:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

środa, 24 lipca 2013

4.” Bójka. Kara. Referat”. 4

dodaje kolejny rozdzialik, który dedykuje TEJ która oceniła to tak: "jakby pisała 15-sto latka:D". wiesz o co chodzi?? nie??:D
kolejny rozdział pojawi się 14 sierpnia. PRAWDOPODOBNIE bo nie wiem co bede robić w ten dzień.
ok. nie zanudzam was...
Życze miłego czytania:)
**************************************************************
Obudziłem się dość wcześnie. Przetarłem zaspane oczy i przeciągnąłem się niechętnie wygrzebując się z łóżka. Jeszcze z na wpół zamkniętymi oczyma zszedłem na dół. Chyba nie pójdę do szkoły skoro mój mundurek był w tak żałosnym stanie. Wszedłem do kuchni i uderzyłem obolałą twarzą w lodówkę.
- Co ty odwalasz?- Zapytał Doi. Spojrzałem pełnym żalu spojrzeniem na Gihei’a, który kończył właśnie reperować moje szkolne odzienie. Pokiwałem przecząco głową i zabrałem ze stołu swoje śniadanie. Usiadłem na szafce kuchennej i zabrałem się za jedzenie.
- Co ty zrobiłeś z tymi spodniami?- Zapytał Gihei. Spojrzałem na niego. Przekrzywiłem głowę wyciągając z ust łyżeczkę.
- Przewróciłem się.
- Jak można się tak przewrócić?
- Nie będę prezentować.
- A z twoją twarzą?- Zapytał Doi. Wczoraj wieczorem bardzo dobrze ją zbadałem. Była trochę podpuchnięta, podrapana i posiniaczona.
- No mówię, że się przewróciłem.
- I jak to się mogło stać, że tak się urządziłeś?
- No mówię, że nie będę tego prezentować.- Powiedziałem kończąc jeść płatki. Pochwyciłem z szafki zielone jabłko i zeskoczyłem z szafki.
- Proszę.- Gihei podał mi moje spodnie.
- Dziękuje.- Odpowiedziałem biorąc je ze sobą i pognałem do łazienki z zamiarem przebrania się. Spojrzałem na nogawki spodni. Wyglądały jak nowe. Tylko Gihei potrafił naprawić coś tak jakby nigdy zniszczone nie było. Pokręciłem przecząco głową i wciągnąłem w siebie swój mundurek wiążąc włosy w warkocza. Umieściłem na głowie Opaskę i wyszedłem z łazienki zabierając z niej świeżo wyprane i wyprasowane Haori. Muszę je dzisiaj zwrócić.

^^&^^
Uderzyłem o coś głową. Rozejrzałem się dookoła siebie. Siedziałem w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Serce przez chwilę zabiło mi szybciej, ale szybko się uspokoiłem kiedy dojrzałem zarys postaci, która tutaj ze mną była.
- Naora?- Zapytałem zaskoczony, próbując wstać, ale ona ponownie pchnęła mnie na ścianę. Głowę chcę mi rozwalić czy co?
- Jesteś już normalny?- Zapytała stłumionym szeptem. Otworzyłem szerzej oczy.
- A czy ja byłem nie normalny?
- Dzisiaj cały dzień przespałeś prawie. Z lekcji na lekcje musiałam cię ciągać nieprzytomnego.- Powiedziała nasłuchując czegoś za drzwiami.
- Nooo… Mogę wiedzieć co robisz?
- Słucham.
- Czego?
- Kroków.
- Kogo?
- Izo.
- Co znowu zrobiłem?- Zapytałem ukrywając oczy w dłoni. Wyczułem na sobie jej zaskoczone spojrzenie.
- Wpadliśmy na niego. Chciałam cię odciągnąć, ale ty uderzyłeś go w tył głowy i powiedziałeś „Głupszego pazia nie widziały moje gałęcje”.- Zacytowała. Wypuściłem głośno powietrze. Nawet pół przytomny powinienem wiedzieć, że tych chłopaków nie denerwuje się jeżeli nie siedzi się w swojej dzielnicy. A ja zrobiłem i powiedziałem coś takiego na terenie szkoły.
- Dzięki, że mnie broniłaś.- Powiedziałem wstając.
- Gdzie ty idziesz?
- Do Izo.
- Po jaką cholerę?! On cię zabije!
- Jeżeli nie wyjdę później będzie jeszcze gorzej.- Powiedziałem. Chciała coś powiedzieć ule uciszyłem ją jednym palcem i wyszedłem z pomieszczenia zamykając za sobą szczelnie drzwi. Rozejrzałem się dookoła. Po lewej stronie rozniosło się donośne walenie. Izo nadchodził waląc pięścią w szafki. Zaśmiałem się głośno i rzuciłem się biegiem w prawą stronę. Nie ubiegłem kilku kroków dostałem czymś w głowę. Zachwiałem się i upadłem na kolana. Przekręciłem się tak aby widzieć przeciwnika.
- Naaaaaaoooooooooo-chaaaaaaaaaaaaaaaaaaaannnnnnnnnn!- Krzyknął pochylając się nad moją twarzą. Uśmiechnąłem się. Odzwajemnił uśmiech po czym leżałem na podłodze trzymając się za krwawiący nos. Usiadł na mnie okrakiem. Pochylił swoją twarz nad moją.- Co by tu zrobić?
- Umyć zęby.- Powiedziałem i zasymulowałem kaszel. Zaśmiał się. Spoważniał i uderzył mnie otwartą ręką w klatkę piersiową. Zakaszlałem.
- Zabawne. Ja tam myślę aby zostawić twój mózg na ścianie.
- Chwała bogu mój mózg. Bo jakby to był twój to ściana byłaby pusta.- Powiedziałem. Już się nie uśmiechał. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się delikatnie pukając go ledwo zauważalnie w lewe kolano. Wypuścił głośno powietrze i uderzył mnie z całej siły z pięści w oko. Później okładał mnie z płaskich po twarzy. Każde uderzenie było silniejsze. Zniknął ze mnie gwałtownie. Wylądował koło mnie trzymając się za twarz. Co za psychopata śmiał uszkodzić jego piękną twarz? Spojrzałem w kierunku mojego potencjalnego wybawcy i aż jęknąłem załamany. Seki-sensei oraz mój Opiekun przyglądali się nam uważnie. Szturchnąłem Izo aby podniósł się w końcu z podłogi. Usiadł koło mnie i wypuścił głośno powietrze z płuc. Podniósł się z ziemi i podszedł do swojego Opiekuna. Odeszli w milczeniu. Nadal siedząc na podłodze spojrzałem w bok. Nie chciałem aby się na mnie patrzył. Pokręcił przecząco głową i odszedł w milczeniu. Spojrzałem na niego i przełknąłem głośno ślinę. Mam przejebane.

^^&^^
Siedziałem właśnie na lekcji biologii starając się nie myśleć o tym, że nie długo czeka mnie również anatomia z tym samym gościem. Unikałem ciekawych spojrzeń uczniów. Ryu-sensei opowiadał coś o tym jak wygląda rozwój zarodka aż do śmierci człowieka, kiedy do klasy wszedł Izo. Nie chodził ze mną do niej więc spojrzałem na niego zaskoczony.
- Przepraszam Ryu-sensei ale mam wiadomość dla Naokiego od jego Opiekuna oraz dla Pana.- Powiedział. Przełknąłem głośno ślinę. Ryu-sensei zezwolił mi na opuszczenie swojego miejsca delikatnym skinieniem głowy. Podszedłem do Izo i bez słowa wziąłem od niego małą karteczkę. Rozłożyłem ją. Tak to wiadomość od Katsuyoshi’ego. Wszędzie rozpoznam to pismo.

