Zapraszam do miłego czytania. Nie będę się wam rozwodzić nad tym po co, jak, gdzie, dlaczego i w ogóle co tam jeszcze.
Życzę miłego czytania.
****************************************
Stałem z telefonem przy uchu. Nie wiem co
planował ten cholerny Sabu.
- Tak?- Usłyszałem po drugiej stronie głos
Toshio.
- Czas na spełnienie kolejnego życzenia.
- Nie mogłeś tego powiedzieć jak byłem u ciebie?
Powiedz mi, że musze do ciebie wracać.- Powiedział zrezygnowanym głosem.
Przycisnąłem mocniej słuchawkę do ucha.
- Nie. Nie musisz.
- To co mam zrobić.
- Chcę abyś zebrał w szkole w gabinecie Suyo cały
nasz oddział. Wszyscy mają siedzieć pod przeciwległą ścianą do drzwi. Na środku
pokoju zostawisz jedno puste krzesło. Drugie zostawisz pod drzwiami. Jak już
wszyscy będą na miejscu napiszesz mi sms’a. Nikt nie ma prawa się ruszyć ani
wyjść z tego pomieszczenia.- Mówiłem. Wybraniec puknął mnie delikatnie w ramię
dając znać głową abym nie zapomniał o najważniejszym.- Weź ze sobą swoją broń.
- Po co?
- Obiecałeś, że nie będziesz pytał.- Powiedziałem
i się rozłączyłem.- Już.
- Zrobi to?
- Zrobi.- Powiedziałem. Spojrzałem na niego.-
Mogę zobaczyć twoje stopy?- Zapytałem. Kiwnął głową siadając na kozetce.
Rozwinąłem bandaże. Przyjrzałem się dokładnie jego nogą.- Nie ma szans aby
wygoiły się w dwa- trzy dni, ale opuchlizna już po woli schodzi. Boli?
- Nie tak jak na początku.
- Musisz się oszczędzać. Nie wolno ci chodzić za
dużo.
- To rozkaz?- Zapytał z sarkazmem w głosie.
Spojrzałem na niego chłodno.
- Tak. To rozkaz.- Powiedziałem. Zatkało go.
Odkaszlnął.
- Rozkazujesz Wybrańcowi.
- Proszę o wybaczenie, ale od kiedy zabrałem się
za leczenie twoich nóg stałeś się moim pacjentem. Jeżeli chodzi o stan twojego
zdrowia jesteś dla mnie zwykłym człowiekiem, więc nie zawaham się na ciebie
wydrzeć, skarcić cię a nawet walnąć jeżeli nie będziesz dbał o swoje ciało,
zdrowie i życie.
- Uderzyłbyś Wybrańca?
- Swojego nieposłusznego pacjenta.- Powiedziałem.
Zaśmiał się cicho.
- Dlaczego nie poszedłeś pracować do Instytutu?
- Ponieważ zostałem Łowcą?
- A jakbyś nim nie został? W końcu byśmy mieli
normalnego lekarza, który traktuje nas jak ludzi a nie.
- Proszę o wybaczenie, ale was za bardzo nie
można traktować jak zwyczajnych ludzi. Jesteście wyjątkowi. A tak w ogóle nie
przyjęli by mnie tam do pracy.
- Co stanowi o byciu normalnym człowiekiem? Co to
znaczy być wyjątkowy? Wybrańcy inaczej spostrzegają miano bycia wyjątkowym.
Ludzie tak samo. Oraz Magowie. Dla każdej z tych grup bycie wyjątkowym to co
innego. Dlaczego by cię nie przyjęli?- Zapytał. Podrapałem się zmieszany po
głowie.
- Ponieważ pierwotnie byłem Czarnym Medykiem.
- O_O.- Powiedział zaskoczony.- Aha.
- Zapytałeś co stanowi o byciu normalnym
człowiekiem? Co to znaczy być wyjątkowym?
- Tak.
- Bycie normalnym w dzisiejszych czasach to chyba
coś takiego jak ja.- Powiedziałem niepewnie.- Wyjątkowi to Wybrańcy.
- A Magowie?
- Pozwól, że nie odpowiem na to pytanie.
- Będę nalegał abyś jednak powiedział.
- Magowie to pomyłki genetyczne.
- Jam jest Mag.- Powiedział chłodno. Spojrzałem
na niego wybałuszając oczy na wierzch.
- Jak to?! Mówiłeś, że jesteś Wybrańcem.
- Bo jestem. Normalni ludzie jak to ładnie
nazwałeś czyli tacy jak wy rozdzielają nas i innych Magów, ale za bardzo się od
nich nie różnimy. To, że mogę dać życie to swoisty rodzaj magii. Jeżeli
człowiek zaczyna mutować na Maga najpierw jest sprawdzane, czy może mieć
dzieci. Jeżeli okaże się, że tak to nie ważne czy będzie potrafił korzystać
np., z magii ognia automatycznie zostaje Wybrańcem i będzie odseparowany od
reszty społeczeństwa. Jeżeli jednak nie może mieć dzieci zostaje wysłany na
Powierzchnię. Jest wolny.- Powiedział cicho. Jak to wolny? Jak to Wybrańcy to
Magowie? Nic nie rozumiałem. Gapiłem się na niego z rozdziawioną miną.
- Jak to wolny? Jak to Wybrańcy to Magowie?-
Zapytałem. Wypuścił głośno powietrze z płuc. Zrezygnowany opuścił głowę, a
kiedy ją podniósł koło jego ciała latało sporo małych drobinek śniegu i lodu.
Wstałem przerażony przewracając krzesło na którym siedziałem. Pokazywałem na
niego palcem nie potrafiąc wypowiedzieć żadnego słowa.
- Spokojnie. Nic więcej nie pokarze, bo w całej
Sferze włączą się alarmy. Potrafię to przy okazji mogę mieć dzieci więc jestem
tak uwielbianym przez wszystkich Wybrańcem. Gdyby nie ten mały szczegół żyłbym
na Powierzchni i byłbym pomyłką genetyczną. Zapytałeś dlaczego byłbym wtedy
wolny? To proste. Mógłbym być z kimś kogo kocham, mógłbym chodzić gdzie chcę, z
kim chcę i jak chce. Decydowałbym sam za siebie. Czy chcę jeść, spać, pić.
Wszystkie decyzje by należały do mnie. Nawet to z kim chcę rozmawiać.-
Powiedział patrząc na mnie uważnie.
- A teraz nie możesz?- Zapytałem. Zaśmiał się
głośno.
- Teraz w końcu mogę od kiedy pojawiłem się w
twoim domu.
- Jeżeli wrócisz… zrobią ci coś?
- Nie mogą. Wybraniec musi być „czysty”, bez
grzechu. Jeżeli coś mi zrobią mogę zacząć „szwankować” tak jak jeden Wybraniec
kiedyś. Nie wiem czy znasz Jiro albo Jou?
- Znam. Ale co to ma z nimi wspólnego?-
Zapytałem.
- Jiro kiedy dowiedział się co go czeka jak
zostanie pełnoprawnym Wybrańcem okaleczył swoje ciało, czyli zgrzeszył. Mutacja
się zatrzymała przez co nie dokonało się całkowite przeistoczenie w Wybrańca. Z
kolei Jou był już Wybrańcem. Każdy wybraniec ma przytępione zmysły Maga dopiero
jak się skupimy potrafimy używać normalnej Magii, a on robił to tak łatwo jak
oddychanie. Kilka razy doszło do pewnego incydentu przez który wstrzymano u
niego mutacje obustronną. Nie jest ani Magiem ani Wybrańcem ani zwykłym
człowiekiem. Jiro tak samo. Tak jak siostra Mami. To są pomyłki genetyczne.-
Powiedział chłodno. Milczałem.- Oni to mają dopiero przekichane w życiu. Nawet
jeżeli mieliby predyspozycje nigdy nie będą pracować w Instytucie oraz jako
Łowcy. Ich status jest bardziej pokręcony niż ścieżki w labiryncie Minotaura.
- Czego?
- Minotaur. Mitologia gracka. Nie słyszałeś o
tym?- Zapytał. Pokiwałem przecząco głową. Jakoś mnie mitologia nie
interesowała.- Eh. Dobra nie ważne.- Powiedział ubierając na stopy moje
skarpetki. Musiałem mu coś gać aby nie łaził tak tylko w bandażach.- A. Nie mów
nikomu o tym o czym ci tutaj powiedziałem.
- Dlaczego?
- Bo to ściśle tajne i nikt nie powinien o tym
wiedzieć.- Zaśmiał się cicho z mojej miny.
- To po co mi o tym powiedziałeś?
- Kaprys.- Powiedział i zerknął na mój telefon.
Sięgnąłem po niego. Wiadomość od Toshio.
Już. Suyo jest wkurwiony więc się pospiesz.
Nikt nie chce z nim siedzieć.
- Tak samo jak ja.- Powiedziałem cicho do siebie.
Spojrzałem na niego.- Już wszystko gotowe.- Dodałem podając mu swój płaszcz
Łowcy. Ubrał go naciągając na głowę szeroki kaptur. Podałem mu białe rękawiczki
materiałowe które miał ze sobą. Ubrał je. Schyliłem się biorąc go na plecy. Po
woli zacząłem wchodząc po schodach.
**jakiś czas później**
Stanąłem przed szkołą. Nikogo tutaj nie
widziałem. Idąc przez miasto kilka osób się na mnie gapiło, ale nikt do mnie
nie zagadał.
- Coś się stało?- Zapytał cicho przybliżając
twarz do mojego ucha. Poczułem ciepło jego oddechu na swojej skórze.
- Wiesz, gdzie jest jego gabinet?
- Wiem.
- Możesz mnie pokierować?
- A ty nie wiesz gdzie on jest?
- Wiem.
- Więc w czym problem?- Zapytał przechylając
głowę w bok. Spojrzał na mnie. Wypuściłem głośno powietrze.
- Nie powinienem o tym nikomu mówić. Nie mogę
powiedzieć gdzie jest jego gabinet ani nikogo do niego zabrać. Jeżeli to ty
mnie pokierujesz nie złamie jego zasad.- Powiedziałem. Zaśmiał się cicho.
- Spoko. Wejdź do środka.- Powiedział cicho
obejmując mocniej moją szyję. Zrobiłem tak jak kazał. Szedłem według jego
wytycznych i poleceń. Milczałem przez całą drogę. Zatrzymałem się koło drzwi
gabinetu Suyo. Posadziłem go na krześle.- Teraz idź przyszykuj wszystko. Ja
poczekam.
- Dobrze.- Powiedziałem. Stanąłem przed drzwiami.
Wziąłem głęboki oddech. Zapukałem i wszedłem do środka po chwili. Wszyscy
siedzieli tak jak poprosiłem o to Toshio. Na środku stało puste krzesło.
Spojrzeli na mnie zaciekawieni. Niektórzy ubrani w strój Łowcy inni po
cywilnemu. Suyo siedział w oddaleniu. Spojrzał na mnie gniewnie.
- Co ty kurwa za szopki odbierdalasz?!- Wydarł
się na mnie. Spojrzałem na Toshio.
- Wziąłeś ze sobą to o co poprosiłem?- zapytałem.
Z ociąganiem kiwnął głową. Wystawiłem do niego rękę. Podszedł podając mi
swojego czarnego gloka. Ciężka broń z czujnikiem. Za każdym razem kiedy wpadnie
w ręce medyka włącza się paralizator. Dla Łowców włącza się zależnie od ich
woli. A dla pozostałych zostaje zablokowany. Spojrzałem na broń. Dioody na
kaburze świeciły na zielono. Paralizator został uaktywniony. Podałem mu broń.
Zgasła.- Ustaw na czerwono.
- Czerwono?- Zapytał. Kiwnąłem głową. Wypuścił
głośno powietrze. Broń zaświeciła na czerwono. Stanąłem za nim i nakierowałem
jego ręce z bronią na mojego Opiekuna.
- Jak ci powiem zastrzelisz go.- Powiedziałem chłodno.
Starałem się z całych sił aby mój głos nie drżał.
