedłem jako pierwszy. Billy siedział naprzeciwko mnie gapiąc się na
mnie z niedowierzaniem. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie nie wiedząc co mam
innego w takiej sytuacji zrobić.
- Ehem… może coś mocniejszego? Na koszt firmy?-
Zapytał delikatnie zmieszany. Zaśmiałem się cicho.
- Wybacz. Nie mogę pić.
- A. Suyo.
- Nie. On to najmniejszy problem. Chodzi o to, że
leki biorę teraz. I to dość silne. Nie mogę sobie pozwolić na jakikolwiek
alkohol.- Wyjaśniłem. Kiwnął głową jakby zrozumiał. Nie no w sumie zrozumiał.
- Czyli co, soczek?- Zapytał. Kiwnąłem głową.
Zaśmiał się cicho.- Wiesz od ostatniego twojego spróbowania tutaj alkoholu
musiałem zakupić sobie sporą ilość soku specjalnie dla ciebie.
- Dlaczego?
- Ponieważ twój Opiekun tak powiedział. A że nikt
inny tego nie pije tylko ty…
- Nikt nie pije soku?
- To jest bar.- Zaśmiał się cicho. Zarumieniłem
się delikatnie.
- Wybacz, że przeze mnie miałeś problemy i nie
przyjemności.- Powiedziałem. Pokiwał przecząco głową.
- Nie musisz za to przepraszać.- Powiedział.
Podał mi szklankę z sokiem. Sięgnąłem po nią. Upiłem z niej mały łyczek.
- Czarna porzeczka i ciemne jeżyny.- Zauważyłem.
- Niezłego masz smaka.- Powiedział. Upiłem
kolejny łyczek. Odstawiłem szklankę na bar.
- Lubię kwaśne rzeczy.- Powiedziałem. Szklanka
którą chwilę temu postawiłem na barze zniknęła. Ktoś po nią sięgnął. Spojrzałem
za siebie z zamiarem wydarcia się na potencjalnego złodzieja. Nie zrobiłem
tego. Za mną stał mój oddział, a moją szklankę trzymał Suyo. Brał z niej małego
łyczka. Skrzywił się.
- Kwaśne.- Zauważył odstawiając szklankę na
miejsce.
- To po kiego to ruszasz?- Zapytałem zabierając
szklankę.
- Sprawdzałem cię.
- Nie rób ze mnie głupka.
- Znowu mogłeś coś potajemnie wypić, więc…- Urwał
kiedy wstałem i pociągnąłem go delikatnie za włosy. Ruszyłem do naszego
stolika.
- Na lekach jestem. Nie jestem głupi aby pić.-
Powiedziałem i usiadłem na swoim standardowym już tutaj miejscu.
- Nie ciągaj mnie za włosy.- Powiedział. Miał
zmęczone oczy. Widzieliśmy się jakieś cztery godziny temu, ale nie ma szans aby
w tak krótkim czasie tak bardzo się zmęczył. No chyba, że…Uniosłem brwi do
góry. Zrobił to z kimś innym.
Czuje zazdrość w twojej głowie.
Usłyszałem cichy szept i śmiech. Pokiwałem
przecząco głową aby pozbyć się z jej wnętrza tego głosiku.
- Co nie?
- Nic.- Powiedziałem do Munoto. Zaśmiał się
cicho.
- Zmieniłeś się.- Zauważył Toshio. Spojrzałem na
niego.
- Wiem. Straciłem oko.- Zażartowałem.
- Y.- Wydukał zaskoczony. Zaśmiałem się głośno.
- Nie rób takiej zdziwionej miny.
- To nie żartuj sobie z czegoś tak poważnego.-
Powiedział zmieszany. Kiwnąłem głową.
- To dlaczego twoim zdaniem się zmieniłem?
- Ponieważ kiedyś w życiu byś się tak nie
zachowywał przy Suyo. A teraz sobie z nim żartujesz, droczysz się i kłócisz.
- Kłóciłem się od początku.- Zauważyłem.
- Ale nie potrafiłeś mu się postawić.
