Dzisiaj z racji tego, że przetrzymałam was do końca planowanego terminu dodania rozdziału nie będę już taka wredna i dodam go teraz a nie pod koniec dnia.
Z góry przepraszam, za to co powiem teraz, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Na kolejny rozdział (ttaj i na moim drugim blogu) musicie niestety dłużej poczekać (koniec pierwszej połowy listopada początek drugiej połowy listopada: od 15.11 do 22.11). Za tydzień idę do szpitala i po prostu nie wiem kiedy mnie wypuszczą więc nie wiem czy wyrobiłabym się z wcześniejszym napisaniem rozdziału. Mam nadzieję, że będziecie choć troszkę wyrozumiali i wybaczycie mi ten długi postój.
A teraz zapraszam do czytania:D mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba:)
*******************************************************************************
Naora. Dziwna dziewczyna. Mogę to powiedzieć z czystym sumieniem nie martwiąc się o to, że mnie usłyszy i się na mnie obrazi. Fakt. Usłyszeć może mnie usłyszeć, ale nie obrazi się na mnie. Wiem to ponieważ sama mi powiedziała, że każdy kto ją zna mówi, że do normalnych to ona nie należy. W sumie nie znam nikogo kto byłby normalny. W tym świecie każdy ma jakiś defekt, dysfunkcje bądź coś tam innego. A czym różni się ona od np. mnie?
Otóż…
gdyby tak wyjaśnić bez wyjaśniania na dobrą rękę chodzi o to, że Naora jest i
magiem i wybrańcem jak i zwykłą uczennicą. Ma to związek z promieniowaniem
jakie zaczęło działać na powierzchni tuż po katastrofie. Naora potrafi być
magiem różnego kalibru przez pięć sekund po czym mdleje na minutę i tak w
kółko. Tylko jeżeli zemdleje moc jej czaru gaśnie tak więc i znika magia jaką
stosowała. Może również wytwarzać płodne komórki jajowe, które żyją tylko pięć
sekund po czym umierają. Jedyne co może robić dłużej niż pięć sekund i co nie
umrze jak zamknie oczy to bycie zwykłym człowiekiem. I to jej wychodzi
najlepiej.
Powiedziała
mi o tym miesiąc po naszym poznaniu się. Byłem naprawdę zaskoczony kiedy mi to
powiedziała. To właśnie ona podesłała mi obraz tej Łowczyni kiedy byłem na
przesłuchaniu. Skorzystała wtedy z magii telepatii. I to właśnie ona teraz stała
na środku klasy w trakcie zajęć łączonych z Suyo-sensei i rozglądała się po
klasie kiedy on szukał czegoś na zapleczu. Uśmiechnąłem się do niej siedząc na
końcu klasy i bujając się na krześle.
Mój
Opiekun wszedł do klasy zasłonięty stosem jakiś kartonów.
-
Ile razy mam ci powtarzać, że masz się nie bujać na krześle?- Padło chłodne
pytanie. Postawiłem delikatnie nogi krzesła na kamiennej posadzce klasy.
Przyglądałem mu się uważnie.
Po
tym jak wróciłem z jaskini minął już tydzień. Przez ten okres czasu nie miałem
łatwego życia. Wszyscy się mnie o coś czepiali, ciągali mnie po jakiś urzędach,
na przesłuchania, musiałem zapierdzielać w szpitalu równo z każdej strony jak i
w szkole. Również chwile spędzane z nim w gabinecie nie należały do
najprzyjemniejszych. Ale mogę powiedzieć z dumą, że siedząc tydzień na
drewnianym startym krześle w samej bieliźnie i milcząc gapiłem się na niego
smagany zimnym powietrzem nauczyłem się idealnie odczytywać jego gesty,
zamiary, myśli. O. Właśnie teraz rozglądał się niby od niechcenia po swoim
biurku rozpakowując jednocześnie jeden z kartonów. Szukał czegoś. A mianowicie…
-
Poszedł z nim Sensei na zaplecze. Tam go znajdziesz.- Powiedziałem przyglądając
się Naora’e, która z kolei nie spuszczała wzroku z niego. A żeby było śmiesznie
cała klasa spojrzała na mnie. Wrócił po chwili niosąc w ręku swoje czarne
pióro.