- NAOKI!!!- Suyo poderwał się na równe nogi.
Odszedłem bez słowa otwierając drzwi.
- Za chwilę wrócę.- Powiedziałem wychodząc na
korytarza.
- I jak?- Zapytał mój towarzysz. Spojrzałem w
bok.
- Zobaczysz.- Powiedziałem cicho klękając przed
nim. Oplótł swoimi rękoma moją szyję. Złapałem go pod kolanami. Wstałem.
Wszedłem z nim do środka. Katsuyoshi poderwał się na nogi.- Toshio możesz
trafić albo spudłować. Wystrzel.- Powiedziałem. Strzelił koło swoich nóg. Nie
jego. Tylko SWOICH!! Pomogłem usiąść Sabu na krześle. Klęknąłem przy jego
nogach.- Jak twoje nogi?- Zapytałem. Kiwnął głową i odgonił mnie ruchem ręki.
Klęknąłem po jego prawej stronie. Patrzyłem na pogładzę. Nie mogłem spojrzeć do
góry.
- Oj! NAO?! CO TY ODPIERDALASZ?! JUŻ DO RESZTY
CIĘ POJEBAŁO?! WPROWADZASZ TUTAJ DO MNIE JAKIEGOŚ GÓWNIARZA JAKGDYBY NIGDY
NIC?!- Wydzierał się na cały głos. Drżałem w środku cały chociaż na zewnątrz
tego nie okazywałem. Zamilkł na chwilę. Spojrzałem do góry. Zakapturzona postać
obok której klęczałem wyciągnęła przed siebie rękę aby go uciszyć.- Jeszcze
masz czelność mnie śmieciu uciszać?!- Warknął. Zamknąłem oczy.
- Licz się ze słowami marne namiastko
człowieczeństwa.- Padły chłodne jak lód słowa. Zadrżałem. Nie miałem odwagi
podnieść głowy do góry. Atmosfera stała się tak napięta, że aż wyczuwałem ją
każdym nerwem mojego ciała. Powietrze stało się ciężkie. Nie dało rady
oddychać. Autorytet Wybrańca robił swoje.- Jak śmiesz mówić do MNIE takim
tonem? Kto dał ci prawo wypowiadania słów w MOIM towarzystwie? Gówniarz? Śmieć?
Masz czelność.- Słowa raniły. Nie mogłem zapłać oddechu.- Naoki wstań.- Dodał
po chwili.
- Tak.- Powiedziałem posłusznie wstając na proste
nogi. Spojrzałem na nich. Siedzieli osłupiali na swoim miejscach. Suyo stał na
sztywnych nogach gapiąc się na swojego rozmówcę szeroko otwartymi oczyma jak i
buzią. Taką samą minę miał Toshio tylko on nadal w niego mierzył. Nie chciałem
tego, ale to był rozkaz Wybrańca. Opuścił powoli kaptur ściągając z siebie mój
płaszcz. Podał mi go.
- Dziękuje.
- To ja dziękuje.- Powiedziałem zakładając
płaszcz na siebie.
- To ja się pytam? Co ty ODPIERDALASZ?!- Wydarł
się. Drgnąłem. Takie słowa w ustach kogoś tak ważnego.
- Ja…? Ten… tego…
- Wybacz, że przerywam, ale może my wyjdziemy a
wy sobie porozmawiacie?- Zapytałem Sabu. Machnął na mnie ręką.
- Nie.- Padła chłodna odpowiedź. Kiwnąłem głową.-
A ty się nie jąkaj!
- Nie wiem pod co mam podpiąć twoje pytanie.
- Jak to pod co? Pod to całe twoje zachowanie!
- Niby jakie?
- KATSUYOHI!!!- Wydarł się wstając na równe nogi.
Położyłem mu rękę na ramieniu i zmusiłem go silnym szarpnięciem do ponownego
zajęcia swojego miejsca. Wszyscy otworzyli szeroko oczy.
- Nie każ mi traktować cię jak pacjenta.-
Powiedziałem cicho. Kiwnął głowa.
- Dobrze. Przepraszam.- Powiedział. Zabrałem rękę
z jego ramienia.- Pytasz się o co mi chodzi? O to co odwalasz od kilku dni!
Jeżeli nie wiesz to jesteś skończonym idiotą!
- Nie jestem idiotą.
- Jesteś.
- Nie.
- Chyba jeżeli ja mówię, że nim jesteś to znaczy,
że jesteś. Jeżeli powodem twojego zachowania jest to o czym myślę to gorzko
tego pożałujesz.
- Wątpię abyśmy myśleli o czym samym.
- Zadam ci tylko jedno pytanie.
- Dobrze.
- Dlaczego płakałeś?- Zapytał. Suyo automatycznie
spojrzał na mnie. Skuliłem się w sobie. Nie chciałem wracać do tego gabinetu.
Nie chciałem znowu oglądać jego twarzy. Chciałbym zniknąć.- Odpowiedz!-
Krzyknął robiąc dwa kroki do przodu.
- Kurwa.- Zakląłem cicho pod nosem. Przeszedłem
szybko przed niego. Położyłem mu rękę na torcie i popchnąłem na krzesło.- Ile
razy mam ci powtarzać, że masz nie wstawać?!- Krzyknąłem na niego. Spojrzał na
mnie zaskoczony.
- Naoki co ty odwalasz?!- Krzyknął przerażony
Yujiro. Zignorowałem jego pytanie.
- Bo on mnie wkurwia!
- Nie interesuje mnie to! Powiedziałem chyba
wyraźnie, że masz nie wstawać!
- To zrób z nim coś, albo mnie szybciej napraw!
- Gdybyś się mnie słuchał i nie łaził jak
człowiek ze sraczką czekający przy miejskim klopie już było by lepiej!
- Jak ty się do mnie odzywasz?!- Krzyknął. Uniosłem
rękę do góry. Zamilkł.- Dobrze. Przepraszam.- Powiedział łagodniejąc
delikatnie. Wysunął w moją stronę lewą rękę. Zdjąłem mu z niej rękawiczkę. Ściągnął
z nadgarstka rzemyk.- Uklęknij.- Powiedział. Zrobiłem tak jak kazał. Po chwili
na mojej szyi wsiał jego rzemyk z literką „W”.
- Nie mogę.
- Możesz. To mój podarunek dla ciebie. Teraz
możesz się powołać na mnie. Jeżeli coś powiesz będzie to tak jakbym ja to
powiedział.- Oznajmił. Wstrzymałem oddech.- A teraz. Proszę cię… weź go walnij,
ale tak porządnie.
- He?
- Mówię, że masz go walnąć.
- Kogo?
- Suyo.
- Dlaczego?
- Bo ja tego chcę.
- Rozkaz?
- Rozkaz.- Powiedział. Wzruszyłem ramionami i
wstałem. Przewiązałem apaszkę mocniej swojej prawej ręki. Podszedłem do niego
na chwiejnych nogach. Spojrzałem na niego. Nawet na mnie nie zerknął. Uderzyłem
go delikatnie w twarz. Ręka mnie zapiekła.- Przepraszam, ale czy ty jesteś
babą?
- Nie.
- A bijesz babę?
- Nie.
- To go jebnij porządnie.- Powiedział złym głosem
Sabu. Wypuściłem głośno powietrze. Zacisnąłem mocno powieki i zamachnąłem się z
całej siły wykorzystując do tego prawą rękę. Przytuliłem ją do siebie kiedy
zapłonęła żywym ogniem. Otworzyłem oczy. Suyo wstał właśnie z podłogi
poprawiając swoje włosy. Spojrzał na mnie.
- Dlaczego użyłeś prawej ręki?- Zapytał chłodno.
Nie odpowiedziałem.
- Masz ochotę go jeszcze walnąć?- zapytał
Wybraniec. Pokiwałem przecząco głową.- W takim razie możecie nas na chwilę
zostawić samych.- Padł kolejny rozkaz. Bez słowa wyszedłem na korytarz. Po
chwili znajdowali się tam pozostali. Za Toshio który wychodził ostatni cicho
zamknęły się drzwi. Spojrzał na mnie.
- To on się u ciebie ukrywał?- Zapytał. Kiwnąłem
głową poluźniając apaszkę na prawym nadgarstku.
- Czy ciebie do reszty pojebało?!- Wydarł się
Washichi.
- Ukrywać Wybrańca?!- Zawtórował mu Munoto.
- Jeżeli przyszedłby do was i rozkazał wam
milczeć co byście zrobili?- Warknąłem na jednego i drugiego kiedy ból w ręce
nie przechodził.
- Jak ręka?- Zapytał Toshio. Nie odpowiedziałem.
Na korytarz wyjrzał Suyo blady jak ściana. Spojrzał na mnie. W jego oczach
widniały łzy. Zadrżałem. Nie chce nigdy więcej widzieć takiego wyrazu jego
twarzy.
- Pomórz mu.- Powiedział cicho. Otworzyłem
szerzej oczy. Wszedłem bez zaproszenia do jego gabinetu rozglądając się po jego
wnętrzu. W środku na podłodze leżał Sabu. Podszedłem do niego. Białe skarpetki
zabarwiły się na czerwono. Po gabinecie rozniósł się tępy huk uderzenia.
Spojrzał na mnie przerażony łapiąc się za czerwony policzek.
- Pojebańcu!- Krzyknąłem ściągając mu z nóg
skarpety. Pokręciłem przecząco głową. Czułem na sobie spojrzenia innych, ale
kompletnie je ignorowałem.
^^~^^
Wybrańca zabrali do instytutu jakieś osiem dni
temu. Potulnie chodziłem do szkoły oraz do szpitala tak jak mi kazano
wcześniej. Rozmawiałem ze znajomymi, uczyłem się, śmiałem się. Prawie nic się
nie zmieniło po tym jak zabrali ode mnie Sabu. Zmieniła się jedna drobna rzecz.
Unikałem mało zatłoczonych miejsc tak samo jak nie chodziłem już do baru.
Odłożyłem butelkę piwa na stolik u siebie w
salonie. Zaśmiałem się cicho widząc minę Naora’y. Koło niej siedział Doi.
Ogólnie to razem z nimi w salonie był jeszcze Gihei, Hideki, Izo oraz Jou.
Dzisiaj i wczoraj miałem dyżur w szpitalu więc opowiadali mi co takiego działo
się w szkole.
- Izo powiedz mu.- Powiedział Jou. Dostał
kuksańca w bok od swojego chłopaka. Zaśmiał się cicho.
- O czym ma mi powiedzieć?
- Wskoczyłem na wyższy poziom edukacji. Mogę
wybrać zawód w kierunku którego mogę się kształcić.
- O_O. A jaki zawód wybierzesz?- Zapytałem
chociaż odpowiedź była dla mnie oczywista.
- Pielęgniarz.- Powiedział z dumą. Uśmiechnąłem
się. Miałem rację.- Tak na dobrą sprawę to Gihei też dostał wezwanie i jak
tylko zdecyduje kim chce być w przyszłości wejdzie na wyższy poziom edukacji.-
Dodał. Spojrzałem zaskoczony na Gihei’a. Patrzył w bok zmieszany moim
natarczywym spojrzeniem.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
- Ponieważ wydaje mi się, że coś cię ostatnio
dręczy dlatego nie chciałem ci jeszcze tego mówić.
- Źle ci się wydaje.- Powiedziałem panując po
mistrzowsku nad swoim głosem chociaż palce zacisnęły się mocniej na moim
kolenie.- Wiesz już kim chcesz być?- Zapytałem. Jakoś nigdy mnie to nie
interesowało u moich współlokatorów. Dziwne co nie?
- Chcę zostać laborantem.
- Hę?
- Będę pracował w laboratorium w szpitalu i badał
próbki które ty zlecisz Izo do pobrania.- Zaśmiał się cicho. Uśmiechnąłem się.
To mu się udało. Cała szósta zamilkła momentalnie gapiąc się na coś za moimi
plecami.
- Nao.- Usłyszałem cichy głos za sobą.
Zesztywniałem momentalnie. Oddech mi przyspieszył. Na czole wystąpiły drobne
kropelki potu.- Porozmawiajmy.- Dodał Suyo kiedy nie odezwałem się ani słowem.