- Gdybym nie potrafił to bym się z nim nie
kłócił.- Powiedziałem biorąc łyk soku.
- Czuć od ciebie erotyczne zapachy. Wiesz jakbyś
coraz częściej smakował seksu.- Powiedział Toshio. Wyplułem na jego twarz całą zawartość
swoich ust. Zakaszlałem zginając się w pół. W barze było słychać tylko i
wyłącznie mój kaszel. Ciemny sok delikatnymi stróżkami spływał z jego
zaskoczonej twarzy.
^^~^^
- Ale… hyc! Wy się powinniście dogadywać!-
Zawołał groźnie Ryoko. Spojrzałem na niego. Byłem tutaj najtrzeźwiejszy.
- Dlaczego niby musimy? Nie mam żadnego przymusu
aby zgadzać się na wszystko z nim i wykonywać każdy jego rozkaz.
- Nao.- Zaczął Torazo. Tylko on i Ryoko jak na
chwilę obecną siedzieli ze mną przy stoliku. Reszta wyszła gdzieś na chwilę.
- Nie spieraj się ze mną. Jeżeli będzie mnie
denerwował to będę to okazywał a nie dusił w sobie.
- Przez takie kłótnie ty i on wiele tracicie w
oczach oddziału.
- A co mnie obchodzi, że tracę w oczach oddziału.
Ja tutaj jestem medykiem więc nic więcej mnie nie obchodzi. Jeżeli bierzecie
grzecznie leki i słuchacie się moich rad dotyczących waszego zdrowia resztę mam
w dupie.
- Tobie się tylko wydaję, że jesteś zwykłym
medykiem
- Medyk Nadzwyczajny.- Zakpiłem z niego. Ryoko
spojrzał na mnie krzywo.
- Jeżeli Suyo jest liderem to ja jestem jego lewą
ręką.
- Lewa ręka jest od brudnej roboty.-
Powiedziałem. Kiwnął głową. Pokazałem palcem na Torazo.- To on to prawa ręka.
- Nie to Moja lewa ręka. Prawą ręką Suyo jest
medyk. Tak jest w każdym oddziale. Prawą ręką lidera jest medyk. W naszym
przypadku ty. Więc…
- Co proszę?- Przerwałem mu zaskoczony.
- O czym gadacie?- Zapytał Munoto. Wrócili.
Powiało od nich chłodem. Byli poza barem?
- O niczym.- Powiedział Torazo.
- Wytłumacz mi to.- Poprosiłem.
- Innym razem. Teraz zapomnijmy o tej rozmowie.
- No chyba cię do reszty popierdoliło.-
Powiedziałem. Skrzywił się.
- Pogadamy o tym przy lepszych warunkach, dobra?-
Poprosił składając ręce jak do modlitwy. Cmoknąłem głośno opierając twarz na
dłoni i patrząc na bok.
- O co chodzi?- Zapytał Katsuyoshi siadając koło
mnie. Ten też był już pijany.
- O nic.- Odpowiedział Ryoko. Dlaczego nie
chcieli o tym przy nich rozmawiać nie miałem zielonego pojęcia. Poczułem na
sobie jego spojrzenie.
- Coś mi się wydaję, że to jednak coś poważnego
skoro on tak wygląda.
- To źle ci się wydaje.- Za pyskowałem. Spojrzał
na mnie mrużąc oczy. Odwróciłem się do nich twarzą podkulając nogi i ustawiając
je na ławeczce na której siedziałem. Widziałem teraz dokładnie twarz swojego
Opiekuna. Wypił łyk piwa i przeciągnął się zmarnowany. Podrapał się po głowie.
- Nad czym tak myślisz?- Zapytał Washichi.
- Ruchać mi się chcę.- Powiedział bez ogródek.
Otworzyłem szeroko oczy gapiąc się na niego z rozdziawioną gębą. Podrapał się
po głowie i spojrzał w sufit.- Chyba będę musiał sobie na dzisiejszą noc jakąś
laskę skołować.
- Z tego co wiem to chyba masz teraz jakąś dupkę
do posuwania.- Powiedział Yaichiro. Starałem się nie ruszyć.