-
Tak jak zacząłem mówić na początku, każde z was w sumie z nas tak na dobrą
sprawę jest magiem.- Kontynuował wcześniejszy wywód. Wszyscy z niezrozumieniem
wypisanym na twarzy spojrzeli na niego.- Tutaj w Sferze 22 jak i innej
powietrze z powierzchni jest przetaczane przez wiele kondygnacji filtrów więc
wy osobiście wdychacie czyste powietrze. Jeżeli jednak któreś z was było by
podatne na gen X wtedy nawet jeżeli byście wdychali najczystrze powietrze to
wasz wrażliwy organizm i tak wszedł by w reakcje z minimalną ilością
promieniotwórczych pierwiastków znajdujących się w powietrzu. Tyle, że żaden z
was nie jest magiem więc nie ma rekacji. Jeżeli z kolei wyszlibyście na powierzchnie
nie mając na sobie Synaptorów to niestety już nic by was nie uratowało. Czy to
wyjdzie Łowca, Normalny człowiek, medyk, Wybraniec. Każdy zacznie mutować i nie
będzie mógł wrócić do domu. Za chwile rozdam wam wszystkim Synaptory. Założycie
je grzecznie na siebie i będziecie czekać.- Powiedział podając każdemu z osobna
pewne drewniane pudełeczka. Zajrzałem do swojego. Znajdował się tam jakby
plastikowy półokrągły kolczyk jakby do wargi, tylko grubszy.- Teraz wszyscy
wyciągniecie swoje Synaptory. Nie odkręcajcie kulek. W nich znajduje się słabe
antidotum które oczyści powietrze w waszych nozdrzach jeżeli istnieje możliwość
mutacji. Jeżeli jesteście na powierzchni i antybiotyk zostaje doprowadzony do
waszego ciała Synaptor wydaje potworny dźwięk słyszalny w obrębie stu
kilometrów. Wtedy inny Łowcy którzy z wami wyszli do góry muszą dostarczyć was
jak najszybciej do Zsypu. Wracacie pod ziemie. Jeżeli macie szczęście jesteście
ludźmi jeżeli nie, nie macie szansy nawet pożegnać się ze znajomymi. Teraz tak.
Synaptory zakładamy w ten sposób…- Po zaprezentowaniu nam tego jakże
skomplikowanego zadania jakim było nasunięcie synaptorów jak kolczyka dla byka
tylko, że kuleczki umieszczamy we wnętrzu nosa nasz Sensei spojrzał na Naorę.
Ona jako jedyna nie dostała Synaptora.- Gotowa??
-
Tak.- Odpowiedziała i stanęła koło niego. Trzymał w ręku jakiś mały pistolecik.
Mierzył w jej szyję. W drugiej ręce zegarek. Naora podeszła do jednego z
kartonowych pudełek i wyciągnęła z niego metalową skrzynkę, która zaskwierczała
w jej ręku jakby ktoś położył na gorącą blachę kostki lodu. Otworzyła ową
skrzynkę i wyciągnęła z niej trochę zielonego piachu unosząc go do góry aby nam
pokazać. W tym samym momencie jej ciało stanęło w płomieniach a z jej ust
wydobył się przeraźliwy krzyk. Poderwałem się na równe nogi, ale po chwili
wszystko ustało a ja zostałem odprowadzony na swoje miejsce jednym chłodnym
spojrzeniem.
-
Jak dobrze mogliście zauważyć wasza koleżanka gdyby w jej przypadku mutowanie
było możliwe za pewne była by magiem ognia.
-
Chcesz mi powiedzieć, że ta cała szopka była tylko po to aby jakaś banda
degeneratów mogła zobaczyć co się stanie jak nie…- Nie mogłem znaleźć słów
łypiąc na niego gniewnie kiedy zanosił na rękach nieprzytomną Naorę na zaplecze.
Wrócił po chwili i spojrzał na mnie chłodnym spojrzeniem.
-
Tak. Po to to właśnie było.
-
Czyś ty do reszty rozum stracił?
-
Licz się ze słowami.- Warknął. Uniosłem się na sztywnych nogach i ignorując go
jak i cała klasę udałem się na zaplecze.- Pozwoliłem ci opuścić swoje miejsce?
