:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

środa, 25 grudnia 2013

10. „Tylko ja mogę nazwać siebie głupkiem i nie chcę tych słów słyszeć od innego głupka.” 10.

Hejka!!
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku to tak na początek.
Wiem, że rozdział miałam dodać dopiero za dwa dni no ale w ramach prezentu świątecznego dodaje go dzisiaj:)
mam nadzieję, że się spodoba:)
*************************************************************
Od kiedy pod moim dachem ukrywa się prawomocny Łowca w ogóle nie mogę skupić się na niczym tak naprawdę. Szybko wychodzę ze szkoły, nigdzie nie zachodzę tylko prosto do domu aby mieć pewność, że tam jest i nikt go nie znalazł. To już się ciągnęło od tygodnia. Kilka razy u siebie
w szkole widziałem poszczególnych członków oddziału Suyo. Atmosfera była strasznie napięta. Nie wiedziałem o co chodziło, ale milczałem.
Katsuyoshi chodził poddenerwowany. Nawet nauczyciele go omijali. A ja biedny musiałem
z nim siedzieć. Za jakie grzechy ja się pytam?! Siedziałem  właśnie w gabinecie pielęgniarki szkolnej (miałem mały wypadek na gimnastyce) kiedy do środka wszedł Izo z ręcznikiem przyciśniętym do głowy. Spojrzeliśmy na siebie.
- A tobie co?- Zapytał uśmiechając się krzywo i siadając na kozetce. Za chwile zajmie się nim pielęgniarka.
- Miałem mały wypadek na gimnastyce.- Powiedziałem. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Nie wydaje się aby były połamane.- Powiedziała pokazując mi zdjęcie rentgenowskie moich rąk. Miała rację.
- Nie są.
- Na przyszłość proszę uważać.- Powiedziała karcącym głosem.
- Następnym razem mi się uda i to on tutaj trafi tyle że z połamanymi rękoma.- Odpowiedziałem przyklejając sobie na łokcie plastry. Kolana już zakleiłem. Pielęgniarka spojrzała na Izo.
- A ciebie skarbeńku co tutaj przywiało?- Zapytała. Odsłonił zakrwawioną część ciała. Od razu zaczęła z niej cieknąć soczyście czerwona krew. Otworzyłem szerzej oczy.- Co ci się na boga stało?!
- Odwróciłem się do tyłu.- Odpowiedział. Pielęgniarka spojrzała na niego jak na osobę niespełna psychiczną.
- Nie rozumiem.- Przyznała po chwili.
- Nie mów mi, że miałem teraz lekcje z nim.
- Taaaaaaa….- Powiedział.- Zrobi z tym coś pani. Muszę wracać na lekcje. I tak udało mi się załatwić możliwość wyjścia. Normalnie przyszedłbym tutaj na przerwie.- Dodał.
- Co za „nim”? O kogo wam chodzi??- Zapytała.
- O mojego Opiekuna.- Powiedziałem.
- A kim on…?- Urwała kiedy pokazałem jej palcem na przepaskę na swojej głowie. Podeszła do swojego biurka. Włączyła megafon.- Katsuyoshi proszony do gabinetu pielęgniarki!! TERAZ!!- Rzuciła słuchawką o biurko i podeszła do Izo.
- Ja może już pójdę…- Zacząłem. Spojrzała na mnie usidlającym spojrzeniem.- Ale mi naprawdę nic nie…
- Kładź się i leż. Jeszcze głowy prześwietlenia nie mam.- Warknęła.
- Ale z moją głową wszystko w porządku.- Odpowiedziałem. Spojrzała na mnie. Wypuściłem głośno powietrze i położyłem się na kozetce. Ja naprawdę nie chcę się teraz z nim widzieć.- Niech mu pani o mnie nic nie mówi.- Dodałem cicho gapiąc się w sufit.
- Czym on cię tak uderzył??
- Kredą.
- Kredą i takich obrażeń doznać?
- Dostałem kredą i głowa odskoczyła mi na bok uderzając jednocześnie o kant szafki.- Wyjaśnił. Pielęgniarka nie mogła w to uwierzyć.
- Ale KREDĄ?!
- On ma taką destrukcyjną siłę, że jakby chciał to by panią ziarenkiem słonecznika powalił.- Wyjaśniałem cicho. Poczułem na sobie jej spojrzenie.

** 5 minut później**
Izo był już po prześwietleniu. Zabrała się za zszywanie jego rozwalonej głowy kiedy do gabinetu wszedł mój Opiekun.