Twoją karą za to co zrobiłeś będzie zajęcie się wszystkimi roślinkami w tej klasie. Masz je wszystkie poprzycinać i poprzesadzać. Ryu już o tym wie. Kolejną częścią kary będzie napisanie przez ciebie definicyjnego rodzaju referatu o wszystkich torturach jakie uda ci się znaleźć.
Mnie nie będzie przez jakiś czas więc jesz w samotności.
Jeżeli pod moją nieobecność coś zmalujesz albo przyniesiesz mi wstyd:
ZABIJĘ CIĘ.
Życzę miłego dnia                                                                        Katsuyoshi

Spojrzałem na Ryu-sensei, który właśnie z delikatnym zagubieniem na twarzy podawał mi skurzane rękawice. Wypuściłem głośno powietrze i wziąłem je od niego. Ubrałem je na ręce i poszedłem na tył klasy ignorując zaciekawione spojrzenia swojej klasy. Mój Opiekun to bez wątpienia Sadysta, który czerpie przyjemność z krzywdy innych. Brakuje jeszcze tego aby się przyglądał jak dotykam tego paskudnego zielska!

^^&^^
Leżałem u siebie na podłodze w salonie. Od dwóch tygodni nie mieliśmy M.A-logi tak więc i ja jadłem w samotności posiłki. Nie mogłem nawet przenieść się do stołówki ponieważ mój genialny Opiekun nie zgłosił, że będę jadł sam więc nie chcieli mi w kuchni wydawać posiłków tylko dostarczali je do gabinetu. A że nie mogłem z niego niczego wynieść to nie miałem wyboru i musiałem w nim jeść.
Wypuściłem głośno powietrze. Przetarłem zmęczone oczy. Było po drugiej w nocy. Jeszcze raz- ostatni przeczytam ten cholerny referat dla niego i rzucam go w kąt. Jeszcze raz zagłębie się w ludzką psychikę i chyba nakryje się kopytami z ich pojebanej i zrytej czachy. Jak ktoś mógł wymyślić takie coś?!
Nie będę znowu o tym myślał. Czytam aby wyłapać ostatnie błędy i kładę się spać. Nie długo będzie trzeba wstać do szkoły. Uniosłem kilka kartek do góry nad swój nos i zagłębiłem się w lekturze.
Obcinacz do uszu
Hełm używany jako efektywny sposób ucinania uszu ofierze. Nakładano go na głowę, tak że uszy wystawały tuż pod ostrzami. Wtedy wystarczył szybki ruch i były  amputowane. Oczywiście to także idealne urządzenie do potwierdzania podejrzeń sędziego.
Maska wstydu
Stosowana w dawnej Europie, głównie w Niemczech, za wykroczenia błahe z perspektywy człowieka współczesnego.  Zakładano je ofiarom zakutym w dyby, obwożonym po mieście w klatkach lub czasem puszczanym na wolność. Miały wiele różnych form, zależnie od przewinienia:
kłamcy - nosili maski, które uniemożliwiały mówienie (mogły one mieć prostopadłą blaszkę, która wchodziła do ust opierając się na języku),
plotkarze - z długimi jęzorami.
Rozdzieracz piersi
Przyrząd zarówna do karania, jak i do przesłuchań.  Karano niezamężne matki, wypalając im znamię.
W przypadku sądów inkwizycji, było to urządzenie przeznaczone dla kobiet oskarżanych o herezję, bluźnierstwo, cudzołóstwo, aborcje, białą magię erotyczną i wiele innych przestępstw które wybierali sędziowie. Stosowane na zimo i na gorąco.