-
Chyba powinieneś wiedzieć, że w takim momencie to do mnie nie podchodź.-
Odpyskowałem zaglądając jej pod powieki. Wszedłem ponownie do klasy wiedząc za
Naora za chwilę powinna wstać. Odskoczyłem przed jego ręką zmierzająco w moją
stronę. Zaskoczony spojrzał na mnie. Pokręciłem przecząco głową i zająłem swoje
wcześniejsze miejsce. Ktoś zapukał cicho do klasy, po czym do środka wszedł
Toshio.
-
Tak?- Katsuyoshi nie był zadowolony jego widokiem.
-
Dostaliśmy wezwanie.
-
Co znowu się stało?
-
Chodź ze mną. Wyjaśnię ci wszystko po drodze. Yaichiro poszedł już po Ryu.
-
Długo to zajmie czasu??
-
Jutro będziesz w szkole nie martw się.- Powiedział. Suyo wypuścił głośno
powietrze i zgarnął swoje rzeczy do torby.
-
Nao…
-
Wiem.
-
U mnie w gabinecie?
-
A uczniowie Ryu-sensei’a gdzie będą?
-
Na świetlicy. Zawsze ich tam zostawia.
-
Mogę ja też?- Zapytałem. Spojrzał na mnie uważnie.
-
Znasz tam kogoś??
-
Prawie wszystkich.
-
Dobra.- Zgodził się. Uśmiechnąłem się delikatnie. Odprowadziłem go wzrokiem.
Toshio spojrzał na mnie czujnie.
-
Młody tylko się zachowuj.- Powiedział. Klasa spojrzała zaciekawiona po sobie
nie wiedząc do kogo mówił nieznany im Łowca.
-
Wiem.
-
Żebym nie musiał znowu cię szukać.
-
No WIEM.
-
Nao…- Mój Opiekun zerknął na mnie przez ramię. Wypuściłem głośno powietrze i
machnąłem od niechcenia ręką jakbym odganiał się od natarczywej muchy.
-
Wiem, wiem. Po lekcjach wrócę grzecznie do domu.
-
Idziemy. Teraz możecie udać się do świetlicy. Nao zostaniesz z Naora w klasie i
sprzątniecie cały sprzęt. Tylko nie dotykaj pyłu. A Synaptory masz zabrać od
innych dopiero jak pył zostanie zabezpieczony.- Powiedział i wyszedł z klasy w
momencie kiedy Naora weszła do środka.
^^~^^
Siedziałem
na świetlicy naprzeciwko Giheia. Tylko my we dwoje zostaliśmy z kartami.
Graliśmy teraz o wygraną. Jeżeli ja wygram mogę mu rozkazać co tylko zechcę.
Jeżeli on wygra to wtedy role się odwrócą. Muszę wygrać. Za wszelką cenę muszę
wygrać.
-
Masz 17-stkę.- Powiedział w końcu Gihei. Graliśmy w dość prostą z reguły grę
karcianą. Przyglądałem mu się uważnie. Wziąłem głęboki oddech.
Powiedz
49.
Usłyszałem
w głowie głos który przerwał mi tok myślenia i zgubił w moich myślach gdzieś
cudowną dwudziestkę jaką chciałem właśnie podać.
-
49.- Powiedziałem. Ja położyłem swoje karty na stole które wskazywały 25. On
swoje które pokazywały równiutko z każdej strony 49. Uśmiechnąłem się
strzelając ze swoich kostek.
-
Sądząc po twojej minie szykujesz mu coś mocnego.- Zaśmiał się Doi. Koło niego
siedziała Naora.
-
Chcesz to usłyszeć przy nich czy na osobności?- Zapytałem dając mu możliwość
wyboru. Zmierzył mnie od góry do dołu. Zadrżał.
-
Na… na osobności.- Wydukał. Wstałem bez słowa i kiwając na niego głową
nakazałem mu iść za sobą. Wyszliśmy ze świetlicy i stanęliśmy przy drzwiach.-
Słucham. Co mam robić?
-
Najpierw powiedz jaka będzie kara jeżeli tego nie zrobisz?
-
No nie wiem. Wymyśl ty.
-
Jesteś tego pewien?
-
Tak.
-
Ok. No to pomyślmy…- Podrapałem się po brodzie wywalając oczy na sufit.- Ok.