- Więc słucham.- Powiedziałem starając się
panować nad swoim głosem.
- Na osobności.- Dodał. Odwróciłem się gwałtownie
w jego stronę aby go wywalić za próg ale nie było go za mną.
- Gdzie…?
- Poszedł do góry. Zapewne do twojego pokoju.-
Powiedział cicho Doi. Nie spojrzałem na żadnego z nich. Wypuściłem głośno
powietrze z płuc i ruszyłem w stronę schodów. Każdy stopień parzył moje stopy
wbijając się ostrymi gwoździami w żywe mięso. Nie chciałem tam iść! Nie
chciałem nim rozmawiać! Nie chciałem z
nim być sam na sam! Wszedłem do swojego pokoju zostawiając uchylone drzwi.
- Zamknij.- Powiedział chłodno. Prychnąłem pod
nosem otwierając je jeszcze szerzej. Jego ręka z głośnym uderzeniem zamknęła je
uniemożliwiając mi jednocześnie ucieczkę. Pochylił się delikatnie przybliżając
swoją twarz do mojej.- Unikasz mnie ostatnio.
- Odsuń. Się.- Warknąłem przez zaciśnięte zęby.
Przyglądał mi się przez chwilę. Kiedy się nie ruszył popchnąłem go delikatnie
omijając go. Podszedłem do biurka. Usiadłem na nim. Wziąłem w ręce nożyczki
bawiąc się nimi.
- Unikasz mnie ostatnio.
- No i?
- Nie podoba mi się to.
- No i?
- Wytłumacz mi się.
- Chyba nie muszę ci się tłumaczyć z tego dlaczego
nie mam już ochoty na seks z tobą albo inne czynności które nie mają związku z
moją pracą.
- No chyba właśnie musisz.- Powiedział zbliżając
się powoli w moją stronę. Wyciągnąłem w jego kierunku nożyczki.
- Jeszcze jeden krok a gorzko tego pożałujesz.
- Nie dasz rady mnie zabić.
- Chcesz się przekonać?- Zapytałem pochylając się
w jego stronę. Uśmiechnął się przebiegle pod nosem.
- Dlaczego mnie unikasz?- Zapytał. Gapiłem się na
niego z lekko rozchylonymi ustami. On na serio nie ogarnia tematu. Nie wie co
zrobił?! Zaśmiałem się histerycznie patrząc na niego.
- Nie sądziłem że masz aż tak ograniczony mózg.
- Hę?
- Mówię, że masz ograniczony mózg. No ale
oczywiście pokazałeś kto tutaj rządzi i reszta to cię już gówno obchodzi, co
nie?
- O czym ty…- Urwał kiedy trzema szybkimi ruchami
podszedłem do niego. Nożyczki w prawej ręce przycisnąłem do jego tętnicy
szyjnej. Naostrzony ołówek który zgarnąłem po drodze wylądował na jego kroczu.
- Nie pierdol że nie pamiętasz?! Ja pamiętam
wszystko! Ból! Upokorzenie! Wstyd! Bezradność! Pamiętam kurwa wszystko! Pod
jakim kątem stało to pierdolone biurko! Jakich perfum użyłeś tego dnia! Ile
razy pchnąłeś nim w końcu zadowolony i usatysfakcjonowany wyszedłeś ze mnie
zostawiając mnie samego! Pamiętam twój oddech i dotyk które w tamtej chwili
były dla mnie trucizną! Pamiętam wszystko i nigdy nie zapomnę! Ale widocznie
wielki macho po pokazaniu kto tutaj rządzi, kto dominuje i jest facetem w tym
związku postanowił o tym zapomnieć! Szanowany pan Łowca pierdolony nie musi
pamiętać o tym jak rżnął swojego Podopiecznego i pracownika na swoim biurku w
szkole mimo, że dzień wcześniej ten mu powiedział, że przez jakiś czas nie da
rady bo nie ma siły i wszystko go boli! Bo po chuj o tym pamiętać?! Przecież to
nie ciebie gwałcono kiedy do biura wszedł inny nauczyciel! To kurwa nie ty
ratowałeś mu skórę przyciągając do siebie jebanego gwałciciela przez co wlazł w
ciebie mocniej! TO KURA NIE CIEBIE PIERDOLIŁA OSOBA, KTÓREJ UFAŁEŚ MIMO, ŻE NIE
ZAWSZE SIĘ Z NIĄ ZGADZAŁEŚ, OSOBA KTÓRĄ KURWA SZANOWAŁEŚ!!!! NIE CIEBIE!!!-
Wydzierałem się na niego z całych swoich sił. Ręce mi drżały ale ich nie
zabrałem. W oczach stanęły mi łzy w połowie mojego wywodu ale nie przejmowałem
się nimi. Patrzyłem tylko w te jego pierdolone przerażone oczy, które gapiły
się na mnie pełne bólu.
- Nao…
- Nigdy więcej! Zapamiętaj to sobie! Masz się do
mnie kurwa nie zbliżać na odległość 4 m jeżeli to nie ma związku z pracą Łowcy
i tylko wtedy! Masz mnie nie dotykać! Nie zbliżać się do mnie! I nie mów do
mnie Nao!!!
- Posłuchaj…
- Jeżeli jeszcze raz! Jeszcze raz się do mnie
zbliżysz i mnie dotkniesz gorzko tego pożałujesz!
- Nao…
- NIENAWIDZĘ CIĘ! CHCĘ ABYŚ ZDECHŁ W MĘCZARNIACH!
A JAK TRAFISZ NA MÓJ STUŁ OPERACYJNY BĘDĘ SIĘ CIESZYŁ PATRZĄC JAK KONASZ!!!!-
Wydarłem się na całe gardło opadając bezradnie na kolana. Upuściłem ołówek oraz
nożyczki ukrywając twarz w dłoniach. Płakałem chyba z pół godziny. Przez ten
czas nic się nie odezwał. Nawet się nie ruszył. Stał tak nade mną. Czułem na
sobie jego spojrzenie. Gdybym mógł wymazać sobie pamięć, zdrapać z ciała całą przeszłość
aż do dnia kiedy uciekałem przed Izo i pozostałymi, wtedy wybrał bym inną drogę
ucieczki przez co bym na niego nie wpadł i nigdy przenigdy bym go nie spotkał!
Gdybym tylko mógł, ale nie mogę!
- Zbieraj się. Misja została przesunięta trzy dni
w czasie. Pozostali czekają w aucie na zewnątrz. Masz dziesięć minut na
przebranie.- Powiedział w końcu wychodząc z mojego pokoju. Miał wilgotny głos.
Spojrzałem na drzwi. Misja. A no tak. Z ociąganiem wstałem z kolan i podszedłem
do szafy. Sięgnąłem po struj Łowcy kładąc go na łóżku. Zdjąłem z siebie dresy
wciągając na siebie spodnie od stroju, po chwili dołączyła reszta część. Do
kieszeni płaszcza schowałem telefon, klucze oraz chipy. Wypuściłem głośno
powietrze. Włosy związałem w warkocza. Poprawiłem opaskę na oku. Ruszyłem na
dół. Usiadłem na krzesełku ubierając ciężkie buty. Koło mojej lewej stał Suyo.
Czekał na mnie.
- Nao…- Doi wyjrzał na zewnątrz. Spojrzał na mnie
zaskoczony. Zerknąłem na niego.
- Tak?- Zapytałem wracając do wiązania ciężkich
butów.
- Idziesz?- Zapytał. Wypuściłem głośno powietrze.
- Chyba widok oczywisty.- Odparłem zrezygnowanym
głosem.
- Aha. To ta misja której nie mogłeś przełożyć?
- Ta.
- Wiesz może kiedy wrócisz?
- Nie mam pojęcia.- Powiedziałem. Wstałem pukając
kilka razy czubkiem buta o podłogę. Zajrzałem na chwilę do salonu.- Sorry ale
muszę lecieć.- Dodałem patrząc na resztę towarzystwa. Zerknęli na mnie
zaskoczeni ale nic mi nie odpowiedzieli na to.
Wyszedłem bez słowa z domu siadając na tył
wielkiej ciężarówki. W środku siedzieli już wszyscy.
- Joł.- Powiedział Torazo. Kiwnąłem głową na
powitanie.- Nie siadasz z przodu z Suyo?
- Nie mam ochoty.- Powiedziałem siadając na
jedynym wolnym miejscu.
- Pokłóciliście się?- Zapytał wrednie Yujiro.
Zerknąłem na niego.
- Nawet gdyby tak było nie powiedziałbym wam o
tym.- Powiedziałem. Zamknąłem oczy opierają głowę o ścianę auta. Podskakiwało i
kołysało się na wszystkie boki. Robiło mi się niedobrze.
- Oho. Chyba jednak się pokłócili.- Zauważył
Ryoko śmiejąc się cicho.
- Zamilknij.- Warknąłem. Zaśmiał się głośniej.
Spojrzałem na niego zza przymrużonych powiek.- To jest rozkaz.- Dodałem.
Zamknął pospiesznie usta odwracając głowę w bok. Zamknąłem ponownie oczy.
^^~^^
Siedziałem na jakiejś ławeczce obok wielkiej
szklanej ściany za którą znajdowała się wielka winda która prowadziła w górę.
Niknęła w tunelu nad moją głową. W skałach. Prowadziła na Powierzchnię. Spoglądałem
na nią zastanawiając się jak jest na zewnątrz? Dowiem się co to jest prawdziwe
niebo, słońce, księżyc. Co to jest pogoda? Ciekawe jak to wszystko wygląda, jak
to jest czuć?
- Nao?- Usłyszałem. Zesztywniałem i spojrzałem w
bok. Koło mnie stał Suyo i Ryoko.
- Tak?
- Daj Ryoko lewą rękę.- Powiedział. Zrobiłem tak
jak kazał chociaż wcale a wcale mi się to nie spodobało. Podałem mu ją
spoglądając ponownie w górę. Poczułem ukłucie w lewym nadgarstku. Spojrzałem
tam.
- Co to?
- Nadajnik. Za chwilę go aktywują. Będziemy
wiedzieć gdzie jesteś jeżeli nam się zgubisz.- Wyjaśnił Ryoko. Przyglądałem mu
się uważnie.- Nie martw się. Nadajnik działa tylko na Powierzchni. Trzymaj
jeszcze to.- Podał mi przedmiot, który kiedyś zakładaliśmy w szkole na lekcji
jak Suyo otworzył skrzynkę z piaskiem.
- Mam to teraz założyć?
- Nie. Jak będziemy w windzie.
- A ile czasu będziemy tam jechać?- Zapytałem.
Spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie.
- Sześć godzin.- Powiedział. Rozdziawiłem szeroko
usta.
- Sześć?- Zapytałem. Kiwnął głową. Wypuściłem
zrezygnowany powietrze z płuc. Co ja będę robił przez te sześć godzin?
- Nie martw się. Chłopacy wzięli karty.-
Powiedział. Kiwnąłem głową, ale nie dane mi było z nimi grać. Dostarczono mi
bardzo grubą kopertę z dokumentami które miałem wypełnić na Powierzchni.
Postanowiłem, że przez te sześć godzin sobie poczytam. Zapoznam się z
zawartością teczki.
- Musisz mi oddać opaskę na oko.- Powiedział
Suyo. Spojrzałem na niego jak na inwalidę.
- Po co?
- Odgórny rozkaz. Powiedziano mi, że mam ci ją
skonfiskować. Masz go niczym nie przewiązywać ani nie zamykać jeżeli będziesz
na Powierzchni.
- No świetnie.- Powiedziałem ściągając z oka
opaskę i podając mu ją.
- Masz nie zamykać oka.
- Chyba jeszcze nie jestem na Powierzchni jakbyś
nie zobaczył.- Warknąłem nie patrząc na niego.
^^~^^
Nie wiem ile czasu siedziałem już w tej windzie.