- Czego znowu chciałaś kobieto?- Zapytał podkurwionym głosem. Po pomieszczeniu rozniosło się echo uderzenia. Poderwałem się na łokciu patrząc za siebie (drzwi były za moją głową). Katsuyoshi patrzył w bok! Ona to zrobiła?! Uderzyła go?!
- Tyle razy ci powtarzałam: NIE PODNOŚ RĘKI NA SWOICH UCZNIÓW BO CIĘ WŁASNORĘCZNIE WYKASTRUJE!!!- Wydarła się na niego i znowu go uderzyła. Wróciłem do swojej wcześniejszej pozycji zaciskając mocno dłonie na uszach oraz powieki. Zwinąłem się w kłębek chowając się pod kołdrą. Po chwili ktoś położył mi rękę na plecach. Odsłoniłem uszy.- Boli cię coś?- Zapytała pielęgniarka. Pokiwałem przecząco głową nie wyłaniając się spod kołdry.
- A temu co?- Zapytał Katsuyoshi.- Wagarowicz czy co?
- Poszkodowany.
- Tak poszkodowany, że musisz go pod kołdrą chować. Czyli widać ktoś lepiej traktuje dzieciaki niż ja i ty się wściekasz o małe rozcięcie.
- Ja go nie chowam. Sam się chowa. Najwyraźniej nie chcę teraz widzieć twojego ryja.- Warknęła na niego. Przestałem oddychać.
- Uważaj co mówisz.
- To ty uważaj co robisz.- Powiedziała. Ktoś otworzył drzwi od jej gabinetu po czym zamknął je po chwili. Zaszeleścił jakiś papier. Pielęgniarka wypuściła głośno powietrze.- Najwyraźniej z twoją głową wszystko w porządku tak jak z rękoma więc możesz wracać na lekcje.- Dodała. No jak mówiłem to mnie nie słuchała a teraz każe mi stawać przed nim. Usiadłem na łóżku.
- Od początku mówiłem, że z moją głową wszystko w porządku.- Powiedziałem ubierając na nogi buty. Wziąłem od niej zdjęcie i spojrzałem na nie. Miała rację.
- Coś ty znowu zmalował?- Zapytał Katsuyoshi. Opierał się  o futrynę drzwi. Miał czerwoną twarz. Musiał kilka razy dostać.
- Nic. Wypadek na Gimnastyce miałem mały.
- Czyli?- Zapytał. Przyglądał mi się uważnie.
- Powiedział, że nie chcę abym ci mówiła o co chodzi więc musisz to od niego sam wyciągnąć.- Powiedziała pielęgniarka. Spojrzałem na nią wściekłym spojrzeniem.
- Istnieje takie coś jak tajemnica zawodowa.- Warknąłem na nią.
- Przecież nic mu nie powiedziałam.
- Tajemnica obowiązuje nawet zwykłe rozmowy.- Wyjaśniłem. Stanąłem naprzeciwko swojego Opiekuna.- Mogę wracać na lekcje?- Zapytałem. Przyglądał mi się przez chwilę. Uniósł rękę do góry. Zacisnąłem mocno powieki szykując się na nową porcję bólu. Ostatnio był w takim nastroju, że starałem się go unikać jak ognia a teraz spotykam go tutaj. Poczułem na głowie ciężar jego ręki. Potargał mi kilka razy włosy. Spojrzałem na niego zaskoczony. Uśmiechał się delikatnie. Był zmęczony. W jego oczach zagościł ból. Coś strasznie go wykańczało.
- Wracaj. I na przyszłość bardziej na siebie uważaj.- Powiedział cicho i puścił mnie przodem. Odwróciłem się na chwilę idąc korytarzem. Widziałem jak drzwi zamykają się za nim a on klęczy na podłodze. Pobiegłem na zewnątrz gdzie miałem właśnie lekcje.

^^~^^

Siedziałem u siebie w salonie gapiąc się na nich wszystkich jak na jakiś idiotów. Był u mnie Katsuyoshi, Yujiro, Yaichiro (jego brat był u mnie w szafie w pokoju ale mniejsza o większość), Torazo, Yuke, Sakue, Suko oraz trzech facetów których widziałem pierwszy raz na oczy.
Jeden z nich średniego wzrostu, ubrany w ciemne jeansy, biała koszulę. Czarne długie włosy rozpuszczone oraz ciemne oczy. Nie mogłem zidentyfikować koloru. Na ręku czerwone koraliki.