Wiem. Do momentu aż nie ukończę 4 poziomu nauczania i nie opuszczę szkoły
będziesz do niej chodził…w damskim mundurku.- Zadecydowałem. Otworzył szerzej
oczy.- Wiesz oczywiście, to się wytnie tamto się wklei. Włoski zapuścisz,
trochę się ciebie pomaluje, przebijemy uszka. Butki też odpowiednie dla
dziewczynki.- Dodałem. Pokręcił przecząco głową.- Co? Sam przecież
powiedziałeś, że mam wybrać karę.
-
Ale bez przesady. Przecież ty będziesz jeszcze dobre z trzy lata do szkoły
chodził.
-
To jeżeli nie dotrzymasz umowy zakładu lepiej módl się abym skończył ją do
końca następnego roku.
-
A jeżeli nie zrobię i tego i tego??- Zapytał. Spojrzałem na niego uważnie.
Odsunął się ode mnie.- Mówię tylko „Jeżeli”. Tak się pytam,
-
Wtedy na jakimś z apeli porządkowych nim przyjdą nauczyciele wciągnę cię na
scenę, rozbiorę cię do naga, przywiąże przodem do całej szkoły do krzesła
rozkraczonego jak żabę na liściu i umieszczę w tobie włączony wibrator.
Zostaniesz tak do przyjścia jakiegoś z nauczycieli. Pamiętaj, że zrobię to tak
abyś dłuuuugo tak siedział.- Powiedziałem. Przerażony kiwnął głową na znak, że
rozumie o co mi chodzi.
-
No to co mam zrobić za przegraną grę.
-
Do momentu aż ci nie powiem masz udawać…- Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem
się gorzko.- Mojego chłopaka.
-
Nao!- Krzyknął cofając się ode mnie.
-
Chodzenie za ręce, przytulanie się, słuchanie się mnie, miłe słówka, mizianie
po włosach ewentualnie całus w policzek. Nic więcej. Wiesz, randki też w to wchodzą.
Odpada tylko seks i całowanie.
-
Ale… ale dlaczego?!- Zawołał zrozpaczony.
-
Bo ja tak chcę.- Powiedziałem. Pokręcił przecząco głową.- Chcesz chodzić po
szkole w spódnicy?!
-
Ale… Nao…
-
Sam dałeś mi wolną rękę.
-
Powiedź mi…dlaczego…?
-
Czy nie powiedziałem wyraźnie… bo tak chcę.
-
Na jak długo?
-
Aż mi się nie znudzi.
-
W szkole, domu, na ulicy też?
-
Wszędzie gdzie ktoś nas może zobaczyć. O prawdzie wiemy tylko my dwaj.-
Powiedziałem.- Nie toleruje zdrady ani nic w tym rodzaju.- Otworzyłem drzwi od
świetlicy.- Nikt ma się o tym nie dowiedzieć.
-
To co chcesz powiedzieć reszcie?
-
Że przez najbliższe dwa tygodnie sprzątasz w domu toaletę.- Zaśmiałem się.
Popchnął mnie mocno do przodu aż wpadłem na drzwi.
-
Nao!! Ty idioto!- Krzyknął i uciekł w głąb korytarza. Pomasowałem obolały bark
i usiadłem na swoim miejscu.
-
Co ty mu zrobiłeś?
-
Powiedziałem mu co ma robić w ramach przegranej.
-
I tak zareagował?
-
Chyba zareagował na karę jaką wymyśliłem jak nie dotrzyma wytycznych
przegranej.
-
A co to za kara?
-
A takie tam coś.- Powiedziałem drapiąc się po nosie i uśmiechając się
delikatnie. Gihei usiadł koło mnie nie patrząc w moją stronę. Poczułem przy
swojej nodze ciepło jego nogi. Wychyliłem się w jego stronę kładąc głowę na
zgiętej ręce.- Gniewasz się nadal?
-
Spadaj.
-
Oj przestać. To nie potrwa długo.
-
Weź się odw… NAO!- Krzyknął kiedy delikatnie uszczypnąłem zębami jego ucho.
Głupio się tak czułem. Doi i Naora patrzyli na mnie zaskoczeni.
-
Słucham?- Zaśmiałem się cicho.
-
Nie rób tak.
-
Bo??
