I jak wam sie podobał ostatnio rozdział:)? Mam nadzieję, że był ciekawy:). Teraz akcję będą sie działy znacznie szybciej więc mam nadzieję, że mi to wybaczycie i nie pogubicie się w labiryncie moich myśli.
Ale teraz już nie męczę was swoim gadaniem i zapraszam do przeczytania kolejnego rozdziału:)
(A i kolejny dodam 3 marca jak mi się uda)
**************************************
Obudziłem się zlany potem. Oddychałem ciężko
trzymając się za serce. Od mojego pierwszego wypadu na Powierzchnię minął już
ponad rok. Opadłem zmęczony na poduszki próbując uspokoić swój oddech.
Niewątpliwie był to długi rok. Zostałem
prawomocnym Łowcą. Ukończyłem szkołę. Razem z Izo założyliśmy klinikę w
Brutusie, która z racji na mój kolejny zawód była otwarta dwa razy w tygodniu.
Samotnie mieszkałem na pierwszym piętrze tej kliniki jako jej opiekun i
właściciel. Doi zamieszkał wraz z Naora’om niedaleko Instytutu, w którym
dziewczyna pracowała jako nauczycielka Wybrańców. Doi codziennie dojeżdżał do
pracy tutaj w Brutusie. Wraz z kilkoma chłopakami z gangu otworzył tutaj
świetlice, na której każdy dzieciak dostanie chociaż raz dziennie ciepły
posiłek i jakoś produktywnie spędzi czas, na grach, zabawach i nauce przydatnych
rzeczy, których w szkole nie wykładano.
Gihei pół roku temu zmienił swój stan cywilny i
zamieszkał w domu swojego małżonka. Odwiedzał nas raz w tygodniu.
Sięgnąłem po wyjący od dłuższej chwili telefon. Spojrzałem
na wyświetlacz. Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Taaa…?- Zapytałem przykładając telefon do ucha.
- Obudziłem?- Zapytał Toshio.
- Wstałem chwilę temu więc miałeś to szczęście,
że to nie ty mnie obudziłeś.- Powiedziałem. Zaśmiał się cicho.
- Szef daje ci nieformalne zadanie.
- Nieformalne czyli?
- Czyli takie z którego nie zdajesz raportu i
najlepiej będzie jakbyś z nikim nie rozmawiał, że to jest twoja misja tylko, że
jesteś tam bo poprosił cię o to przyjaciel czy coś w ten deseń.
- Tam? Tam czyli gdzie?
- Trzeba iść do szkoły…
- Znowu?- Zapytałem zrezygnowany opuszczając gołe
stopy na zimną podłogę mieszkania. Zadrżałem. To mnie chociaż obudzi.
- Znowu. Washichi i Yaichiro mają po niego
pojechać jak tylko inni go znajdą.
- A ja mam robić jako niańka do dzieci?
- Kilka lekcji póki go nie znajdziemy. Uchodzisz
za najlepszego ucznia jaki kiedykolwiek uczył się w tej szkole więc zostanie
nauczycielem nie powinno być dla ciebie żadnym problemem.
- Kilka lekcji M.A-logi. I coś jeszcze?
- Jak nam się go nie uda znaleźć dopóki nie
zacznie się przerwa obiadowa i później czas do przeznaczenia dla Opiekuna
zajmij się jego podopiecznymi. – Powiedział cicho. Zamknąłem powieki.
- Czyli mam robić jako niańka.
- Ta…
- Spoko.- Powiedziałem bo i co innego mogłem im
na to odpowiedzieć. Przecież nie mogłem odmówić.
- I taka mała prośba…
- Co znowu?- Zapytałem lekko podirytowany.
- Jak go znajdziemy weź go zbadaj czy się jakąś
kiłą czy czymś nie zaraził od tych wszystkich dziwek.
- Niech pójdzie do Ryu.- Warknąłem i przerwałem
połączenie. Co mnie obchodzi czy czymś go zarażono. Niech przystopuje spanie z
kim popadnie to się nie zarazi. Kiła, rzeżączka, chlamydiozy, wrzód weneryczny,
czerwonka bakteryjna, ziarniniak pachwinowy, AIDS, opryszczka genitaliów, WZW
(HBV, HCV), kłykciny kończyste, HTLV 1 i 2, HPV, kandydoza, rzęsistkowica,
świerzb, wszawica łonowa oraz ameboza. Zaśmiałem się cicho. Jest wiele chorób
wenerycznych a on sypiając od nie powiem już ilu z kim popadnie w jakiś
melinach nie wiadomo czy się zabezpieczając na pewno coś złapał. Nie ma bata,
żeby nie miał chociażby grzyba albo np. o. hemoroidów.
- Uspokój się debilu i zbieraj się do budy.-
Warknąłem sam na siebie wstając z łóżka. Ubrałem na siebie swój już standardowy
strój Łowcy. Dzisiaj miałem iść na popołudnie do biura więc nie będę wracał do
domu aby się przebrać. Spojrzałem w lustro. Wypuściłem głośno powietrze
ogarniając stan swoich włosów. Przez pół roku trochę mi odrosły po tym jak doszedłem
do radykalnego wniosku i ściąłem je do ramion. Teraz sięgały mi już połowy
pleców. Niedługo znowu będą zasłaniać mi tyłek. Wtedy już ich nie zetnę.
Brakowało mi ich. Związałem je w kitkę. Na głowę założyłem nieodłączną
rzemieniową opaskę mimo, że już od roku nie musiałem jej nosić oraz opaskę na
oko chociaż i ona już mi nie byłą potrzebna. Nosiłem ją ponieważ tak było
wygodniej. Wiecie trochę głupio jak idę przez miasto widzę jakąś staruszkę a
koło niej pojawia mi się Ilość zabitych
ludzi: 7000. Raz coś takiego zobaczyłem, zaliczyłem szlifa spowodowanego
ogromnym szokiem i od tamtej chwili nosze opaskę i ściągam ją jak jest taka
konieczność. Ogólnie w pracy Medyka jak i Łowcy staram się jej nie nosić za
często.
Jeszcze tylko telefon, coś do przegryzienia w
drodze do szkoły, ciężkie buty, płaszcz i mogę iść.
Zamknąłem za sobą drzwi do mieszkania. Zszedłem
na dół.
- Hej. Już do pracy?- Zapytał Izo segregując
dokumenty w recepcji. Mimo, że klinika była otwarta tylko dwa dni w tygodniu on
i tak spędzał tutaj więcej czasu niż ja. Dzięki temu wiedziałem, że wszystko
jest ładnie opisane i ma swoje miejsce jak i wiedziałem, że niczego tutaj nie
zabraknie.
- Muszę iść do szkoły.
- Znowu?- Zapytał tak samo jak ja kilka minut
temu. Kiwnąłem twierdząco głową.- Tylko się nie pokłócicie.
- Nie martw się o to.- Zaśmiałem się cicho i
wyszedłem z wielkiego białego budynku zmierzając wprost do szkoły. Przede mną
podążała grupka dzieciaków z Brutusa. Zmierzali w tym samym kierunku więc
postanowiłem iść za nimi nie wyprzedzając ich. Do moich uszu dobiegła dość
interesująca rozmowa.
- No dobra. To jeżeli poprawnie odpowiesz na moje
pytania to wtedy pomogę ci na tym sprawdzianie. Ale tylko pomogę nic więcej.-
Powiedziała młoda dziewczynka na oko dziewięć lat. Chłopak bodajże w jej wieku
kiwnął głową.- Ile to 3 x3?
-9.
- Ile to jest 6 x 6?
- 36.
- Ok. Co krowa ma cztery czego ja mam tylko dwa?-
Zapytała. Uniosłem delikatnie głowę do góry. To chyba oczywiste, że jej chodzi
o cycki.
- Nogi.
- Co ty masz w spodniach, a ja tego nie mam?-
Zapytała poważnym głosem. Eee? No weźcie mnie nie rozpierdalajcie. To dzieciaki
nie mają już o czym gadać. No dobra. Wcześniej może nie chodziło o cycki ale
teraz ewidentnie chodziło jej o kutasa.
- Kieszenie.
- Co zaczyna się na „K” kończy się na „S”. jest
owłosione, zaokrąglone, smakowite i zawiera biały płyn?- Padło kolejne pytania.
Znowu w mojej głowie pojawiło się jedno słowo. „KUTAS”.
- Kokos.
- Co wchodzi twarde i różowe, a wychodzi miękkie
i klejące?- Zakaszlałem zaglądając niby to do telefonu kiedy wyczułem na sobie
ich spojrzenia. To już ewidentnie jest kutas. Nie ma bata by chłopak powiedział
co innego.
- Guma do żucia.
- Co robi mężczyzna stojąc, kobieta siedząc a
pies na trzech nogach?- Zapytała dziewczynka. No dobra. Zmienili kategorie
pytań. Sika.
- Podaję rękę.
- Teraz będą pytania z serii „kim jestem”.
Wkładasz we mnie swój drąg. Przywiązujesz mnie. Jest mi mokro wcześniej niż
tobie.- Powiedziała. Eeee? Kobietą w trakcie stosunku? Już sam nie wiedziałem
która odpowiedź jest dobra.
- To jest Namiot głupia. Weź wymyśl coś innego.
- Mam różne rozmiary. Gdy nie czuje się dobrze
kapię. Kiedy mnie dmuchasz czuję się dobrze.- Powiedziała. Wstrzymałem oddech.
No chyba nie…
- Nos.
- Mam twardy drążek. Mój szpic zagłębia się.
