Tak jak obiecywałam dodaję dzisiaj rozdział. Oczywiście jego treść jest prawdziwa i nie oznacza to, że jutro znowu coś dodam i powiem "a ten rozdział z 1 kwietnia to żarcik taki, wiecie".
Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba.
Dziękuje Basi, Zuzi oraz Katrin za wasze komentarze oraz słowa otuchy jak i uwagę oraz czas poświęcony temu opowiadaniu.
Kolejny rozdział postanowiłam dodać na początku maja, ale jeszcze nie mam określonej daty. Poczekajcie chwile... <myśli>...mam! 6 maja dodam kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę miłego czytania.
***********************************************************
Szedłem szybkim krokiem za Eizo wyciskając po
drodze wodę z włosów. Oddychałem spokojnie chociaż tak naprawdę teraz byłem
kłębkiem nerwów. Zamorduję tych którzy tutaj się pojawią. Kazać czekać dwa
tygodnie to już za wiele. Miałem ogromną ochotę spóźnić się na to spotkanie w
wiosce, ale Eizo powiedział, że to nie jest najlepszy pomysł i mówił coś tam o
naruszeniu paktu jaki kiedyś tam zawarli z Łowcami. Dobra. Był pakt, był spokój
więc nie chciałem aby to przeze mnie się to wszystko zniszczyło.
- Fumi mówi, że już są w wiosce.- Powiedział Eizo
wdrapując się po piaszczystej ścieżce w górę. Wiedziałem, że do wioski trafimy,
za jakieś dwadzieścia minut. Słońce chyliło się już ku horyzontowi. Niedługo
nastanie wieczór.
- Szybcy są. Windę naprawili czy co?- Zapytałem.
Zerknął na mnie przez ramie.
- Dlaczego mieliby ją naprawiać.
- Ponieważ od zawycia do ich przybycia winda
szybko dojechała do góry. Ja zawsze jechałem tutaj jakieś sześć godzin.
- Bo ona tak długo jedzie. Nie mówili ci, że
winda wyje jak zatrzyma się na samej górze i ruszy z góry na dół?
- Nie. Myślałem, że wyje też kiedy rusza z samego
dołu.- Powiedziałem. Zaśmiał się gorzko.
- Za dobrze byśmy mieli, co nie.- Powiedział
sarkastycznie.
- Fumi mówiła, kto przyszedł?- Zapytałem.
- Przebieraj szybciej nogami. Powinniśmy być już
dawno w wiosce.
- Pamiętaj, że pomysł z „zabawianiem się” był
twój.
- Tak. Tak. Przyjmuję całą winę na swoją klatę
jak prawdziwy mężczyzna.- Powiedział schodząc w dół. Widziałem już mury wioski.
Wejdziemy od strony mojego domu. Czyli musimy jeszcze pójść na środek wioski.
Ciekawe kto przyjechał?
- Eizo. Kto przyjechał?
- Chodź.
- Unikasz odpowiedzi.
- Wiem.
- Dlaczego?- Zapytałem zrównując się z nim tuż
przy moim domu. Złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą abym szedł jeszcze
szybciej.
- Domyśl się.- Powiedział. Zmarszczyłem czoło.
„Domyśl się”? Co to miało znaczyć? Otworzyłem szerzej oczy i stanąłem jak wryty
kiedy zauważyłem nad głowami zgromadzonych magów znajome mi twarze. Zmęczone.
Niewyspane. Wkurwione wręcz z niezdrowymi sińcami pod czerwonymi oczyma.
Niewątpliwie każda z tych zmęczonych twarzy należała do mojego byłego oddziału.
Szef naprawdę był wredną osobą, nie ma co. A ja na serio byłem urodzonym
pechowcem.
- Fumi nie wkurwiaj mnie bardziej niż ustawa
przewiduję. Dawaj mi tutaj tego maga. Nie mam ochoty na jakieś wasze durne
podchody. Chcemy się wyrobić z robotą tutaj w dwa dni i wracamy do siebie.