Dokumenty przeczytane leżały obok mnie. Przypatrywałem im się uważnie. Toshio,
Yaichiro, Yujiro oraz Torazo grali w jakieś karciane gry. Suyo wraz z Ryoko o
czymś rozmawiali przyciszonym głosem. Washichi i Munoto wygłupiali się przy
wtórze śmiechu Suko, Sakue oraz Yuke.
Cóż jeżeli mam się przyzwyczaić do używania tego
oka to lepiej spróbować teraz i wiedzieć co mnie czeka na Powierzchni niż tam
zachować się jakoś dziwnie. Postanowiłem zacząć od dziewczyn. Spojrzałem
delikatnie zza przymrużonych powiek na Yuke. Przez chwilę nic się nie działo.
Później jednak koło jej głowy zaczęły pojawiać się takie same dane jak przy
głowie mojego Opiekuna kiedy tylko na niego spojrzałem tym okiem.
Zabici ludzie:
15. Zabici
Łowcy: 0. Schwytani Ludzie: 2. Zabici magowie: 300. Ostatnio
dokonane zabójstwo: Trzy miesiące temu.
Wypuściłem cicho powietrze z płuc. Oko zaczęło
delikatnie piec, ale nie przejąłem się tym. Osoba która zabiła tylu magów
potrafi się tak delikatnie śmiać? Mój wzrok powędrował do Sakue. I znowu ten
sam proces i różne liczby.
Zabici ludzie: 2. Zabici Łowcy: 2. Schwytani
Ludzie: 19. Zabici Magowie: 200. Ostatnio dokonane zabójstwo: Pół
roku temu.
Nie wiem czy jej dane były gorsze czy lepsze od
swojej poprzedniczki. Nie wiedziałem czy dla Łowcy im większe liczby się u mnie
pojawiają to tym lepiej czy gorzej? Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na to
pytanie. Później już tylko przesuwałem spojrzenie z osoby na osobę zapamiętując
liczby które pojawiły się w mojej głowie.
Suko:
Zabici Ludzie: 6. Zabici
Łowcy: 1. Schwytani Ludzie: 25. Zabici Magowie: 200.
Ostatnio dokonane zabójstwo: Pół roku temu.
Munoto:
Zabici Ludzie: 1.
Zabici
Łowcy: 1. Schwytani Ludzie: 600. Zabici Magowie: 200. Ostatnio
dokonane zabójstwo: Trzy miesiące temu.
Washichi:
Zabici Ludzie: 0.
Zabici
Łowcy: 0. Schwytani Ludzie: 0. Zabici Magowie: 993.
Ostatnio dokonane zabójstwo: Trzy lata temu.
Yujiro:
Zabici ludzie:
10. Zabici
Łowcy: 12. Schwytani Ludzie: 3650. Zabici Magowie: 9867. Ostatnio
dokonane zabójstwo: cztery miesiące temu.
Toshio:
Zabici ludzie: 7.
Zabici
Łowcy:7. Schwytani Ludzie: 7. Zabici Magowie: 777. Ostatnio
dokonane zabójstwo: siedem miesięcy temu.
Yaichiro:
Zabici ludzie: 3.
Zabici
Łowcy: 0. Schwytani ludzie: 72. Zabici Magowie: 569. Ostatnio
dokonane zabójstwo: Dwa miesiące temu.
Ryoko:
Zabici ludzie:
9999.
Zabici Łowcy: 100. Schwytani ludzie: 1598. Zabici
Magowi: 9999. Ostatnio dokonane zabójstwo:
wczoraj.
Torazo:
Zabici ludzie:
100 000 000. Zabici Łowcy: 999. Schwytani
ludzie: 900 000 000. Zabici Magowie: 10 000 000 000.
Ostatnio
dokonane zabójstwo: Siedem godzin temu.
Zakryłem pospiesznie usta aby nie zwymiotować
uderzając przy tym mocno potylicą w ścianę windy. Gapiłem się na Torazo z
szeroko otwartymi oczyma. Nie mogłem zapanować nad rozdygotanym ciałem. Kręciło
mi się w głowie. Przekręciłem się na klęczkach na bok kaszląc głośno.
- Nao? Co ci?- Zapytał przerażony Toshio.
Pokazałem ręką, że ma się nie zbliżać. Ktoś położył mi rękę na ramieniu.
Strąciłem ją. Zasłaniając lewe oko spojrzałem przerażony na Torazo.
- Czym ty kurwa jesteś?!- Krzyknąłem nie mogąc
złapać oddechu.
- Jak to „czym”?- Zapytał oburzony i zaśmiał się
z mojej miny.
- Czym? Dobrze się pytam. Czym ty i Ryoko
jesteście?!
- Powiesz nam w końcu co widzisz przez swoje oko?
Widziałem jak zerkałeś na nie na każdego po kolei.- Powiedział Suyo. Zerknąłem
na niego po czym usiadłem na podłodze tak jak siedziałem wcześniej.
- Widziałem ilu które z was zabiło Ludzi, Łowców,
Magów, ilu ludzi schwytaliście i kiedy ostatnio dokonaliście zabójstwa.-
Powiedziałem. Zaśmiali się cicho. Całą grupa.
- Taka umiejętność byłaby bardzo przydatna, ale
nie istnieję więc przestań kłamać…- Zaczął Suyo. Pokazałem na niego palcem.
- Ty. Dwa tygodnie temu. Yuke trzy miesiące temu.
Suko pół roku temu. Munoto trzy miesiące temu. Washichi trzy lata temu. Yujiro
cztery miesiące temu. Toshio siedem miesięcy temu. Yaichiro dwa miesiące temu.
Ryoko… wczoraj. Torazo siedem godzin temu.- Powiedziałem pokazując na każdego
palcem. Z ich twarzy po woli zaczęły znikać uśmiechy wyższości i pogardy.
Pojawiała się skrucha i przerażenie. Na wszystkich twarzach tylko nie na tych
dwóch ostatnich. Lewej ręce Suyo i lewej ręce lewej ręki. Zamknąłem oczy
opierając głowę o ścianę.- Nie trzeba było pytać.
^^~^^
Winda zatrzymała się z głośnym łoskotem na samej
górze. Wypuściłem głośno powietrze. Wstałem na wyprostowane nogi. Boje się tego
co mnie tam spotka, ale jednocześnie nie mogę się doczekać tego co zobaczę.
- Przede wszystkim nie wpadaj w panikę.-
Powiedział cicho Suyo. Nie spojrzałem nawet na niego.
- Nie mam powodu aby…- Urwałem otwierając szeroko
oczy. W sumie kiedyś mi to powiedział ale nie spodziewałem się aż takiej ilości
zieleni przed moimi oczyma. Rośliny były dosłownie wszędzie. Wielkie drzewa, u
których nie widziałem czubków mimo, że wykręcałem głowę bardzo do tyłu aby móc
spojrzeć w górę. Ich grube pnie okryte masą czegoś zielonego. Gigantyczne
liście wyrastające z ziemi większe niż sam Suyo a co dopiero ja. Rozejrzałem
się dookoła.
- O. Nie zemdlał.- Powiedział zawiedziony Toshio.
- Nie zemdlałem bo jestem w szoku.- Powiedziałem
nie przestając się rozglądać dookoła.
- Patrząc po roślinach dzisiejszej nocy odbędą
się zbiory. Zbliża się zima.- Powiedział Washichi. Spojrzałem na niego.
- He?
- Później ci to wyjaśnię. Musimy znaleźć
obozowisko.- Powiedział i wyszedł z windy. Ruszyłem za nim. To co sobie
wyobrażałem było niczym z tym co widziałem. Tego nie dało rady ubrać w słowa
aby wszystko dobrze opisać. Było to tak trudne, nierealne graniczyło prawie że
z cudem. Rozglądałem się dookoła siebie z szeroką otworzoną buzią.
Po dziesięciu minutach minęliśmy dwie wysokie
góry (chociaż ja bym to nazwał wzniesieniami). Pomiędzy tymi „górami” w
zagłębieniu coś jakby wąwozie przedzierał się delikatnie mały strumyk. Pierwszy
raz w życiu usłyszałem prawdziwy szum wody. Strumyk nie przedzierał się. On po
prostu istniał w tym wgłębieniu dając życie różnorodnej roślinności. Masa drzew
i dziwny zielony nalot na brązowych górach mogły żyć dzięki temu strumykowi.
Oczywiście krnąbrne góry nie chciały zanudzić strumyka swoją osobą. Dojrzałem
pełno półek skalnych przez które strumyk opadał w dół, płynął prosto i znowu opadał w dół. Zerknąłem z ciekawości na dno strumyka.
Dojrzałem tam pełno małych złotych i srebrnych kamyczków. Ciekawe co to za
kamyki?
Moja głowa poleciała w drugą stronę. Moją uwagę
przykuło coś innego. Nie znałem wielu roślin mimo książek które kiedyś w
przeszłości przynosił mi Gihei abym zapoznał się z tym za czym delikatnie
powiedziawszy nie przepadałem. Mimo otaczającej mnie z wszystkich stron roślinności
nie czułem strachu tylko spokój. Błogi spokój i dziwne niezrozumiałe poczucie
bezpieczeństwa. Chciałbym aby trwało ono już wiecznie.
Ruszyłem za pozostałymi w dół koryta rzeczki. Po
kilku minutach szybszego marszu znaleźliśmy się przy czymś na kształt jeziora
do którego wpływał mały strumyk a wypływała już większa rzeka. „Jezioro” to
było okrągłe z białym dnem. Oczywiście otoczone z każdej strony roślinnością.
Przyglądając się dnu jeziora mogłem dojrzeć wiele korzeni wbitych w jego
strukturę. Przez jezioro przebiegały dwa powalone drzewa tworząc coś na kształt
prowizorycznego mostu pomiędzy jednym a drugim brzegiem. Myślałem, że
przejdziemy na drugą stronę po owym „moście” ale moi towarzysze nadal brnęli
wzdłuż rzeki ignorując drugą stronę brzegu. Szedłem na samym końcu tego
śmiesznego konwoju przyśpieszając co jakiś czas aby zrównać się z ekipą która
co chwilę znikała mi z oczu ponieważ szedłem za wolno aby iść równo w nimi.
No ale nie ma co się dziwić. Przecież widziałem
tyle nowych rzeczy. Musiałem nacieszyć nimi oczy. Musiałem. Wspomnienia z tego
dnia to coś czego mi nigdy nikt nie zabierze.
Chyba pierwszy raz cieszę się z tego, że zostałem
Łowcą.
Po jakiś dwudziestu minutach marszu w trakcie
którego potykałem się o wystające z ziemi gałęzie i kamienie dostaliśmy w końcu
do wielkiej polany. Rozejrzałem się dookoła. Otoczona masą drzew których nie
znałem. W oddali zamajaczyła jakaś wysoka góra. Na polanie rosło pełno kwiatów
i ziół. W niektórych ziołach orientowałem się co i jak ale jeżeli chodziło o
kwiaty nie rozpoznawałem ich. To były prawdziwe kwiaty wychodowane na
Powierzchni a nie tak jak u nas w szklarniach. Zapach był słodki. Zapadający w
pamięć a nie to co u nas taki mdły, mydlany bym rzekł. Uniosłem głowę do góry
widząc w końcu po raz pierwszy w życiu niebo (wcześniej zasłaniały do drzewa).
Bezkres błękitu i białych obłoków sunących po nim delikatnie. Przepiękny widok.
Chciałbym go oglądać już całe życie.
Delikatny wietrzyk uderzył w moją twarz.
Prawdziwy wiatr! Nie pompy powietrzne w Podziemiu!
Nie wiem ile jeszcze będziemy szli do tego ich
„obozowiska” ale po drodze mijaliśmy chyba z milion strumyków, rzek i jeziorek.
A może to wszystko to był ten jeden strumyk który widziałem tutaj na samym
początku?
I znowu zatrzymaliśmy się na brzegu kolejnego
strumyka otoczonego drzewami, paprociami i…mchem. Tak. Wcześniej zapytałem się
ich co to jest ten zielony nalot. Yujiro odpowiedział, że to mech i zgarnął od
Torazo jakiś banknot. Ciekawe o co się zakładali?