- Dlaczego tak myślisz?- Zapytał mój Opiekun
nawet na nich nie patrząc.
- Ponieważ ostatnio jesteś bardziej wyluzowany.
Nie chodzisz taki wkurwiony i w ogóle. Każdy w oddziale to zauważył więc
myśleliśmy, że jednak kogoś sobie znalazłeś.
- Eh.- Wypuścił głośno powietrze.- Aktualnie mam
z nią abstynencję. Coś jej obiecałem i przez dwa tygodnie mam jej nie ruszać. W
sumie to zostało sześć dni. Ale jeżeli się nie dowie, że spałem z kimś innym to
nie będzie robić wyrzutów.- Dodał. Zacisnąłem mocno zęby. Zerknął na mnie z
ukosa. Uśmiechnął się pod nosem. SKURWIEL JEDEN! Sięgnąłem po swoją szklankę.
Złapał mnie znienacka za rękę prostując się i opierając wolną rękę o stół.
Spojrzał na mnie.- To moje piwo.- Zauważył. Spojrzałem na szklankę którą
trzymałem. Miał rację.
- Wybacz.- Powiedziałem próbując uwolnić swoją
rękę. Puścił mnie po chwili. Zapiekło.
- Czyli jednak z kimś się spotykasz.- Powiedział
uradowany Ryoko. Suyo zaśmiał się cicho pod nosem.
- My się nie spotykamy, tylko ze sobą sypiamy.
- Czyli nic się nie zmieniło.- Dodał załamany
chłopak. Spojrzałem na niego pytająco.
- O co ci chodzi?- Zapytał Suyo. Teraz to Ryoko
spojrzał na sufit.
- Myślałem, że po tym jak zerwałeś z Kobo to
jednak ustatkowałeś się z kimś innym.
- A Kobo nie chodzi teraz czasami z Suigite?-
Powiedziała Sakue. Kobo. Suigite. Znałem te dwa imiona. Katsuyoshi uniósł głowę
do góry.
- Mówiłem ci chyba, że masz nigdy więcej nie
mówić na głos o tym związku.- Powiedział chłodno. Przekrzywiłem głowę w bok.
Kobo. Suigite. Kobo. Suigite. Kobo… FACE PALM!!! Spojrzałem na niego zza palców
dłoni którą zakryłem połowę twarzy.
- Co jest?- Zapytała Yuke. Pokręciłem przecząco
głową. Opuściłem ręce w dół i wypiłem do reszty zawartość swojej szklanki.
Pomachałem nią w górze. Bill pomachał do mnie ręką, że zauważył. Sięgnąłem po
chipsa leżącego na naszym stoliku. Wsadziłem go do ust. Przegryzałem go powoli.
- Czyżbyś nie wiedział, że twój Opiekun…- Zaczęła
Sakue. Wyciągnąłem w jej kierunku rękę uciszając ją w ten sposób.
- Nie mów.- Powiedziałem chłodno. Gotowało się we
mnie. Nie dość, że wcześniej urządzali sobie przy mnie takie rozmowy na mój
temat nie wiedząc w sumie, że to o mnie ale liczył się sam fakt to jeszcze
musieli gadać o tym z kim spał… Billy przyniósł mi mój kubeczek z soczkiem.
Wypiłem wszystko na raz. Nie obchodzi mnie z kim sypiał!
- No w sumie to cię nie powinno interesować.-
Powiedział Torazo.- Ty lepiej powiedz z kim ty się potajemnie spotykasz?-
Zaczął. Zerknąłem na niego wilkiem.
- Nie powinno cię to interesować.
- Oj nie bądź taki. Powiedz kto jest twoją
szczęśliwą wybranką.
- Hideki.- Powiedziałem wrednie. Pierwszy raz
zobaczyłem u niego taką minę. Oczy mu pociemniały, zacisnął mocno zęby.