- Spokojnie. Eizo już…
- Kurwa! Mówisz to od dwudziestu jebanych minut!-
Mój były Opiekun krzyczał niemiłosiernie. Po moim ciele przebiegł zimny
dreszcz. Żołądek skurczył się ze strachu. Oddech przyspieszył. Serce zabiło
szybciej ale z radości, że mogło go w końcu ujrzeć. Całe moje jestestwo oraz ja
osobiście byliśmy przeciwni reakcji głupiego serca, ale ono się przecież nikogo
nigdy nie słuchało. Wziąłem głęboki oddech przeciskając się przez otaczających
mnie mieszkańców wioski.
- Przepraszam. To moja wina więc proszę jej nie
winić za to, że się spóźniłem.- Powiedziałem delikatnie wchodząc na środek
placu na którym się aktualnie znajdowaliśmy. Dookoła mnie zapanowała grobowa
cisza. Czułem na sobie ich spojrzenia. Washichi spadł z torby na której
siedział. To był jedyny ruch jaki został wykonany przez naszych przybyszy.-
Rozumiem, że to wy macie to ze mnie ściągnąć?- Zapytałem unosząc ręce do góry.
Łańcuchy zabrzęczały niebezpiecznie. Wtedy na ich twarzach pojawiło się wiele
uczuć. Ból. Niedowierzanie. Szok oraz… ulga. Ulga? Dlaczego ulga?
- Nao?- Zapytał zaskoczony Toshio. Uśmiechnąłem
się delikatnie i kiwnąłem głową.
- Możecie mi to już ściągnąć?- Zapytałem
delikatnie.
- TO JEST KURWA JAKAŚ KPINA!!!- Suyo kopnął jeden
z plecaków, który stał koło niego. Ten poleciał w moją stronę. Jedno machnięcie
ręką a przede mną wyrosła wysoka ściana stworzona z grubych pnączy lian. Na jej
szczycie usiadł Miko otwierając swój pyszczek. Wiedziałem co się zaraz stanie.
Pomijając mnie i właściciela zwierzątka wszyscy złapali się za uszy kiedy ich
zdaniem przeraźliwy ryk, a dla mnie delikatny świergot smoka rozniósł się po
całej wiosce.
- Miko
spokojnie.- Powiedziałem cicho. Smok spojrzał w moją stronę i zleciał w
moją stronę siadając mi na lewym ramieniu. Spojrzałem na właściciela zwierzaka.
Uśmiechnął się do mnie i kiwnął twierdząco głową. Wypuściłem głośno powietrze z
płuc. Machnąłem ręką i ściana zniknęła. Patrzyłem teraz na ich wykrzywione
bólem twarze.- Miko nie lubi jak ktoś podnosi na mnie rękę więc nie rób tego
ponownie.- Dodałem ostrzegawczo sięgając po plecak. Podszedłem z nim do Suyo i
podałem mu go. Patrzył mi prosto w oczy nie ruszając się o krok. Wypuściłem
głośno powietrze i położyłem plecak koło jego nóg. Wyprostowałem się i
wyciągnąłem w jego stronę ręce z łańcuchami.- Ściągniesz?
- Czekaj! Czekaj! Czekaj!- Zawołała Sakue.
Spojrzałem w jej stronę.- Najpierw weź nam to jakoś wyjaśnij! Co ty tutaj
robisz?! Cała Strefa cię szuka od ponad miesiąca. Wszyscy chcą wiedzieć gdzie
jesteś i w ogóle. Nie ma Łowcy który by nie wiedział, że jesteś poszukiwany po
tym jak kilka dni nie pojawiałeś się w żadnej ze swoich prac, nie odbierałeś
telefonów oraz nikt cię nie widział! Więc wytłumacz się! Czy ty wiesz co…
- Stop.- Przerwałem jej marszcząc czoło. Nie
chciałem tego wszystkiego wiedzieć, a i tak powiedziała już za dużo jak na mój
skromny gust.- Eh. Toshio, Torazo powiem wam tylko jedną rzecz.
- Taak?- Zapytał niepewnie drugi z mężczyzn.
- Jestem tym rzekomym sędziwym dziadkiem.-
Powiedziałem nie patrząc w ich stronę. Instynktownie zerkałem w stronę Suyo.