Żelazny knebel
Stosowane podczas ceremonii inkwizycyjnej (ładna nazwa dla egzekucji, prawda?), tak żeby skazaniec nie przerywał ceremonii irytującymi krzykami. Dodatkowo przez tą dziurkę z przodu można było wlać w niego dowolną ilość wody.
Metalowy hełm
 Tradycyjny druciany lub żelazny hełm był stosowany wobec kobiet uznanych za 'zepsute' lub 'jędze' - chodziło o te kobiety, które irytowały zdominowane przez mężczyzn społeczeństwo.  Kształt tych przyrządów był ograniczony tylko przez wyobraźnię kowali, różne wersje tylko upokarzały, inne mogły nawet kaleczyć język ofiary.
Buty pokutne
Zwróć uwagę na szczegół w okolicach pięty tych butów - trzy otwory widoczne z góry, oraz widoczne z boku trzy szpikulce.  Ta dyscyplina polegała na czekaniu, aż ofiara zmęczy się chodzeniem na  palcach... Ile byś wytrzymał w tym żelastwie na nogach?
Widelec heretyka
Cztery ostre końcówki "widelca" wbijały się w podbródek, a regulacja pozwala ustawić tak zakres działania urządzenie, by przesłuchiwany miał na tyle swobody w ustach, by był w stanie przyznać się do winy.
Mokre krzesło
Stosowane głównie wobec kobiet (zresztą jak większość  narzędzi pseudo-seksualnych tortur) mokre krzesło pozwalało zanurzyć w rzece siedzącą w nim osobę tak głęboko i daleko jak życzyły sobie władze, zwykle panowie w kapturach.
Hiszpańskie buty
Narzędzie tortur w formie imadła zamkniętego w drewnianym lub metalowym pudełku. Kiedy dokręcano śrubę, miażdżyła stopę. Buty mogły też zawierać kolce. Popularność zdobyły dzięki prostocie, nie wymagającej większych kwalifikacji kata. W innej wersji tortury polegały na wkładaniu nogi ofiary do metalowego buta (najczęściej coś na wzór pantofla) i podgrzewaniu go.
 Łamanie na kole
Wygląda niepozornie, ot zwykłe koło, prawdopodobnie mając do wyboru ukarania, to ze wszystkich powyższych wolałbyś wybrać właśnie to.  Jeśli porównamy częstotliwość używania, właśnie koło było drugim po wieszaniu najpopularniejszym sposobem dokonywania egzekucji w średniowiecznych Niemczech.  Najpierw ofiara, zwykle naga, zostawała przywiązana do ziemi z rozciągniętymi kończynami.  Pod każdy staw podkładany był drewniany klocek - kostki, kolana, nadgarstki, łokcie, biodra, ramiona. Kat jeździł później po nich ogromnym i dociążonym żelazem kołem.
Istniały dwie wersje tortury:
1) łamanie od dołu do góry, kat zaczynał od kostek i przesuwał się do góry sprawiając ofierze  wielkie cierpienia.
2)  od góry do dołu,  to była forma okazania łaski, bo ofiara umierała od razu.
Czasem zmasakrowaną, ale jeszcze żywą ofiarę zostawiano na pastwę losu, robaków, padlinożerców i spragnionych ciekawości gapiów.
Kocia łapka
Pod tą milusią i uroczą łapką ukrywa się nic innego  jak rodzaj poręcznych grabi używanych do powolnego zdzierania ciała z ofiary, począwszy od skóry aż do samych kości.
Stół do rozciągania
Dłonie przyczepione z jednej strony stołu, nogi z drugiej umocowane do mechanizmu naciągającego. Reszta jasna i logiczna.
Ćwiartowanie końmi
To stół do rozciągania w wersji extreme. Zarezerwowane tylko dla morderców i tych, którzy próbowali zamordować szlachtę lub rodzinę królewską. Każda kończyna była przywiązywana do innego konia i jednocześnie 4 konie były popędzane batem. Ulubiony sport tłumu.
Gruszka
Bardzo przemyślne urządzenie podobne nieco w działaniu do korkociągu, ale odwróconego - kręcenie śrubą powodował że jego końcówka wkładana w naturalne otwory ciała rozszerzała się z wielką siłą. Miała wersję sprężynową podobną w działaniu do parasola. Gruszki doustne stosowane wobec osób posądzanych o bluźnierstwo, albo po prostu w celu uciszenia katowanego. Gruszki dopochwowe stosowano wobec kobiet oskarżanych o stosunki płciowe z szatanem lub osobami, które były jego uczniami. Gruszki doodbytnicze przeznaczone były dla homoseksualistów oraz winnych zbrodni sodomii.
Oczyszczanie duszy
W wielu europejskich krajach katolicki, a potem także ewangelicki kler wierzył, że splamiona grzechem dusza potępionej osoby może zostać oczyszczona, jeśli sądzony napije się wrzącej wody, zje rozżarzone węgle, albo oba naraz.  Możesz myśleć o niej, jako o torturze rozgrzewce, czy grze wstępnej przed prawdziwym przesłuchaniem.
Wisząca klatka
Przedstawiona obok ofiara była jedną z tych, którym się poszczęściło, bo zwykle zajmujący klatkę byli kompletnie nadzy i wystawieni na ekstremalnie ciepłe lub zimne warunki pogodowe.  Większość z więźniów umieszczano w nich po całej serii strasznych tortur i zostawiano w klatce, aż umarli z wycieńczenia, co mogło trwać jeszcze wiele dni.
Zgniatacz głowy
Urządzenie powszechnie stosowane do przesłuchań. Głowa wstawiona w takie imadło nie miała żadnych szans i powoli była "kompresowana" do swojej płaskiej wersji. Zęby implodowały w dziąsła i roztrzaskiwały szczęki.  Potem wypadały oczy, a mózg wypływał uszami.
Palenie na stosie
Pełniło w Średniowieczu rolę podobną, do tej którą dzisiaj ma niedzielna edycja Tańca z Gwiazdami. Wielki show oglądany przez tysiące osób, niezwykłe efekty, niezapomniane wrażenia. Z tą różnicą, że sędziami by członkowie Wielkiej Inkwizycji, a występ był jednorazowy.  Ulubiona forma egzekucji dla kobiet oskarżonych o stosowanie czarnej magii. Kler wierzył, że dopiero ogień jest w stanie całkowicie oczyścić świat ze złego ducha czarownicy oraz uniemożliwia "zarażenie" złym duchem niewinnych dusz. No tak, z takim argumentem, to faktycznie palenie ma sens.
Kołyska Judasza
Ofiara zawieszona w uprzęży pod sufitem, była powoli opuszczana kroczem na pokrytą metalem, ostrą piramidę. Jeśli miał taki kaprys, kat mógł też zrzucać ofiarę z wielką szybkością w dół.
Kołyska
Alternatywna wersja kołyski Judasza, tutaj przesłuchiwanego po prostu dociążano, dokładając do nóg  kolejne kilogramy.
Żelazna dziewica
Oto najstarszy zachowany fragment opisu żelaznej dziewicy (iron maiden) z 14 sierpnia 1515 : "Fałszerz monet został umieszczony w środku, a drzwi zaczęły się zamykać powoli, tak że każdy ze szpikulców penetrował jego ramiona i nogi w kilkunastu miejscach, i jego pecherz, i jego brzuch i klatkę piersiową, i jego członka, i jego oczy i pośladki, ale nie tak bardzo żeby go zabić. Pozostał tam zamknięty przez dwa, czyniąc lamet wielki przez dwa dni, po których zmarł."
Krzesło przesłuchań
Żelazny fotel był nie tylko pokryty setkami szpikulców, ale miał też ukryty z tyłu piecyk, rodzaj kozy, która podgrzewała siedzenie do wysokich temperatur.
Nabicie na pal
Narzędziem kary był przygotowany wcześniej pal – zaostrzony z jednej strony drewniany słup. Nogi leżącego na ziemi skazańca kat wiązał sznurami lub powrozami do pary koni lub wołów, a pal kładł między nogami skazanego. Gdy zwierzęta zaczynały iść, ciągnęły ze sobą skazańca. Pal wbijał się w odbyt człowieka i pogrążał się dalej, ale nie dopuszczano do tego, by przebił go całkowicie. Następnie kat odwiązywał zwierzęta, a słup z nabitym człowiekiem stawiano pionowo. Pod wpływem ciężaru ciała pal pogrążał się coraz głębiej, przebijając powoli wnętrzności. Skazaniec konał przez długi czas, zależnie od wytrzymałości organizmu i stopnia uszkodzenia organów wewnętrznych, trwać to mogło nawet 3 dni. Krzywo wbity pal znacznie przedłużał cierpienia skazańca. Czasami, dla zaostrzenia kary, skazańca po nabiciu na pal smarowano łatwopalną substancją i podpalano. Szczególne upodobanie do tego rodzaju egzekucji przypisywano hospodarowi wołoskiemu Vladowi III Tepeszowi, którego przydomek oznacza właśnie palownik. Inny jego przydomek to Dracula.
Piła
Piła przedstawia najbardziej mroczną stronę ludzkiej pomysłowości.  Idea wzięła się stąd, że kiedy ofiara została powieszona głową w dół, większość krwi spływa do głowy. To ważna część procesu ponieważ podczas, gdy kat piłował krocze skazanego, cała krew w głowie sprawiała, że ofiara nie zemdlała jak normalnie dzieje się pod wpływem tak ogromnego bólu . Zazwyczaj piła docierała do pępka zanim tracił świadomość, czasem aż do splotu słonecznego.
 Waterboarding - tortura wodna
To jest jedyna średniowieczna tortura stosowana przez dziś. Była pierwszym etapem tortur stosowanych przez hiszpańską Inkwizycję. Wlewano wodę w otwarte usta oskarżonej osoby, wcześniej przywiązując ją do drabiny z głową pochyloną w dół, wkładając jej do ust lniane płótno, by nie mogła wypluwać. Dzięki subtelności swojej odmiany jest używana przez Amerykanów i dzisiaj w celu zmiękczania podejrzanych o współpracę z Al Kaidą. A subtelność jej polega na tym, że prawie nie zostawia śladów fizycznych, za to psychika siada w kilkanaście sekund.  Nowoczesna metoda polega na tym, że skrępowanego więźnia strażnicy przywiązują do ławki. Jego głowę umieszczają nieco poniżej poziomu stóp, twarz przykrywają celofanem, a następnie polewają wodą. Więzień zaczyna się dławić i wierzgać nogami. Poddany tej torturze więzień odnosi wrażenie, że tonie i dusi się.
Wał do patroszenia
Jest to bardzo sprawne narzędzie tortur wymyślone jeszcze w starożytności. Przypomina nieco rożen, albo raczej kołowrót studni. Z tym że nie nawija powroza, czy łańcucha a ludzkie jelita. Nieszczęśnik skazany na tą torturę był przywiązywany do stołu, albo ławy. Nad nim rozstawiano kołowrót. Kat rozcinał brzuch skazańcowi, po czym przywiązywał jelito do kołowrotu. Następnie kręcąc kołowrotem powoli jelita nawijały się na korbę powodując ogromny ból, a do tego rujnowały psychikę wciąż przytomnego skazańca, który obserwował, jak jego wnętrzności są wyciągane. Zwykle skazaniec umierał po kilkudziesięciu minutach z powodu wykrwawienia.
Darcie pasów
Jedna z metod tortur i uśmiercania, która znana była też bardzo dobrze w Polsce. W tym przypadku ofiara była polewana gorącą wodą w celu zmiękczenia skóry i odparzenia jej (podobnie jak robi się to z pomidorem). Później kat zaopatrzony w nóż obdzierał nieszczęśnika ze skóry. W tym przypadku śmierć następowała bardzo wolno i była bardzo bolesna. W niektórych państwach kaci w trakcie darcia pasów polewali skazańca zimną wodą, aby się nie wykrwawił zbyt szybko.
Garota
Znana jest z Półwyspu Iberyjskiego, gdzie była używana do egzekucji od połowy XIX wieku. W Hiszpanii i Portugalii była używana aż do połowy lat 70-tych poprzedniego stulecia. W przypadku egzekucji za pomocą garoty, skazany siadał na krześle, a urządzenie zaciskało się powoli na jego szyi. Kat wykonywał powolne obroty korbą i po około 30 minutach męczarni skazany umierał. Jeszcze drastyczniejszą formę garota nabrała dzięki Hiszpanom, którzy koniec śruby zaostrzyli, przez co wwiercała się w kark skazańca.
Ryżowy ból
Japończycy torturowanie mieli opanowane do perfekcji, czego dowodzą działania w czasie drugiej wojny światowej. Książka M. Feltona "Rzeź na morzu" podaje wiele przykładów japońskiego bestialstwa. Jedną z ulubionych tortur stosowanych w początkowym okresie wojny, była ryżowa tortura, która polegała na zmuszaniu jeńca do jedzenia dużej ilości ryżu, a potem pojenia go na siłę wodą. Po kilku godzinach pęczniejący ryż powodował ogromny ból brzucha.
A jeśli do tego dodamy, że zwykle w ten sposób torturowano jeńców, którzy nie jedli od kilku dni, to można sobie wyobrazić potworność tej tortury.
Pieczeń wołowa
Byk sycylijski został skonstruowany w Grecji przez Perillosa dla tyrana z Akargas - Phalarisa. Był to odlany z brązu byk we wnętrzu którego umieszczało się człowieka, a następnie pod brzuchem zwierzęcia rozpalało się ogień. Skutkowało to powolnym pieczeniem umieszczonego w brzuchu skazańca.
Żeby było jeszcze mało, to byk sycylijski był swego rodzaju instrumentem muzycznym. We wnętrzu umieszczono system rur przypominający prawdopodobnie współczesny puzon. Krzyki i gorące powietrze wydobywające się z wnętrza zwierzęcia miało przypominać odgłosy rozjuszonego byka.
Pierwszą ofiarą okazał się sam  konstruktor byka.