Drugi wysoki szczupły szatyn o fioletowych oczach. Na nogach białe buty. Ciemno niebieskie spodnie ze złotymi wstawkami (kojarzą mi się z elementami miodu czy jakoś tak). Na łydkach coś jak onuce. Ten struj kojarzył mi się ogólnie ze strojami jakie widziałem w dzieciństwie w książkach. Wyglądał jak ninja.
Trzeci ostatni z nich wszystkich wysoki szczupły szatyn (ciemniejsze włosy niż ten drugi), brązowe oczy. Ubrany w kremowe bojówki podwinięte do połowy łydek, błękitną koszulkę z kapturem. Na prawym ramieniu koszulki widniał jakiś dziwny znak. Cienki…RÓŻOWY(?!) pasek do spodni. Na głowie ukośnie ulokowane gogle.
- Dobra nim to powtórzę…- Katsuyoshi wypuścił głośno powietrze.- Wiem o co ci chodzi, ale mógłbyś mi trochę zaufać.
- Nie mam zamiaru.- Odpowiedziałem. Uśmiechnął się krzywo. Wskazał na pierwszego z nich.- Ryoko. 18 Lat. Jest Lotnikiem w moim oddziale.- Powiedział. Pokazał na tego drugiego.- Munoto. 16sto letni szermierz.- Pokazał na ostatniego.- Washichi. 16 lat. Nawigacja.- Wyjaśnił. Pokazał na mnie palcem.- A ten tutaj to mój podopieczny ze szkoły. Szesnastoletni Naoki.- Powiedział. Wszyscy mi się przyglądali. Była jedna wspólna cecha dla tych tak różnych twarzy. Każdy z nich był strasznie zmęczony. Mieli sine cienie pod oczami oraz czerwone oczy.
- Spoko. Teraz co was wszystkich ZNOWU do mnie sprowadza?- Zapytałem.
- Naprawdę uważasz, że to coś da radę?- Zapytał Yujiro. Jak ja UWIELBIAŁEM tego kolesia. No po prostu tak bym go przytulił że by mu powietrza brakło i by się w końcu menda jedna udusiła.
- Brutus to jedyne miejsce w którym nie byliśmy. A żeby po nim chodzić musimy mieć ze sobą jakiegoś jego mieszkańca.- Wyjaśnił mój Opiekun.
- Ok. Od początku.- Wtrąciłem się przed otwierającego usta nowo poznanego Ryoko.
- Z racji tego, że jesteś mieszkańcem tej dzielnicy i potrzebujemy twojej osoby chcę twojej pomocy.
- Co ja za to będę miał?- Zapytałem.
- Jak on śmie?!- Krzyknął Washichi wstając na równe nogi. Spojrzałem na niego.
- Każ mu się uspokoić bo was wszystkich stąd wykopie.- Powiedziałem. Katsuyoshi kiwnął na niego głową. Usiadł bez słowa.
- Co będziesz za to miał? Wiedziałem, że się o to zapytasz.- Powiedział. Wyciągnął z kieszeni jakąś kopertę.- Jeżeli nam pomożesz automatycznie awansujesz na 4 poziom szkolny. Szybciej ukończysz szkołę.- Powiedział przyglądając mi się uważnie. Otworzyłem szerzej oczy. Wyciągnąłem rękę po kopertę. Podał mi ją. Przeczytałem jej zawartość. Nie kłamał. Ukryłem twarz w dłoniach. Nie wiem o co chcą mnie prosić w czym mam im pomóc ale jeżeli im pomogę to wtedy nie będę musiał męczyć się z tym debilnym planem, szybciej ukończę szkołę i będę mógł robić co mi się żywnie podoba. Ale… znając mojego Opiekuna to o co chcą mnie prosić nie może być ani łatwe ani przyjemne w wykonaniu. No ale co począć. Taka okazja nie przytrafia się dwa razy w życiu. A na trzecim poziomie nauczania mogę siedzieć nawet pięć lat i nigdy nie dojść do czwartego poziomu. Spojrzałem na niego uśmiechając się szeroko. Wyciągnąłem w jego kierunku rękę. Uścisnął ją.
- Umowa stoi.- Powiedziałem uśmiechając się szeroko.- Tylko teraz powiedz mi czego dokładnie ode mnie oczekujesz.- Dodałem. Przyjrzał mi się jeszcze przez chwilę po czym spojrzał na swój oddział.