- Jeszcze
jakieś dziesięć minut i będziemy na miejscu.- Powiedział Toshio
odwracając się w moją stronę. Kiwnąłem głową nawet na niego nie patrząc.
Skupiłem się na dziwnym szumie rozbrzmiewającym gdzieś po mojej prawej jak i
gdzieś z przodu.- Słuchasz mnie.
- Tak… dziesięć minut….- Urwałem odwracając się
za siebie. Miałem wrażenie… nie a może jednak…? Spojrzałem na Toshio.- Ktoś za
nami idzie?
- Tak.
- Od jak dawna?
- Od kiedy wyszliśmy z windy.
- Pozostali wiedzą?
- Tylko ty się zorientowałeś tak późno
podziwiając widoki.- Powiedział i zaśmiał się cicho.
- Kto to?
- A kto może za nami iść jeżeli jesteśmy na
Powierzchni?- Zapytał tonem mówiącym do głupka. Drgnąłem. Idzie za nami Mag a
oni tak na spokojnie sobie wybierają miejsce biwakowe?
- Jesteśmy na miejscu!- Zawołał Ryoko spory
kawałek przede mną. Minąłem rzekę spadającą w dół. Pewnie byłem na jakiejś
górze czy coś. Rozejrzałem się za przejściem. Znalazłem je niedaleko siebie.
Zszedłem na dół stając na białym i suchym piasku. Po mojej prawej stronie
znajdowała się wysoka skalna ściana tak samo jak i po lewej stronie. Położyłem
swoje rzeczy koło rzeczy pozostałych i poszedłem wzdłuż białego piasku czując w
powietrzu wilgoć oraz dziwny zapach. Zatrzymałem się jak wryty kiedy ominąłem
dwie skalne ściany. Przede mną rozpościerało się wielkie jezioro. Tak wielkie,
że aż nie widziałem przeciwległego brzegu. Fale były niespokojne i wysokie.
Zatrzymywały się na brzegu i wracały do jeziora. Spojrzałem za siebie.
Pozostali siedzieli na piasku odpoczywając po spacerze przełajowym. Podszedłem
cicho do wody. Nie wiedziałem czy mogłem się do niej zbliżać czy też nie.
Przystanąłem w miejscu gdzie nieposłuszna fale kończyły zostawiać po sobie
mokre ślady. Ukucnąłem wystawiając rękę przed siebie. Zimna woda obmyła moją
dłoń. Polizałem ukradkiem jeden ze swoich palców smakując wodę.
Moją twarz wykrzywił dziwaczny grymas. Język
ścierpnął trąc o suche podniebienie. Zacząłem kaszleć i pluć dziwaczną wodą.
Dlaczego ona kurwa słona była?! Usłyszałem za sobą jak i w swojej głowie głośne
śmiechy.
To jest morska woda dlatego będzie słona. Nie
nadaje się do picia głupolu.
Skąd…
Stanąłem sztywny wycierając usta w rękaw swojego
płaszcza. Podszedłem do swoich rzeczy zgarniając z plecaka menażkę z zimną
wodą. Wziąłem kilka solidnych łyków. Czułem na sobie ich spojrzenia.
- No co?- Zapytałem oburzony. Munoto zaśmiał się
cicho.
- Jak z dzieckiem.
- Mamy tyle samo lat.
- Ale ja się tak nie zachowuje.
- Ale pewnie zachowywałeś jak pierwszy raz
wyszedłeś na Powierzchnie.
- Zachowywał się ciutkę inaczej.- Powiedział
Torazo. Wypuściłem głośno powietrze i spojrzałem na lewą część skalnej ściany
która teraz jak dla mnie okazała się być klifem nadmorskim. Przekrzywiłem głowę
w bok. Sięgnąłem pod płaszcz na swoje plecy. Przy pasku od spodni miałem
przymocowaną pochwę a w niej ukryty ciężki wojskowy nóż. Taką broń dostałem w
razie czego jakbym musiał się bronić. Gloka mi nie dali bo i po co jak włączy
się paralizator. Jeden szybki ruch i tępy dźwięk świadczący o tym, że nóż
trafił w drzewo. Poczułem dziwny skurcz żołądka. Ciekawe od czego to?
- Kurwa chcesz mnie zabić?- Usłyszałem kobiecy
głos z góry klifu. Po chwili koło mojej nogi wylądował mój własny nóż. Wbity
dość blisko mojej stopy.
- Jakbym chciał już byś była trupem.-
Odpyskowałem odwracając się tyłem do lewego klifu. Sięgnąłem po nóż chowając go
do pochwy. Zacisnąłem mocniej usta. Usłyszałem za sobą cichy szelest, ale się
nie odwróciłem.
- Fumi? Nie spodziewałem się, że to ciebie
wyślą.- Powiedział uśmiechnięty Torazo. Skrzywiłem się.
- Sama się wysłałam.- Powiedziała stanowczo osoba
za mną. Uklęknąłem szperając w swoim plecaku.
- A co się takiego stało, że postanowiłaś sama z
siebie być Obserwatorem Łowców?- Zapytał rozbawiony Torazo.
- To sprawka Młodego.- Odpowiedział mu Suyo.
Zerknąłem na niego z ukosa. Gapił się na mnie perfidnie. Z resztą jak każdy.-
Nie przywitasz się z nią?
- Hę?- Zapytałem zbity z tropu. Spojrzałem na
niego jak na wariata.
- Pytam się, czy się z nią nie przywitasz?
- Już się przywitałem.
- Próbowałeś ją zabić.-Zauważył inteligentnie
Washichi.
- Mamy podpisany pakt z Magami w tej części
Powierzchni. Więc nie wolno nam ich zabijać.- Dodała Sakue. Spojrzałem na nią
marszcząc czoło. Nie ma zabijania Magów. Aha. Ok. Rozumiem.
- A poza tym przywitałbyś się porządnie z
pierwszym Magiem jakiego widzisz.- Tym razem głos zabrał Toshio. Nie
przestawili mielić tymi ozorami na prawo i lewo. Zaczęła boleć mnie już głowa.
Przetarłem twarz.
- Aaaaa.- Powiedziałem dość głośno tupiąc nogą
jak małe dziecko.- Niech wam kurwa będzie!- Krzyknąłem. Odwróciłem się
delikatnie. Spojrzałem na pierwszego Maga w moim życiu. Średnich rozmiarów,
szczupła dziewczyna stała naprzeciwko mnie. Miała szare włosy do ramion oraz
czerwone oczy. Delikatną zwiewną sukienkę w białym kolorze. Jakieś lekko
wyglądające buty. Na ręku jakaś bransoletka. We włosach wczepiony czerwony
kwiatek. Miała delikatną twarz aniołka. Zacisnąłem mocniej zęby.- W…Witaj.-
Wycedziłem to przywitanie najbardziej jadowitym głosem na jaki było mnie stać.
- Witaj.- Odpowiedziała uśmiechając się przy tym
delikatnie. Zmrużyła swoje oczy. Odwróciłem się do niej tyłem.
- Zadowoleni?- Zapytałem zaglądając ponownie do
swojego plecaka. Rozejrzałem się dookoła.- Tutaj będziemy obozować?
- Tak.
- Pod gołym niebem?
- Głupiś.- Powiedział Yujiro.
- Nie mniej niż ty.- Odpyskowałem. Wypuścił głośno
powietrze. Był zmęczony? Przyjrzałem mu się dokładnie kiedy podniósł ciężką,
drewnianą skrzynkę, którą niósł tutaj razem z Ryoko aby ją przesunąć bardziej
na lewo od siebie. Skrzywił się przy tym. Postawił skrzynkę i pomasował swoje
nadgarstki przytulając je do swojego ciała. Wyprostowałem się jak struna i
podszedłem do niego. Złapałem go za przegub prawej ręki unosząc jąna wysokość
jego twarzy. Spojrzał na mnie zaskoczonym spojrzeniem. Zmarszczył brwi.
- Czego?- Warknął, kiedy zauważył, że to ja.
- Chodź.- Pociągnąłem go za sobą. Zgarnąłem po
drodze swój plecak.
- Odpierdol…
- Yujiro nie chcesz mieć we mnie wroga.- Nawet na
niego nie spojrzałem tylko ciągnąłem go za sobą.
- Oj. Co ty odwalasz?- Ryoko zaszedł mi drogę.
Tylko na niego spojrzałem. Zrobił krok w bok.
- Niech nikt nam nie przeszkadza.- Dodałem i
pociągnąłem go za sobą idąc wzdłuż brzegu. Zatrzymałem się jakieś pięć minut
później niedaleko jakiś skał. Stąd nie mogli nas już zobaczyć. A nawet jeżeli
zobaczą to będziemy dla nich małymi, rozmazanymi ludkami. Popchnąłem go. Upadł
na piasek i syknął przeciągle. Spojrzał na mnie złym spojrzeniem.
- Odbiło ci do reszty Młody?!- Krzyknął na mnie
siadając i otrzepując swój płaszcz. Położyłem koło niego plecak i uklęknąłem na
przeciwko niego.
- Ściągaj rękawiczki.- Powiedziałem chłodno.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co?
- Mówię, że masz ściągnąć rękawiczki.
- Po cholerę?
- Bo mi się podobają i mam zamiar je komuś
opchnąć jak już wrócimy do domu. Ściągaj je.- Powiedziałem otwierając plecak.
Wyciągnąłem z niego dużą, materiałową apteczkę. Spojrzałem na niego. Gapił się
na mnie przerażonym spojrzeniem. Wypuściłem głośno powietrze.- Pokaż mi swoje
ręce.
- Po chuj?!
- Kurwa Yujiro! Rób to co mówię.
- Pierdol się.- Powiedział wstając na równe nogi.
Zamknąłem oczy.
- Yujiro ja nie proszę tylko rozkazuję.-
Powiedziałem cicho. Zerknąłem na niego. Stał koło mnie sztywny jakby połknął
kija od miotły.
- Rozkazujesz?
- Tak. Wróć na swoje miejsce, ściągnij rękawiczki
i pokaż mi swoje ręce.- Powiedziałem otwierając po woli apteczkę. Cisnął we
mnie swoimi długimi, sięgającymi aż po łokieć rękawiczkami. Usiadł naprzeciwko
mnie. Podał mi swoje dłonie. Patrzył gdzieś w bok. Wypuściłem głośno
powietrze.- Co to jest?
- Nie widać?!
- Nie skaleczyłeś się w kuchni robiąc obiad, prawda?
-…
- Milczeniem niczego nie załatwisz. Albo mi
powiesz co się naprawdę stało albo zawołam tutaj Suyo i to przed nim będziesz
się tłumaczyć.- Powiedziałem rozcinając niestarannie zawinięte, zakrwawione
bandaże z jego rąk.
- Nie.
- Nie co?
- Nie skaleczyłem się w kuchni.
- A jak?- Zapytałem chociaż znałem już odpowiedź
na swoje pytanie. Odłożyłem zakrwawione bandaże na piasek obok mnie. Ubrałem
jednorazowe rękawiczki i złapałem delikatnie jego dłonie w swoje. Milczał.-
Yujiro.
- Co mam ci powiedzieć skoro znasz prawdę?!
- Dlaczego?- Zapytałem cicho.
- Wkurwiasz mnie, wiesz?! Wkurwia mnie ten twój
spokój! To twoje jebane opanowanie!- Wydarł się na mnie wstając na równych
nogach. Rzuciłem mu pod nogi swój nóż.
- A jak mam się zachowywać?! Wydzierać się?! Bić
cię?! Patrzeć na ciebie z pogardą?! Dać ci mój nóż i powiedzieć „Chcesz umrzeć
to rób to teraz”?! Zrobisz to?! Przetniesz swoje żyły przy mnie?! Co?! Yujiro?!
Zrobisz to?! Będziesz miał na tyle jaj aby zrobić to przy mnie?!- Wydarłem się
nie patrząc na niego tylko szukając czegoś w swojej apteczce.- Jako Medyk nie
mam prawa tak się zachowywać.- Dodałem. Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym
bólu oraz złości.- Ale nienawidzę ludzi którzy nie szanują swojego życia. Jak
już próbowałeś się zabić trzeba było to zrobić porządnie a nie rozdrabniać się
na jebane raty!