No już nic nie poprawie w tym wypracowaniu. Nie. Jak on to ujął definicyjnej formie referatu czy jakoś tak. Nie ma co w niej zmieniać. Aby była lepsza musiałbym zmienić przeszłość ludzkości, a tego bym nie chciał bo mogłoby się okazać że wyszli by z niej jeszcze większe świrusy niż są teraz.
Zamknąłem oczy. Nie chce mi się wdrapywać do mojego pokoju. Prześpię się tutaj w salonie na podłodze. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i spojrzałem w bok. Ktoś przeciągle (wręcz wkurwiająco) drapał w szybę mojego salonu. Zegarek na szafce wskazał 2.18. Kogo przygnało o tej porze? Drapanie przybrało na sile.
******************************************************************
mam nadzieję, że już nie długo przestane dodawać rozdziały z odzysku bo mnie zaczynają drażnić swoją małą długością i tym, że przeskakuje z akcji do akcji za szybko.
Ok. już nie marudzę tylko powiem jeszcze jaki tytuł będzie nosić kolejny rozdział:
5. „ Piwnica. Przesłuchanie i porwanie”. 5





poniedziałek, 1 lipca 2013

3. „Opiekun i jego podopieczny”3.

hej:)
tak jak obiecałam powracam dzisiaj do normalnego rytmu dodawania rozdziałów. Dzisiejszego dnia wycofuję zawieszenie bloga jakie trwało od dwóch tygodni.
Nie będę się rozpisywać tylko zachęcam do czytania bloga (a i dziękuje za wyrozumiałość i wytrwałość:>):
******************************************************************************
Siedziałem na swoim miejscu i przypatrywałem się ostatniej grupie jaka wychodziła ze swoim opiekunem. Była to klasa Kobo-sensei. Stał przy drzwiach i trzymał drzwi aby oni mogli wyjść. Koło niego stał mój Opiekun (litości). Chyba wyczuł, że się na niego patrzyłem ponieważ swojrzał na mnie. Podniosłem się i podszedłem do niego przyglądając się jego plecom jak i Kobo-sensei. Szliśmy jednym z korytarzy.
            - Nao…- Usłyszałem koło siebie znajomy głos. Spojrzałem w tamtą stronę. Uśmiechnąłem się delikatnie. Koło mnie szedł Buru.
            - Co tam?- Zapytałem uśmiechając się szeroko.
            - Czy ty nawet w takiej sytuacji musisz się szczerzyć?- Zapytał jego towarzysz. Spojrzałem na niego. Był to wysoki chłopak o niebieskich włosach i takim samym kolorze oczu (prawie, że błękitnych). Miał na sobie koszulkę w paski a na niej koszule z rozpiętymi guzikami. Na ręku frotę. Przynależność do swojej grupy. Goro. Chłopak mieszkający niedaleko mnie. W tej samej dzielnicy co ja. Koło niego szedł inny chłopak. O żółtych włosach, ubrany cały na żółto, z żółtymi paznokciami oraz zielonymi oczyma. W lewym uchu miał małego dzeta. Hideki. Mieszkał razem z Goro. Mieszkał również z nimi inny chłopak. Ale nie należał do tej klasy. Był wysoki, szczupły, miał długie niebieskie włosy wiązane w kitkę, oraz niebieskie oczy. Na prawym ramieniu bandaż i dziwną bliznę. Nazywał się Go.
            - A co? Płakać mam?
            - Czy ty wiesz, kto został twoim Opiekunem?
            - No. Czarna Wdowa.- Powiedziałem ściszając głos. Myślałem, że Goro wyjdzie z siebie i stanie obok. Rozejrzał się spanikowany dookoła.
            - Weź się zamknij.
            - Zrobię to jeżeli coś dla mnie zrobisz.- Powiedziałęm i zarzuciłem Buru rękę na ramię. Spojrzeli na mnie zaciekawiony.- To mój nowy przyjaciel. Chciałbym abyście przypilnowali by nic a to nic mu się nie stało.
            - Naoki.- Powiedział speszonym głosem Buru.
            - Dlaczego?- Znowu zadał pytanie Goro. Hideki to wielki milczek. Odzywał się bardzo żadko.
            - Już powiedziałem. To mój nowy przyjaciel.
            - A jeżeli się nie zgodzimy?- Ot głos zabrał dzielnicowy milczek.
            - Hideki nie chcesz mieć we mnie wroga.- Powiedziałem patrząc na swoje buty.
            - Ja tylko zapytałem co będzie jeżeli się nie zgodzę.
            - Piwnica.- Powiedziałem tylko. Drgnął. Uśmiechnął się delikatnie. Goro puknął mnie delikatnie w ramię. Spojrzałem tam gdzie pokazywał palcem. Katsuyoshi spoglądał na mnie. Czekał na rozwidleniu korytarza. Jedna część korytarza prowadziła w górę. Druga schodami w dół. Znając moje szczęście ja będę schodził w dół.
            - Idź. I proszę cię nie drażnij go.- Powiedział Goro. Kiwnąłem głową i podszedłem do swojego Opiekuna przeciskając się przez zaciekawione spojrzenia uczniów. Podszedłem do niego i skłoniłem się przed jego towarzyszem. Uśmiechnął się tylko.
            - Jak skończysz to wpadnij.
            - Nie mam czasu.
            - Przecież mówię jak skończysz.- Powtórzył Kobo-sensei.
            - Nie mam czasu.
            - Weź idź i nie działaj mi na nerwy.
            - I vice versa.- Powiedział Katsuyoshi i zszedł wąskimi i krętymi schodami w zimny i ciemny korytarz pod nami. Nie bałem się ciemności więc nie przejmowałem się zbytnio tym co właśnie zobaczyłem. Na końcu korytarza przy wielkich ciemnobrązowych drzwiach stały trzy osoby. Nie od razu dojrzałem ich twarze, ale musiałem podejść tylko delikatnie do przodu i już wiedziałem kto to. Dzisiejsi Łowcy. Katsuyoshi wyminął ich bez słowa i otworzył drzwi. Wszedłem za nim. A za nami jak cienie podążyli jego towarzysze. Rozejrzałem się po pokoju. Po prawej stronie miałem dwie pary zamkniętych drzwi. Naprzeciwko mnie stało wielkie, brązowe, drewniane biurko zawalone jakimiś papierami. Po mojej lewej stronie naprzeciwko wielkiego, kamiennego kominka stała duża, skórzana kanapa, długi drewniany stół a po jego bokach stały dwa fotele pasujące do kanapy. W całym pokoju znajdowały się regały piętrzące się książkami, których na pewno nie dostałbym w szkolnej bibliotece. Za biurkiem znajdowała się mała szafka, na której w doniczce stała sporych rozmiarów roślinka. Rozpoznałem ją po liściach… PAPROTKA! Skrzywiłem się. Po jaką cholerę on to trzyma u siebie w gabinecie.
            - Usiądź.- Powiedział. Rozejrzałem się dookoła i podszedłem do stołu. Spojrzałem na fotele. Jeden z nich wyglądał jakby zabrany z jakiegoś lombardu z kolei drugi jakby dopiero co zabrali go z nowego fotelu. Nie wiedzieć dlaczego postanowiłem usiąść na fotelu lepiej wyglądającym. Kiedy tylko usiadłem mój Opiekun obdarzył mnie delikatnym spojrzeniem. Nic nie powiedział, więc dobrze usiadłem.