Jeżeli będzie miał nadejść atak to tylko i wyłącznie z jego strony.
- HĘ?!- Krzyknął Toshio ściągając z oka opaskę.
Spojrzał na mnie swoim „innym” okiem i aż się cofnął z wrażenia.- Silne. Za
silne. Jakim cudem?
- Co widzisz?- Zapytał Suyo. Skrzywiłem się. Miał
chłodno-profesjonalny ton głosu.
- Czerwony tak mocny, że aż prawie czarny.
- Jak?- Zapytał zerkając w jego stronę.- Kiedyś
powiedziałeś mi, że jest „biały”.
- Ale teraz jest inny. Nikt tutaj w wiosce nie ma
takiego koloru.
- Fumi.- Zaczął. Spojrzałem na swoją siostrę,
która stanęła obok mnie.
- Tak?
- Pozwalam na jedno wejście. Przekaż to wszystko
nam wszystkim. Tak będzie szybciej.- Powiedział. Fumi wypuściła głośno
powietrze z płuc i spojrzała na mnie. Uniosłem do góry brwi.
- On chcę abym w myślach przekazała im twoją
historie i jak to się stało. To będzie szybsze, łatwiejsze i bez problemu.
Mogę?
- Najpierw niech mi ściągną kajdany. Chce
poleczyć rany.- Powiedziałem. Fumi spojrzała na Suyo który podszedł do mnie z
małym kluczykiem. Nie dotykając mnie zabrał się za rozpinanie każdej z
bransolet. Upadały głośno na ziemię. Poruszałem nadgarstkami i kostkami robiąc
nimi kółeczka w powietrzu kiedy już byłem wolny.- Powiedz.- Dodałem patrząc w
stronę Eizo, który już szedł do mnie z apteczką. Uśmiechnąłem się delikatnie i
usiadłem koło niego na ziemi.
- Ja to zrobię.- Powiedział podwijając mi nogawki
od spodni. Kiwnąłem głową i spojrzałem w stronę swojego byłego oddziału, który
prowadził między sobą niemą konwersację. Wypuściłem głośno powietrze i
zerknąłem na smoka siedzącego na moim ramieniu.
- Miko
wracaj do pana.- Powiedziałem delikatnie. Wiedziałem, że inni odbiorą to
jako skrzek a nie słowa i nie będą wiedzieć o co chodzi. Zwierzątko jeszcze na
chwile przeciągnęło swoim pyszczkiem po moim policzku po czym poderwało się i
po chwili wylądowało na ramieniu Koichi’ego.
- Jeszcze nie dostałeś.- Szepnął cicho Eizo
przyklejając mi do szyi sporych rozmiarów plaster.
- Dobrze powiedziane. „Jeszcze”.- Podkreśliłem
ostatnie słowo wyimaginowanym cudzysłowem. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie
kiedy skończył opatrywać moje rany.
- Fumi powiedz mi bo od dłuższego czasu sam się
nad tym zastanawiam, ale nie znam jeszcze odpowiedzi na swoje pytanie…. Czy
twój brat ma wszystko z głową w porządku? Może zrobił sobie botoks mózgu czy
coś?- Zapytał Suyo. Zerknąłem gwałtownie w jego stronę. Zaciskał palce na
oczach kierując twarz ku niebu.
- Dlaczego tak uważasz?
- Bo on musi mieć coś z mózgiem nie tak. Nie wiem
może w dzieciństwie spadł z dywanu na podłogę czy chuj go tam wi…- Urwał kiedy
po wiosce rozniósł się donośny huk ciała uderzającego o ciało. Złapał się za
czerwony policzek i spojrzał na mnie zaskoczony.
-NAO! COFNIJ TO! PRZE…- Fumi wstrzymała oddech
kiedy uderzyłem go ponownie w drugi policzek. Odwróciłem się na pięcie i
ruszyłem przed siebie. Pal licho pakt i co tam jeszcze. Mam to gdzieś! Kurwa!