- Weź…
- Milcz do kurwy nędzy! Dlaczego to zrobiłeś?!
Co?! Odpowiedz! Yujiro!
- Kazałeś mi milczeć.
- A teraz każe ci odpowiedzieć!
- Tęsknie za nim! Cholernie za nim tęsknie! Za
jego głosem, ciepłem, zapachem! Tęsknie i nie radzę sobie z tym! Chcę żeby
wrócił! Chcę go przytulić! Chcę go zobaczyć! Nie rozumiesz?!- Wydarł się na
mnie. Przyglądałem mu się niewzruszony nawet wtedy kiedy po jego policzkach
leciały łzy.
- W ten sposób nie przywrócisz mu życia.
- Ja chcę do niego dołączyć!- Wydarł się. W
mgnieniu oka znalazłem się przy nim uderzając go z otwartej ręki w twarz.
Złapał się za nią zaskoczony.
- Ale on by nie chciał abyś do niego dołączał!
Nie rozumiesz tego! On by nie chciał abyś umierał ty zakuta pało!- Popchnąłem
go ponownie na piasek po czym usiadłem na przeciwko niego. Złapałem bez słowa
jego lewą rękę kładąc ją sobie na kolanie. W milczeniu zabrałem się za
opatrywanie jego ran. Przemywałem je starannie przyglądając im się dokładnie.
Oddychałem spokojnie. Nie wiem czy zadał sobie takich ran, ale to stanowczo
wyglądało jakby robił to jakimś zgrzebłem albo dłutem czy czymś w ten deseń. Nie
przestałem nawet pracować kiedy usłyszałem za sobą czyjeś kroki. Yujiro patrzył
na osobę za mną nie wiedząc co powiedzieć.
- Można?- Usłyszałem kobiecy głos. Mój „Pacjent”
spojrzał na mnie niepewnie. Wypuściłem głośno powietrze i wzruszyłem obojętnie
ramionami. Przecież jej nie wygonie. Kucnęła naprzeciwko naszych rąk obejmując
swoimi swoje kolana. Przyglądała się temu co robię.
- Nie mów Suyo.- Powiedział po chwili milczenia
Yujiro. Myślałem, że mówił to do mnie ale kiedy zauważyłem, że to nie na mnie
patrzy wróciłem do swojego zajęcia.
- Czego Suyo nie widzi tego Suyo nie wie.-
Powiedziała dziewczyna.
- Nie zapytasz co się stało? Przeważnie bardziej
gadatliwa jesteś.- Zauważył. Wzruszyła ramionami kiedy kończyłem zawijać mu
prawą rękę. Teraz to samo musze zrobić z lewą. Maść już powinna dostatecznie
wsiąknąć.
- Nie specjalnie mnie to interesuje. Wiem co się
stało.
- Skąd?
- Wiesz, że ja wiem wszystko.
- Wiem również, że nie wolno ci wchodzić do
naszych głów, więc…
- Nie wchodzę do nich.- Powiedziała uśmiechając
się promiennie.- Nie interesują mnie tak nudne i biurokratyczne głowy.- Dodała.
Poczułem na sobie jej spojrzenie. Spiąłem się cały. Czemu się tak na mnie gapi?
- Tylko mi nie gadaj, że jesteś taka milcząca z
jego powodu?- Zaśmiał się cicho.- Co? Młody wpadł ci w oko? Jak to się mówi
„Miłość od pierwszego spojrzenia”?
- To nie tak.
- No nie pierdol. Fumi odbiło ci do reszty?
Rozumiem, że może i ma w sobie coś co by cię zainteresowało w jego osobie, ale
czy Eizo nie zareaguje zbyt gwałtownie jak się o tym dowie.
- Nie mieszajmy do tego Eizo. I mówię ci, że to
nie tak. Nie zakochałam się w nim. W sumie… no kocham go, ale nie tak jak ty
myślisz.
- Przestań.- Przerwałem chłodno kończąc owijać
rękę Yujiro.- Nienawidzę cię, więc nie mów, że mnie kochasz.
- Nie masz prawa mówić mi kogo mogę kochać, a
kogo nie.
- Na miłość z mojej strony nie masz co liczyć,
Kreeeetyyyyynko.- Odpowiedziałem zabierając się za sprzątanie swojego sprzętu.
Zabrałem swój plecak na ramię i ruszyłem przed siebie. Wiedziałem, że pójdą za
mną. Rozmawiali o czymś przyciszonym głosem. Przystanąłem przy pozostawionej
wcześniej grupce naszego oddziału. Siedzieli tak jak ich zostawiłem.
- Nie musisz mnie kochać. Chcę co najwyżej
akceptacji albo odrobinę sympatii.- Powiedziała kiedy odłożyłem swój plecak na
miejsce. Pomijając Yujiro każdy spojrzał na nią jak na wariatkę. Do kogo ona
mówiła?
- Na akceptację nie licz. Ja naprawdę nienawidzę
Magów. Sympatii też nie dostaniesz.- Powiedziałem z pogardą nawet na nią nie
patrząc.
- To co mi dasz za moją miłość do ciebie?
- Hę?!- Usłyszałem dziewięć głosów zaskoczenia.
Wiedziałem, że nie było wśród nich głosu Yujiro oraz Suyo.
- Pogardę, nienawiść i co najwyżej kopa w dupę
jak się zaraz nie uciszysz.- Powiedziałem patrząc na nią pustym spojrzeniem.
- Fumi ty kochasz Młodego?- Zapytał zaskoczony
Munoto. Dziewczyna nawet na niego nie spojrzała, ale twierdząco kiwnęła głową.-
Eizo go zabije.
- Oj dajcie kurwa spokój. Eizo go nie ruszy nawet
jeżeli ogłosiłabym swoją miłość całemu światu i zaczęła się do niego kleić na
jego oczach!- Krzyknęła oburzona dziewczyna. Prychnąłem.
- Myślisz, że pozwoliłbym ci się dotknąć?
- Naoki. Dosyć.- Przerwał chłodno Suyo. Drgnąłem.
Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym nienawiści.
- Jak sobie życzysz.- Powiedziałem siadając na
piasku.
- A wy dajcie im spokój. Skoro Fumi mówi, że Eizo
nic Młodemu nie zrobi to znaczy, że nic nie zrobi.
- Przecież znasz Eizo.
- Znam.
- Wiesz jaki to…
- Wiem.
- Wiec?- Dopytywał Torazo. Suyo uśmiechnął się
pod nosem.
- Bo ten Smark jest bratem Fumi.- Powiedział
wstając na równe nogi. Przeciągnął się kilka razy patrząc na niebo.- No nie ma
obijania. Trzeba jak najszybciej zabrać się za rozbijanie obozu!
^^~^^
Byłem już na powierzchni trzy tygodnie. Trzy
długie tygodnie z dala od domu. Czas ten czasami dłużył mi się tak, że z nudów
biegałem po plaży i darłem się w niebo głosy a czasami miałem tyle roboty, że
nie wiedziałem czy zasnę nocą czy na drugi dzień w południe jak skończę robić
to co miałem do zrobienia.
Przez te trzy tygodnie poznałem wszystkich magów
z pobliskiej osady, w której mieszkała Fumi. Było ich kilku. Głupi Toshio kazał
mi się nauczyć wszystkich imion w przeciągu trzech dni po czym dokładnie mnie z
nich przepytał. Za każdą pomyłkę w dopasowaniu imienia do osoby obrywało mi się
po głowie przez co głupi Toshio darł się w niebogłosy. Nauczyłem się tych piekielnych
imion powtarzając je w głowie w kółko i w kółko. Kaede, Fumi, Emi, Kimie, Miho,
Masako, Otsu, Raicho, Rei, Seiko, Shizu, Aki, Eiji, Ieyasu, Eizo, Hiro, Makoto,
Koichi, Manabu, Morinasa, Noburaru, Naofumi, Soburu, Sachi oraz Seisi.
Po zapamiętaniu tych imion mogłem zabrać się za poznawanie
i opisywanie rodzaju magii jaką władali. Badaniem ich zdrowia oraz wypełnianiem
ich kart szpitalnych.
Poznawałem Powierzchnie i jej mieszkańców. Wiele
pokręconych i niezrozumiałych dla mnie zwyczajów.
- Jutro w południe wyruszamy do domu.- Powiedział
Yujiro siadając koło mnie w moim namiocie punktu medycznego. Na naszym
obozowisku rozstawiono trzy namioty. Punkt medyczny, Punkt dowodzenia oraz
„Sypialnie” Ten ostatni był największy i to tam wszyscy spaliliśmy.
- Spoko. W końcu.- Powiedziałem przeciągając się
i zapisując coś na jakiejś kartce.
- Yujiro wrócili już?- Fumi zajrzała do mojego
namiotu. Przestałem już reagować na każde jej pojawienie spięciem mięśni
zwieracza bo chyba po powrocie do domu musiałbym sobie palcowe strzelić aby
trochę się rozluźnić przez tą kretynkę. Pojawiała się prawie co chwile w takich
miejscach w których najmniej się jej spodziewałem.
- Nie, jeszcze nie. Dlaczego się tak o to teraz
pieklisz. Przecież zawsze on to robi i nie ma z tym żadnego problemu.
- Ale teraz podobno Suyo z kimś sypia.-
Powiedziała. Długopis upadł z cichym pyknięciem na biurko nie zawracając na
siebie ich uwagi.
- No i co z tego. Jutro spotka się z tą osobą.
Gorzej by było jakby ta osoba była tutaj.
- O czym wy gadacie?- Zapytałem zerkając na niego
przez ramie po czym wróciłem niby do pisania czegoś ale tak naprawdę nie byłem
w stanie dostrzec co znajdowało się na kartce przede mną.
- Suyo poszedł do Jaskini Pożądania.
- Do czego?
- Jaskinia Pożądania.- Powiedział Eizo. Wysoki,
umięśniony chłopak o długich brązowych włosach wiązanych w kitkę, ciemno
zielonych oczach, jasnozielonym runicznym tatuażu tuż pod lewym okiem, ubrany
na biało-czarno z nieodłączną kosą zaczepioną na długim łańcuchu. Kilkuletni
partner Fumi.- Przeważnie są tam wpuszczane osoby, które są singlami ponieważ
tak jest łatwiej. Na drugim miejscu wpuszcza się osobę, która kogoś ma lub z
kimś sypia ale ta osoba jest daleko stąd. Wtedy można jakoś przetrzymać tą
osobę i pożądanie seksualne trochę zelży. Najgorzej jest kiedy nie ma takich
osób i trzeba wpuścić tam kogoś kogo obiekt uciech cielesnych jak i duchowych
znajduję się pod ręką. Wtedy takie osoby… no cóż… sam wiem.
- Nie, nie wiem.
- Takie osoby będą się ze sobą pierdolić dopóki
nie zniknie pożądanie osoby która wlazła do tej jaskini.
- Słucham?- Zapytałem zaskoczony. Yujiro spojrzał
na mnie zaciekawiony.
- Czy Suyo z kimś sypia? Teraz?
- Wspominał, że ma kogoś takiego.- Powiedział
Yujiro.
- Czy to ktoś z tego oddziału?- Zapytał ponownie
Eizo. Wstrzymałem oddech.
- Nie.
- Czyli będzie drugie rozwiązanie. Będzie trzeba
go przywiązać, dać mu coś na uspokojenie i przeczekać. Współczuje tylko tej
osobie. Jak Suyo się do niej dobierze…- Eizo zadrżał na całym ciele. Zrobiło mi
się i zimno i gorąco jednocześnie. Żołądek skurczył się ze strachu.
- Nao chodź ze mną.- Fumi złapała mnie za
nadgarstek i pociągnęła w swoją stronę. Zrobiłem trzy kroki do przodu.
- Nie zabieraj nam go teraz. Będzie musiał podać
Suyo coś na uspokojenie. Później sobie pogadacie.- Powiedział Yujiro.