            - Dlaczego?
            - Yuijiro. Rozwiń swoją wypowiedź.
            - Pytam się dlaczego? Dlaczego nie odmówiłeś?
            - Nie widziałem takiej potrzeby.
            - Ten dzieciak to będzie jeden wielki problem.- Powiedział wskazując na mnie. Zmierzyłem go spojrzeniem. Toshio pokazał mi język.
            - Yuijiro. Panuj nad sobą.
            - Co ty będziesz z nim robić jak będziesz wychodził? Weźmiesz go ze sobą?
            - …- Spojrzał na niego tylko. Na moich plecach zjeżyły się włosy. Nie mogłem oderwać od niego oczu. Bałem się go w tym momencie. Pochylał się pod jakąś szafką. Wyciągnął z niej jakieś czerwone pudełeczko. Podszedł do mnie ale patrzył na swoich towarzyszy.
            - Ja nic nie mam.- Powiedział Toshio uśmiechając się delikatnie. Chciałem uciec ale zdrowy rozsądek mówił mi abym tego nie próbował.
            - Naoki.- Powiedział Katsuyoshi. Spojrzałem na niego. Trzymał w ręku rzemieniową przepaskę. Założył mi ją delikatnie na głowę przeplatając przez nią moją kitkę. Ułożył ją delikatnie poprawiając swoimi długimi, zimhymi palcami moje włosy. Zadrżałem. Wyprostował się. Dotknąłem delikatnie opaski na głowie. Pierwsza rzecz w życiu jaką dostałem.- Możecie już iść. Spotkamy się później.- Powiedział po chwili milczenia. Policzyłbym równiutko do pięciu jak usłyszałem za swoimi plecami zamykające się cichutko drzwi. Katsu Katsuoshi odczekał chwilę po cym wyciągnął z jakiejś książki małe zdjęcię i podał mi je bez słowa przyglądając się mojej reakcji. NA zdjęciu tym widniała wysoka, szczupła nastolatka o czerwonych oczach i szarych włosach sięgających jej ramion. Ubrana w szaro-czarną sukienkę na ramiączkach. Długa grzywka padała jej na twarz. Mała część włosów związana w warkocza oplatała jej głowę. We włosach wpięta mała spineczka z czerwonym kwiatkiem. Twarz mi stęrzała. Wszystkie mięśnie napięły się niebezpiecznie. Wziąłem głęboki i głośny oddech. Położyłem zjęcię ciężką ręką na stoliku. Nie należało do mnie, nie mogłem go zniszczyć.
            - Ciekawe zdjęcie.- Powiedziałem chowając dłonie pod pachami i patrząc na kominek. Nie skomentuje go w inny sposób.
            - Nie zainteresuje cię to skąd je mam?
            - Nie.
            - Na pewno?
            - Tak.- Powiedziałem głosem pełnym pogardą. Uśmeichnął się tylko delikatnie. Usiadł naprzeciwko mnie chowając wcześniej zdjęcie. Przyglądał mi się przz dłuższą chwilę w milczeniu.
            - Pierwszy raz jestem w takim położeniu więc nie wiem zbytnio co mam ci powiedzieć. Więc zacznijmy od tego, że to ty zaczniesz zadawać mi pytania. A jeżeli w trakcie dojdę do wniosku, że muszę sam z siebie coś ci dopowiedzieć to, to zrobię, ok?
            - Tak.
            - No to zaczynaj.- Powiedziała zachęcający głosem. Wziąłem głęboki oddech.       
            - Jaki mam plan lekcji, jak wyląda rozkład przerw, plan szkoły, czy obowiązują jakieś dyżury, gdzie jest stołówka, dlaczego wybrał Pan na swój symbol Opaskę a nie coś innego? Jak wygląda awansowanie z klasy do klasy? W ogóle o co chodzi z tymi całymi klasami?- Zapytałem. Wziąłem głęboki oddech aby zadać kolejne pytania ale uciszył mnie ruchem ręki. Chyba musiał mi na nie stopniowo odpowiadać. Wyciągnął z kieszeni jakieś kartki. Jedna z nich przedstawiała plan szkoły. Doszedłem do wniosku, że przestudiuje ją później. Druga z kolei zawierała mój plan lekcji. Przyjrzałem się jej uważnie:


L.p
Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
1.
M.A-logia
Gimnastyka
Kartografia
Gimnastyka
Matematyka
2.
M.A-logia
Ukształtowanie Terenu
Fizyka
Czytanie
HPIP
3.
Etykieta
Muzyka
Chemia
Pisanie
M.A-logia
4.
Muzyka
Plastyka
Matematyka
Anatomia
M.A-logia
5.
Pisanie
Plastyka
Biologia
Kartografia
EPTA
6.
Czytanie
EPTA
Matematyka
Chemia
EPTA
7.
Gimnastyka
EPTA
Anatomia
Fizyka
*****
8.
Gimnastyka
Etykieta
Ukształtowanie Terenu
HPIP
*****
 HPIP- Historia Przed i Po katastrofalna
*****- Spotkanie z Opiekunem.

            Ciekawy miałem plan nie ma co. NA pewno nie polubię Środy, Czwartku ze względu na spotkanie z Ryu-sensei. Piątku i Poniedziałku też nie bo to będzie dzień kiedy będę widział się z moim Opiekunem. Tylko Wtorek będzie dniem bez ich dwóch więc już lubie wtorek. Spojrzałem na drugą kartkę. Przedstawiała rozkład godzinowy przerw i lekcji.

I 7.30-7.35
II 8.20-8.25
III 9.10-9.15

IV 10.00-11.30

V 12.15-12.20
VI 13.05-13.10
VII 13.55-14.00
VIII 14.45.
            Tak prezentowały się przerwy. Tak więc lekcjie zaczynają się według moich szybkich obliczeń o 6.45. Ja się nie dziwiłem, że kiedy ja wstawałem chłopaków już nie było w domu. Kiedy oni wychodzili ja dość często pół godziny temu dopiero co zasypiałem.  Spojrzałem na niego. Coś zapisywał na jakiejś kartce papieru. Wyczuł, że mu się przyglądam.
            - Plan szkoły przestudiujesz będziesz wiedzieć co gdzie jest. Plan lekcji już masz. Przerwy masz. Masz jedną długą przerwę na śniadanie.
            - Te przerwy są za krótkie.
            - Są w sam raz.
            - Nie ma szans. Człowiek nie zdąży dojść z klasy do klasy a co dopiero skorzystać z toalety. Z klasy do klasy będzie leciał z językiem na brodzie.
             - No więc mówię, że są w sam raz.- Powiedział uśmiechając się wrednie. Piperzony sadysta!
            - Czyli na przerwie przenzaczonej na lunch mogę robić co chcę?
            - Zapomniałem ci powiedzieć, że lunch jesz tutaj w gabinecie razem ze mną.
            - Co proszę?
            - Każde klasy jedzą ze swoimi opiekunami w wyznaoczonych do tego miejscach. U mnie jest to gabinet. Więcej nam nie trzeba.
            - Każdy lunch tutaj?
            - Tak.
            - Każdego dnia?
            - Tak.- Powiedział. Opadły mi ręce z bezsilności. Już nie lubie wtorku! Podał mi kartkę, na której coś pisał. Miał bardzo ładne pismo. Musiałem to przyznać. Spojrzałem na to co tam wyrysował.