Wchodzę z drżeniem.- Powiedziała. Pokręciłem przecząco głową.
- Strzała. Ej no weź. Pomożesz mi czy dalej
będziesz mi to zadawać?
- Pomogę.- Powiedziała. Zrównałem się z nimi.
Położyłem im ręce na ramionach wiedząc, że i tak skojarzą mnie z tej samej
dzielnicy.
- Powinnaś mu pomagać na każdym sprawdzianie. Ja
osobiście odpowiedziałem poprawnie tylko na dwa pierwsze pytania.- Powiedziałem
i czerwony na twarzy lekko zakłopotany jak i zażenowany ruszyłem przed siebie
aby jak najszybciej znaleźć się w szkole.
^^~^^
Stałem na środku klasy rozglądając się po niej. Wszędzie
można było usłyszeć krzyki, piski. Ogólnie- darcie mordy. Próbowałem ich
uspokoić, ale nie dawałem sobie rady. Jak on to zawsze robił? No bił nas, ale
dlaczego ja mam robić to samo co on?
- Mogę prosić o cisze?- Zapytałem, ale mój głos
nie był w stanie przebić się przez panującą w klasie wrzawę. Spróbowałem kilka
razy, ale nie dałem rady. Wyciągnąłem ciężki nóż Łowcy i stalową rękojeścią
uderzyłem kilka razy w blat biurka. Zwróciło to uwagę kilku uczniów, ale tylko
na chwilę. Wypuściłem głośno powietrze z płuc po czym nabrałem go naprawdę dużo
do rozciągliwego organu.- ZAMKNĄĆ MORDY BO POZABIJAM!!!!!!!!- Wydarłem się na
całe gardło. Wreszcie. Upragniona cisza i spokój. Wszyscy gapili się na mnie
jak na jakiegoś kosmitę.- Proszę zająć swoje miejsca.- Dodałem stanowczo.- To,
że Katsuyoshi-sensei jest nieobecny nie jest równoznaczne z odwołaniem zajęć.
Witam, jestem jego zastępcą na dzisiejszą lekcję. Mam nadzieję, że się
dogadamy.
- A przepraszam a gdzie jest Sensei?
- Dlaczego go tutaj nie ma?
- Kim pan jest?
- Nie jest pan nauczycielem?
- Dlaczego to pan z nami jest?
- Musimy mieć lekcje?
- Stop.- Przerwałem nawałnicę pytań.- Pozwolicie,
że odpowiem wam w kolejności co do pytań jakie mi zadaliście. Nie mogę wam
powiedzieć gdzie jest („Bo sam nie wiem”
pomyślałem). Ma pewne zadanie do
wykonania. („Pewnie jebie się z jakimś
dziwkiem” Dodałem w myślach). Jestem Naoki. Nie jestem nauczycielem.
Ponieważ mnie o to poproszono. Tak. Musicie mieć normalna lekcję.-
Powiedziałem. Grupowe buczenie uderzyło w mój delikatny słuch.- Ja was proszę o
to abyście…
- Nawet klasy nie potrafisz uspokoić, co?- Padło
chłodne pytanie. Napiąłem wszystkie mięśnie i spojrzałem w stronę drzwi. Stał
tam sam nauczyciel M.A-logi. Poczochrany, niewyspany, z podkrążonymi oczyma.
Ciuchy w nieładzie. I ktoś kto tak wygląda będzie mnie pouczał i dawał wykład
moralny?
- Mam zgoła inne metody uciszania tłumu
dzieciaków niż ty.- Odpyskowałem. Prychnął pod nosem. Do klasy zajrzał Torazo.
- Młody zajmij się jeszcze klasą. My go zabieramy
do jego gabinetu jak skończymy to będziesz wolny.
- Spoko. Zabierzcie go.- Powiedziałem machając
ręką jakbym odganiał jakiegoś robala. Tak naprawdę nie chciałem aby bardziej do
nas podchodził bo widziałem po jego minie, że jeszcze do końca nie wytrzeźwiał.
- Ma być kurwa spokój bo pozabijam.- Powiedział
dobitnie i wyszedł z klasy. Torazo pomachał mi na do widzenia i zamknął za nimi
drzwi. Wypuściłem głośno powietrze. Odczekałem chwilę po czym zabrałem się za
normalne prowadzenie lekcji.
W klasie panowała grobowa cisza…
^^~^^
Siedziałem u niego w gabinecie razem z Torazo,
Toshio, Munoto oraz trójką dzieciaków, które wylosował jako swoich
Podopiecznych. Siedzieli spokojnie jedząc w ciszy co chwilę rzucając w moją
stronę ukradkowe spojrzenie. I na ich głowach widniały takie same opaski
rzemieniowe jaką ja miałem aktualnie na sobie.
Suyo siedział
przed swoim biurkiem wiążąc wcześniej podcięte i rozczesane przez Munoto
włosy. Ręce mu się trzęsły. Trzeźwiał.
- Chociaż tydzień.- Powiedział Torazo. Suyo
zerknął na niego mrużąc przy tym swoje oczy. Od jakiś dziesięciu minut
próbowali wyciągnąć u niego obietnicę, że przez jakiś czas będzie grzecznie
chodził do szkoły i zajmował się swoimi obowiązkami.
- Torazo daj spokój. Wiesz, że to uparte jest i
nie zrezygnuje z przelotnego dymania w rynsztoku tylko dla swoich obowiązków.-
Powiedziałem przeglądając papiery porozrzucane na podłodze. Ułożyłem je w
ładny, równiutki stosik i położyłem na jego biurku. Przyzwyczajenia biorą
górę.- Tylko na przyszłość zamiast mnie wyznaczać do opieki nad jego klasami
niech wyśle jakąś dziwkę z którą sypia. W końcu tyle co on z nimi spędza czasu powinny
mu się jakoś odwdzięczyć.- Dodałem. W gabinecie zapanowała grobowa cisza. Nie
słyszałem nawet stukania sztućcami o talerze za swoimi plecami.
- Gdybym cię nie znał powiedziałbym, że jesteś
zazdrosny.- Zadrwił Suyo. Splótł palce ze sobą opierając łokcie na biurku i
spojrzał na mnie.
- Ja? Zazdrosny? Proszę ja ciebie? Ciekawe o co?
O kogoś kto ma już w sobie zapewne wszystkie choroby weneryczne tego świata bo
pierdoli się z kim popadnie i gdzie popadnie.- Zadrwiłem z niego. Drgnął.
Spojrzałem na telefon.- No na mnie już pora. W przeciwieństwie co do niektórych
ja pracuje i nie wymijam się od swoich obowiązków.
- To coś nowego. Przejmujesz się moimi chorobami
wenerycznymi?
- Hę?- Zapytałem jak głupi spoglądając przez
ramie na niego. Uśmiechnął się. Zacisnąłem palce na klamce od drzwi.
- Jak z ochotą rozkładałeś dla mnie swoje nogi
albo ssałeś z zapałem mojego chuja jakoś nie interesowało cię to czy posiadam
jakąś chorobę weneryczną.- Zadrwił. Zabolało. Od dawna unikałem z nim rozmów
nie dotyczących pracy Łowcy więc nie rozmawialiśmy na żadne inne tematy. Teraz
kiedy odbiegliśmy od tematu pracy… jego słowa zabolały. Jakieś pół roku temu
doszedłem w końcu do tego dlaczego jego słowa tak ranią, jego dotyk tak boli a
mimo wszystko…
- To już przeszłość. Teraz nie tknąłbym takiej
Publicznej Ubikacji nawet kijem.- Powiedziałem. Otworzyłem drzwi.
- Tylko
pamiętaj, że taki wielki Medyk, Łowca jak i najlepszy uczeń tej szkoły sypiał z
tą Publiczną Ubikacją.- Zawołał. Odwróciłem się do niego uśmiechając się
szeroko i mrużąc przy tym oczy.
- Wiesz jak to jest. Czasami jak kogoś przyciśnie
jest zmuszony do skorzystania nawet z tak niehigienicznego miejsca jakim jest
ta Publiczna Ubikacja.- Powiedziałem i wyszedłem z jego gabinetu zamykając za
sobą drzwi.
Nie pozwolę aby jego słowa mnie zabolały. Nie pozwolę
aby znowu wpłynął na moje życie. Już nie będę przez niego cierpiał i płakał.
Już nie będę.
Wpadłeś brat. Oj wpadłeś.
Usłyszałem głos w swojej głowie, ale nic nie
odpowiedziałem. Wiedziałem, że prędzej czy później usłyszę od niej takie a nie
inne słowa.
^^~^^
Siedziałem w barze razem z całą swoją paczką. W
sumie czekaliśmy jeszcze na Gihei’a i Ryu. Dziwnie się czułem pijąc ze swoim
szefem jak i nauczycielem. Ale co tam ja. Gihei jest jego mężem… żoną? Aj. No
wiecie o co chodzi.
Ostatni raz mogłem sobie pozwolić na taki wypad
jakiś miesiąc temu. Dzisiaj uwinąłem się szybciej ze swoją robotą więc
pozwolono mi wcześniej wyjść. Jakoś tydzień temu Izo wspominał coś o jakimś
wypadzie na piwo. Wtedy powiedziałem, że nie wiem czy dam radę wpaść, ale teraz
się cieszę, że jednak mi się udało.
Do baru wszedł Gihei wraz ze swoim wybrankiem
serca. Uśmiechnąłem się do niego kiedy pomachał w naszą stronę uśmiechając się
szeroko.