Ściągnął brwi. Wyglądał groźnie. Oddychał ciężko. Uniosłem ręce w geście
poddańczym.- Żartowałem. Hideki to kumpel z podwórka i nikt więcej. Słowo.-
Powiedziałem. Przyglądał mi się jeszcze dłuższą chwilę po czym złapał się za
kość nosową zaciskając ją mocno. Zamknął oczy. Dopiero kiedy je zamknął każdy
na mnie spojrzał zaskoczonym spojrzeniem.
- Powiedz mi jakim cudem Młody tak cię wkurwił
wypowiadając tylko jedno słowo?- Zapytał Yujiro. Spojrzałem na niego.-
Przeważnie tak wyglądasz jak na poważnie bierzesz swoją robotę.- Dodał. Przekrzywiłem
głowę. Jeżeli on tak wygląda jak coś bierze na poważnie to „Panu podziękujemy”.
- Hideki? Kto to?- Zapytał Katsuyoshi.
- Uczysz go.- Zauważyłem inteligentnie. Spojrzał
na mnie.
- Nie zaprzątam sobie głowy zapamiętywaniem imion
wszystkich dzieciaków ze szkoły.
- To mój chłopak.- Powiedział Torazo.
- A i wszystko jasne.- Suyo spojrzał na mnie i
zaśmiał się głośno.
- I co rżysz?!
- Nie krzycz.- Strzelił mnie delikatnie w czoło.
Złapałem się za nie.- Najpierw wkurwiasz w ten sposób Ryu teraz Torazo. Mam
nadzieję, że u Torazo to tylko słowa.
- Przecież powiedziałem, że to tylko żart.
- Tylko słowa?- Zapytał Torazo.
- Wyobraź sobie, że ten głupek dobierał się do
chłopaka Ryu.
- Do tego z którym chodzi już cztery lata?
- Tak.
- Dobierał się?- Zapytał i zerknął na mnie. Po
chwili wyciągnął telefon i odszedł gdzieś na bok.
- Po chuj mu to mówiłeś?- Zapytałem. Spojrzał na
mnie.
- Licz się ze słowami.
- Nie musiałeś mu tego mówić!- Krzyknąłem.
Wstałem.- Możesz mnie wypuścić?
- Gdzie idziesz?- Zapytał. Spojrzałem na niego. Oparłem
rękę na stole i przeskoczyłem przez niego lądując na podłodze. Odszedłem bez
słowa niknąc w toalecie. Chciałbym przemyć twarz, ale wtedy zamoczę bandaż. W
sumie to mogę go już ściągnąć i zastąpić go przepaską. Nie robię tego z bardzo
płytkich pobudek. Boje się tego co tam znajdę. Uniosłem twarz do góry. Drgnąłem
kiedy zobaczyłem jego odbicie w lusterku.
- Czego?
- Widzę, że jednak nie zwijasz się z bólu jak
ostatnio.- Powiedział. Nie odpowiedziałem na to. Wytarłem ręce i ruszyłem w
stronę wyjścia. Zagrodził mi drogę ręką.
- Coś jeszcze?- Zapytałem nie patrząc na niego.
Złapał mnie pod brodę. Próbowałem się cofnąć ale nie dałem rady.
- Eh.- Odpowiedział tylko i wpił się w moje usta.
Naparłem na niego całym ciałem próbując temu zaprzeczyć. Przyciągnął mnie do
siebie mocniej. Poczułem w ustach jego język. Dzisiaj był bardzo brutalny. Nie
mogłem oddychać. Miażdżył swoimi ustami moje. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
Rozchylił delikatnie moje nogi swoim lewym kolanem. Ugryzłem go w język.
Wyprostował się sycząc przeciągle. Przetarł usta. Spojrzał na swoją rękę. Krew.
Wiedziałem, że krwawi chwilę przed nim kiedy poczułem w ustach metaliczny smak.
Spojrzał na mnie gniewnie.
- Nie rozpędzaj się tak. Mam jeszcze według
ciebie sześć dni.- Zauważyłem. Ruszyłem przed siebie. Złapał mnie za ręce
unieruchamiając mi je nad głową. Przycisnął je mocno do ściany. Teraz to i ja
widziałem ścianę. Nie miałem jak się bronić. Odsłonił z łatwością moje ramię i
wgryzł się w nie. Jęknąłem z bólu zagryzając się na swoich wargach. Ramie
piekło niemiłosiernie. Zaprzestałem prób uwolnienia się kiedy zauważyłem, że
wtedy gryzł jeszcze mocniej. Przeciągnął po ranie swoim szorstkim językiem.