F
0-0
1-1
2-2
3-3

E
0-1
1-2
2-3
3-4

D
0-2
1-3
2-4
3-5

C
0-3
1-4
2-5
3-6

B
0-4
1-5
2-6
3-7
4-1
A
0-5
1-6
2-7
3-8
4-2

            Przyglądałem się owej tabelce nie rozumiejąc w ogóle o co w niej tak właściwie chodziło. Spojrzałem na niego zagubionym spojrzeniem oczekując jakiejś pomocy. Przyglądał mi się opierając twarz na dłoni. Wyprostował się i wskazał palcem na kartkę, którą trzymałem w ręku.
            - To jest rozkład klasowy. Od najsłabszego do najsilniejszego. Zapytam się tak: wiesz jak kiedyś przed katastrofą wyglądały szkoły?
            - Było przedszkole, podstawówka, gimnazjum, liceum i studia.
            - Dobrze. Tak więc wszystko to co ma na początku 0 to poziom przedszkola. To co ma na początku 1 to klasy na poziomie podstawówki. To co ma na początku 2 to gimnazjum. Z kolei 3 oznacza liceum. 4 to studia. Na każdym półroczu możesz przeskoczyć nawet o dwie szkoły do góry. Nie dotyczy to jednak studiów. Aby się na nie dostać musisz mieć zaliczony każdy przedmiot na ocenę celującą i dostać rekomendajcę od swojego Opiekuna czy w ogóle nadajesz się na to co chcesz robić. Może być tak, że ośmiolatek będzie w liceum a piętnastolatek w zerówce. To wszystko zależy od twojej wiedzy. Na studiach masz dwa dni teorii w szkole tutaj a trzy dni praktyki w zawodzie w jakim chcesz pracować. Jeżeli wybierzesz sprzedawcę to trzy dni będziesz siedział w sklepie, jako medyk skończysz w Lecznicy.
            - A jako Łowca?
            - Wtedy na trzy dni wychodzisz na powierzchnię. No a na koniec ostatniej klasy na poziomie 4 ma się egzamin z swojego zawodu.
            - Czyli?
            - Czyli tak jak ja wybierający dwa zawody miałem do przeprowadzenia jednego dnia w szkole lekcji z których później ci uczniowie mieli robiony test. Suma wyników ich testów wyniosłą po wyciągnięciu średniej wynik mojego egzaminu. Z kolei jako Łowca musiałęm wykonać zadanie na powierzchni.
            - I jak zdał Pan te zadania?
            - Jako nauczyciel miałem 99%.
            - A jako Łowca.
            - Tyle aby zaliczyć.    
            - A ile trzeba mieć aby zaliczyć?       
            - 80%
            - I miał tan te 80 %.
            - Nie. Miałem ciutkę więcej.  
            - Niech zgadnę. 81%.- Powiedziałem. Uśmiechnął się zrezygnowany.
            - Miałem maksa.- Odpowiedział. Zamknąłem zaskoczone usta.- Ok. Przypomniało mi się kilka spraw związanych z organizajcją naszej wspólnej współpracy.
            - Zamieniam się w słuch.
            - Po pierwsze. Wszystko co zobaczysz, usłyszysz, przeżyjesz, powiesz w tym pokoju zostaje tutaj. Nie wolno ci stąd niczego wynosić ani nic tutaj nie wnosisz. Nie wolno ci tutaj nikogo zapraszać ani wpuszczać. Możesz ruszać każdą rzecz jaka się tutaj znajduję, ale nie może ona przekroczyć progu tego pokoju. Rozumiemy?
            - Tak.
            - Nie. Powiedz całym zdaniem.         
            - Wszystko co zobaczę, usłyszę, przeżyję, powiem w tym pokoju w tym pokoju pozostaję. Nie wolno mi stąd niczego wynieść ani nic tutaj wnieść. Nie wolno mi tutaj nikogo zapraszać ani wpuszczać. Mogę ruszać każdą rzecz jaka się tutaj znajduję, ale nie może ona przekroczyć progu tego pokoju.
            - Dobrze. Jak dość często będziesz mógł zaobserwować nie będzie mnie w szkolę, wtedy obiady będziesz jadł tutaj sam. Dostarczę ci pod koniec dnia klucze do mojego gabinetu. I najważniejsze jeżeli coś przeskrobiesz jak mnie nie będzie albo jak będziesz dostarczone ci będą wtedy skurzane, grube rękawice. Jeżeli je dostaniesz będzie to oznaczać, że będziesz musiał się zając roślinami w wytypowanym przeze mnie pomieszczeniu.- Powiedział. Po skroni spłynęła mi zimna strużka potu. Kiwnąłem twierdząco głową na znak, że rozumiem o co mu chodzi.- O. I nienawidzę kłamstwa. Wiec albo mówisz mi prawdę, albo jeżeli masz zamiar skłamać po prostu się nie odzywaj.
            - Rozumiem.
            - Co by tutaj jeszcze cię interesowało?
            - Nie wiem. Gdzie jest toaleta w Pana gabinecie?- zapytałem. Wskazał na dwoje drzwi które znajdowały się w pokoju. Spojrzałem na nie.- Które?
            - Te prawe. W lewe nie zaglądaj.- Powiedział. Spojrzałem na niego. Wcześniej powiedział, że mogę robić co tylko zapragnę. Tak więc mimo jego ostrzeżenia wstałem stękając cicho z fotela i poszedłem do lewych drzwi. Wypuścił głośno powietrze. Otworzyłem je i…

^^&^^

Leżałem na czymś twardym. Twardym i cholernie nieywgodnym. Otworzyłem delikatnie oczy. Gabinet Opiekuna zawirował mi w głowie. Zrobiło mi się niedobrze.
- Wstałeś już?- Usłyszałem nad głową głos Katsuyoshi’ego. Spojrzałem na niego. Opierał się o oparcie kanapy. Pokiwał przecząco głową.- Mówiłem, abyś tam nie zaglądał.
- Wiem.
- Wiec…
- Przepraszam.
- Eh. Ale skoro już wiesz co tam jest to powiem ci, że zamknięcie cię w tamtym pokoju będzie ostatecznym sposobem kary jaki ci zafunduje jeżeli coś zrobisz.
- Nie zrobie niczego.
- Szybko się uczysz.
- Cholernie szybko.- Powiedziałem. Usiadłem chwiejnie na kanapie. Kilka głębokich wdechów i już ogarniałem całą sytuację.
- Rozumiem. Obiad rzynieśli.- Powiedział. Spojrzałem na stół. Na dwóch wielkich talerzach znajdowały się ziemniaki, jakiegoś dziwnego nierozpoznawalnego przeze mnie rodzaju mięso jak i gotowany groszek z marchewką. Skrzywiłem się delikatnie. Usiadł koło mnie podsuwając talerz pod mój nos.- Wcinaj.
- Um.- Odpowiedziałęm tylko patrząc na swój talerz.
- Co jest?
- Emm…
- Wyduś to w końcu.
- Nie lubie marchewki.- Powiedziałęm. Przyglądał mi się przez chwilę uważnie po cyzm podsunął mi swój talerz i podał swój widelec.
- Przełóż ją do mnie.
- Mogę?
- W przeciwieństwie do ciebie uwielbiam marchewkę.- Powiedział. Spąsowiałem delikatnie ale zabrałem się za przerzucanie marchewki do niego. Kilkanaście razy przemieliłem groszek wyłapując każdy znikomy kolor który nie pasował mi do groszku. Spojrzałem pod mięso jak i wygrzebałem kilka ukrytych w ziemniakach. Przylądał mi się uważnie.- Niezły jesteś.- Powiedział. Uśmiechnąłem się i podałem mu jego talerz zabierając się za pałaszowanie zawartości swojego.
- Lata praktyki.
- Jak mam do ciebie mówić? Naoki?
- Może być tylko Nao. Tak jak mówi prawie każdy.- Odpowiedziałem krojąc twarde mięso. Spojrzałem na niego.- A ja na Pana?
- Mów mi po prostu po imieniu.
- Szczerze? Za trudne. Mam trudności z wypowiedzeniem go w myślach a co dopiero na głos. Mogę mówić Sensei?
- Jak chcesz mów Suyo.
- Suyo-sensei?
- Tak. I nie mów „Pan”.
- Ok. Powiem tak tylko wtedy kiedy stracę do Sensei’a cały szacunek.- Powiedziałem wkładając spory kawał mięsa do buzi. Zaśmiał się tylko.