Może ja na serio miałem botoks mózgu robiony skoro zakochałem się w takim
idiocie. Nie. To był botoks serca. Upadłem na kolana łapiąc się za głowę kiedy
odczułem silny ból w czołowej części głowy. W uszach rozchodził się straszliwy
pisk. Wysokie ciśnienie rozsadzało mi czaszkę oraz gałki oczne wciskając mi je
do mózgu. Bolało mnie gardło. Chyba krzyczałem? Miliony igieł wbijało się w
moje ciało raniąc je dotkliwie. Wygięło mnie do tyłu podrywając moje plecy do
góry. Klatka piersiowa zawisła w powietrzu. Wstrzymałem oddech kiedy zrobiło mi
się ciemno przed oczami. Uderzyłem boleśnie plecami o wilgotną ziemię.
Wszystko tak szybko jak się zaczęło tak szybko
się skończyło. Oddychałem ciężko gapiąc się w niebo. Przetarłem dłońmi po
oczach. Odwróciłem głowę w bok kiedy do moich uszu doszedł dźwięk cichego
śmiechu który z każdą chwilą narastał. Znałem ten śmiech. Suyo. Siedział na
ziemi z lewą nogą zgiętą w kolanie a prawą wyprostowaną. Opierał lewą rękę na
lewym kolanie i śmiał się głośno zatapiając palce we włosach. Spojrzał w moją
stronę. Ból wymalowany na jego twarzy mnie zaskoczył.
- On na serio ma kurwa botoks mózgu za sobą.-
Zadrwił i zaśmiał się głośno.- Jak nic kurwa botoks!
- Nao… coś ty narobił…- Eizo ukucnął przy mnie.
Spojrzałem w jego stronę. Uderzyłem Łowcę czy tak ciężko było to zrozumieć.
- Uderzyłem Łowcę.- Odpowiedziałem. Znowu dotarł
do mnie jego niekontrolowany napad śmiechu.- Przestań się śmiać baranie jeden!-
Krzyknąłem. Spojrzał na mnie z politowaniem.
- Jak mam się nie śmiać skoro właśnie…Hahahaha… o
ja nie mogę… Hahahaha… ten idiota nic nie wie… Hahahaha!!!!
- Suyo!
- Nao… jeżeli uderzysz… nie… jeśli spoliczkujesz
kogoś na terenie wioski dwukrotnie… to już na wieki… na zawsze nawet w
następnych wcieleniach będziesz z tą osobą w… trwałym związku małżeńskim.
Właśnie się hajtnąłeś.- Powiedział Eizo. Gapiłem się na niego z szeroko
rozdziawioną gębą. Po wiosce roznosił się tylko śmiech Suyo.
^^~^^
Siedziałem u siebie w domu w salonie przy stole.
Znajdował się tutaj cały mój były oddział, Fumi, Eizo oraz Makoto Runiczny
Władca. Gapiłem się w przestrzeń z otwartymi ustami i nie mogłem uwierzyć w to
co właśnie usłyszałem tak jak i w to co zrobiłem.
- Hehe… poślubiłem… ja? Ja poślubiłem Publiczną
Ubikację.- Powiedziałem załamany opuszczając głowę w dół. Moim ciałem wstrząsnął
dreszcz. Ni to po powstrzymywanym szlochu rozpaczy ni po histerycznym napadzie
śmiechu.- Makoto można to jakoś cofnąć?
- Nie ma szans.- Powiedział chłopak.
- Nic a nic?- Zapytałem. Pokiwał przecząco głową.
- Wiedziałem, że jego charakter i temperament
kiedyś wpakują go w kłopoty, ale nie sądziłem, że aż w takie.- Powiedział
Munoto. Zerknąłem na niego wilkiem z całych sił próbując sobie nie wyrwać
garści włosów.
- Może ze mną serio jest coś nie tak?-
Zastanowiłem na głos. Ukryłem twarz w dłoniach.
- Żadne „może”.- Powiedział chórek głosów.
- A powiedzieć ci coś zabawniejszego?- Zapytał z
kpiną Suyo. Spojrzałem na niego z chęcią mordu w oczach.
- Co?- Zapytałem zastanawiając się czy jednak
chce wiedzieć co to takiego.
- Toshio… uderz mnie w tył głowy.- Powiedział.