- Przyszli.- Szepnąłem patrząc na Doi’a. Spojrzał
w stronę drzwi. Uśmiechnął się. Ostatni raz widział się z Gihei’em prawie
miesiąc temu.
- Joł.- Powiedział Gihei siadając naprzeciwko
mnie. Koło niego usiadł nasz były już nauczyciel od biologii. Po stole
przebiegł jego skorpion. Zatrzymał się naprzeciwko mnie. Ryu wyciągnął rękę aby
go do siebie przyzwać. Podrapałem go po pancerzu trzymaną przez siebie długą
wykałaczką. Czułem na sobie ich spojrzenia.
- Ej! Ktoś nam podmienił naszego Nao! Oddawajcie
nam oryginał!- Krzyknął Jiro. Zaśmiałem się cicho.
- Co to było?- Zapytał Isei.
- Wiesz. Czasami mam styczność ze zwierzętami jak
i roślinami więc co mi szkodzi okazać mu chociaż trochę czułości skoro już do
mnie podeszło.- Powiedziałem wzruszając ramionami. Zaśmiałem się cicho widząc
ich miny.
- Prosto z pracy?- Zapytał Ryu. Kiwnąłem głową po
chwili wahania naciągając z jawnym szpanem połać mojej koszulki jakbym
poprawiał kołnierz koszuli.
- Jakbym poszedł do domu nie dałbym już rady
wrócić tutaj ponownie. Jak ściągnę płaszcz to nawet na pierwszy rzut oka nie
wyglądam jak Pies.- Powiedziałem uśmiechając się sarkastycznie.
- Nie. Wcale.- Zadrwiła Naora. Pokazałem jej
język. Nasza wspólna, skromna imprezka rozkręcała się na całego. Jeden przekrzykiwał
drugiego starając o czymś pogadać. Śmiechy i pełno alkoholu.
- Proszę. Oto pana zamówienie.- Powiedziała młoda
kelnereczka o ciemno fioletowych włosach. Przyjąłem od niej tacę z kilkoma
wielkimi kuflami piwa.
- Dziękuje. Nowa?- Zapytałem patrząc na nią
wymownie. Kiwnęła głowa przestępując nerwowo z nogi na nogę.
- Pana też tutaj pierwszy raz widzę.
- Ostatnio nie miałem za bardzo czasu aby
wyskoczyć gdzieś na jakieś piwko ze znajomymi. Na stałe tutaj pracujesz?
- Dorabiam. Normalnie pracuję gdzie indziej, ale,
że tamto miejsce jest w remoncie musiałam znaleźć sobie co innego.
- Miejsce w remoncie?- Przeleciałem w pamięci
nazwy wszystkich lokali w których mógłby być teraz jakiś remont.
- Zna pan ten bar dla Łowców. Pracuje tam do
miesiąca. Ale w zeszłą sobotę zaczęli robić tam remont. Tamtejszy właściciel i
barman… Gilly… Dilly…
- Billy.- Wtrąciłem cicho.
- No właśnie Billy. Załatwił mi tutaj pracę
dopóki tam nie skończą… Chwilka. To pan zna Billy’ego?- Zapytała zaskoczona.
Pokazałem wymownie na płaszcz wiszący na krześle za mną i uśmiechnąłem się do
niej delikatnie. Cała czerwona na twarzy skłoniła się przede mną.- Najmocniej
przepraszam.
- Nie masz za co. Rozumiem żeby doszło do takiej
sytuacji jeżeli bylibyśmy w tamtym barze. Tutaj jestem zwykłym klientem.
- Ale tak nie wypada…
- Wypada nie wypada. To nie jest bar dla łowców.
Fajnie się z tobą rozmawia. Nie mogę się doczekać aż Billy otworzy na nowo bar.
Wtedy na pewno tam zajrzę zobaczyć jak ci idzie.- Powiedziałem uśmiechając się
delikatnie. Czułem na sobie spojrzenia pozostałych. Kiwnęła głową i wróciła do
baru kiedy zauważyła, że jest przywoływana przez głównego barmana. Uśmiechnąłem
się.- Słodka.
- Słucham?- Zapytał Doi. Spojrzałem na niego.
- No co? Mówię, że jest słodka. Mogłem zapytać ją
o jej numer telefonu.- Powiedziałem sięgając po swoje piwo.
- Ale przecież ty masz chłopaka.- Zauważył
inteligentnie Doi.- EJ!- Krzyknął kiedy wyplułem na niego całą zawartość swoich
ust. Z resztą nie tylko ja. Wytarłem mokre usta.
- Doi. Nie mówmy o tym.
- Czyli to prawda?- Zapytał zaskoczony Gihei.
Zacisnąłem palce na nasadzie nosa zamykając zmęczony oczy.
- Chcesz wyrwać tą laskę a twój chłopak…
- Tamto to już skończone.- Powiedziałem chłodno
sięgając po swoje piwo.
- Czy osoba, o której rozmawiacie to…- Zaczął Ryu
ale urwał kiedy obdarzyłem go chłodnym spojrzeniem.
- Powiedziałem, że tamto już skończone.-
Powiedziałem. Odwróciłem głowę w bok.
- O. Suyo-sensei przyszedł.- Dobiegł mnie głos
Naora’y. Wstrzymałem oddech. Jeszcze tego mi tutaj kurwa brakuje. Wziąłem spory
łyk piwa. Czułem na sobie spojrzenie Ryu. Pokazałem mu język kiedy na niego
zerknąłem i wróciłem do picia.
- A jak tam…- Urwał Izo. Spojrzałem przez ramie.
Za moimi plecami stał Suyo wraz z jakąś niską kobietą o czerwonych włosach i
takich samych oczach. Oczy pomalowane na czarno, usta na czerwono. Miała na
sobie czerwoną obcisłą, skórzaną sukienkę mini. Kolejna dziwka?
- Siema Ryu.- Powiedział dziwnym głosem. Już był
podchmielony? Pokręciłem przecząco głową i wziąłem łyk piwa odwracając się w
stronę mojego towarzystwa.
- Siema. Wolne?- Zapytał dla podtrzymania
konwersacji.
- Teraz już tak.
- A jutro?
- Nee. Pracę mam.- Zaśmiał się cicho. Prawdziwy
śmiech. Nie ten wymuszany. Po moim ciele przebiegł znany mi już od dawna
dreszcz.- A ty?
- Jutro mam nockę więc dzisiaj mogę sobie
pozwolić na małe szaleństwo. Wpadnij jutro do lekarza.
- Po chuj?
- Badania kontrolne.
- Miałem robione.
- Rok temu.
- Twój czas.- Powiedziała kobieta pokazując na
zegarek na swojej ręce.
- Nie przerywaj. Najwyżej ci dopłacę.
- Spoko. Jeżeli nie będę miała problemów to
możesz sobie gadać.- Powiedziała. Zerknąłem. Na nią. Wyczuła, że się na nią
gapię bo się na mnie spojrzała. Zmierzyła mnie i prychnęła pod nosem. Uuuuuuuu.
Grubo. Zostałem wyśmiany przez jakąś dziwkę. Zaśmiałem się kiwając przecząco
głową. Sięgnąłem po swoje piwo i upiłem z niego łyk.- Twoi znajomi?- Zapytała.
- Ta. Nie widać?
- Widać, widać. Zastanawia mnie…
- Co?
- Czy jest wśród nich Naoki?- Zapytała. Kufel na
dosłownie ułamek sekundy zastygł w powietrzu nim odstawiłem go z cichym
pyknięciem na blat stołu.
- Dlaczego cię to tak interesuje?
- Ponieważ chcę wiedzieć co za kretyn rezygnuje z
takiego sprzętu –Mówiąc to położyła mu rękę na kroczu.- i rzuca takiego
cudownego chłopaka.- Zaświergotała. Zesztywniałem na całym ciele. Odwróciłem
się w ich stronę.
- HĘ? Że niby kto był cudowny?!- Warknąłem na
nią. Emocje wzięły górę.- I że niby kto był kurwa moim chłopakiem, dziwko?!
On?!- Dźgnąłem palcem powietrze pomiędzy mną a nim.
- Ty jesteś Naoki?- Zapytała zaskoczona po czym w
jej oczach zagościły wesołe ogniki. Zacisnąłem mocno szczeki.
- Nao jesteś w służbowych ciuchach więc siadaj.-
Poradził spokojnie Ryu. Stałem tak jeszcze przez chwile po czym zająłem swoje
miejsce.- Suyo, a ty. Nie powinieneś nikomu mówić o tym jakie łączyły was
relacje. Czy to był przelotny seks czy coś więcej nikogo nie powinno
interesować co robiliście w sferze intymnej waszej znajomości.
- Doprawdy? A kto nam się wpakował do pokoju jak
pieprzyliśmy się na biurku?- Zapytał drwiącym głosem. Wciągnął głośno
zaskoczony powietrze kiedy wylałem na niego zawartość pełnego kufla.
- Jeszcze jedno słowo a gorzko tego pożałujesz.- Warknąłem
na niego wyrywając swoją prawą rękę z uścisku Ryu.- Nie rozpowiadaj o mnie
swoim tanim dziwką!
- Byłeś tańszy niż one.- Powiedział wrednie
drapiąc się po głowie. Zagotowało się we mnie.
- Suyo…- Zaczął Ryu.
- No co? Przecież mówię prawdę. Nie zawołał ode
mnie ani grosza kiedy rozkładał dla mnie swoje nogi. Więc jest gorszy niż te wszystkie
dziwki z którymi teraz sypiam.
- Nie masz prawa tak o mnie mówić. Nie jestem
taki jak one i jak ty!