- Jeden z członków mojego oddziału zaginął jakiś tydzień temu. Odbyły się poszukiwania na powierzchni oraz prawie w całej naszej Sferze. Nie szukaliśmy go tylko w twojej dzielnicy oraz tam gdzie ty się ukrywałeś ostatnim razem.- Wyjaśnił. Przybrałem poważny wyraz twarzy chociaż jakbym mógł to bym go śmiechem zabił w tym momencie.- Ty najlepiej znasz tą dzielnicę więc możesz wiedzieć gdzie on jest. Chodzi o to, że chcę abyś pomógł mi go znaleźć. To możesz traktować jako test wstępny do przejścia z jednego poziomu nauczania na drugi.- Dodał. Kiwnąłem twierdząco głową. Spojrzałem na jego odział.
- Macie jakieś jego zdjęcie czy coś?- Zapytałem.
- To mój brat.- Wyjaśnił Yaichiro. Ponownie kiwnąłem twierdząco głową. Wypuściłem głośno powietrze podchodząc do schodów.
- Naoki??- Katsuyoshi odezwał się do mnie wątpliwym tonem głosu. Spojrzałem na niego.
- Powiedziałem, że pomogę. Dzięki temu mogę awansować do wyższego poziomu szkolnego. Taka okazja nie przytrafia się dwa razy i nie mam zamiaru jej zmarnować. Po prostu pójdę się przebrać.- Wyjaśniłem wchodząc po schodach. Kiwnął twierdząco głową.- Poczekajcie w salonie. I niech nikt z niego nie wychodzi bo zabije.- Dodałem i wszedłem do swojego pokoju. Odczekałem chwilę opierając się plecami o drzwi.- Słyszałeś??- Zapytałem szeptem. Drzwi szafy uchyliły się delikatnie.
- Taaa…
- Wiesz co zamierzam zrobić?
- Taaa… na samym początku mi powiedziałeś.- Odpowiedział. Otworzył drzwi i wyłonił się z szafy. Twarz już mu się w większości wygoiła. To co pod koszulką też.
- Wracasz po dobroci czy mam cię siłą wziąć?- Zapytałem. Zaśmiał się.
- Wybacz, ale nie chcę jeszcze wracać i nie chcę być BRANY siłą przez ciebie- Zachichotał. Załapałem i pokiwałem przecząco głową otwierając usta aby zaprzeczyć, ale uprzedził mnie.- więc…- Ruszył w stronę wyjścia. On naprawdę wierzył, że nie dam rady. Uderzyłem go mocno w głowę kopiąc jednocześnie w tył kolan. Upadł na podłogę trzymając się mocno za głowę. Złapałem go pod ręce i ciągnąc go po ziemi wyszedłem z nim z pokoju. Trochę się namęczyłem ściągając go ze schodów. W kakofonii uderzeń usłyszałem głos mojego Opiekuna „Nie wychodź z tego pokoju bo on naprawdę cię zabiję”. To wielkie cielsko które właśnie ze sobą taszczyłem zaczynało odzyskiwać świadomość sytuacji więc ponownie uderzyłem go w głowę. Wchodząc tyłem do salonu zgięty w pół wciągnąłem go i rzuciłem u wejścia siadając na jego torsie aby czasami nie nawiał.
- Proszę.- Powiedziałem uśmiechając się do swojego Opiekuna. Zaśmiałem się głośno. Poklepałem Toshio delikatnie po głowie.- Zobacz na ich miny.- Dodałem. Spojrzał na nich i też się cicho zaśmiał.
- Dobra młody. Nie mam zamiaru nawiać więc zejdź ze mnie.- Powiedział i puknął mnie w plecy. Zaśmiałem się cicho i zszedłem z niego.
- Możesz mi to wyjaśnić??- Zapytał Katsuyoshi. Spojrzałem na niego poważniejąc momentalnie.
- Hmmm… dokładnie co??
- Co ty właśnie zrobiłeś?- Zapytał przyglądając mi się uważnie.
- Właśnie teraz przyprowadziłem go tak jak obligowała do tego nasza umowa.
- Nie do końca rozumiem.
- Umowa mówiła, że jeżeli go znajdę to przechodzę na poziom wyżej w szkole. Ja swojej części dotrzymałem teraz twoja kolej.
- Ty mi lepiej powiedz jak go tak szybko znalazłeś. Przecież nawet z domu nie wyszedłeś.
- Po prostu. Wyszedł z szafy i wtedy ja go…
- Czekaj, czekaj. Jak to wyszedł z szafy?- Katsuyoshi przerwał mi  w pół słowa. Opuściłem głowę zrezygnowany. Wyjaśnienie mu tego będzie jak ból w dupie.