Otworzyłem szeroko oczy. Rozkazał Toshio popełnić samobójstwo?! Toshio wypuścił
głośno powietrze z płuc i pacnął go otwartą dłonią w tył głowy.
- Ała.- Powiedziałem łapiąc się za tył głowy
kiedy poczułem tam pulsujący ból.
- Fajne nie?- Zapytał Suyo rozmasowując sobie
głowę.- Albo zobacz na to.- Dodał. Gapiłem się na niego czekając na nowy pokaz.
Nikt go nie uderzył, nie popchnął ani nic. Bez wcześniejszej zapowiedzi
poczułem szczypanie w środku ust. Bolał mnie język.
- Przestań.- Powiedziałem zakrywając usta.- Jak
on to robi?
- Ty też tak potrafisz. To co czuje on poczujesz
i ty. Tylko, że druga strona czuje to jakby tak bardziej przytępienie. Wiesz
przytłumione odczuwanie. Z kolei jeżeli ty byś dostał to on by to odczuwał tak
jak ty teraz.- Wyjaśnił Makoto. Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Czy jest coś jeszcze co powinienem wiedzieć?-
Zapytałem. Wszyscy spojrzeli po sobie.- No co?- Dopytywałem kiedy nie uzyskałem
żadnej odpowiedzi.
- Jako małżonkowie musicie współistnieć… nie…
współgrać.- Wyjaśniła Fumi. Nie rozumiałem.
- Nie łapie.
- Hmm…? No musicie… eremem…
- Powiedz mu wprost że musi z nim kopulować i
tyle. Za obopólną zgodą. Bo jak nie to strasznie będzie…boleć.- Wyjaśnił Eizo.
Po pomieszczeniu rozniósł się tępy huk upadającego krzesła na którym
siedziałem. Gapiłem się na niego przerażonym wzrokiem.
^^~^^
Kopulować? Kopulować? Kopulować?! Nie! Może się
przesłyszałem? Może źle zrozumiałem?! Siedziałem już w nie swoim tylko pokoju
ale i mojego „małżonka” na skraju łóżka. Na przeciwko mnie na fotelu siedział
Suyo. Przyglądał mi się uważnie. Wstałem gwałtownie podchodząc do półki z
książkami. Sięgnąłem po słownik. Przewertowałem wiele kartek aż w końcu
zatrzymałem się tam gdzie chciałem. Oczywiście i bez gapienia się w słownik
wiedziałem co oznacza to słowo, ale może jednak coś się zmieniło od czasu kiedy
się go nauczyłem i jednak to oznacza teraz to samo?
Wypuściłem głośno powietrze z płuc gapiąc się w
słownik.
Kopulacja, spółkowanie (łac. copulatio) –
stosunek płciowy, który u człowieka i zwierząt polega na bezpośrednim kontakcie
dwóch osobników w celu zaplemnienia i ewentualnego zapłodnienia. Kopulacja u
pierwotniaków polega na zlaniu się cytoplazmy gamet, które poprzedza
kariogamię. Kopulacja nie musi prowadzić do zapłodnienia, a jej celem może być
osiągnięcie orgazmu. W przypadku zwierząt właściwsze jest używanie określenia
spółkowanie. Przykładem zwierząt często spółkujących w celu podtrzymania więzi
społecznych i dla przyjemności są szympansy karłowate. Kopulację u większości
zwierząt poprzedza określony rytuał i wydzielanie sygnałów zapachowych (zob.
feromony), dźwiękowych i wzrokowych. U niektórych zwierząt do kopulacji
dochodzi tylko sezonowo, w okresie rui, kiedy organizmy samców i samic
wytwarzają odpowiednie hormony potrzebne do osiągnięcia gotowości do kopulacji.
Kopulacja ma czasem gwałtowny przebieg, np. u niektórych pajęczaków z rzędu
solfugi szybkie działanie samca jest wymuszone chęcią ucieczki przed agresywną
samicą. Natomiast rzadko zdarza się, wbrew utartym poglądom, że żyjące na
wolności samice modliszek zjadają po kopulacji samce – dzieje się tak
najczęściej w przypadku owadów zamkniętych w hodowli, ponieważ samiec nie ma po
prostu dokąd uciec przed większą i silniejszą samicą.