Spojrzałem na nią zaskoczony. Później na niego. Fumi ewidentnie wydawała się
być spięta.
- To pilne. Musze z nim pogadać na osobności.
Dacie radę zająć się Suyo do naszego powrotu.- Powiedziała z naciskiem i pociągnęła
mnie za sobą. Eizo złapał ją za ramie odwracając jej twarz w swoją stronę.
- Co się stało? Wyglądasz na naprawdę
przerażoną.- Powiedział. Nie patrzyła mu w oczy.
- Wybacz. Nie mogę o tym teraz gadać. Naoki
chodź!- Powiedziała histerycznym głosem.
Chodź ze mną! Błagam! Suyo już wraca! Wiesz co
się stanie jak cię zobaczy?! Żadne leki na uspokojenie mu nie pomogą! Czy się
zgodzisz czy nie weźmie cię tutaj i teraz przy wszystkich!
Krzyczała w mojej głowie. Zesztywniałem
momentalnie. Jak to mnie weźmie tutaj i teraz?! Jak to przy wszystkich?!
Naoki błagam! Nie chcę ani widzieć ani słyszeć
tego co wcale nie musi się dziać!
Wyprzedziłem ją ciągnąc teraz jej ciało za sobą.
- Yujiro co się stanie jeżeli Suyo nie wyładuje
napięcia seksualnego? Jeżeli druga strona się nie zgodzi?- Zapytałem zgarniając
swój płaszcz.
- Albo Suyo zwariuje i zgwałci tą osobę przez co
zostanie rozstrzelany, albo jego ciało nie wytrzyma i umrze na zawał.-
Powiedział. Eizo zachichotał psychopatycznie.
- Umrze na zawał z nadmiaru spermy w chuju.-
Zachichotał cicho. Złapałem za połać namiotu aby móc z niego wyjść kiedy po
drugiej jego stronie koło której stał Yujiro zagotowało się jak w jakimś kotle
i do środka Punktu Medycznego wpadło kilka osób. Nie widziałem ich twarzy.
Przerażonym spojrzeniem spoglądałem na jego twarz. Napiętą, lekko zaróżowioną i
zroszoną delikatnie potem. Oczy przymrużone, pełne pożądania rozglądały się
dookoła. Oddychał ciężko. Jego szerokie ramiona unosiły się w rytm jego
oddechu. Fumi zasłoniła mnie swoim ciałem.
- Niech Nao przyszykuje mu zastrzyk z lekiem na
uspokojenie!- Krzyknął Torazo.
- Washichi nie puszczajcie go!- Krzyknęła Suko
wbiegając do namiotu. W ręku trzymała długi, metalowy hak, młotek oraz metalowe
kajdanki.
- Sakue pospiesz się!- Krzyknął Ryoko.- Kurwa
Nao! Głuchy jesteś podaj mu coś na uspokojenie!
- Nao?- Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz
kiedy zza ust Suyo wydobył się zachrypnięty głos pełen pożądania.- Nao tu
jest?- Zapytał ponownie.
- Co za głupie pytanie?- Prychnął Yaichiro.-
Oczywiście, że jest. To jego pierwsza misja.- Dodał. Fumi złapała mnie za ręka
i pociągnęła za sobą wychodząc prawie, że z namiotu. Kiedy miałem już postawić
stopę poza jego terenem ktoś inny złapał mnie za drugą rękę i szarpnął do tyłu
zmuszając do powrotu. Spojrzałem za siebie. Kolana się pode mną ugięły. Kątem
oka zobaczyłem jak Washichi i Munoto zbierają się z ziemi.
- Nao.- Powiedział Suyo. Pokręciłem przecząco
głową.
- Suyo. Proszę… nie…- Powiedziałem próbując się
wyrwać. Dość mocnym szarpnięciem przyciągnął mnie do siebie. Objął mnie
stanowczo w pasie i bez zapowiedzi złożył na mych ustach dość brutalny
pocałunek. Nie oddałem go. Próbowałem się uwolnić. Zakwiliłem kiedy poczułem na
swoich wargach jego zęby. Uchyliłem je delikatnie. Wsunął do wnętrza moich ust
swój język. Gdyby mnie nie trzymał upadłbym na ziemię. Pocałunek był krótki ale
pełen pożądania. Po jego skończeniu przeszedł na moją szyję. Zostawiał na niej
mokre ślady swoim językiem. Całował ją, ssał, kąsał od czasu do czasu.
Widziałem zaskoczone spojrzenia pozostałych. Ich miny pełne niedowierzenia
kiedy spojrzałem na nich załzawionymi oczyma.
Albo Suyo zwariuje i zgwałci tą osobę przez co zostanie rozstrzelany,
albo jego ciało nie wytrzyma i umrze na zawał.
W głowie odbijały mi się słowa Yujiro. Zostanie
rozstrzelany jeżeli się nie zgodzę albo umrze. Jego ręce błądziły po moim ciele
tam gdzie bez trudu mogły dosięgnąć. Spojrzałem na nich
i uśmiechnąłem się ignorując swoją od łez twarz.
i uśmiechnąłem się ignorując swoją od łez twarz.
- Zostawcie nas samych. Co by się nie działo
macie tutaj nie wchodzić.- Powiedziałem cicho. Poczułem jego rękę na swoim kroczu.
- Naoki… chcę go włożyć.- Powiedział głosem
pełnym pożądania. Zadrżałem ze strachu. Znowu czeka mnie coś strasznego.
Pozostali stali jak słupy i się na nas gapili.
- Wyjdźcie.- Powtórzyłem. Milczeli.
- Nao… possij go.- Powiedział Suyo patrząc mi
głęboko w oczy. Odwróciłem twarz w bok.
- Wolisz stać czy siedzieć?- Zapytałem drżącym
głosem.
- Przecież wiesz jak lubię.
- Siedzieć.- Odpowiedziałem za niego. Uwolniłem
się z jego uścisku i wszedłem w głąb namiotu. To nakłoniło pozostałych do tego
aby powolnym krokiem i ze wzrokiem pełnym współczucia uciec z tego namiotu.
Przesunąłem swoje krzesło na środek namiotu kiedy Toshio podszedł do wyjścia z
namiotu. Był ostatni. Suyo usiadł na krześle rozkładając swoje nogi
zapraszająco. Stanąłem naprzeciwko niego.- Będziesz tutaj stał i gapił się jak
mu obciągam?! Wypierdalaj!- Wydarłem się na stojącego za mną Toshio. Zerknąłem
tylko przez ramię aby upewnić się, że nikogo tutaj nie ma i upadłem boleśnie na
kolana. Drżącymi rękoma zabrałem się za rozpinanie jego spodni.
…Leżałem u niego na biurku…
Guzik puścił po kilku moich próbach. Suyo głaskał
mnie delikatnie po głowie czekając cierpliwie.
…Czułem na biodrach jego zimny, stalowy uścisk…
Rozsunąłem powoli jego rozporek rozkładając jego
spodnie na boki
… Ból i wstyd upokorzenia przytłaczały mnie ze zdwojoną siłą kiedy łzy
zamazywały mi obraz…
Zatrzymałem się. Moje drżące palce nie mogły
zsunąć jego bokserek niżej kiedy zauważyłem pod nimi charakterystyczną
wypukłość.
- Nao…- Szepnął mi do ucha przeciągając po nim
językiem. Zadrżałem. Nie z podniecenia. Ze strachu. Spojrzałem do góry na jego
twarzy. Przyglądał mi się uważnie. Jego oczy płonęły. Czy chcę aby go
rozstrzelali? Pewnie, że z ogromną ochotą bym to zobaczył, ale wtedy wszyscy by
się dowiedzieli dlaczego to się stało. Że umarł bo nie chciałem mu dać więc sam
to sobie wziął. Czy chciałem aby cała moja Sfera wiedziała, że zostałem
zgwałcony? Nie. Nie chciałem aby ktokolwiek o tym wiedział. Więc czy dam radę
wyjść z tego namiotu, ukryć się i czekać aż wszystko się skończy? Wtedy on
umrze. Ale czy to nie będzie tak jakbym to ja go zabił?
Jeżeli się nie zgodzę to albo zostanę zabójcą
albo ofiarą gwałtu? Znowu? Co powinienem zrobić? Jakiego dokonać wyboru? Co
powinienem zrobić… przecież… i tak już wszyscy z Oddziału wiedzieli z kim
sypiał ich lider. Nikt tutaj nie wejdzie jeżeli zacznę krzyczeć. Wiem również,
że nikt nie pozwoli mi opuścić obozowiska do samego rana. Nie będę mógł uciec.
Poczułem na twarzy jego dłoń. Przyłożył mi ją do
policzka zmuszając w dość delikatny
i sugestywny nawet jak na niego sposób aby spojrzał mu w oczy. Wiedziałem, że na mojej twarzy maluje się wiele uczuć od strachu po nienawiść. Jego twarz jak i oczy pokazywały tylko jedno. Bezgraniczne pożądanie i pragnienie. Gładził delikatnie mój policzek co chwile zahaczając opuszkami palców okolice mojego lewego ucha. Kciuk jego prawej ręki znaczył kontury moich drżących warg. Pochylił się nade mną i musnął ją delikatnie swoimi gorącymi ustami. Całował delikatnie moje usta. Dotykał ich sugestywnie swoimi. Nie na długo. Jego pocałunki zaczęły błądzić po całej mojej twarzy. Usta dotykały oczu, policzków, nosa, czoła, krzywizny szczęki, kącików ust. Zahaczały osobno
o górną to dolną wargę, ale nie złączyły się z dwiema naraz. Pociągnął mnie do góry pomagając mi usiąść okrakiem na swoich udach. Złapałem się kurczowo jego bluzki. Jego miękkie wargi sunęły delikatnymi pocałunkami po mojej szyi. Przeciągał po niej czasami swoim, wilgotnym i szorstkim językiem. Zbliżały usta do mojego prawego ucha. Poczułem na nim jego gorący oddech. Zadrżałem.
i sugestywny nawet jak na niego sposób aby spojrzał mu w oczy. Wiedziałem, że na mojej twarzy maluje się wiele uczuć od strachu po nienawiść. Jego twarz jak i oczy pokazywały tylko jedno. Bezgraniczne pożądanie i pragnienie. Gładził delikatnie mój policzek co chwile zahaczając opuszkami palców okolice mojego lewego ucha. Kciuk jego prawej ręki znaczył kontury moich drżących warg. Pochylił się nade mną i musnął ją delikatnie swoimi gorącymi ustami. Całował delikatnie moje usta. Dotykał ich sugestywnie swoimi. Nie na długo. Jego pocałunki zaczęły błądzić po całej mojej twarzy. Usta dotykały oczu, policzków, nosa, czoła, krzywizny szczęki, kącików ust. Zahaczały osobno
o górną to dolną wargę, ale nie złączyły się z dwiema naraz. Pociągnął mnie do góry pomagając mi usiąść okrakiem na swoich udach. Złapałem się kurczowo jego bluzki. Jego miękkie wargi sunęły delikatnymi pocałunkami po mojej szyi. Przeciągał po niej czasami swoim, wilgotnym i szorstkim językiem. Zbliżały usta do mojego prawego ucha. Poczułem na nim jego gorący oddech. Zadrżałem.
- Pozwól mi na to…- Szepnął cicho sunąc swoimi
palcami w górę i dół mojego kręgosłupa. Nie wsadził rąk pod moją koszulkę, ale
czułem ciepło jego dłoni. Sunął nosem w górę i dół mojej szyi. Co jakiś czas
czułem jego oddech na swojej skórze. Zachłanne ręce gładziły i macały całe moje
ciało, ale nie zagłębiały się pod strukturę moich ubrań.- Nao. Nao. Nao.-
Powtarzał w kółko jak jakąś mantrę.
- No co?- Zapytałem słabym głosem.
- Mogę?
- Co?
- Posunąć się dalej. Ściągnąć z ciebie bluzkę.
Chcę ją ściągnąć.