- Mówiłem co ci zrobię, jeżeli jeszcze raz mnie
ugryziesz.- Powiedział szeptem do mojego ucha. Zadrżałem odwracając twarz w
bok. Puścił mnie. Osunąłem się na dół. Usłyszałem jak za nim zamykają się
drzwi.
###
Ogarnąłem się w kilka minut i wróciłem do swojego
stolika. Suyo uśmiechał się delikatnie.
- Oj.- Powiedziałem stając naprzeciwko niego.
Prawa ręka piekła. Za mocno przewiązałem na niej przepaskę. Spojrzał na mnie z ukosa. Nie wiem jaką miałem minę
ale otworzył delikatnie zaskoczony usta. Zamachnąłem się z całej siły uderzając
go otwartą ręką w twarz. Odskoczyła mu na bok. W barze zapanowała cisza.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie. Przechodząc koło baru
położyłem na nim pieniądze. Wyszedłem z jego wnętrza wiedząc, że moje chwilę w
tym momencie są policzone i jeżeli przeżyje do kolejnej minuty to będzie cud.
Skręciłem w bok poluźniając przepaskę na ręku. Przeszedłem kilka skrzyżowań
wybierając mało uczęszczane drogi. Żyje. Jeszcze żyję.
Pojebało cię do reszty?!
Przestań jojczyć.
Wiesz co on ci zrobi?!
Wiem
To po chuj to robiłeś?!
Ucisz się w końcu!
Mam nadzieję, że wykupiłeś miejsce w kostnicy.
I głos zamilkł. Skręciłem w boczną uliczkę
prowadząco do mojej dzielnicy. Zatrzymałem się z głośnym hukiem. Spojrzałem
przed siebie. Naprzeciwko mnie stał Toshio.
- Sorry Młody.- Powiedział z żalem w oczach.
- Za c…- Urwałem. Poczułem ostry ból w tyle
głowy. Ktoś stał za mną. Złapałem go za ramiona osuwając się w dół. Straciłem
przytomność.
^^~^^
Otworzyłem oczy. Doskwierał mi ból głowy.
Rozejrzałem się dookoła siebie. Znajome miejsce i to w chuj bardzo, ale… co ja
tutaj robiłem? Pamiętam jak dostałem w głowę niedaleko swojej dzielnicy i
straciłem przytomność, ale co było później nie mam pojęcia.
Przekręciłem głowę w bok. Koło mojej twarzy
zatrzymał się znienacka ostry nóż wojskowy. Go też znałem. Spojrzałem powoli w
stronę sufitu. Nie widziałem go. Przesłaniała mi go twarz mojego Opiekuna. Na
lewym policzku widniał szeroki siniak. Pamiątka po mnie. Ani drgnąłem.
Patrzyłem w jego oczy.
- NAAAAAOOOOKIIIIII.- Jego głos sprawił, że włosy
stanęły mi dęba. Nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Ruszyłem
delikatnie ręką aby unieść się trochę wyżej. Nie dał mi na to najmniejszych
szans. Przygwoździł moją rękę do łóżka na którym leżałem nawet na nią nie
zerkając. Bolało…
- Puść…- Powiedziałem cicho.
- Hę?! Czy ty mi czasami rozkazujesz?!- Ryknął na
mnie. Zacisnąłem mocno powieki wstrzymując powietrze. Ani drgnąłem. Bolały mnie
płuca. Domagały się powietrza. Poczułem na szyi jego zimne palce. Otworzyłem
oczy. Puścił moją rękę przeciągając palcami po moich ustach, które rozchyliły
się bezwiednie. Zaczerpnąłem cicho powietrza. Nie mogłem się powstrzymać.