-
Głupek.- Mruknął pod nosem i położył twarz na stoliku tak jak i ręce. Wróciłem
do rozmowy z pozostałymi. A w sumie spojrzałem na ich zaskoczone miny. Gihei
odwrócił twarz w drugą stronę i położył na mojej dłoni swoją chłodną jak lud
dłoń. Spojrzałem na niego z ukosa. Nie
zabrałem ręki… była zimna…
^^~^^
Robiliśmy
tak już od tygodnia. W szkole aż huczało od plotek. Gihei chodził za mną, na
lekcjach siedzieliśmy razem, do szkoły i ze szkoły chodziliśmy razem, zawsze
trzymając się za ręce. Dzień po tamtej rozmowie wchodząc do szkoły trafiliśmy
na korytarzu na Ryu-senseia…
-
Naoki pozwolisz za mną.- Powiedział. Spojrzałem na niego trzymając za drżącą
dłoń Gihei’a.
-
Areszt już odbębniłem, więc jeżeli chodzi o sprawy szpitalne to nie mam o czym
z sensei’em rozmawiać. W szkole tak samo, ponieważ wszystkie sprawdziany mam
zaliczone jak i wszystkie wypracowania oraz prace domowe oddane.
-
Nie dyskutuj ze mną.- Powiedział.
-
Nie pójdę.- Powiedziałem ciągnąc Gihei’a za sobą. Drogę zaszedł mi mój Opiekun.
Gihei spojrzał na mnie zaskoczony kiedy temperatura mojego ciała musiała spaść
o jakieś pięć stopni w dół.
-
Nao w tej chwili masz wykonać polecenie Ryu-senseia.- Powiedział opierając się
o futrynę drzwi prowadzących do klasy w jakiej miałem mieć teraz zajęcia.
-
Poczekaj na mnie w klasie. Niedługo do ciebie wrócę.- Powiedziałem do Gihei’a
przytulając go mocno.- Będzie dobrze.
-
Nie idź…
-
… zagrzej mi krzesełko swoim zgrabnym tyłkiem.- Powiedziałem i potargałem mu
włosy idąc za nauczycielem od biologii. Mijaliśmy kilka znajomych twarzy, ale
jakoś zbytnio się im nie przyglądałem. Weszliśmy do jego gabinetu. Drzwi
zamknęły się za mną z cichym pyknięciem
a ciemne palce zakleszczyły się na mojej szyi unosząc mnie delikatnie do góry.
a ciemne palce zakleszczyły się na mojej szyi unosząc mnie delikatnie do góry.
-
Co ty kurwa odpierdalasz za szopkę z Giheiem?!- Warknął do mojego ucha. Nie poznawałem
jego delikatnej i wiecznie uśmiechniętej twarzy przyjaznego nauczyciela bioli.
I najbardziej zaskoczyło mnie to, że tak otwarcie przyznał się do tego iż coś go łączy z jakimś uczniem. No może nie jeszcze aż tak otwarcie ale to już tylko kwestia czasu. Podrapałem ramię dłoni przygważdżającej m mnie do ściany, ale nadal nie puszczał.- Nie myśl, że ujdzie ci płazem to, że położyłem na nim swoje łabska. Zapamiętaj to!- Dodał. Nie miałem już czym oddychać. Zamknąłem oczy.
I najbardziej zaskoczyło mnie to, że tak otwarcie przyznał się do tego iż coś go łączy z jakimś uczniem. No może nie jeszcze aż tak otwarcie ale to już tylko kwestia czasu. Podrapałem ramię dłoni przygważdżającej m mnie do ściany, ale nadal nie puszczał.- Nie myśl, że ujdzie ci płazem to, że położyłem na nim swoje łabska. Zapamiętaj to!- Dodał. Nie miałem już czym oddychać. Zamknąłem oczy.
Nao
nie rób tego. Katsuyoshi cię gołego powiesi na maszcie szkoły!
Usłyszałem
głos w głowie, ale było już za późno. Jeden szybki ruch wykonany z zamkniętymi
oczami. Osunąłem się po ścianie w dół kiedy ręka ściskająca moje gardło
zniknęła z niego a jej właściciel wylądował na ziemi trzymając ją kurczowo przy
swoim torsie. Sądząc po tym jak wyglądała musiałem ją złamać w dobrych trzech
miejscach.
Kurwa!
Przesadziłeś! Mogłeś to robić bez łamania!
Wiesz, że ten ruch
zawsze łamie kości.
To
mogłeś połamać mu ją tylko w jednym miejscu, a nie w trzech. Suyo tutaj idzie!
Spierdalaj!