- A jak nazwiemy osobę, która rozkłada nogi na
każde moje zawołanie, która przyszła do mnie pierwsza skomląc o małe pukano jak
suka z cieczką i która nie wzięła za to nic? Dziwka co nie?
- Nie przyszedłem do ciebie pierwszy i nie skomlałem
jak suka z cieczką!
- A kto przylazł do mnie po śmierci Buru i w ten
sposób chciał zapomnieć o śmierci przyjaciela?! To nie ja prosiłem o bolesne
jebanie swojego tyłka tylko ty!
- To już było po naszym pierwszym razie!
- O którym zapomniałeś! Nie pamiętałeś komu
pierwszemu dupy dałeś!
- Dobrze wiesz, że mnie naćpano! Jak miałem
cokolwiek pamiętać!
- Teraz to naćpano ale wtedy tak nie myślałeś!
- Skąd ty możesz wiedzieć o czym myślałem za
każdym razem jak mnie pieprzyłeś?!
- Przeważnie o tym bym szybko skończył i zmienił
tą jebaną pozycję!- Krzyknął. Teraz przysłuchiwał się nam już cały bar.
Otworzyłem szerzej oczy. Skąd on wiedział…?- Widzisz?! Nawet teraz mogę
powiedzieć o czym myślisz!
- Weź wypierdalaj z mojej głowy i mojego życia!
- Jak mam wypierdalać z twojego życia skoro
jestem twoim przełożonym?!
- To zachowuj się jak mój przełożony a nie jak
Publiczna Ubikacja!
- Z której sam korzystałeś!
- Kurwa! Dlaczego ty jesteś taki chujowy! Mogłem
wybrać inny zawód chociaż miałbym święty spokój!
- Toż ci od początku mówiłem, że nie nadajesz się
na Łowcę!
- Widocznie chujowy z ciebie Opiekun i nauczyciel
jeżeli nie potrafiłeś mnie nakłonić do zmiany mojej decyzji!
- Jakbym był chujowym nauczycielem nie byłbyś
najlepszym uczniem w szkole!
- Ty nie jesteś nauczycielem tylko jebanym katem!-
Wydarłem się na niego. Gotowało się we mnie. Ja… ja… ja…
- Jebany to byłeś ty a nie ja! Jebany uczeń,
chujowy medyk i do tego Łowca cipa!
- CO PROSZĘ?!
- Jak uczeń może dać się ruchać nauczycielowi?!
Jak medyk może ranić swojego pacjenta! Jak Łowca…- Urwał kiedy uderzyłem
pięścią w blat stołu. Zaśmiałem się histerycznie patrząc na swoje nogi. Zerknąłem
na niego. Nie wiem jaką miałem minę ale drgnął delikatnie.
- …- Wyciągnąłem z kieszeni pieniądze aby
zapłacić za swoją dole z baru. Zgarnąłem swój płaszcz ubierając go na siebie.
- I co uciekasz? Pokarz wszystkim prawdziwego
siebie! Nie pociągniesz dalej tematu? Boi dupo?! Nie dziwię się, że wszyscy cię
zostawiają! Siostra, Buru, Rodzice! Jesteś osobą, która myśli tylko i wyłącznie
o sobie! Łowca! Phi! Proszę ja ciebie! Czarny Medyk to się zgodzę! Medyk który
nie był w stanie pomóc swojej siostrze, rodzicom oraz przyjacielowi!- Krzyczał.
Drżącymi rękoma sięgnąłem za swoją koszulkę. Wyciągnąłem spod niej rzemieniowy
naszyjnik na którym wisiała zawieszka z literą „W”. Rozwiązałem ją i trzymając ją w drżących
rękach pokazałem mu.
- ZAMKNIJ MORDĘ DRANIU!!!- Wydarłem się na całe
gardło. W oczach zebrały mi się łzy.- POWIESZ JESZCZE JEDNO SŁOWO W MOIM
TOWARZYSTWIE A ROZKAŻE CIĘ ROZSTRZELAĆ!!!!- Dodałem. Oddychałem ciężko. Milczał
patrząc na mnie wkurwionym spojrzeniem. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w
stronę wyjścia. Nim wyszedłem z baru zdołałem usłyszeć jak Ryu powiedział
wkurwionym głosem „Przegiąłeś tym razem”.
^^~^^
Siedziałem u siebie w salonie. Odstawiłem na stolik pusta butelkę po whisky.
Wstałem na chwiejnych nogach aby dobrać się do kolejnej butelki którą miałem w
barku. Rozpieczętowałem ją i wypiłem soczysty łyk z jej wnętrza kiedy
usłyszałem charakterystyczny dźwięk obwieszczający, że ktoś stoi za moimi
drzwiami i chcę mnie zobaczyć. Zmierzyłem w tamtą stronę trzymając nieodłączną
butelkę w ręku. Otworzyłem drzwi nie patrząc wcześniej przez judasza. Nie
interesowało mnie kto tam stał.
- Nao?
- Doi. Gihei.- Powiedziałem. Oparłem się o
futrynę drzwi i wziąłem kolejny łyk.- Co was do mnie sprowadza?
- Możemy wejść?-Zapytał Gihei. Spojrzałem na
nich. W sumie co mi tam. Otworzyłem szerzej drzwi chodząc do mieszkania. W
sumie można powiedzieć, że oni weszli a ja latałem po ścianach nim dotarłem do
salonu. Weszli za mną ignorując po mistrzowsku to co tutaj zastali.
- Jak chcecie siedzieć to sobie kanapę odwróćcie
a jak nie to siadajcie na podłodze.- Powiedziałem i przewróciłem się koło
stołu. Butelka którą trzymałem w ręku o dziwo została nienaruszona. Zaśmiałem
się głupkowato siadając na dupie.- Co was do mnie sprowadza o tak późnej porze?
- Szczerze?
- No chyba oczywiste, że szczerze.
- O co chodziło? Tam w barze?
- Doi nie domyśliłeś się słuchając naszej
rozmowy?
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że ty i Suyo…
- Ta.- Powiedziałem biorąc kolejny łyk trunku.-
Drań i bydlak z niego ale macie rację.- Pokazałem na siebie palcem. Zaśmiałem
się głupkowato.- Byłem dupo dajką naszego nauczyciela on M.A-logi.- Dodałem.
Posmutniałem.- Dupo dajką nauczyciela.
- Nie mów tak.
- A jak mam to mówić? Co?
- To znaczy, że ja też nią byłem.- Powiedział
opanowanym głosem Gihei. Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Nie byłeś.
- Jak to
nie. Przecież sypiałem z Ryu. W sumie do dzisiaj z nim sypiam…
- Między wami było co innego.
- Jaaaasnneeeee. Rozkładałem nogi przed
nauczycielem od biologii. W sumie przedmiot się różni. Więc masz rację. Z nami
było co innego.
- Pierdolisz.- Powiedziałem zaskoczony jego
wypowiedzią.
- Ryu pierdoli nie ja.- Dodał. Zatkało mnie.
- Eee… Tylko o to chcieliście zapytać?-
Zapytałem. Spojrzeli po sobie i wtedy zaczęły się pytania. Masa pytań. Na które
odpowiadałem im do samego rana. Jak to się zaczęło z Suyo. Jak to wznowiliśmy?
Dlaczego? Kiedy to robiliśmy? Ile razy? Co wtedy czułem? Dlaczego przerwaliśmy?
Dlaczego on się tak zmienił? Dlaczego ja się zmieniłem? Kim była moja siostra?
Kim moi rodzice? Co się z tą całą trójką stało? Pytali dosłownie o wszystko o
co kiedyś nie mieli odwagi ani okazji zapytać. A ja…? Ja im po prostu
odpowiadałem.
- Więc dlaczego nie zignorujesz jego wypadów na
dziwki i będziesz wiódł spokojne życie bez jego osoby?- Zapytał Doi jakieś dwie
godziny później. Napiąłem wszystkie mięśnie. Spojrzałem do butelki ale już
dawno mogłem zobaczyć jej przeźroczyste dno.
- Jego obelgi i kłótnie są mniej bolesne niż
nieme oglądanie jego osoby z kolejną dziwką.
- Nie rozumiem.- Powiedział Gihei. Zaśmiałem się
cicho.
- Oj… Nao… ty płaczesz…?- Zapytał zaskoczony Doi.
Wytarłem pospiesznie oczy oraz policzki. Mimo tego łzy nie przestawały lecieć.
Na początku się śmiałem próbując jakoś załagodzić sytuację, ale było już tylko
gorzej. Rozpłakałem, a wręcz rozwyłem się na dobrze. Doi i Gihei siedzieli
naprzeciwko mnie nie wiedząc jak się mają w takiej sytuacji zachować.
- To trudne…- Zapłakałem jak małe dziecko.- Tak
bardzo trudne…
- Ale co jest trudne?!
- Trudne… trudne… trudne…
- Kurwa Nao! Ogarnij się i powiedz co jest takie
trudne!- Krzyknął Doi. Pod zamkniętymi powiekami spod których nadal leciały mi
łzy zobaczyłem jego uśmiechniętą twarz jaką kiedyś zaprezentował mi w
jaskiniach kiedy zamknięto nas tam abyśmy się pogodzili. Jego szczery uśmiech.
Zapłakałem jeszcze głośniej.
Tak trudno jest na głos powiedzieć, że go kocham.