^^&^^
Stałem pod szkołą czekając na chłopaków. Zobaczyłem w oknie jego spojrzenie. Przyglądał się uważnie mojej osobie. Skłoniłem się przed nim i spojrzałem na drzwi prowadzące do szkoły. Doi wyszedł ze środka i rozejrzał się dookoła. Pomachałem mu. Podszedł do mnie.
- Idziemy?- Zapytał.
- A Gihei?- Zapytałem. Spojrzał na mnie.
- Musi zostać z pewnym uczniem i poczekać na jego rozdziców.
- Dlaczego?
- Gihei to jakby prawa ręka naszego Opiekuna. A nasze nadanie Pagonu nie wygląda jak u innych.
- U was…- Urwałem. Przypomniało mi się kto był ich opiekunem.
- Tak. U nas trochę to skomplikowane. I po tym zawsze ktoś z rodziny musi odebrać ucznia ze szkoły. Została jeszcze jedna osoba i Gihei musi z nią zostać.
- A kto was odprowadził?- Zapytałem przypominając sobie, że takie coś nie miało nigdy miejsca w naszym życiu.
- Pamiętasz jak przyszedłeś tego dnia do domu a my już w nim byliśmy?
- No właśnie.
- Zrobił to jakiś Łowca. Odpowiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony.
- O_O. A jak tam Naora?
- To właśnie… właśnie z nią został Gihei.- Powiedział. Spojrzałem w kierunku szkoły. Wypuściłem głosno powietrze. Pokręciłem przecząco głową.
- Doi mam pytanie?
- No?
- Słuchaj dlaczego pytania na moim teście nie miały odpowiedniej jak dla mnie formy?
- Co proszę?
- No raz pytanie było jak dla chłopaka a raz jak dla dziewczyny.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie zaskoczony po czym zarumienił się delikatnie. Co to za chora reakcja?
- Na podstawie twojej krwi i odcisków palców ta maszyna może stwierdzić…emm…
- Stwierdzić co?
- Czy jesteś prawiczkiem, czy swój pierwszy raz miałeś z chłopakiem czy z dziewczyną.- Powiedział. Przystanąłem i spojrzałem na niego zaskoczonym spojrzeniem.
- Jaśniej proszę.
- Boże! Pokazywało ci obie formy to znaczy, że jesteś… no… tego… prawiczkiem. Jeżeli pokazałoby ci formę żeńską to znaczy, że dziewictwo straciłeś z dziewczyną, jeżeli męską to znaczy, że z chłopakiem.- Powiedział delikatnie oburzonym głosem.
- Jak to z chłopakiem?
- Naoki czy ty pytasz się mnie całkiem poważnie czy tylko walisz takiego durnia?
- Pytam się poważnie.
- Ile procent populacji w tym świecie stanowią dziewczyny?
- Niecały 2 %.
- A ile procent stanowią chłopaki?
- No 98%.- Odpowiedziałem jakby to było oczywiste.
- Ile osób z nich to wybrańcy?
- Dziewczyn 1,5% z chłopaków jakieś 3 %.
- Dobrze. Więc zostaje 0,5% dziewczyn i 95% chłopaków. Jak myślisz ile z tych chłopaków będzie miało dziewczynę?
- 0,5%?- Zapytałem niepewnie.
- Więc ilu chłopaków zostanie samych?
-  94,5%.
- No dobra.
- Sprawdzasz moją matmę?
- Dobra jest.- Pokazał mi język. Wziął głęboki oddech.- Myślisz, że co się dzieje z pozostałymi, którzy są sami?
- Nie wiem?- Zapytałem spanikowanym głosem.
- Naoki nie udawaj!- Krzyknął.- Śpią ze sobą, są ze sobą. W tym poronionym świecie takie coś jest normalne skoro facet śpi z facetem!
- Jak to śpi?! O co ci chodzi?!
- Kurwa! Jeden facet drugiemu facetowi wkłąda swoją grubą…- Zasłoniłem mu usta. Zabrał moją rękę ze swoich ust i spojrzał na mnie z żalem.- Życie bez szkoły było takie wygodne.
- Nie pierdol głupot!
- Zapytaj się Gihei’a.- Powiedział. Przystanąłem. Odwróciłem się po woli w jego stronę. Unikał mojego spojrzenia. Patrzył gdzieś w bok.
- Kłamiesz.
- Naoki…
- Kłamiesz!
- Nao…
- KŁAMIESZ!!!- Wydarłem się na niego i ruszyłem biegiem nie patrząc na to gdzie biegnę i w jakim calu. Chciałem być aktualnie najdalej jak się da. Nie chciałem o niczym takim słyszeć. Nie chciałem o tym wiedzieć! To niemożliwe!
Co cię tak zaskoczyło?
Spierdalaj!
Przecież to normalne. Skoro się kochają to nie ma problemów aby mogli to ze sobą zrobić.
Wypierdalaj z mojej głowy!
Co cię tak ruszyło? Przecież nie musisz z nimi spać jak nie chcesz.
Masz racje… nie musze z nimi spać.
Nikt cię do tego nie zmusi. Nie da rady.
Moja dupa jest tylko moja i nikogo więcej.
Dobre podejście do sprawy.
Zamknij się. Gihei to nadal Gihei. Więc puki nie dobiera się do moich spodni wszystko jest w porządku.
Jak najlepszym. Jak tam pierwszy dzień w szkole?
Nie rozumiesz prostego słówka: SPIERDALAJ?
Ciekawi mnie to.
Nie powinno. Wynoś się z mojego życia.
Nie.
Umrzyj.
Nie.
Zdechnij.
Nie.
Zamilknij.
Nie.
Odejdź.
Nie.
Umrzyj.
Nie.
Zdechnij.
Nie.
Odejdź.
Nie.
Umrzyj.
Nie.
Przytul mnie.
Nie… nie mogę wiesz o tym.
To odejdź.
Nie.
Umrzyj.
Nie.
Zdechnij.
Nie.
Proszę cię zostaw mnie na chwilę samego. Muszę to przemyśleć na spokojnie bez wkurwiającego głosu w mojej biednej głowie.
Zawołaj mnie a od razu się odezwę.
Tylko nie wstrzymuj oddechu czekając bo umrzesz. Albo nie! Wstrzymuj ile wlezie!
Głos zamilkł a ja opadłem na kolana przy jakimś śmietniku w ciemnym zaułku. Miałem podarty cały mundurek. Poranione dłonie oraz potargane włosy i brudną twarz zapewne. Zwróciłem cały dzisiejszy swój posiłek. Głowa mnie bolała. Nie znosiłem tego stanu rzeczy. Usiadłem opierając plecy o ścianę. Przetarłem usta i przeciągnąłem dłońmi po włosach. Jeszcze raz… i kolejny raz… i kolejny… i kolejny…
- Kurwa! Moja Opaska!- Wydarłem się na całe gardło padając na kolana i szukając palcami po ciemnym podłożu. Musi gdzieś tutaj być. Przecież nie mogłem jej zgibić. Tak nie można. To jest nie możliwe. Łzy pojawiły się w moich oczach uniemożliwiając mi poprawne widzenie. Ne płacz głupku! Skup się! Musisz ją znaleźć. Nigdy niczego nie zgubiłem. Każdą rzecz jaką pożyczałem zawsze oddawałem. Nie niszczyłęm rzeczy kupionych mi przez Strefę. Ponieważ kiedy z nich wyrosłem oddawałem je młodszym osobą. A ta Opaska to byłą pierwsza rzecz jaką uzyskałem od kogoś na własność. To było coś co należało do mnie! A ja to zgubiłem!