Phi! Gdzie kurwa?!
Drzwi
otworzyły się z hukiem. Do środka wpadł mój Opiekun, a za nim jak cień Gihei.
Obaj spojrzeli najpierw na Ryu-sensei a później na mnie.
-
Co się tutaj wyprawia?!
-
Rozmowa dyscyplinarna, nie widać?- Odpyskowałem wstając z ziemi.- Jeżeli będę
miał jakieś siniaki na szyi to cię kurwa plastikową łyżeczką wykastruję!- Warknąłem
na Ryu-sensei. Moja twarz wylądowała na biurku. Lewa ręka została przytrzymana.
Zimne palce zaciskały się na moim karku.
-
Licz się ze słowami gówniarzu.- Syknął Katsuyoshi trzymając mnie mocno. Nie
szarpałem się. Gdyby trzymał moją drugą rękę… ale nie trzymał jej.
-
Nao… Ryu-sensei…
-
Kazałem ci w klasie cze…- Nie mogłem nic więcej powiedzieć. Jeżeli poluźnię
mięśnie szyi to zmiażdży mi kark.
-
Ryu dlaczego dusiłeś mojego podopiecznego.- Warknął mój Opiekun.
-
Nie mieszaj się do tego.
-
Nie będziesz mi mówił, co mam robić a czego nie. To mój podopieczny.
-
Sam go pobiłeś! Sam go dusiłeś! Więc się odjeb!
-
To MÓJ podopieczny.- Powiedział. A wręcz warknął. Nie widziałem jego twarzy ale
mogłem ją sobie wyobrazić.- Czy mam teraz tutaj skręcić kark temu
dzieciakowi?!- Krzyknął. Gihei odsunął się od niego przerażony. Ryu zasłonił go
swoim ciałem.
-
Tylko spróbuj.- Warknął na niego. Widziałem jego twarz. Nieźle musiała mu
dokuczać ta ręka.- Nao następnym razem to ja zabiję ciebie jeżeli jeszcze raz się
do niego zbliżysz albo go ruszysz!- Krzyknął na mnie. Pozwoliłem aby odebrano
mi sporą część powietrza.
-
A to… niby… dlaczego?- Wycharczałem spomiędzy jego palców.
-
Ponieważ on był, jest i będzie mój!- Krzyknął. Katsuyoshi poluźnił uścisk ale
nie pozwolił mi się wyprostować.
-
Nie widziałem aby był podpisany w jakimkolwiek miejscu na ciele.
-
Zapamiętaj to sobie!
-
Mogę chodzić z kim chcę.
-
Odpierdol się od niego.
-
Bo co? Ktoś kto gówno o nim wie, nie rozumie go i w ogóle traktuje go jako
swoją zabawkę ujścia napięcia seksualnego nie ma prawa mi mówić, że mam się
odwalić od niego. Ja go darze ciepłymi uczuciami. Nie pozwolę aby się czegoś
bał, aby cierpiał. Jestem jego chłopakiem i to sto razy lepszym niż…-
Katsuyoshi został odepchnięty a ja znowu wisiałem w powietrzu! Zrobił to! Ze
złamaną ręką! Suyo-sensei wpadł na biurko przewracając je na bok. Poderwał się
na równe nogi
i doskoczył do niego gniotąc mu gardło. Wtedy to Gihei skoczył mu na ramię i zatopił w nim zęby.
i doskoczył do niego gniotąc mu gardło. Wtedy to Gihei skoczył mu na ramię i zatopił w nim zęby.
-
K…Kocham…- Wycharczał siny na twarzy.
-
Phi! Pff…- Bez problemu uwolniłem się z jego uścisku.- Idę na lekcję.-
Oznajmiłem ni
z gruszki ni z pietruszki. Zatrzymałem się przy drzwiach patrząc przez ramię na ich skamieniałe mordy.- Jeżeli Gihei jeszcze raz przez ciebie zapłaczę to ci go sprzątnę sprzed nosa.- Powiedziałem
i wyszedłem idąc szybkim i pewnym krokiem przez korytarza. Dzisiaj właśnie na tej lekcji powinienem mieć sprawdzian z EPTA. Jeżeli się na niego spóźnię to mnie babsko wredne usadzi
w kozie po lekcjach. A nie chce mi się zostawać dłużej w tej instytucji bez powodu. Otworzyłem drzwi od klasy.