Doświadczenie nauczyło mnie robić tego co teraz chciał. Nóż nadal tkwił koło
mojej twarzy chociaż już go nie trzymał. Zabrał rękę której palce drażniły moje
usta i machnął nią delikatnie. Dostał jakąś wiadomość. Po chwili i ja dostałem
swoją. Machnąłem delikatnie ręką wiedząc, że wiadomość pojawi się przed moimi
oczyma.
Sorry, tłumaczyliśmy ci, że lider i medyk mają się zgadzać we
wszystkim, a nawet jeżeli się nie zgadzają to swoje spory mają załatwiać na
osobności a nie przy innych członkach oddziału. Już wcześniej został złożony
raport do Góry dotyczący waszej niezgody. Nasi przełożeni powiedzieli, że
jeżeli jeszcze raz dojdzie do jakiejś kłótni między wami której ktokolwiek
mógłby być świadkiem mamy pozwolenie na ogłuszenie waszej dwójki i zamknięcie
was w odpowiednim miejscu dopóki nie zaczniecie się dogadywać- przeważnie takie
spory w innych oddziałach są wyjaśniane po jakiś dwóch tygodniach. Wcześniej
dostarczyliśmy tutaj kilka twoich jak i jego ubrań, macie jedzenie, wodę oraz
twoje leki. Za dwa tygodnie sprawdzę jak się sprawy między wami mają. Jeżeli
nadal będziecie się kłócić zostaniecie tam zamknięci na dłuższy okres czasu.
Trzymaj się i nie pozabijajcie się tam czasami.
Ryoko.
Spojrzałem na niego nie wierząc w to co
przeczytałem. Miał ściągnięte brwi. Chyba dostał coś w po dobie. Puścił mnie i
wstał. Poszedł gdzieś. W końcu mogłem usiąść na łóżku. Rozejrzałem się dookoła.
Pomyliłem się. Myślałem, że to jaskinia w której kiedyś ukrył mnie Izo, ale ona
po prostu wyglądała mniej więcej tak samo. W tamtej nie było łazienki, stało
tam tylko łóżko, stół i dwa krzesła. Tutaj znajdowało się łóżko w dobrym
stanie, stół, dwa krzesła, nawet dwa fotele przy oddzielnym stoliku, jakiś
regał z grami planszowymi. Była normalna kuchnia. Zajrzałem za róg za którym
zniknął. Półki alkoholu. Coś co łączyło oba te miejsca. Chciałem zapytać gdzie
jesteśmy, ale bałem się odezwać. Spojrzałem w drugą stronę. Leżała tam dziwnie
znajoma torba. Podszedłem do niej. Zajrzałem tam. Kilka starannie złożonych
moich ciuchów, oraz mała apteczka. Mają szczęście, że zapakowali mi moje leki
na to oko. Pomacałem się po kieszeniach. Nie było tam telefonu. Rozejrzałem się
po pomieszczeniu.
- Zabrali.- Usłyszałem chłodną odpowiedź.
Kiwnąłem głową nawet na niego nie patrząc.
**
Siedziałem na łóżku. On na fotelu tyłem do mnie.
Rozwijałem powoli bandaże z oka. Koło mnie leżała przygotowana przepaska. Ręce
delikatnie mi drżały. I pomyśleć, że teraz będę musiał dawać sobie zastrzyk pod
oko. Uchyliłem je delikatnie. Obraz przed nim był delikatnie zamglony. Światło
raziło. Bolało. Zamrugałem kilka razy. Otworzyłem oko. Obraz przed nim zrobił
się fioletowy. Skierowałem spojrzenie na swojego Opiekuna. Widziałem tylko tył
jego głowy. Koło jego obrazu zaczęły pojawiać mi się jakieś liczby i litery.
Zamrugałem kilkakrotnie. Przewidziało mi się. Spojrzałem na niego ponownie. Zabici
ludzie: 29. Zabici Łowcy: 2. Schwytani
ludzie: 1999. Zabici magowie: 5000.