- Czy wszystko w porządku?- Usłyszałem znajomy głos. Spojrzałem do góry. Mój wzrok zatrzymał się na twarzy Shoken-sensei. Przyglądała mi się zaciekawionym spojrzeniem.
- Nie ma… nie ma… zginęła… nie widzę… nigdzie… znaleźć…- Moja odpowiedź nie była dość spójna i zrozumiała.
- Kto jest twoim Opiekunem?- Zapytała. Spojrzałem za jej ramie. Przy jednej z kawiarenek siedziało kompletnie całe grono pedagogiczne. W tym i mój Opekun, który z obojętną twarzą wsłuchiwał się w jakiś rzarto opowiadany przez Kobo-sensei.- Poczekaj tutaj chwilę. Przyprowadze go.- Dodał i odeszła nim zdołałem ją powstrzymać. Nie pozwolę aby zobaczył mnie w takim stanie. Nie będę mógł mu spojrzeć w twarz. Rozejrzałem się dookoła. Pójdę poszukać. Może pod szkołą ją zgubiłem. Wdrapałem się na wielki kontener śmieci stojący przy ścianie a raczej murku i skłoniłem się szykując się do skoku.
- Można wiedzieć co robisz?- Usłyszałem czyjś głos za swoimi plecami. Tak mnie to zdekocentrowało, że w trakcie skoku nie ogarnąłem sytuacji. Odbokowane koła śmietnika odjechały zostawiając moją twarz jak i ciało z bolesnym plaśnięciem na ścianie. Zsunąłem się z niej i złapałem się za twarz jęcząc głośno. Kurwa! Jak bolało!- Suyo zawołaj.- Dodał ciszej do Shoken-sensei. Pokiwałem kilka razy głową i podniosłęm się na chwiejnych nogach. Rozejrzałem się. Trzymał śmietnik aby nie przejechał przypadkiem go albo nie wyjechał na ulice miasta. Złapałem za rączkę śmietnika.
- Proszę mi go oddać.- Stękałem ciągnąc z całych sił dwoma rękoma. On delikatnie trzymał jedną ręką.
- Nie.
- Głuchy pan! Niech… pan… to… puści… no…- Ciągnąłem uparcie za śmietnik. Wypuścił głośno powietrze i z uśmiechem puścił go. Wylądowałem na tyłku i w ostatniej chwili zapierając się stopami na śmietniku powtrzymałem go ze zrobienia ze mnie podstawy do produkcji dżemu. Nie czekając długo zablokowałem koła i wskoczyłem na śmietnik. Znaczy się…
- No nie mogę, że się na to nabrałeś. Naprawdę myślisz, że pozwolę ci uciec?- Kobo-sensei zanosił się śmiechem kiedy wyłaniałem się z wnętrza śmietnika. Koło jego nogi stała górna klapa od kontenera. Kiedy on ją zabrał? Wyskoczyłem z niego poprzez prubę zrobienia przewrotu i uderzyłem w zieloną powierzchnię twarzą. Zsunąłem się z niego i lądując boleśnie na plecach spojrzałem w skalny sufit. Pokiwałem kilka razy głową i podniosłem się na chwiejnych nogach.
- Proszę mi oddać moją klapę od śmietnika!
- Nie.
- No oddaj!- Skakałem koło niego próbując go wyminąć. Wzruszyłem ramionami i ruzpędziłęm się próbując wskoczyć na mur. Przytrzymał mnie za szlufkę spodni. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Ehem.- Krótkie chrząknięcie sprawiło, że nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałem sztywno nie odwracając się w tył.- Może mi ktoś wyjaśnić o co tutaj chodzi?
- Nie wiem. Shoken go znalazła. Zawołała mnie bo wie, że znam imiona wszystkich uczniów ze szkoły ale kiedy przyszedłem on próbował uciec. Reszty ci nie powiem, ale żałuj, że nie widziałeś tego. Jeżeli chcesz wiedzieć coś jeszcze pytaj go albo Shoken.
- Sho?
- Szłam do was kiedy zobaczyłam go w ciemnej uliczce. Szukał czegoś. Majaczył jak go spotkałam.
- Nao. Spójrz na mnie.- Powiedział. Pokiwałem przecząco głową.- Nie poproszę jeszcze raz. Spójrz na mnie.
- Zamknij się. Nie będę się na ciebie patrzył.- Odpyskowałem. Złapał mnie boleśnie za ramię.- …dotykać.- Wydukałem cicho i niezrouzmiale.
- Słucham?
- Mówię: Proszę mnie nie dotykać.
- Czy ty wiesz do kogo ty mówisz?
- Do swojego Opiekuna Suyo-sensei. Nauczyciela M.A-logi. Łowcy. Czarnej Wdowy.
- Czy twój Podopieczny ma wszystko z psychą?
- Zaczynam w to wątpić.- Powiedział Katsuyoshi na zadane przez Kobo pytanie.
- Suyo…- Shoken powiedziała coś cichym głosem.- Chyba tego szukał.- Dodała. Odwróciłem się gwałtownie. Trzymała ją w ręku. Nie naruszoną. Całą. Czystą. Podbiegłem do niej i ziąłem ją z jej rąk upadając na kolana. Przytuliłem ją do piersi.
- Jest. Znalazła się. Nic jej nie jest.- Powtarzałem w kółko. Spojrzeli na mnie zaciekawionym spojrzeniem.
- Gdzie ją znalazłaś?
- Niedaleko wejścia do tej uliczki.
- Możecie już iść. Ja odprowadzę go do domu.
- Sensei nie musi tego robić ja naprawdę…
- Naoki.- Uniósł delikatnie głos. Opuściłem głowę.
- Będę wdzięczny jeżeli Sensei odprowadzi mnie do domu.- Powiedziałem. Nie chcę go denerwować.
- Trzymaj kase na moje zamówienie.- Powiedział podając Kobo jakąś sumkę.
- Nie wrócisz?
- Nie dam rady.
- Wykręcasz się.
- Wiesz gdzie on mieszka?
- Nie.
- W Brutusie.- Powiedział Katsuyoshi. Spojrzeli na mnie zakoczeni.
- Ostatni raz. Powiedział Kobo i odszedł a za nim podążyła jak cień Shoken. Katsuyoshi spojrzał na mnie i pokiwał przecząco głową.
- Chodź idziemy. Musisz się wykompać. Śmierdzisz jakbyś do śmieci wpadł.
- Bo wpadłem.
- Hę?
- Nie wnika Sensei.- Powiedziałem podchodząc do niego. Podał mi swoje Haori.- Nie mogę go przyjąć.- Dodałem. Nałożył je na mnie bez słowa.- Sensei wyglądam jak dziewczyna.- Jęknąłem.
- I o to mi chodziło.- Uśmiechnął się wrednie i ruszył przed siebie. Ja za nim wyzywając go w myślach równo z każdej strony.



*************************************************************************
mam nadzieję, że rozdzialik się spodobał chociaż jak go pisałam wcześniej to wydawał mi się lepszy. Chociaż zawarłam jak dla mnie najlepsze momenty z oryginału.
kolejny rozdział naszący tytuł:
4.” Bójka. Kara. Referat”. 4
ukarzę się dopiero 24.07.2013 niestery wcześniej nie dam rady dodać rozdziału.
pozdrawiam:
Gizi