- Możesz sobie chcieć. Powiedziałem ci wyraźnie,
że masz się do mnie nie zbliżać ani nie do…otykać.- Powiedziałem. Na sam koniec
głos mi się załamał kiedy jego zęby delikatnie wbiły się w skórę mojej szyi. Po
chwili polizał to miejsce i jak gdyby nigdy nic wrócił do sunięcia nosem po
moim ciele.
- Tak bardzo cię pragnę.
- To sobie pragnij. Nie dla psa… kiełbasa. Nie
rób tak.- Powiedziałem kiedy przysunął moje biodra bliżej swoich. Poczułem jak
jego twardniejąca męskość próbuje wyrobić mi dziurę w spodniach na tyłku.
- Ten Pies pragnie tej kiełbasy. Tej.- Powiedział
i sunął delikatnie palcem wskazującym lewej ręki po moim kroczu.- Pragnę twojej
gorącej i twardej kiełbasy w moich ustach.
- S…Słucham?- Czy ja się przesłyszałem? Co mu się
stało? On nigdy tak nie mówił. Zsunął mnie ze swoich nóg. Stanąłem naprzeciwko
niego. Otworzyłem szeroko oczy kiedy uklęknął przede mną. Robił to. Czasami.
Bardzo rzadko. Ale nigdy w taki sposób. Rozpiął mi spodnie opuszczając je do
samych kostek.
- Chcę żebyś wypieprzył moje gardło swoją twardą
pałą.- Powiedział. Otworzyłem szeroko oczy. Nie czekając na mój odzew
przeciągał swoim językiem po moim przyrodzeniu, które nadal było schowane w
mojej bieliźnie. Zassał się na jego końcówce w miejscu w którym na bokserkach
zaczęła tworzyć się plama po moich sokach. Ugięły się pode mną kolana. Spojrzał
na mnie swoim lubieżnym spojrzeniem i uśmiechnął się wrednie. Wsunął ze mnie
bokserki i oblizał się na to co zobaczył chociaż nie widział przecież tego po
raz pierwszy miałem dziwne wrażenie, że coś jest inaczej. Zachowywał się
inaczej. Reagował inaczej. Robił to inaczej.
Przeciągnął po nim swoim językiem. Zadrżałem. Przyłożył
swoje rozpalone usta do jego końcówki i zassał się na niej. Poczułem jak jego
język dostaje się pod napletek. Zaczął nim szybko poruszać wytwarzając w ten sposób
szybkie drgania. Z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Pochłonął całą moją
męskość do ust. Zamknąłem oczy opierając łokcie o jego barki. Nie mogłem
wytrzymać. Mimo tego, że Suyo rzadko kiedy to robił dobrze zdawał sobie sprawę
z tego jak to uwielbiałem. Wiedział, że mogę dojść od samej propozycji
wykonania przez niego tej czynności, a co dopiero jej wykonania.
- Suyo… nie dam… moje… nogi…- Sapałem przeciągle.
Wyciągnął go z ust pozwalając aby stróżka śliny ściekła mu po brodzie.
Rozejrzał się po namiocie. Wstał i ruszył w stronę jednego z prowizorycznych
łóżek polowych. Zgarnął z niego dwa grube puchowe koce które tam dzisiaj rano
zostawiłem oraz jedyną poduszkę w tym namiocie. Rozłożył najpierw koc. Później
poduszkę. Drugi koc położył obok poduszki. Wyciągnął w moją stronę swoją lewą
rękę. Zawahałem się przez chwilę. Spojrzał na mnie gniewnie.
- Mówiłem, że chcę abyś pieprzył moje usta a ty
się wahasz?- Warknął. Odwróciłem speszony wzrok. Po chwili leżałem na kocu z
szeroko rozłożonymi nogami pomiędzy którymi on się rozlokował. Jęczałem cicho
robiąc to co chciał. Trzymałem sztywno jego głowę zatapiając palce w jego
miękkie i puszyste włosy. Moje biodra poruszały się szybko. Pchałem je na
dół i do góry. Mój członek przesuwał się
po jego podniebieniu i języku uderzając czubkiem o jego gorące gardło. Mruczał
przy tym wysyłając do mojego ciała miliony drgań.
Mięśnie brzucha zaczęły napinać się w przypływie
nadchodzącej przyjemności. Przez ciało co chwilę przechodziły silne dreszcze.
Napięcie szukało ujścia kumulując się w moim członku. Kiedy miałem mu
powiedzieć, że ma się odsunąć bo kończę przywarł do mnie wkładając go całego do
ust.
I zassał się na nim dość mocno.
I zassał się na nim dość mocno.
Krzyknąłem z rozkoszy kończąc w jego ustach.
Opadłem bez sił na poduszkę. Dopiero z
kilkusekundowym opóźnieniem zorientowałem się, że Suyo nadal nie wypuścił
mojego przyrodzenia ze swoich ust. Ssał je delikatnie poruszając przy tym głową
w przód i w tył.
Wyciągnął go po chwili zabierając się za
pieszczenie moich jąder. Czułem dokładnie na nich jego język oraz usta. Drżałem
na całym ciele.
- Wiesz co to jest Rimming?- Usłyszałem
zachrypnięte pytanie spomiędzy moich nóg. Zerknąłem tam nie mogąc unieść głowy
do góry.
- Hę?
- Pytam czy wiesz co to jest Rimming?- Zapytał
patrząc na mnie. Pokiwałem przecząco głową. Uśmiechnął się delikatnie unosząc
moje biodra do góry. Otworzyłem szeroko oczy.
- Co ty…- Nie dane mi było skończyć. Zakryłem
pospiesznie usta rękoma patrząc z niedowierzaniem jak jego język znikał między
moimi pośladkami które rozchylił obie wcześniej swoimi palcami. Poczułem ten
miękki i mokry organ zakreślający sobie kółeczka na mojej pulsującej dziurce.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się wrednie po czym wsunął swój język do mojego
wnętrza. Moje ciało przeszedł silny dreszcz.- O kurwa.- Tylko na tyle było mnie
stać nim moje głośne jęki
i krzyki przerwały ciszę. Wiedziałem, że będą słyszalne bardzo daleko. Nie mogłem zapanować nad swoim głosem wijąc się pod nim. To było dla mnie nowe doznanie. Wyciągnął język z mojego pulsującego wnętrza i zassał się na wewnętrznej części mojego uda masując delikatnie moje wejście swoim palcem.
i krzyki przerwały ciszę. Wiedziałem, że będą słyszalne bardzo daleko. Nie mogłem zapanować nad swoim głosem wijąc się pod nim. To było dla mnie nowe doznanie. Wyciągnął język z mojego pulsującego wnętrza i zassał się na wewnętrznej części mojego uda masując delikatnie moje wejście swoim palcem.
^^~^^
Zapiąłem pospiesznie spodnie. Drżącymi palcami
zabrałem się za zawiązywanie sznurowadeł w moich butach. Wcisnąłem na siebie
swoją koszulkę rozczesując przy okazji wolną ręką swoje długie włosy. Związałem
je w koka tuż nad karkiem.
- Mmmm.- Usłyszałem ciche mruczenie za sobą.
Odwróciłem się po czym znieruchomiałem. Przyglądałem się uważnie śpiącej na
podłodze postaci przykrytej tylko do pasa grubym, puchowym kocem. Odwróciłem
się na pięcie i czym prędzej wyszedłem z tego namiotu.
Jasne słońce uderzyło mocno w moje obolałe oczy.
Bez słowa podszedłem do wielkiego drewnianego stołu na którym wiedziałem, że
znajdę coś do jedzenia jak i do picia. Na tacę zgarnąłem dużą bułkę z szynką i
serem, jabłko, kawę rozpuszczalną z mlekiem oraz butelkę wody niegazowanej. Po
drodze zgarnąłem małego batonika mussli i usiadłem na swoim standardowym
miejscu.
Czułem na sobie ich spojrzenia ale nie reagowałem
na nie. Po chwili naprzeciwko mnie usiadła Fumi. Przyglądała mi się uważnie.
Nie gap się tak na mnie.
Pomyślałem wgryzając się w miękką bułkę.
Zrobił ci coś?
Przeleciał. A co? Nie gapiłaś się? Jakoś wcześniej nie miałaś
skrupułów na śledzenie każdego mojego kroku.
Już nie śledzę cię tak uważnie.
A cóż to się stało?
Zapytałem sarkastycznie biorąc łyk kawy. Przyglądałem
się jej. Zerkała na morze które znajdowało się niedaleko nas.
Kiedy robił ci to ostatnio nie mogłam w żaden
sposób ci pomóc. Kiedy chciałeś nie przeszkadzało mi to, ale kiedy zobaczyłam
jaka jestem bezsilna… nie chcę widzieć twojego cierpienia.
Mówiłem ci wiele razy abyś wypierdalała z mojej głowy. Jakie to
uczucie patrzeć jak twój przyjaciel z dzieciństwa gwałci twojego braciszka?
- Przestań.- Powiedziała zbolałym głosem.- Gdyby
nie ten cholerny pakt już w momencie kiedy wysiadł z windy…
- Nie mów nic więcej. Wiesz, że przy mnie nie
możesz.- Przerwałem jej wiedząc do czego zmierzam.
- Pamiętaj jedno twoje słowo…
- Mhy. Spoko.- Powiedziałem odstawiając pusty
kubek po kawie na tackę.
-Suyo? Już wstałeś?- Usłyszałem dziwny głos
Torazo. Zesztywniałem.
- Idę się przejść nim wyruszymy w drogę
powrotną.- Powiedziałem do niej wstając ze swojego miejsca.
- Ta. Trzeba się powoli pakować.- Powiedział Suyo
przeciągając się i ziewając głośno. Przeszedłem koło niego. Złapał mnie za
ramię zatrzymując w miejscu.- Musimy pogadać.- Dodał. Wyrwałem się z jego
żelaznego chwytu robiąc krok w tył.
- Nie mamy o czym
- Ja uważam inaczej.
- A ja wręcz przeciwnie. Ostatnio chyba wyraźnie
ci powiedziałem, że to co nas łączyło się skończyło. Powiedziałem ci wyraźnie,
że masz mnie więcej nie dotykać ani się do mnie nie zbliżać a wręcz nawet nie
mówić jeżeli to nie dotyczy pracy.- Warknąłem na niego. Wyciągnął w moją stronę
lewą rękę.
- Dlatego chcę z tobą o tym porozmawiać.-
Powiedział i dotknął delikatnie mojego policzka. Skóra zapłonęła żywym ogniem.
Kolejne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko.
Taca wypadła mi z rąk. Złapałem go za przegub lewej ręki przyciskając jego dłoń
do stołu na którym stało śniadanie. Po chwili do uszu wszystkich dostał się
przeraźliwy krzyk kiedy przebiłem jego lewą dłoń długim, kuchennym nożem
przebijając się przez nią na wylot i unieruchamiając ją poprzez wbicie noża w
blat stołu.
- Odpierdol się ode mnie! To był ostatni raz
kiedy mnie dotknąłeś! Rusz mnie chociaż jednym jebanym swoim palcem, a kurwa
upierdole ci chuja przy samym kręgosłupie! Kapujesz?!- Wydarłem się na niego.
Odwróciłem się do niego tyłem.- Toshio opatrz tego skurwiela! Ja idę się
przejść!- Krzyknąłem i ruszyłem przed siebie ignorując zamieszanie jakiego
dokonałem swoim nagannym wyskokiem. Wiedziałem, że mogę mieć przez to problemy
ale miałem na to totalnie wyjebane.
Nie pozwolę aby kiedykolwiek mnie dotknął!
Objąłem swoje drżące ramiona rękoma.
Tylko dlaczego rozum nie pozwalał na dotyk a
ciało wręcz o niego błagało?
************************************************
Mrrrr<3. Sama jestem dumna z siebie za ten rozdział (niech żyje moja skromność).
A jak wam on się spodobał?
Pozdrawiam i zapraszam na kolejny rozdział który pojawi się 3 lutego, a zatytuowany został przeze mnie jako:
25. „Nie ściągaj z kogoś jego maski. Może się
okazać, że to jego kaganiec.” 25.
Pozdrawiam Gizi03031