Ostatnio dokonane zabójstwo: Dwa
tygodnie temu. Zakryłem pospiesznie usta zamykając mocno
oczy. Nic nie widziałem. Nic nie widziałem. Nic nie widziałem. Podniosłem się z
łóżka na chwiejnych nogach. W ręku trzymałem przepaskę. Wolną ręką zasłaniałem
lewe oko. Przeszedłem szybko przez pokój wpadając do łazienki. Położyłem opaskę
na zlewie. Odkręciłem wodę. Przemyłem twarz kilkakrotnie.
- Nao co ci?- Usłyszałem za sobą jego głos.
Drgnąłem.
- Nic.
- Coś z okiem?
- To nic takiego. Proszę mnie zostawić.-
Powiedziałem nadal przemywając twarz. Poczułem na ramieniu jego rękę.
- Pokarz, wtedy uwierzę w twoje słowa.-
Powiedział. Uparty idiota.
- Ręcznik. Podasz?- Zapytałem wyciągając w jego
stronę rękę. Po chwili czułem w ręku charakterystyczną szorstkość. Przetarłem
kilka razy twarz. Sięgnąłem po przepaskę zakładając ją na oko. Poprawiłem włosy
i spojrzałem na niego.- Naprawdę nic mi nie jest.
- To dlaczego…?
- Przez kilka dni na nie, nie patrzałem więc
kiedy zerknąłem przez nie poraziła mnie ostrość barw i doszedłem do wniosku, że
jeszcze za szybko je otworzyłem. Jeszcze jakieś dwa tygodnie i będę mógł
normalnie przez nie patrzeć.- Powiedziałem. Chociaż nie byłem pewny czy
chciałem przez nie patrzeć. Kiwnął głową i wyszedł z łazienki. Zamknąłem za
sobą drzwi. Skoro tutaj jestem to skorzystam z toalety.
**
Siedziałem przy stoliku. Właśnie skończyliśmy
jeść poprędce przyszykowany posiłek.
- Pozmywam. Idź się myj.- Rozkazał. Wstałem bez
słowa ze swojego miejsca i ruszyłem przed siebie. Eh. Jeżeli tak ma wyglądać
nasz areszt to już bym wolał by mnie zabił a nie. Wyszorowałem się dokładnie
ubierając na siebie pidżamę którą ktoś mi spakował. Podejrzewam, że to Gihei
albo Doi. Wyszedłem z łazienki. Czekał koło niej z małym tobołkiem w ręku.
Wszedł do łazienki po mnie bez żadnego słowa. Usiadłem na fotelu patrząc przed
siebie. Było tutaj tylko jedno łóżko. Było długie więc on w nim będzie spał. Ja
złącze ze sobą dwa fotele. Jak zwinę się w kłębek to na pewno się na nich
zmieszczę. Mieliśmy tutaj kołdrę, koc oraz dwie poduszki. Wziąłem mniejszą
poduszkę oraz koc. Zsunąłem ze sobą dwa fotele. Może być trochę niewygodnie.
Usłyszałem jak zakręcał wodę. Ulokowałem się na fotelach naciągając na głowę
sporą połać koca. Leżałem zwinięty w kłębek. Może zdejmę przepaskę aby oko mi
odpoczęło oraz skóra od czegokolwiek co by jej dotykało? Poczułem ostry ból
głowy. Usiadłem gwałtownie na swojej prowizorycznej leżance.
- Co ty odwalasz?- Zapytałem poddenerwowany
trzymając się na głowę.
- To chyba kurwa moja kwestia jest? Co ty
odpierdalasz?- Zapytał.
- Nie wiem o co ci chodzi.- Powiedziałem. Uniósł
ponownie rękę.- Ty śpisz w łóżku.
- No chyba nie.
- No chyba tak.- Powiedziałem zaciągając na swoją
głowę ponownie koc. Otworzyłem szerzej oczy kiedy wyczułem, że unosi mnie
delikatnie na rękach.- Ej! Postaw mnie!- Krzyknąłem zgarniając koc z głowy.
- Nie szarp się bo cię upuszczę.- Zasyczał.