^^~^^
Zmęczonym krokiem przeszedłem przez długi
korytarz i zatrzymałem się przed windami. Przetarłem twarz rękoma zostawiając
na chwilę palce w kosmykach włosów. Nie ma innego wyjścia. Jeżeli nadal pozwolę
mu siebie ranić nigdy nie zaznam spokoju. Jeżeli tutaj zostanę cały czas będzie
tak mówił i się zachowywał. Muszę to przerwać.
Mam już dosyć jego zachowania, słów i tych uczuć
które powoli mnie niszczą.
- Siema.- Usłyszałem za sobą. Odwróciłem się.
Yaichiro. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę i spojrzał na drzwi od windy.
- Siema.- Odpowiedziałem. Obaj usłyszeliśmy
dźwięk otwieranych drzwi. Weszliśmy do wnętrza windy. Yaichiro nacisnął
przycisk z numerem naszego pięta. Ja wcisnąłem przycisk prowadzący na najwyższe
piętro.
- Do Szefa?- Zapytał widząc co wcisnąłem.
- Ta.- Odpowiedziałem ziewając przeciągle.
- Widzę, że ciężką noc miałeś.- Zauważył.
Zaśmiałem się cicho. Gdyby wiedział ile takich nocy miałem ostatnio…
- Miałem kilka spraw na głowię.
- Może weźmiesz sobie kilka dni wolnego. Aby
odpocząć.- Zaproponował. Moim zdaniem to zły pomysł. Wtedy będę miał za dużo
czasu na myślenie.
- Ta. Zapytam Szefa o to jak już u niego będę.
Może da mi z tydzień wolnego. Wtedy będę mógł się rozerwać.
- Hihihihi. Tylko jak weźmiesz tutaj urlop to nie
pędź do pracy do szpitala albo do kliniki.- Zaśmiał się cicho. Uśmiechnąłem
się.
- Miałem to na twarzy wypisane, że wiedziałeś co
mi po głowie chodzi?
- Znam cię nie od dziś. Chyba wszyscy w Oddziale
wiedzą o tobie już wszystko, więc niczego przed nami nie ukryjesz.- Dodał.
Uśmiechnąłem się gorzko.
- Ta. Masz rację. Niczego więcej nie dam rady
przed wami ukryć.- Powiedziałem kiedy zostałem sam w windzie. Oparłem się o jej
ścianę. Zaśmiałem się cicho. Zaczynało mi odbijać czy co.
Wysiadłem z windy. Swoje kroki skierowałem w
stronę biurka sekretarki Szefa. Spojrzała na mnie kiedy zatrzymałem się przed
nią.
- Był Pan umówiony?- Zapytała. Nie lubiłem tych
jej uprzejmości chociaż wiedziałem, że nie mogła do mnie na wjeździe rozmowy
uderzyć na „ty”.
- Nie. Wypadła mi pilna sprawa do omówienia z
Szefem. Jeżeli nie może mnie przyjąć teraz to poczekam, aż będzie miał czas.-
Powiedziałem. Spoglądała na mnie uśmiechając się delikatnie. Nie znosiłem tego
typu uśmiechu. Każdy kto się tak uśmiecham w stosunku co do mojej osoby
przywodził mi na myśl jedno hasło przewodnie „Współczujcie biedakowi, który
spał ze swoim Liderem”. Popadam w paranoje. Pokręciłem delikatnie głową. Sięgnęła
po słuchawkę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale przyszedł do
pana Naoki.- Powiedziała do telefonu. Kiwnęła kilka razy głową.- Mówi, że to
jakaś pilna sprawa.- Dodała. Rozmawiając patrzyła ciągle w moją stronę.-
Dobrze. Przekaże.- Powiedziała. Rozłączyła się.- Proszę chwilę poczekać. Szef
za chwilkę pana wezwie.
- Dobrze.- Powiedziałem siadając na jednym z
plastikowych krzeseł zostawionych na korytarzu. Nie siedziałem tam nawet 5
minut kiedy sekretarka powiedziała mi, że mogę wejść. Wypuściłem głośno
powietrze stając przed drzwiami. Odczekałem chwilę i zapukałem w nie. Nie
czekając na odpowiedź wszedłem do środka.
- Usiądź.- Powiedział głos w cieniu. Zrobiłem tak
jak kazał.- Coś się stało?
- Zanim zaczniemy chciałbym zapytać czy mogłoby
to pozostać między nami? Ogólnie czy nie będzie Pan zły, nie wywali mnie albo
nie zabije od miejsca?
- Rozumiem, że prosisz mnie o sto procent
dyskrecji i brak reakcji dopóki mi nie wyjaśnisz co cię do mnie sprowadza?-
Zapytał dla upewnienia. Nie lubiłem z nim rozmawiać ponieważ nie widziałem jego
twarzy. Wielu rzeczy musiałem się domyślać albo wyczytywać w jego głosie.
- Nie inaczej.
- Rozumiem, że to coś poważnego. Znowu pokłóciłeś
się z Suyo?- Zapytał. Milczałem ponieważ nie dał mi odpowiedzi na wcześniejsze
pytanie.- Dobrze już dobrze. Rozumiem. Pozwolę ci zakończyć twoją wypowiedź a
dopiero później zareaguje.
- Fajnie by było.- Powiedziałem cicho pod nosem.
Wypuściłem głośno powietrze.
- No to zaczynaj.
- Chcę zrezygnować z pracy Łowcy, Medyka i życia
w tej Sferze.- Powiedziałem na wydechu. Poruszył się niespokojnie.
- Czy stało się coś konkretnego, że podjąłeś taką
drastyczną decyzję?
- Chcę zniknąć. Nikomu nie mówić gdzie jestem.
- Ale dlaczego? Gdzie byś się udał?- Zapytał
poddenerwowanym głosem. Kilka razy wytarłem spocone dłonie o spodnie na moich
udach.
- Na… Wyślesz mnie na Powierzchnie.
- Co ty za głupoty opowiadasz? Całe życie z
sensorami chcesz żyć. Wiesz, że je trzeba zmieniać co jakiś czas.- Powiedział
po chwili milczenia. Nie zrozumiał. Sięgnąłem do pochwy na moich plecach i
wyciągnąłem z niej ciężki nóż. Spojrzałem na niego zamykając go w swojej lewej
dłoni. Przeciągnąłem po niej wyciągając nóż z uścisku. Syknąłem. Piekło. Wręcz
bolało.- NAOKI?!- Krzyknął przerażony. Uśmiechnąłem się.
- Spokojnie. Widzi Pan?- Zapytałem pokazując na
krew na mojej dłoni.
- Widzę. Krew. Poczekaj dam ci apteczkę, co ci
odbiło?
- Chwila.- Powiedziałem przyglądając się swojej
ciemnoczerwonej i gęstej krwi.- A teraz? Widzi Pan?- Zapytałem kiedy na naszych
oczach przez moją krew przeleciał srebrny połysk i znowu stała się czerwona.
Usłyszałem huk upadającego krzesła. W ciemnościach mignęły mi blond włosy. A
więc Szef był blondynem. Uśmiechnąłem się smutno.- Widział Pan.
- Co… co… jak? Ale jak? Przecież…?
- Proszę nic nikomu nie mówić. Za dwa dni jak się
spakuje sam się u Pana wstawię. Będziecie mogli eskortować mnie na
Powierzchnię. Nikomu proszę o tym nie mówić. Naoki po prostu zaginął. Nic po za
tym nie wiadomo. Zaginąłem i nigdy nie wrócę. Po jakimś roku będziecie mogli
uznać mnie za martwego. Kiedy będę eskortowany zasłonicie mi twarz aby nikt nie
wiedział kim jestem. Błagam tylko o to jedno. Nikomu nie mówić. Zapomnieć.
Wyrzucić z pamięci całego społeczeństwa. Tak, jakbym nigdy nie istniał.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?!
- Po prostu. Tak jak to powiedziałem.
- Wiesz, że to tak nie działa. Każdy musi być
zapisany w rejestr, a ja nawet nie wiem kiedy to się zaczęło. Czyżby sensory…
- Nie. Sensory niczym nie zawiniły. Są sprawne.
Tyle, że mi nigdy nie były potrzebne.
- Jak to nigdy?
- Ja się taki urodziłem. Spłodzili mnie zdrowi
ludzie. Urodziłem się taki a dwa lata później doszło do katastrofy. Ja się
urodziłem, inni się zarażają. Jestem inny. Ani Yaichiro ani Toshio tak samo jak
Buru nie odkryją prawdy swoimi oczyma. Badania krwi nie działają. Jak sam
dobrze widziałeś potrafię ją zmienić tak aby niczego nie było widać.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że od tylu lat
mieliśmy Maga pod nosem, żył sobie spokojnie w Brutusie, chodził z dzieciakami
do szkoły, został Medykiem i Łowcą i jeszcze…
- Nikogo nie zabiłem.- Przerwałem mu.- Ale tak.
Macie rację. Najlepszy uczeń w szkole, Wybitny Medyk, Łowca oraz Mag to jedna i
ta sama osoba.
- Skoro… skoro masz zdolność ukrywania się
dlaczego mi o tym powiedziałeś?! Dlaczego się ujawniłeś?!- Krzyknął uderzając
rękoma w blat biurka. Drgnąłem zaskoczony. Nie spodziewałem się czegoś takiego.
Po chwili zaśmiałem się cicho.
- Ponieważ jestem już zmęczony. Mam dosyć życia w
tym świecie. Pod ziemią. Nie chcę już tak żyć. Proszę. Pozwól mi być wolnym.
- A co z twoimi przyjaciółmi? Oddziałem? Pracą?
- Mówiłem. Mam zniknąć z pamięci społeczeństwa. W
sumie jakby się dowiedzieli kim jestem sami wywalą mnie z pamięci.