Ta jasne?! Nic się nie zmieniło.
- Mogę wiedzieć co ty robisz?- Usłyszałem głos
Suyo. Spojrzałem na niego.
- Czytam. Nie widać?- Warknąłem. Wypuścił głośno
powietrze. Podszedł do mnie. Wyciągnął mi z dłoni słownik i odłożył go na
stoliku.
- Chyba mieliśmy pogadać.
- To Fumi i ty tak zadecydowaliście a nie ja.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru za
kilka dni umierać z bólu ponieważ ty
masz swoje fochy.
- Ja mam swoje fochy?! Weź nie pierdol! A tak w
ogóle to nie będziesz umierać z bólu! Po prostu pójdziesz sobie do burdelu i…-
Wciągnąłem głośno powietrze do płuc i złapałem się za serce kiedy zakuło
boleśnie a przed oczyma zrobiło mi się ciemno.
- Boli, prawda? Boli na samą myśl, że miałbym tam
pójść. Wyobraź sobie co się stanie jak naprawdę tam pójdę. Będę dotykał te
wszystkie kobiety, całował je, wchodził w…
- Przestań!- Krzyknąłem łapiąc się za głowę. Mózg
mnie bolał. Nie głowa, ale dosłownie mózg. Pulsował, dudnił w uszach.
- Żartuje. Nie przejmuj się tym tak. Jeżeli bym
to zrobił sam bym cierpiał a masochistą takim jak ty to ja nie jestem.-
Powiedział siadając wygodnie na fotelu. Spojrzałem na niego wilkiem wdrapując
się na łóżko.- Nie wiem co tam sobie o mnie myślisz w tej swojej łepetynie i
jakoś za bardzo mnie to nie interesuję więc wiesz, ale nie mam zamiaru…
- Kłamiesz.- Przerwałem mu zaskoczony. Spojrzał
na mnie. Przyłożyłem dłoń do brzucha.- Mięśnie brzucha mi się napięły kiedy
powiedziałeś, że nie interesuję cię co o tobie myślę, ale to jest kłamstwo. I
to nie były moje mięśnie brzucha tylko twoje. Skurcz był przytępiony. A więc to
był twój skurcz. Kłamiesz.- Powiedziałem. Poczułem przytłumione ciepło rozchodzące
się pod moją skórą. Uśmiechnąłem się wrednie.- A teraz ci głupio, że to
odkryłem w tak banalny sposób. Jesteś… Zawstydzony?- Zapytałem. Zaśmiałem się
głośno. Drgnąłem.- Oho. Ktoś się robi zły.
- Podobno ciężko jest za pierwszym razem tak
dobrze odgadywać uczucia drugiej osoby.
- Dla kogoś innego pewnie byłby to problem, ale
nie dla mnie. W końcu jestem uzdolniony i w ogóle…
- Kto jest niby ten uzdolniony? Że niby ty?-
Zapytał i zaśmiał się. Spojrzałem na niego wilkiem.
- Nie chcesz mieć we mnie wroga.
- I vice versa.- Powiedział. Z jego twarzy
zniknął uśmiech. Przyglądał mi się uważnie. – A więc co o mnie myślisz. Tylko
szczerzę. Nie myśl, że tylko ty potrafisz dobrze odczuwać moje reakcje.-
Powiedział. Przyglądałem mu się przez chwilę. Usiadłem wygodnie na łóżku. Sięgnąłem
po poduszkę i objąłem ją ramionami.