Próbowałem mu się wyrwać. W pewnym momencie zachwiał się. Poczułem jak obaj
lecimy do przodu. Znaczy się on do przodu a ja do tyłu. Zaparło mi dech w
klatce kiedy poczułem pod sobą materac łóżka. Nie mogłem złapać oddechu. Leżał
na mnie. Podciągnął się jęcząc cicho. Zesztywniał momentalnie.- Kurwa!-
Krzyknął i odwrócił się do mnie tyłem. Wyglądało jakby chciał wyjść z łóżka ale
nie mógł się na to zdobyć. Wstałem z zamiarem ucieczki. Chciałem go ominąć i
pobiec przed siebie. Złapał mnie w pasie przytrzymując mocno.
- Puszczaj!- Krzyknąłem. Złapał mnie delikatnie
za dłoń i nakierował w przestrzeń przed nami. Tak jakieś piętnaście centymetrów
od łóżka natrafiłem na jakiś opór. Jakby niewidzialną ścianę. Kidy tylko jej
dotknąłem moje ciało zostało rażone prądem. Zabrałem ją pospiesznie. To dlatego
mnie powstrzymał. Gdybym na nią wpadł to nie skończyło by to się dla mnie za
ciekawie. – Co to jest?
- Nie sądziłem, że i tutaj to zamontowali.
- Co to jest?- Powtórzyłem pytanie.
- Blokada. Jeżeli w porze potencjalnego snu obaj
będziemy w obrębie łóżka blokada się uruchomi.
- Po co ona?
- W łóżku najlepiej się ludzie godzą.-
Powiedział. Naparłem na jego nogi aby się uwolnić.
- Ja nie mam zamiaru się z tobą na łóżku, w łóżku
ani nigdzie indziej godzić.- Powiedziałem sapiąc ciężko. Popchnął mnie na
ścianę za nami.
- O co się tak wściekasz. To chyba ja powinienem
być wkurwiony. Kolejny raz podniosłeś na mnie rękę i to z twojego powodu i
twojej niewyparzonej mordy tutaj jesteśmy więc to chyba ja powinienem się
wkurwiać, a nie ty.
- Jeszcze się pytasz o co się wściekam?!-
Zapytałem oburzony. Dlaczego cała wina została przypisana mnie?
- Nie wiem dlatego się pytam!
- Mogłeś im jeszcze powiedzieć z imienia z kim
sobie sypiasz! Kim jest ta twoja dupa do posuwania! I jeszcze po takiej
rozmowie robisz takie rzeczy w łazience! Niby jakbym się z tego wytłumaczył
jakby każdy to zauważył?! Że co?! Że mnie kurwa komar ugryzł?! Weź czasem rusz
tą pustą łepetyną, a nie!!- Wydarłem się na niego. Złapał mnie za przeguby
dłoni przyciskając mnie do ściany.
- Nie mogłeś tego powiedzieć w jakiś inny sposób
tylko atakować mnie na środku baru pełnego Łowców?!
- Jak do ciebie nic normalnie nie dociera! Tempa
Pało!
- Licz się ze słowami!
- I ten twój standardowy tekst : LICZ SIĘ ZE
SŁOWAMI!! Mam go po dziurki w nosie! Weź się w końcu ogarnij! Ile ty masz kurwa
lat?! Czasami zachowujesz się jak rozpieszczony bachor! Myślisz, że na wszystko
ci wolno tylko dlatego, że…- Urwałem kiedy przyłożył mi znienacka dłoń do ust.
- Ani. Słowa. Więcej.- Wycedził przez zaciśnięte
zęby. Odepchnąłem jego rękę.
- I widzisz?! Znowu to robisz!
- ZAMKNIJ SIĘ ALBO GORZKO TEGO POŻAŁUJESZ!
- Weź mi nie rozkazuj, nie myśl sobie…!- Urwałem
przerażony kiedy wpił się w moje usta. Pożałuje. Nie pobije mnie. To chciał mi
powiedzieć kiedy wykonał ten ruch. Nie pobije mnie. Zrobi coś gorszego moim
mniemaniem.
Mogłem trzymać mordę na kłódkę!
************************************************
no to by było dzisiaj na tyle:). mam nadzieję, że wam się spodobało:). Pozdrawiam i niedługo zapraszam na kolejny rozdział:)
Gizi03031