- Muszę wyjaśniać? JA miałem go tylko znaleźć.
- Musisz.
- A on nie może?
- Nie może!
- Eh… co za ból…- Zamarudziłem pod nosem ale szybko zabrałem się za wyjaśnienia widząc jego twarz.-  Przylazł do mnie na początku zeszłego tygodnia. Poprosił o przekimanie. Wtedy mu powiedziałem, że spoko. Mówił, żebym nikomu o tym nie mówił, że jest u mnie. Zgodziłem się ale
z góry mu powiedziałem, że jeżeli uznam iż wydanie go będzie dla mnie bardziej opłacalne to go wydam, a że jakieś pięć minut temu dostałem dość kuszącą propozycję to oddaje go wam.
- Nie jestem rzeczą…- Zaczął tamten ale przerwał widząc minę mojego Opiekuna.
- Chcesz mi powiedzieć, że przez cały ten czas miałeś go w domu i nic mi o tym nie powiedziałeś?!- Ryknął podrywając się na równe nogi. Schowałem się za Toshio.
- NIE PYTAŁEŚ!!- Odkrzyknąłem. Zatrzymał się przed Toshio patrząc na mnie.
- Wyjdź zza niego.- Powiedział.
- Tak mnie jeszcze nie powaliło!
- Naoki wyjdź. Już nie jestem zły.- Powiedział. Wyjrzałem zza ramienia Toshio. Suyo patrzył na mnie… tym samym spojrzeniem co w gabinecie pielęgniarki. Wysunąłem się delikatnie zza Toshio aby móc w razie co czmychnąć za niego z powrotem.
- Mogę.- Zaczął Ryoko. Spojrzałem na niego.- Mogę tutaj przez chwilę z nim pogadać na OSOBNOŚCI?- Zapytał kładąc nacisk na ostatnie słówko. Pokazałem na siebie palcem. Pokiwał przecząco głową. Przesunąłem palec na Toshio. Kiwnął twierdząco głową.
- Spoko tylko uważaj. Nie wiem co mu się stało ale był w nie zaciekawmy stanie kiedy do mnie przyszedł. Jedno z żeber może nadal być połamane więc proszę z nim rozmawiać DELIAKTNIE.- Powiedziałem. Spojrzeli na mnie pytająco. Toshio puknął mnie w czoło.
- Nic już nie mów.- Powiedział i usiadł na podłodze czekając aż wszyscy wyjdą.
- Dziękuje.- Ryoko skłonił się przede mną.- Katsuyoshi co by się nie działo niech nikt tutaj nie wchodzi.- Dodał do mojego Opiekuna. Odpowiedział dość opornym kiwnięciem głowy. Wzruszyłem ramionami i wyszedłem z salonu udając się do kuchni. Gihei mówił, że nie wraca dzisiaj na noc do domu. Doi z kolei, że wróci trochę później więc obiad mam zjeść sam. Nie chce mi się jeść, jeżeli mam być szczery. Sięgnąłem po jabłko.
- Yo. Można??- Do środka zajrzała Sakue. Kiwnąłem twierdząco głową zasłaniając usta.- Wiesz, że teraz rozwaliłeś cały system??- Zapytała i zaśmiała się cicho. Wzruszyłem ramionami.
- Sakue ja się zmywam, idziesz??- Zapytał…chyba Washichi jeżeli mnie pamięć nie myliła.
- Katsuyoshi pozwolił?
- Eh…- Usiadł na schodach zostawiając otwarte drzwi. To znaczyło, że nie. Wszyscy kłębili się na korytarzu. Wywaliłem ogryzek i nalałem sobie soku do kubka kiedy do moich uszu dotarł przeraźliwy huk a po nim stłumiony kaszel. Spojrzałem na drzwi salonu. Odstawiłem kubek na stole
i bez słowa wyszedłem na korytarz kierując się w stronę drzwi do salonu.
- Przestań.- Katsuyoshi położył mi rękę na ramieniu. Strąciłem ją. Złapał mnie ze lewą rękę.
Z salonu ponownie doszedł jakiś huk.
- Puszczaj.- Powiedziałem patrząc się przerażonym spojrzeniem na drzwi. Tam działo się coś co nie powinno się dziać, a oni wszyscy w normalny sposób stali sobie i nie reagowali. Trzymał mnie mono.
- Ryoko prosił aby nie wchodzić.- Przypomniał mi.