- Szczerą prawdę mówisz?- Zapytałem. Kiwnąłem
głową.- Jesteś psychopatą, socjopatą, sadystą, wredny, nerwowy, bezczelny, chamski gbur który myśli w
większości swoją pałą. Gwałciciel, publiczna ubikacja, moczymorda, bezuczuciowa
bryła lodu.- Wymieniałem patrząc mu głęboko w oczy. Nie musiałem czuć tego co
on teraz czuł a wiedziałem, że cały się napiął i zdenerwował.- Mogę również
dodać, że jesteś słowny, dbasz o swój oddział, jesteś stanowczy, masz
specyficzne poczucie humoru, jesteś inteligentny, odważny, trzeźwo myślący w
kryzysowych sytuacjach, oddany rodzinie, szczery aż do bólu oraz jeżeli to nie
ujrzy światła dziennego albo ktoś się nie zorientuję potrafisz zadbać o kogoś
kto aktualnie tego potrzebuje ale zabarwisz to jakąś błahą sprawą, którą ty sam
musisz gdzieś załatwić i niby przypadkowo pomagasz tamtej osobie. Nie potrafię
tego dokładnie wyjaśnić.- Dodałem. Patrzył na mnie czujnym okiem.- Masz więcej
ciepłych uczuć względem zwierząt i roślin niż ludzi.- Zaśmiałem się cicho.- A
co wielki pan Katsuyoshi myśli o kimś takim jak ja?- Zapytałem. Przyglądał mi
się przez chwilę po czym wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Osoba niezrównoważona emocjonalnie i
psychicznie.- Pierwsze słowa jakimi mnie określił jakoś mnie nie zdziwiły ale
również nie ucieszyły. „Niezrównoważony”? Jakoś nie pasowało do mnie to słówko
moim skromnym zdaniem.- Pyskaty, bezczelny, wybredny, wyszczekany, nie
szablonowy, uparty, opiekuńczy, pełen sprzeczności.
- Miło.- Zaśmiałem się sarkastycznie. Wiedziałem
o co mu chodziło.
- To teraz powiedz mi skoro masz o mnie tak
wyrobione zdanie to kiedy w tym całym bałaganie się we mnie zakochałeś?-
Zapytał. Usiadłem sztywny i spojrzałem na niego przerażonym spojrzeniem.
- Że niby kto kogo kocha?! Ja ciebie?!-
Krzyknąłem. Przyłożył rękę do swojego brzucha.
- Przytłumiony skurcz mięśni brzucha. Czyli
kłamiesz. A więc kiedy? Tylko pamiętaj ma byś szczerzę.- Nalegał. Milczałem
przez bardzo długi czas. Odwróciłem głowę w bok.
- Nie wiem kiedy to się dokładnie zaczęło, ale
podejrzewam kiedy to mogło być. A zorientowałem się jakieś pół roku po tym jak
przebiłem ci rękę nożem.- Powiedziałem. Kątem oka zauważyłem jak łapię się za
dłoń, w której kiedyś umieściłem nóź.
- Rozumiem.
- Skąd wiesz? Kto ci powiedział o tym co…?
- Nie zapominaj kim ja jestem. Dla takiego Łowcy
jak ja zdobycie kilku informacji nie było problemem. Problem zaczął się dopiero
wtedy kiedy wyszedłeś z baru i później nikt cię nie widział. Nie pojawiałeś się
na kamerach, nikt cię nie widział, rozpłynąłeś się. Tak jakbyś wyszedł z baru i
od razu za drzwiami zniknął. Jak tego dokonałeś?
- Dam wam radę na przyszłość.- Zaśmiałem się
cicho.- Weźcie w szeregi Łowców zwerbujcie kilku mieszkańców Brutusa. Nie ważne
kim będzie człowiek jeżeli nie był mieszkańcem Brutusa nikt z tej dzielnicy nie
powie mu prawdy. Tak więc jeżeli mnie szukaliście a pytaliście kogoś z Brutusa
nikt wam prawdy nie powiedział. Nie całej. Jeżeli ja bym tam był i bym się
tylko pojawił i powiedział w jakiej sprawie przychodzę od razu by mi wszystko
powiedziano.
- Nie za bardzo rozumiem.
- Eh. Wchodząc z baru wsiadłem do taksówki, że
tak to ujmę. Przejechałem pięć dzielnic. Później przeszedłem osiem dzielnic
piechotą, ostatnie dwie dzielnicę znowu przejechałem tą samą taksówką
zatrzymując się przed naszym biurem. Wszedłem na ostatnie piętro witając się z
kilkoma Łowcami oraz sekretarką samego Szefa. Godzinę później odeskortowano
mnie na Powierzchnię jako Łowcę. Jak mylisz jak tego dokonałem?
- Nie mam pojęcia, ale chcę wiedzieć.
