:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

środa, 8 stycznia 2014

11. „Nowy w szeregach. Zwany żartobliwie

Joł:D
To znowu ja z kolejnym rozdziałem:) wiem, że troszkę nie w terminie, no ale cierpliwi się doczekali a ci mniej niestety już nie.
Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział (według harmonogramu z drugiego bloga wypada to 18.01.2014 ale nie wiem czy podołam. Wszystko jest tam opisane więc nie będę się powielać i tak te same osoby czytają moje obie prace:D).
Więc bez żadnych ceregieli, najpierw tak:

Dedykacja dla: Kamili (nie mogę zapamiętać twojego nicka) oraz dla Zjawy, która jak wskazuję nick pojawia się i obserwuje:D
****************************************************
Obudził mnie czyjś głos dobiegający z dołu. Otworzyłem delikatnie oczy. Rozejrzałem się po pokoju. Byłem zawinięty w koc jak w jakiś kokon. Usiadłem wściekły na łóżku. Zabije idiotę! Szamotałem się z kocem przez kilka chwil jęcząc z bezradności. Upadłem na podłogę wyswobodzony z mojego puchowego więzienia. Wyszedłem na korytarz. Z salonu usłyszałem głos Doi’a i jeszcze kogoś. Znajomy śmiech. Zajrzałem tam delikatnie. Przystanąłem zaskoczony kiedy zobaczyłem tam Naorę.
- Joł.- Wsadziłem głowę do środka. Podskoczyli zaskoczeni.- Do szkoły się nie szykujecie?- Zapytałem. Naora zachichotał cicho pod nosem.
- Wróciliśmy z niej jakieś trzy godziny temu.- Zauważył Doi. Spojrzałem zaskoczony na zegarek. Było przed dziewiętnasta.
- CO?! Doi dlaczego mnie rano nie obudziłeś?!- Zawołałem załamanym głosem. Teraz nie mogę opuszczać zajęć ponieważ nie dam rady później nadrobić.
- On powiedział, że mam tego nie robić bo zasnąłeś dopiero po piątej nad ranem i masz się wyspać.
- A on kiedy poszedł?
- Coś około siódmej?- Zapytał mnie jakby nie wiedząc dokładnie która to była godzina.
- Jak wyglądał?- Zapytałem. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na jakąś kartkę na stole.
- Oprócz bólu głowy i 37,40C na nic innego się nie uskarżał.
- On się na to uskarżał??
- Nie. Zamknąłem drzwi na patent i powiedziałem, że go nie wypuszczę i będę się tak darł aż wstaniesz albo da sobie zmierzyć gorączkę i powie czy coś go boli. Zaskoczony był i się śmiał ale pozwolił mi to zrobić.- Powiedział dumny z siebie podając mi kartkę do ręki.
- Był dzisiaj w szkole?
- Na trzech lekcjach. Później już go nie było.
- Gdzie Gihei?
- Umm… u…
- Aha. Spoko. Nie mów więcej. Wraca dzisiaj?
- Mówił, że…- Przerwał Doi kiedy drzwi wejściowe zamknęły się z cichym pyknięciem. Wyjrzałem na korytarz. Gihei z delikatnym rozkojarzeniem na twarzy spojrzał na mnie.
- Sam przyszedłeś?- Zapytałem klękając na czworaka i szykując się do wstania.
- Um… nie~e.- Zaprzeczył po chwili milczenia.
- Zawołaj go tutaj na chwilę nim nie odszedł za daleko.- Powiedziałem wstając i udając się do łazienki. Wróciłem po chwili ze szczotką w ręku. Rozpuściłem swoje włosy i zabrałem się za ich rozczesywanie kiedy po chwili wrócił Gihei a za nim nauczyciel od biologii. Spojrzał na mnie gniewnie.
- Czego?- Zapytał. Czyżbym miał z nim dzisiaj jakąś lekcję i nie pojawiłem się na niej?
- Gdzie mieszka mój Opiekun?- Zapytałem zaplatając włosy w warkocz. Spojrzał na mnie zaskoczony opierając się o futrynę.