- Mam to gdzieś. Puść mnie w tej chwili wchodzę tam.- Powiedziałem stanowczo. Ktoś zaśmiał się cicho za moimi plecami.
- To nie jest śmieszne.- Powiedział Katsuyoshi i pociągnął moją rękę do tyłu. Złapałem
w zęby koniec chustki przewiązanej na moim nadgarstku na prawej ręce usztywniając go w taki sposób. Wypuściłem głośno powietrze. Odwróciłem się na pięcie i zamachnąłem się z całej siły uderzając go otwartą ręką w twarz. Zatrzymał się zaskoczony na ścianie puszczając jednocześnie moją rękę. W korytarzu zapanowała grobowa cisza.
- Aj, aj…Łaaaa…- Złapałem się za obolałą rękę, która piekła niemiłosiernie. Podskoczyłem kilka razy w miejscu przytulając ją do torsu. Po czym odwróciłem się i złapałem za klamkę od drzwi do salonu kiedy cały świat zawirował i patrzałem na wszystko od dołu. Wisiałem na czyimś ramieniu.
- Ale ci przypierdzielił.- Stwierdził Yujiro. Tylko jedna osoba w tym oddziale nosiła Haori.
- Jak skończą idźcie do domu wszyscy. Jutro spotkamy się tam gdzie zawsze.- Odpowiedział mój Opiekun wchodząc po woli po schodach. Szarpałem się próbując się uwolnić, ale nic nie skutkowało. Yaichiro pochylił się klękając na schodach aby pomachać mi na odchodnym. Pokazałem mu środkowy palec. Zachichotał cicho i… zobaczyłem przed nosem zamykające się drzwi mojego pokoju. Po chwili leżałem już na podłodze. Katsuyoshi kucał przede mną rozkraczony jak żaba na liściu.- Czy ty wiesz co właśnie zrobiłeś?- Zapytał. Mimo, że na twarzy tego nie okazywał w środku
w nim kipiało ze złości. Jego głos zdradzał wszystko. Odwróciłem twarz w bok obejmując ramionami kolana. Złapał moją twarz w dwa palce i zmusił abym na niego spojrzał.- Zadałem ci chyba proste pytanie.
- Ćye.- Odsunąłem jego rękę spoglądając ponownie w bok. Ręka mnie bolała. Musiałem coś sobie uszkodzić. Drżała mi coraz bardziej.- Uderzyłem mojego Opiekuna, nauczyciela i starszą osobę. I co z tego? Przecież to nie pierwszy raz.- Zauważyłem. Jego ręka zatrzymała się na krawędzi łóżka za moimi plecami.
- Przeginasz.- Warknął cicho. Próbowałem się od niego odsunąć, ale nie miałem jak. Chciałem uciec. Skrzywiłem się z bólu opierając się na prawej ręce. Bolała. Spojrzałem na nią. Była czerwona
i drżała. Wyciągnął w jej kierunku rękę. Kiedy nie zareagowałem na ten gest sam to zrobił. Odwiązał mi nadgarstek i przyjrzał się uważnie mojej ręce obracając ją delikatnie w swoich długich, zimnych palcach. Wypuścił głośno powietrze i wstał odwracając się do mnie tyłem.- Zostajesz tutaj.- Stwierdził.
- Chyba cię coś boli. Idę na dół.- Powiedziałem wstając na nogi. Wypuścił głośno powietrze kręcąc przecząco głową i przecierając oczy.
- Chyba wyraziłem się jasno.- Powtórzył. Prychnąłem pod nosem i ruszyłem przed siebie.- NAO…!!- Wpadłem na niego kiedy odwrócił się gwałtownie zachodząc mi drogę. Zamarłem zaskoczony. Widziałem jego zaskoczone spojrzenie. Oczy drgały delikatnie. Odwróciłem się gwałtownie zakrywając usta. CO TO BYŁO?! Przerażony patrzyłem na podłogę. Usta mnie piekły.
Gratuluje pierwszego pocałunku!
Usłyszałem w głowie znajomy głos i cichy śmiech. Pokiwałem przecząco głową. To się nie liczy jako pocałunek. Po prostu wpadłem na niego a że on chyba chciał się schylić do mojego poziomu to wyszło na to, że nasze usta… Nie!! Na chwiejnych nogach podszedłem do szafki z książkami
i sięgnąłem po słownik. Przerzucałem pospiesznie kartki. Znalazłem to czego szukałem. Przeczytałem cicho: Pocałunek – akt polegający na kontakcie ust z ciałem innej osoby (np. ustami, policzkiem, dłonią) lub przedmiotem. Słownik upadł na podłogę z głośnym hukiem.