z gruszki ni z pietruszki. Zatrzymałem się przy drzwiach patrząc przez ramię na ich skamieniałe mordy.- Jeżeli Gihei jeszcze raz przez ciebie zapłaczę to ci go sprzątnę sprzed nosa.- Powiedziałem
i wyszedłem idąc szybkim i pewnym krokiem przez korytarza. Dzisiaj właśnie na tej lekcji powinienem mieć sprawdzian z EPTA. Jeżeli się na niego spóźnię to mnie babsko wredne usadzi
w kozie po lekcjach. A nie chce mi się zostawać dłużej w tej instytucji bez powodu. Otworzyłem drzwi od klasy.
-
O Nao właśnie sprawdza…- Nauczycielka stała przy biurku z dziennikiem w ręku.
Przerwała swoją wypowiedź kiedy moje ciało zostało uniesione do góry i plecami
boleśnie uderzyłem o ścianę. Jedna ręka. Starczyła tylko jedna jego ręka
zaciśnięta na moim mundurku aby uniósł mnie wysoko nad podłogę klasy i
przycisnął mocno do ściany. Złapałem go za przegub ale wiedziałem, że to i tak
nic nie da.
-
Po tej lekcji. W. MOIM. GABINECIE. BEZ. GADANIA.- Warknął. Ledwo widocznie
kiwnąłem twierdząco głową. Puścił mnie i wyszedł bez słowa z klasy. Osunąłem
się po ścianie kaszląc głośno i trzymając się za gardło. Ryu przy nim to słaba
panienka jeżeli chodzi o duszenie. Oddychanie mnie bolało. Shoken-sensei
klęczała przede mną.
-
Nao wszystko w porządku? Możesz oddychać? Czy coś cię boli?- Zapytała
wyciągając do mnie rękę. Zatrzymałem ją jednym ruchem dłoni świadczącym, że nie
potrzebuje pomocy.
-
Żyję więc jest dobrze.- Powiedziałem wstając ledwo na nogi. Cała klasa gapiła
się na mnie jak na jakiś okaz w zoo.
-
Czy on tak zawsze?- Zapytała. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się mrużąc przy
tym oczy.
-
Czasami jak ma zły humor to zdarzy mu się to i owo.- Powiedziałem i zabierając
swój plecak z ziemi usiadłem na swoim miejscu.- Proszę sobie tym głowy nie
zawracać.
-
Pójdziesz do niego po lekcji?
-
A mam inny wybór?- Zapytałem kpiąco wyciągając z plecaka książki.
-
Zostań tutaj.
-
Życie mi jeszcze miłe. Wtedy to na pewno mnie zabije jak się nie pojawie w jego
gabinecie.- Powiedziałem.
-
Nao. Tak nie można. Przecież on jest niezrównoważonym…- Uderzyłem pięścią o
ławkę.
-
Proszę przestać. To mój Opiekun więc proszę się do tego nie mieszać.-
Poprosiłem ją patrząc na tablicę. Co było jednoznaczne z urwaniem przeze mnie
tematu.
***********************************************************
to koniec na dzisiaj. Mam nadzieję, że wam się spodobało:)
Pozdrawiam:
Gizi
Hej,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział.... biedny Nao Katsuyoshi wciąż się na nim wyżywa... albo go przygniecie do stołu, albo go poddusi.... mam wrażenie, że to zadanie jakie wyznaczył Giheiowi po przegranej miało na celu zdenerwować Ryu.... Nao bardzo swobodnie rozmawia ze swoim senseiem, choć boje się co go może spotkać jak się uda do jego gabinetu...
Mam nadzieję, że to nic poważnego...
Multum weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
nie no, Nao jest naprawdę sponiewierany .. -.-' Suyo to normalnie terror na każdym kroku.. Ale i tak go lubię <3 :D Ps. Ta szkoła to niby szkoła, ale jakaś patologia normalnie :D Niby nieśmieszne ale mnie bawi:D Cóż tak to jest jak się ma zryty łeb :D lecę czytać dalej, chociaż zastanawiam się, czy nie poczekać jeszcze trochę aż bd więcej rozdziałów :D
OdpowiedzUsuńNo ciekawie nie powiem.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że ten mały płakał przez tego nauczyciela ;-;
Oby teraz już wszystko było okej ><
Żal mi tego malca no!