- Po co ci to wiedzieć??
- Nie ważne.- Odpowiedziałem. Wypuścił głośno powietrze.
- Tylko ludzie z jego oddziału wiedzą gdzie on mieszka. Sfera 22 jest bardzo duża i rozległa więc nic mi nie wiadomo o jego miejscu zamieszkania.- Powiedział po krótkiej chwili studiowania mojej twarzy.
- Eh… telefon??- Zapytałem wyciągając w jego kierunku rękę. Spojrzał na mnie zaskoczony ale po chwili opornie podał mi go.- Jak ma Sensei zapisanego Toshio z jego oddziału o ile go pan ma?
- Toshio. Normalnie.- Powiedział. Wyszukałem go w spisie kontaktów.- Myślałem, że chodzi ci o Katsuyoshi’ego.
- Bo chodzi…- Odczekałem chwilę.
- Co jest Ryu??
- Naoki jak coś.- Poprawiłem go kiedy w końcu się do niego dodzwoniłem.
- O_O.- Odpowiedział. Odchrząknął znacząco.- CO jest?
- Masz pod ręką mojego Opiekuna?
- Ano mam.
- Weź zobacz czy ten durny, nic nie myślący zacofany rozwojowo i umysłowo neandertalski wojownik walczący z roślinami nadal ma gorączkę.- Powiedziałem. Zaśmiał się cicho.
- Co mu tak ciśniesz?
- Bo mi się tak podoba. Ma?- Zapytałem uciskając nos palcami.
- Czekaj.- Odpowiedział. W słuchawce przez chwilę było słychać jakieś szumy. Trzask
i głęboki wydech.- No ciepłe czoło ma.
- Zapytaj się czy oprócz głowy coś go jeszcze boli?
- Nie wiem o co chodzi ale spoko. SUYO BOLI CIĘ COŚ OPRÓCZ GŁOWY?!- Wydarł się do słuchawki. Odsunąłem ją od ucha.
- Co powiedział?
- Że mam się od niego odpierdolić i przestać gadać ze swoją kochanką bo mi sperma w mózgu miesza.- Odpowiedział. Zazgrzytałem zębami.
- Powiedz mu, że ma odpowiedzieć na to pytanie bo jak nie to następnym razem tak mu
w mordę przypierdolę, że trzy dni będzie spał!- Wrzasnąłem do słuchawki.
- Już.- Chyba zasłonił głośnik. Coś zaszeleściło.
- Żebym ja ci nie pierdolnął.- Odezwał się głos po drugiej stronie.- O co ci Ryu znowu chodzi?
- Naoki.- Poprawiłem go po chwili milczenia. I on odchrząknął znacząco.
- Po co dzwonisz?
- Jak to po co?
- Nie rozumiem po co dlatego się pytam.
- Gorączka?
- Eh… 37,7.
- BÓLE?- Powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Głowa mnie boli od twojego marudzenia. Co ty moja matka czy co?
- Nie. I nie chcę nią być.
- To nie marudź tylko kładź się spać.- Powiedział stanowczo.
- Dopiero co wstałem. A ty za pewne nie spałeś jak wróciłeś do domu.
- Jeszcze w nim nie byłem.
- A widzisz! Mam rację!! Znowu zemdlejesz! Powinieneś się przespać porządnie!
- Dobra, dobra mamusiu. Jak wrócę do domu to od razu się położę spać.
- Nie żartuj sobie ze mnie!!- Krzyknąłem kiedy zaśmiał się cicho.
- Obiecuję, że jak wrócę do domu to się położę.
- Kła…
- Wybacz, ale muszę już kończyć.- Powiedział i się rozłączył. Jeszcze chwilę trzymałem słuchawkę przy uchu po czym z zaciśniętymi zębami oddałem ją właścicielowi.
- Udało ci się coś u niego wyegzekwować?
- Dupną obietnicę bez pokrycia.- Warknąłem. Kopnąłem ze złości w stół za co dostałem od Doi’a w głowę.
- Nie wyżywaj się na meblach. Dlaczego uważasz, że bez pokrycia?
- Ponieważ powiedział „jak wrócę do domu”. Starczy, że nie wróci do domu i już jej nie dotrzyma. Dlatego dupna bez pokrycia.- Powiedziałem wściekły gapiąc się w sufit.