- Um… Naoki…?- Zaczął mój Opiekun. Drgnąłem. Zaśmiałem się nerwowo podnosząc słownik z podłogi.- Uznajmy to za wypadek…
- Mój pierwszy pocałunek odbył się za sprawą wypadku…- Zakpiłem sam z siebie odkładając słownik na miejsce. Katsuyoshi złapał mnie za ramie i zmusił do spojrzenia na siebie.
- Pierwszy? Chcesz mi powiedzieć…- Wyrwałem się od niego.  Uniósł dłonie na wysokości swoich ramion na znak, że nic mi nie zrobi.
- To był wypadek.- Przystanąłem na jego propozycję.- A jeszcze lepiej będzie jak obaj udamy, że to nie miało miejsca. Tak będ…- Urwałem łapiąc go pod ramiona kiedy zachwiał się niebezpiecznie upadając na ścianę.- Sensei…?- Zapytałem ciągnąc go w stronę łóżka aby go na nie posadzić. Po chwili doszedłem do wniosku, że muszę w końcu u siebie posprzątać kiedy potknąłem się o coś (sam nie wiem o co) co leżało na podłodze i upadłem na łóżko ciągnąc go za sobą w efekcie czego nie mogłem się ruszyć bo to on przygniatał mnie. Z płuc wyleciały mi resztki powietrza. Kurwa! Jaki on ciężki! Po pięciu minutach udało mi się uwolnić prawą nogę oraz tą samą rękę. Czyli
z takim arsenałem sam go z siebie nie zwalę. Przyłożyłem mu rękę do karku. Ciężko oddychał. Był rozgrzany wręcz gorący. Na dole nic nie słyszałem. Musieli już pójść. I co ja mam zrobić??- Sensei… ciężki jesteś…- Wydyszałem sam do siebie ponieważ wiedziałem, że on nic nie słyszy.

**kilka godzin później**
Za oknem po wyłączali już światła. Czyli zbliżyła się pora wieczorna. W pokoju panował mrok. Nie miałem jak zapalić światła. Drzwi na dole szczęknęły cicho. Ktoś wszedł do środka.
- Doi?- Zawołałem cicho wiedząc, że i tak mnie usłyszy jeżeli to będzie on. Kroki po schodach. Delikatnie zapukał do moich drzwi.
- Wołałeś…?- Zapytał zaglądając do środka. Stanął oniemiały. Ogłupiał z wrażenia. Po chwili zaskoczenia i częściowym ogarnięciu zaśmiał się głośno.- Co to jest?
- Pomóż mi a nie się śmiejesz.- Jęknąłem cicho spod tego wielkiego cielska. Po kilku minutach usiadł zmarnowany koło mojego łóżka.
- Kurwa ile on waży?- Zapytał.
- A bo ja wiem?- Jęknąłem nadal pod nim leżąc. Nie udało nam się. Nawet gdyby nie bolała mnie prawa ręka i tak nie udałoby nam się ogarnąć sytuacji.  
- Może kogoś zawołam?
- Wykluczone. Wiesz co to będzie jak ktoś jeszcze się o tym dowie?
- No masz rację. A Gihei gdzie? Może z nim…
- Myślę, że dzisiaj nocuje u Ryu. A nawet gdyby tutaj był nic by to nie zmieniło.
- Racja.- Przyznał po chwili milczenia.
- Może jak spadnie mu gorączka to sam ze mnie zlezie.
- Gorączkę ma?
- Tak i to wysoką. Możesz mu plaster chłodzący na czoło i kark przykleić i okryć go kocem. Leże na kordle więc wiesz.- Powiedziałem. Doi kiwnął twierdząco głową i wyszedł na chwilę
z pokoju po czym wrócił z tym o co go prosiłem. Przykleił mu oba plastry.
- Tak dobrze??
- Tak. A nim go przykryjesz poluźnij mu trochę obi i jego trepy zabierz z mojego pokoju będę za to ogromnie wdzięczny.
- Spoko.- Powiedział. Po chwili okrywał go kocem. Przyglądał mi się uważnie.
- Co?
- Może to śmiesznie zabrzmi ale dopiero teraz zauważyłem ile od jest od ciebie wyższy. Ile to będzie centymetrów?- Zapytał. Pokiwałem przecząco głową. Też się obudził.