- Nao dlaczego ty nam to robisz?- Zapytał
załamanym i wilgotnym głosem. Płakał?
- Przepraszam…- Powiedziałem cicho. W
pomieszczeniu zapanowała nieprzyjemna cisza.
^^~^^
Zakleiłem ostatnie pudło ze swoimi rzeczami.
Dostałem niby tydzień wolnego. Z mojego Oddziału tak samo jak z pracy Medyka i
w ogóle nikt z mojego otoczenia pomijając Szefa nie wiedział, że ten tydzień
nigdy się nie skończy i, że nie wrócę z niego do pracy.
Najgorzej będzie przewieźć te wszystkie rzeczy do
biura, w którym jeszcze pracowałem. Obiecałem Szefowi, że do jutra południa
wszystkie moje rzeczy zostaną przewiezione do niego. Aby nie było już problemu.
Dlaczego to zrobiłeś?
Nie mogłaś poczekać z pytaniami do czasu jak się zobaczymy?
Zapytałem zrezygnowany kiedy usłyszałem znajomy
głos w głowie. Sięgnąłem po butelkę wody. Opróżniłem ją do połowy rozglądając
się po pomieszczeniu. Szafki jak i pułki świeciły pustkami. Miałem tylko ciuchy
na jutro oraz trochę jedzenia, jedna para naczyń została na stoliku. Podrapałem
się po głowie. Wzruszyłem ramionami. Sięgając po swój telefon odłożyłem butelkę
na stole. Wybrałem pewien numer.
- Tak?- Usłyszałem po drugiej stronie.
- Ryoko podaj mi Toshio do telefonu.-
Powiedziałem. Mogłem się spodziewać, że to on odbierze.
- Już.- Powiedział. Coś zaszeleściło, stuknęło
nim usłyszałem głos osoby, z którą chciałem rozmawiać.
- Nao?
- Tak.
- Coś się stało?
- Dlaczego coś miałoby się stać?
- Bo ty do mnie dzwonisz.
- Eh.- Wypuściłem głośno powietrze zagłębiając
się w swoim starym fotelu. Ciekawe co się stanie z meblami?- Chciałbym
wykorzystać ostatnie życzenie.- Powiedziałem. Ciekawe czy skojarzy o co mi
chodzi?
- Co mam zrobić?- Zapytał przybierając poważny
ton głosu. Uśmiechnąłem się do telefonu. Pamiętał.
- Mam kilka pudeł do przewiezienia do Szefa do
nas do biura. Byś mi je poprzewoził?
- Tylko to?
- Tak. Wiesz, że masz nie mówić nikomu o tym co
dla mnie zrobisz i masz się mnie nie pytać dlaczego to robisz.
- Spoko. Przecież wiem. Ale mogę tak za dwie
godzinki?- Zapytał dziwnym głosem. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu.
- Wiesz, że obaj jesteście perwersami?- Zapytałem
kiedy usłyszałem przeciągły jęk Ryoko w tle.
- Dopiero teraz się o tym … dowiedziałeś?-
Sapnął.
- Widzimy się za dwie godziny. Mam nadzieję, że
to ty jesteś na dole i dupa cię będzie boleć.- Warknąłem uśmiechając się
złośliwie pod nosem.
- Nie tym razem maleńki.- Powiedział i się
rozłączył. Rozejrzałem się po pokoju. W sumie kilka pudeł można by było teraz
wynieść z mieszkania. Te najmniejsze. Takie które ogarnę sam. No i dwie torby.
Telefon znowu wylądował przy moim uchu.
- Nao?
- Izo tylko mi nie mów, że się teraz pieprzysz?
- Co?! Zwariowałeś?! Jest środek tygodnia i do
tego nie ma jeszcze południa! O co ci chodzi, że wyskakujesz do mnie z takim…
- Wybacz, wybacz. Chciałem się tylko w czymś
upewnić. Masz wolne auto?
- No mam.
- Przewiózłbyś mi kilka niepotrzebnych mi rzeczy
z domu do mojego biura.
- Do Łowców?
- Tak.
- Po co?
- Czasami jak zostaje dłużej w pracy te rzeczy
mogą mi się tam przydać, a że nie potrzebuje ich w domu to pomógłbyś mi je tam
przewieźć?- Zapytałem. Odczekałem chwilę nim dał mi odpowiedź.
- Będę u ciebie za pół godziny.- Powiedział.
Uśmiechnąłem się.
- Spoko. Zniosę je na dół przed klinikę.-
Powiedziałem i się rozłączyłem.
^^~^^
Wszystkie moje rzeczy zostały przewiezione.
Rozejrzałem się po mieszkaniu. Zostały rzeczy których nie zabieram. Wypuściłem
głośno powietrze. Zgarnąłem klucze i wyszedłem z domu. Miałem się dzisiaj
spotkać w barze ze znajomymi ze szkoły jak i z osobami z Oddziału (tymi które
chciały przyjść). Ot tak. Mały wypad na piwo. W barze pojawiłem się pierwszy.
Dopiero wtedy spojrzałem na zegarek. Pojawiłem się godzinę przed czasem.
Zamówiłem sobie coś do jedzenia oraz duży kufel piwa.
Nawet nie rejestrowałem w umyśle smaku jedzenia,
które zamówiłem ani nie docierały do mnie słowa tych którzy też odwiedzali bar.
Na dobrą sprawę dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że nie siedzę już
sam przy stoliku.
- Ocknąłeś się?- Zapytał uśmiechnięty Yaichiro.
- Ta. Sorry. Odpłynąłem.
- A o czym takim myślałeś?-Zapytał Torazo. Uśmiechnąłem
się delikatnie.
- O czymś miłym.- Odpowiedziałem. Za cholerę nie
powiem im, że to o nich myślałem przez cały ten czas.
- Długo czekasz?- Zapytał Ryu. Pokiwałem
przecząco głową. Tego też im nie powiem. Sięgnąłem po swój telefon, który
zawibrował mi w kieszeni spodni. Spojrzałem na wyświetlacz. „Szef”.
- Tak?
- Widziałem, że dowieźli wszystkie twoje rzeczy.
- Tak. Dzisiaj je przywiozłem.
- Czy to znaczy, że już jutro chcesz wyruszyć.
- Tak szybko to nie myślałem. Zrobię tak jak Pan
sobie tego zażyczy.
- Musisz mi powiedzieć jeszcze jedna ważną rzecz.
- Jaką?
- Jaką magią władasz?- Zapytał. Odchrząknąłem.
Mam mu to powiedzieć przez telefon? Pomyślałem przez chwilę.
- Nie czytał pan moich dokumentów z opisu magii
jaką władają mieszkańcy Powierzchni, który zrobiłem rok temu?- Zapytałem
wiedząc, że zbije go tym z tropu.
- Hę? Co ty mówisz?
- Ten raport. Tak uwzględniałem taką wzmiankę
dotyczącą „Roślinnej Kontroli X”.- Powiedziałem. Po drugiej stronie zapanowała
grobowa cisza.- No tak. To ten typ magii który panuje nad roślinami i
zwierzętami.
- Chcesz mi powiedzieć, że ty…?
- Nie inaczej.- Uśmiechnąłem się do swoich towarzyszy
przysłuchujących się mojej rozmowie.- Wiem, że mogłem niewyraźnie napisać tą
nazwę w dokumentach. Jeżeli Pan chce to za dwa dni przyjdę do biura i
posprawdzam swojego dokumenty. Tam gdzie pismo jest nieczytelne po prostu je
poprawie.- Dodałem.
- Widzimy się jutro.- Powiedział i się rozłączył.
- Jutro? Dobrze. Jeżeli chce pan tak szybko
naprawy tych dokumentów… dobrze. Rozumiem. Nie przeszkadzam. Dziękuje.-
Powiedziałem do wyłączonego już aparatu. Włączyłem niby to czerwoną słuchawkę i
schowałem telefon do kieszeni.
- Więc jutro masz do pracy?- Zapytał Doi.
- Co? A tak. No.- Powiedziałem zamyślony.
Uśmiechnąłem się biorąc łyk piwa.- Czeka mnie masa roboty papierkowej.-
Dodałem.
- Hideki? Dobrze się czujesz?- Usłyszałem głos
Torazo dobiegający z mojej lewej strony. Spojrzałem w tamtą stronę. Hideki
siedział blady jak ściana gapiąc się na blat stołu. Pochyliłem się w jego
stronę.
- Hideki?- Zapytałem. Drgnął i spojrzał na mnie.
Zmarszczyłem czoło. Był przerażony.
- Prz…Przepraszam. Przypomniało mi się, że sam
muszę do jutra wieczora przesłać mojemu wydawcy trzy skończone rozdziały a
utknąłem w pierwszej linijce pierwszego rozdziału. On mnie zabije.- Zajęczał
zrezygnowanym głosem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Mogłem się domyślić, że
Hideki znowu miał jakiś problem ze swoją nową książką.
- O czym tym razem piszesz?- Zapytałem
zaciekawiony. Miałem już w kolekcji jego dwie książki. Ciekawe na co teraz
postawi.
- Chcę napisać szkolny romans.
- Romans?
- Męsko męski.- Dodał. Otworzyłem szerzej oczy i
zamruczałem zaskoczony.- Co taki zdziwiony?
- No nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. A o
czym dokładnie to będzie. Nie no w sumie nie dokładnie, taki zarys?- Zapytałem.
Wyciągnął z kieszeni spodni jakąś kartkę. Wyprostował ją kilka razy. W trakcie
prostowania spojrzał czule na Torazo i podał mi owy zagrywek papieru.