- Kierowca taksówki to mieszkaniec Brutusa. Nie
wpisał w licznik, że mnie wiezie, kamerkę tak ustawił aby nie było mnie na niej
widać. Jechał ze mną niby szukając klienta. Kiedy już go znalazł wysiadłem z
taksówki i przeszedłem przez miasto rozmawiając z innym mieszkańcem Brutusa
który pracuję przy monitoringu całej Strefy. Mówił mi jak mam iść aby mnie
kamery nie złapały. Kiedy przeszedłem spory kawał znowu trafiłem na znajomą
taksówkę, więc ponownie w nią wsiadłem i przejechałem pod samo biuro.
Powiedziałem „Nie widziałeś mnie dzisiaj”
i tak zapewne wam powiedziano jeżeli się go o to pytaliście. Wszedłem do biura,
przywitałem się z Łowcami na dole. Grali w karty więc nawet na mnie nie
spojrzeli. Wsiadłem do windy przeznaczonej dla szefa. Podjechałem nią na samą
górę nie spotykając nikogo. Przywitałem się z sekretarką i wszedłem do
gabinetu. Szef powiedział jej, że ma pójść do sklepu i coś załatwić, a ja mam
mu pomóc w prywatnym życiu. A co za tym idzie sekretarka, która notabene
spotyka się z chłopakiem z Brutusa nie mogła powiedzieć o mojej wizycie bo to
była niby prywatna wizyta. Gdybyście mieli kogoś z Brutusa ktoś by wam
powiedział jeżeli to on by pytał. Mówiłem ci tyle razy, że Brutus nie zaufa
nikomu w 100% kto nie ma powiązania z Brutusem.
- Kiedy ty to wymyśliłeś?- Zapytał z szeroko
otwartymi oczyma.
- Na poczekaniu.- Powiedziałem. Przeciągnąłem
się.
- No to jak już wiemy jak nam zniknąłeś, co o
sobie myślimy i co do mnie czujesz…?- Przerwał kiedy się napiąłem.- Co masz
zamiar zrobić z tą cholerną kopulacją?
- Nic. Nie będzie żadnej kopulacji.
- Jesteś pewien, że wytrzymasz?
- Jeżeli ty dasz radę to i ja.
- Nie. Jeżeli ty odmawiasz to ciebie będzie
bardziej boleć.
- Że niby mnie ma boleć bardziej. Nawet jeżeli
się zgodzę to i tak będzie mnie boleć człowieku bez samokontroli.- Powiedziałem
chłodno unosząc delikatnie głos do góry. Uniósł się na łokciach.
- Idę spać na dół na kanapie.- Powiedział.
Prychnąłem. Chyba nie myślał, że pozwolę mu tutaj spać. Zatrzymał się przy
drzwiach z ręką na klamce.- A zgodzisz się jeżeli to ty będziesz na górze?-
Zapytał i wyszedł pospiesznie z pokoju. Zobaczyłem tylko jego czerwony policzek
i już go nie było. Gapiłem się tempo w miejsce, w którym dopiero co stał.
Otworzyłem szerzej usta. Że niby ja miałbym być na górze. Świat zwariował.
Przewrócił się do góry nogami.
Położyłem się na łóżku czując przytłumione,
przyspieszone bicie serca. Złapałem się za nie. To było serce Suyo, nie moje.
Spojrzałem na sufit. Do dzisiaj nie mogłem
zrozumieć dlaczego pokochałem takiego potwora jakim był Suyo. Próbowałem oczywiście
ale nie mogłem zrozumieć.
Gdzie zaciera się granica pomiędzy miłością a
nienawiścią? Kiedy te dwa uczucia mogą się zamienić miejscami? Jak mogą tego
dokonać.
Nie ważne kiedy i jak. Będzie za późno kiedy się
zorientujesz ponieważ one same z siebie zamienią się swoimi miejscami.
********************************************
i jak? spodobał wam się rozdzialik?
Kolejny postanowiłam zatytuować:
28. „Gdy zamykasz oczy
świat się nie zatrzymuję.” 28.
pozdrawiam i doprzeczytania:D
Gizi03031