- Z tego co mi wiadomo to będzie z dwadzieścia- dwadzieścia pięć centymetrów.- Powiedziałem po chwili zastanowienia. Zagwizdał cicho.
- Uchylić ci okno?
- Nie.
- Rano zajrzę zobaczę czy jeszcze żyjesz.- Powiedział i z uśmiechem na twarzy wyszedł ode mnie z pokoju. Wypuściłem głośno powietrze. Było mi ciężko i gorąco. Zapowiadała się długa
i męcząca noc.

**okolice 5-ej rano**

Przebudziłem się z krótkiej drzemki. Katsuyoshi poruszył się na mnie delikatnie.
- Sensei… ciężko…- Zajęczałem próbując po raz nie wiadomo który zwalić go z siebie. Uniósł zaskoczony głowę. Rozejrzał się dookoła siebie z zaskoczenie na twarzy. Na głowie istny nie ogar. Spojrzał na mnie przekrzywiając głowę w bok. Po chwili chyba zaskoczył co się dzieje, bo przeturlał się na bok lądując pod ścianą. Zaczerpnąłem głośno powietrza.
- Co…? Jak…? Gdzie…? Dlaczego…?
- Zawsze tak się zachowujesz jak wstajesz?- Zapytałem oddychając głęboko. Przyglądał mi się uważnie.- To co widać. Rozmawialiśmy i odpłynąłeś. U mnie w pokoju. Gorączkę masz. Ale nie wiem dlaczego. Nie wyglądasz na chorego.
- To ze zmęczenia.
- Zmęczenia?
- Nie spałem od ponad tygodnia.
- Słucham?!- Usiadłem gwałtownie. Spojrzałem na niego. Leżał na boku przylegając plecami do ściany. Zadrżał. Położyłem się okrywając go większością koca.- Jak to od tygodnia?
- Jako lider i szef oddziału nie mogę okazywać słabości. Powiedziałem, że dopóki nie znajdziemy tego idioty nie położę się spać.
- A jeżeli nigdy byście go nie znaleźli??
- Odszedłbym z pracy.
- Głupota.- Zauważyłem i zadrżałem z zimna. Do Sfery wpuszczali chłodne powietrze. Czyżby u góry panowała zima? Okrył mnie kocem.- Co ty robisz?- Zapytałem odsuwając od siebie koc. Spojrzał na mnie uważnie.
- Nie widać. Zimno ci…
- Ale to ty masz gorączkę.
- No i?-Zapytał. Nie odpowiedziałem okrywając go ponownie kocem. Przyciągnął mnie do siebie przytulając moje plecy do jego torsu.
- Sensei… co…
- Zamknij się i leż. W ten sposób jestem przykryty kocem i tobie zimno nie jest.
- Ale mi nie…
- Nie kłam.- Przerwał mi wiedząc co chciałem powiedzieć.
- Eh… głupek.- Stwierdziłem wzruszając ramionami.
- Nie chce słyszeć tego od ciebie.- Zauważył mówiąc coraz ciszej.- Tylko ja mogę mówić, że nim jestem i nie chcę tego słyszeć od innego…- Zamilkł oddychając spokojnie. Znowu zasnął. Ja nie mogłem…
 ****************************************************************
I jak?? Podobał wam się?? Mam nadzieję, że tak:). Kolejny powinien pojawić się w sylwestra albo w tygodniu po sylwestrze:)
A żaby was zachęcić:
11. „Nowy w szeregach. Zwany żartobliwie <Tekuno- Piekielna Ręka>”

3 komentarze:

  1. Powiem tak : Ale to było dobre! :D, ta historia z tym gościem haha :D "przychodzi katsuyoshi i mówi skończysz szkołę jak pomożesz nam go znaleźć. na to Nao : Ok! wchodzi na górę, jeb z karata i przyprowadza gościa" nie no jebłam hahha , poza tym Awwwwwwww jaki słodki koniec ^^ chcę więcej :D :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, witaj,
    mogę powiedzieć tylko, że to było super.... akcja w gabinecie pielęgniarki rewelacja... no i nagłe, szybkie odnalezienie brata Yaichiro... czyżby Katsuyoshi zbyt dobrze się spało na Nao?
    Na nowy rok życzę Tobie dużo weny, czasu, chęci i pomysłów ;]
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale słodko, no i mieliśmy też pocałunek <3
    Parka idzie powoli, swoim wolniutkim tempem i to jest właśnie genialne w twoim opowiadaniu.
    Plus ta pielęgniarka była boska XD

    OdpowiedzUsuń