- To jest kawałek czegoś co kiedyś tam pojawi się
w jakiś z rozdziałów. Powiedz mi co o tym myślisz?- Zapytał. Zerknąłem na
papier.
Zobaczyłem drobne pisko w wielu miejscach
pokreślone. Pochyliłem się aby lepiej dojrzeć coś w nikłym świetle.
„ -
Zrobiłeś to.-
Jęknął Keisuke. Chłopak go zignorował.
-
Keisuke znasz.- Wskazał na brązowowłosego.-
Aki Sorani.- Pokazał kolejnego. Tym razem padło na
białowłosego.- Shin Kurotawa Kurosawa. To jego
siostra Natsu i ich przyjaciel z dzieciństwa
Miki Forbedrey.- Dokończył.
Kiwnąłem głową. Ciekawe co brat robi dzisiaj na obiad? W sumie…
dzisiaj gotował Senou. Czyli za pewne znowu zrobi omlet z curry. Może zajdę po
drodze do domu do jakiegoś baru
i coś
sobie zjem? Wtedy za pewne byłby zły…?
-
Ten jak długo wytrzyma?- Zapytała Natsu. Spojrzałem na nią schodząc z
obranego przez moje myśli
toru. Może by
tak mówili trochę
normalniej. Działali mi na nerwy!
-
Nie wiem. Się
zobaczy.
-
Ostatni ile wytrzymał?
-
Dwa tygodnie. Starzy go później
przenieśli do
innej…- Keisuke urwał swoją
wypowiedź gapiąc się w
swoją komórkę. Zaśmiał się po chwili głośniej.-
Osiedle Hanabi to to nowe wybudowane w zeszłym roku?
-
Ta… Dlaczego pytasz?- Zapytał Aki. Zmarszczyłem brwi.
-
Stara załatwiła mi tam korepetytora. Wiesz o co chodzi. O wszystko się muszą sadzić.
-
Za matmę.-
Wyjaśnił i
schował telefon do kieszeni swoich spodni.- Dzisiaj mam
się u
niej pokazać.
-
Laska?- Zapytał Aki. Keisuke kiwnął głową.
-
Starzy nie chcą abym
spedalił kogoś
innego więc
wybierają mi
laski.- Powiedział bez ogródek. Poczułem na sobie czyjeś spojrzenie. Spojrzałem w
tamtą
stronę.
Harutou przyglądał mi
się uważnie. Skoro jego kumpel był pedałem to
dlaczego…
-
Wiem o czym myślisz.-
Powiedział nadal gapiąc się na mnie.
-
Słucham?- Zapytałem. Nie że nie
dosłyszałem. Chciałem aby powiedział co
takiego jego zdaniem myślę.
-
Haru nie mogłeś
wybrać kogoś mniej wkurwiającego?- Zapytał Aki.
-
A mi się
podoba.- Pierwszy raz głos zabrał Shin. Spoglądał na
mnie. Aki gapił się na
mnie nienawistnym spojrzeniem cały czerwony na twarzy. He?
-
A co ci się w
nim takiego kurwa podoba?!
-
Jest… uroczy.- Odpowiedział chłopak nie patrząc na swojego sąsiada.
Aki zerwał się na równe
nogi.
-
Aki zostaw.- Powiedział Harutou kiedy ten zbliżył się do
mnie z wyciągniętą w
moją
stronę ręką.”
Spojrzałem
na niego uśmiechnięty. Oddałem mu kartkę.
-
Rozumiem, że to poskreślane nie będzie brane pod uwagę?- Zapytałem. Pokręcił
przecząco głową chowając kartkę tam skąd ją wyciągnął.- Jak już zostanie wydana
daj mi znać. Będę musiał ją sobie kupić.- Dodałem. Kiwnął z kilku sekundowym
opóźnieniem głową. Pewnie myślał już o tym jak dalej pociągnąć swoją fabułę.
Ciekawe jak to się dalej potoczy i co było wcześniej. Przed tym co teraz
przeczytałem.
Uśmiechałem
się delikatnie przyglądając się dokładnie każdemu kto tutaj teraz ze mną
siedział. Nie było wśród nas Suyo. Tylko jego. Ciekawe czy znowu robi to teraz
z jakąś dziwką?
Opuściłem
wzrok w dół kiedy moje serce przeszył ostry i niespodziewany ból.
Ból
którego wkrótce się pozbędę, raz na zawsze z mojego życia.
^^~^^
Był
dzień wolny od pracy. Siedziałem u niego w gabinecie oglądając dokładnie ciuchy
jakie mi nałożono. W biurze znajdowało się raptem może z piętnaście osób. Idealny
dla mnie dzień. No dobra. Wróćmy do lustrowania mojego ubioru. Kremowe, lniane,
luźne spodnie, ciemniejszy odcień męskiego odpowiednika damskich balerinek na
nogach oraz długą białą, lnianą tunikę z rozcięciami na udach. Długie rękawy.
Związałem włosy w koka. Uśmiechnąłem się delikatnie czując na sobie spojrzenie
Szefa. Nie widziałem go, ale wiedziałem, że siedzi przed biurkiem.
-
Czy każdy Mag jest wyprowadzany w takim stroju?
-
Nie wyprowadzałeś nigdy żadnego?
-
Nie. Nie miałem okazji.
-
Tak. Każdy.- Odpowiedział. Spojrzałem na biurko na którym leżało pięć łańcuchów
długich na jakieś 40 cm każdy zakończony z jednej strony bransoletą.
Wiedziałem, że musze je na siebie ubrać. Ubiorę je i ściągną mi je dopiero za miesiąc.
Na powierzchni. Cały miesiąc muszę w nich chodzić. Usiadłem na fotelu sięgając
po jeden z łańcuchów. Bransoletę zatrzasnąłem na kostce lewej nogi.- Jesteś
pierwszym Magiem jakiego widzę, który sam siebie zakuwa.
-
Dziwne by było jakbym tego nie robił patrząc na to w jaki sposób znalazłem się
w tej sytuacji.- Powiedziałem zapinając kolejną bransoletę na swojej drugiej
nodze.
-
Nie będzie ci ciężko?
-
Łańcuchy nie wyglądają na takie ciężkie.- Zaśmiałem się. Pomachałem jednym z
łańcuchów.- Niezła zabawka do bdsm.
-
Nie o to mi chodziło zboczeńcu mały.- Warknął. Zaśmiałem się. Wiedziałem, że
nie o to.
-
Chyba każdemu jest kto tam wyruszał, co nie?
-
A nie będziesz tęsknił?
-
Chyba każdy tęskni?
-
Tyle, że żaden z dotychczasowych magów nie zostawiał tutaj wybranka swojego
serca.- Powiedział cicho. W pomieszczeniu dało się słyszeć tylko ciche
kliknięcie kiedy zamykałem bransoletę na lewej ręce. Zerknąłem w jego stronę.
-
Skąd wiesz?- Zapytałem chłodno.
-
Wiem wszystko co ma związek z moimi Łowcami.- Zauważył. Wypuściłem głośno
powietrze.
-
Tak będzie lepiej dla wszystkich.- Odpowiedziałem. Kiedy już skończyłem z
zamykaniem swoich kończyn w ciężkich łańcuchach sięgnąłem po ostatnią.
Największą z nich wszystkich. Tą, którą umieszcza się na smyczy.- Zabawne. Jako
Pies nie miałem smyczy, a teraz sam ją na siebie zakładam.- Zaśmiałem się
cicho. Sięgnąłem obrożą do szyi.
-
Czekaj. Ja to zrobię.- Powiedział. Uśmiechnąłem się delikatnie. Podałem mu
obrożę. Wstałem stając do niego tyłem. Zamknąłem oczy. Stałem tak przez
chwilę.- Chciałbyś mnie zobaczyć?- Zapytał kiedy poczułem na szyi jego zimne
palce.
-
Już kiedyś mnie o to Szef pytał. Ponownie muszę odmówić.- Powiedziałem
uśmiechając się delikatnie. Usłyszałem charakterystyczne kliknięcie. Moja szyja
stała się cięższa. Przy każdym moim najdrobniejszym ruchu towarzyszyło mi
brzęczenie metalu.
-
Teraz ta wiedza w niczym by ci nie przeszkadzała.
-
Nie wiem jaką minę robisz.- Powiedziałem dotykając delikatnie obroży. Nadal
miałem zamknięto oczy.- Chcę wierzyć, że chociaż trochę ci smutno. Jeżeli
zobaczę triumf albo radość bądź pogardę i strach na twojej twarzy… nie. Tego
nie chcę widzieć.- Dodałem cicho. Poczułem jak jego ramiona oplatają moje w
delikatnym uścisku. Jak wtula się w moje plecy. Drżał?
-
Nie mógłbym tak patrzeć!- Krzyknął. Nadal miał przy sobie modulator głosu. Nie
poznałem go.- Masz zamknięte oczy?- Zapytał.
-
Tak.- Odpowiedziałem. Okręcił mnie w swoją stronę po czym przytulił się do mnie
mocno. Stałem zaskoczony.
-
Jesteś cudownym człowiekiem, pełnym ciepła i życzliwości. Sumiennym i wiernym
Łowcą oraz najbardziej empatycznym i opiekuńczym Medykiem jakiego kiedykolwiek
było mi dane spotkać. Nie interesuje mnie to, że jesteś Magiem. Gdybym mógł dla
ciebie zmieniłbym prawo i połączył oba światy w jedno aby tylko nie tracić
takiego pracownika, członka wspólnoty jak i towarzysza którym jesteś. Żałuje,
że to wszystko nie potoczyło się inaczej. Żałuję, że tylko tyle mogę dla ciebie
zrobić. Przykro mi Nao.- Mówił szybko ledwo co łapiąc oddech pomiędzy wyrazami.
Głos mu drżał. Objąłem go delikatnie pozwalając wypłynąć moim łzą na
powierzchnię. Pierwsza i ostatnia osoba, z którą dane mi było się pożegnać .
Staliśmy tak chwilę w milczeniu. Po chwili cofnął się ode mnie. Odczekałem
chwilę po czym delikatnie uchyliłem powieki. Nigdzie go nie widziałem.
-
Dziękuje.- Szepnąłem cicho. Na biurku leżała biała maska duża z horrorów wraz z
czarnym kapturem. Uśmiechnąłem się. Ubrałem ją na siebie.- I jak wyglądam?
-
Twarzowo.- Zażartował. Zaśmiałem się głośno. Zamilkłem kiedy ktoś zapukał do
drzwi. Usiadłem na swoim miejscu tak jak kazał mi to Szef.
-
Nie wiem kto ma dzisiaj dyżur na dole więc nie wiem kto będzie w twojej
eskorcie.- Powiedział. Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem.- Wejść.- Dodał
głośniej. Drzwi otworzyły się cicho.
-
Wzywał Szef?- Usłyszałem znajomy głos. Zesztywniałem.
-
Torazo? Toshio? Nie sądziłem, że to wy macie dzisiaj dyżur.- Powiedział Szef.
Usłyszałem nutkę bólu w jego głosie. Uśmiechnąłem się smutno.
-
Wczoraj zamieniliśmy się z chłopakami z drugiego piętra. Spotkaliśmy się z
przyjacielem dlatego dzisiaj musimy odpracować.- Powiedział wesołym głosem
Toshio.- Czy coś się stało, że wezwał nas Szef tak znienacka?
-
Tak. Musicie zająć się moim gościem.- Powiedział. Widziałem ich miny kiedy skierowali
wzrok w moją stronę. Szok. Przerażenie. Pogarda. Opuściłem głowę w dół.
-
Proszę o wybaczenie ale dlaczego u pana w gabinecie jest kurwa Mag?!- Zapytał
zbulwersowany Torazo. Uderzenie ręką o blat biurka sprawiło, że podskoczyłem
zaskoczony.
-
Nie powinno to was interesować. Waszym zadaniem będzie przetransportowanie go
na Powierzchnię.
-
Teraz? A badania? Wywiad? Trzeba spakować jego wszystkie rzeczy.- Toshio zaczął
wymieniać wszystko na palcach lewej dłoni.
-
Sam je tutaj przyniósł dzisiaj rano i powiedział, że jest Magiem. Dał mi
wszystkie swoje badania oraz przeprowadzony wywiad.
-
Sam? Sam się wydał?- Zapytał zaskoczony Torazo. Spojrzał w moją stronę. Tym
razem na jego twarzy widniały dwa uczucia. Zaskoczenie oraz podziw.
-
Tak. Sam. Dlatego w nagrodę za to, że ten sędziwy już pan się na to zdobył
obiecałem mu, że jego tożsamość nie zostanie wam ujawniona. Nie wolno wam
ściągnąć mu maski jak i próbować nakłonić go do rozmowy. Jeżeli zadacie mu
jakieś pytanie to tylko takie na które będzie mógł odpowiedzieć kiwnięciem
głowy. Zrozumiano?- Zapytał chłodno. Grupowe przytaknięcie.- Tak więc nie będę
was już zatrzymywał. Magu.- Zwrócił się w moją stronę. Wstałem.- Tym razem
Panowie się tobą zajmą.- Dodał. Kiwnąłem głowa. Podszedłem do nich ubierając po
drodze lniane białe rękawiczki na ręce. Teraz nie było widać w ogóle mojego
ciała. Podszedłem do nich. Toshio złapał za mój łańcuch na prawej ręce.
Położyłem mu na dłoni lewą rękę i pokręciłem przecząco głową zabierając od
niego łańcuch.
-
Co?- Zapytał nie rozumiejąc. Odwróciłem się w stronę biurka. Przyłożyłem prawą
rękę do serca i skłoniłem się głęboko przed osobą ukrytą w cieniu.
-
Żegnaj.- Odpowiedział. Wyprostowałem się i na drżących nogach ruszyłem w stronę wyjścia. Szedłem powoli
wiedząc, że oni pójdą za mną. Zatrzymałem się koło windy. Spojrzałem za siebie.
Miałem rację. Stali tam. Toshio znowu złapał za łańcuch. A ja ponownie zrobiłem
to samo co w gabinecie.
-
Mu chyba chodzi o to, że nie musisz go prowadzić jak psa bo on nie ucieknie.-
Zauważył inteligentnie Torazo. Uniosłem kciuka do góry na znak, że ma rację.
-
Jak to? Nigdy nic nie wiadomo.- Powiedział oburzony wchodząc za mną do windy.
Stałem pomiędzy nimi. Puknąłem go delikatnie w ramie. Spojrzeli w moją stronę.
Pokazałem na łańcuchy na rękach. Później wykonałem ruch zakleszczania czegoś na
ręku i pokazałem na siebie.
-
Sam się zakułeś?- Zapytał Torazo. Kiwnąłem twierdząco głową. Toshio prychnął.
Wypuściłem głośno powietrze. Znowu puknąłem go w ramię.
-
No co?- Zapytał. Pokazałem palcem na łańcuch zwisający z nadgarstka, złapałem
go i przecząco pokiwałem głową. Po chwili puściłem łańcuch i wyciągnąłem w jego
stronę prawą dłoń. Patrzył na nią nie rozumiejąc. Schyliłem się sięgając po
jego lewą rękę. Splotłem nasze palce w jedno. Drgnął. Pokazałem na siebie,
później machnąłem ręką i pokręciłem przecząco głową. Uniosłem nasze ręce do
góry.
-
Nie trzymaj go za łańcuch. Jak złapiesz go za rękę nie ucieknie bo go
trzymasz?- Zapytał Torazo. Kiwnąłem kilka razy głową. Nadawałby się na
kalambury czy coś.
-
Skąd ty to wiesz?
-
Umiem dobrze czytań z ruchów ciała.- Zaśmiał się
-
Ukrywałeś się?- Zapytał Toshio kiedy widna się zatrzymała. Wyszliśmy na
zewnątrz zatrzymując się na początku wielkiego garażu. Kiwnąłem twierdząco
głową.- Jak długo?- Dodał. Zamyśliłem się. Mają mnie za staruszka. Wolną ręką
kilka razy pokazałem w powietrzu ilość palców.- 17?- Zapytał. Kiwnąłem głową.-
Miesięcy?- Zaprzeczenie.- Lat?- Potwierdzenie. Spojrzeli na mnie zaskoczeni.-
Niezły jesteś Dziadek.- Zauważył. Wypiąłem dumnie pierś po czym zgarbiłem się
kiedy doszliśmy do samochodu.
^^~^^
Posadzili
mnie na wielkim drewnianym siedzeniu zostawionym na środku wioski pełnej magów.
Pierwszy raz byłem w tej wiosce mimo, że na Powierzchni byłem już kilka razy.
Spojrzeli na mnie jeszcze raz. Zaskoczyli mnie tym, że mimo tego co teraz
ronili mieli przy sobie swoją broń.
-
Nie wiemy kto przybędzie na odpieczętowanie, ale dokładnie za miesiąc bądź cały
czas w wiosce.- Powiedział Toshio. Kiwnąłem twierdząco głową. Odwrócili się.
Złapałem ich pospiesznie za ręce. Spojrzeli na mnie zaskoczeni. Położyłem prawą
rękę na sercu po czym skłoniłem się przed nimi na tyle głęboko na ile pozwalała
mi pozycja siedząca.
-
Żegnaj.- Powiedzieli. W ciszy patrzyłem jak odchodzą. Nie ruszyłem się nawet o
milimetr nawet wtedy kiedy w wiosce rozbrzmiał przeraźliwy pisk obwieszczający,
że winda została uruchomiona i powoli zaczęła zjeżdżać w dół. Po kilku minutach
ktoś podszedł do mnie. Poznałem tą osobę. Eizo.
-
Możesz już ściągnąć maskę.- Powiedział. Zerknąłem w jego stronę.-Nazywam się
Eizo. Teraz znajdujesz się na terenie wioski Sun a to…
-
On to wszystko wie.- Przerwała mu Fumi. Wypuściłem głośno powietrze widząc jej
minę. Zdjąłem z głowy maskę wraz z kapturem.- Teraz mi z łaski swojej
odpowiesz, dlaczego im powiedziałeś, że jestem Magiem?! Hę?! Naoki?!- Krzyknęła
oburzona patrząc się na mnie. Spojrzałem gdzieś w bok byle nie patrzeć w jej
oczy.
Na
placu zapanowała cisza.
***************************************************************
I jak? Podobało się? :D
Hihi:).
Powoli zbliżamy się ku końcowi (powiem wam szczerzę, że teraz pisze notatkę z notatki. Dodam jedną i dopiero piszę drugą więc mogą być jakieś poślizgi jeżeli chodzi o dodawanie) dlatego tak szybko się wszystko dzieję:).
Kolejny rozdział postanowiłam nazwać
26. „Nie płacz, że nie masz gdzie iść… niektórzy nie
mają gdzie wracać.” 26.
Pozdrawiam:
Gizi03031:)