**jakiś czas później (godzinowo)**
Siedziałem na podłodze w salonie trzymając w ręku butelkę z piwem (niech nikt nie wnika skąd ją mam). W sumie w salonie razem ze mną znajdowało się piętnaście osób. Nie wiem jak nazwać nasze spotkanie. Impreza bez muzyki? Spotkanie znajomych przy alkoholu i żarciu? No po prostu nie mam zielonego pojęcia. Gapiłem się na nich (wszyscy bez słowa doszli do wniosku, że lepiej do mnie nie podchodzić bo coś mnie wkurwiło porządnie) przysłuchując się ich aktualnemu tematowi. „Co dadzą swojej drugiej połówce na walentynki/jak je spędzą?” Zmarszczyłem delikatnie czoło dopijając do końca butelkę piwa. Walentynki? Ile do nich zostało? Spojrzałem na Doi’a. Wyczuł, że się na niego gapię. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do mnie. Uklęknął przede mną.
- Co jest? Źle się czujesz czy podać ci jeszcze jedno?- Zapytał przyciszonym głosem.
- Jeszcze jedno.- Powiedziałem. Kiwnął głową i już chciał wstać ale przytrzymałem jego koszulkę. Kiwnąłem palcem na znak aby się przybliżył. Pochylił się bardziej.- Walentynki? Co to jest?- Szepnąłem cicho. Spojrzał na mnie zaskoczony i zaśmiał się głośno. Uderzyłem go w brzuch na znak, że ma się zamknąć. Każdy się na nas gapił.
- To nic takiego.- Doi powiedział do pozostałych i przybliżył się do mnie.- Walentynki to co roczne święto zakochanych wypadające w lutym. W ten dzień możesz dać temu kogo kochasz kartkę bądź list z wyrazami miłości, coś słodkiego bądź jakiś upominek. Możesz też dać komuś coś
w ramach podziękowania za coś.- Wyjaśnił. Kiwnąłem twierdząco głową.
- Głupota.- Zauważyłem patrząc gdzieś w bok. Zaśmiał się tylko i odszedł wracając po chwili z piwem. Usiadł obok mnie.
- Nie sądziłem, że to cię zainteresuję. Masz kogoś kogo lubisz?- Zapytał opierając policzek na kolanie i uśmiechając się delikatnie. Zakaszlałem zakrztuszając się piwem.
- Pogięło cię?- Zapytałem wybałuszając oczy. W pokoju znowu nastała cisza.
- Co jest? Co jest?- Zapytał Izo siadając po mojej drugiej stronie.
- Nic.- Odpowiedziałem. Zabrał mi piwo.- Ej no! Oddawaj!- Zawołałem próbując mu je zabrać. Zaśmiał się tylko.
- Doi powiedz!- Zawołał.
- Pytałem się czy jest ktoś kogo Nao lubi.- Powiedział Doi. Izo zatrzymał się zaskoczony (zabrałem mu moje piwo) po czym zaśmiał się głośno.
- Co najwyżej książki i medycynę.
- A co cię to interesuję. Ciekawe czy ty masz kogoś takiego?- Zapytałem aby się ode mnie odwalił. Zaśmiał się cicho.
- Sorry. Przykro mi to mówić, ale na dzień dzisiejszy jesteś jedyną osobą z naszej paczki, która z nikim się nie spotyka i nikogo nie kocha.- Powiedział pokazując mi język. Znowu się zadławiłem piwem. Spojrzałem na niego wybałuszając oczy.
- Mówisz poważnie?!- Krzyknąłem. Wszyscy zaśmiali się głośno. Spoglądałem na każdego po kolei przyglądając im się uważnie. Uśmiechali się czerwoni na twarzach.- Ale… przecież… Gihei…
- Tylko o nim wiesz.- Zauważył Doi. Pokręciłem przecząco głową. Spojrzałem na niego.
- To z kim ty niby chodzisz?
- Ehem…- Podrapał się zakłopotany po głowie po czym kiwnął w stronę okna. Spojrzałem tam.
- NAORA?!- Zawołałem zaskoczony. Zaśmiał się cicho ale kiwnął twierdząco głową.- To
z kim wy chodzicie?- Zapytałem patrząc się na pozostałych. Mój wzrok zatrzymał się na Izo. Zaśmiał się.
- W sumie Gihei miał najgorzej więc teraz mogę już ci powiedzieć. Z Jou.- Powiedział. Spojrzałem na Jou który stał koło Hideki’ego. Kiwnął twierdząco głową po czym puknął w ramię swojego sąsiada. Hideki spojrzał na mnie przyklejając się do swojej butelki.
- Um… z Torazo.- Powiedział patrząc gdzieś na boki. Torazo? Torazo? Torazo? Skąd ja znam to imię. Przyłożyłem palec wskazujący prawej ręki do skroni i wijąc się i krzywiąc myślałem intensywnie. Otworzyłem szeroko oczy. Ręce opadły mi z wrażenia.
- Z TYM Torazo?- Zapytałem. Kiwnął twierdząco głową.
- Znasz go?- Zapytał zaskoczony Doi. Kiwnąłem twierdząco głową.- To masz fajnie. Bo my jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji go spotkać.
- Uhm.- Odpowiedziałem. Hideki spojrzał na mnie.
- Jak go poznałeś?- Zapytał. Wziąłem łyk piwa dla uspokojenia.
- Był przewodniczącym komisji na moim przesłuchaniu w sprawie Czarnego Medyka.- Odpowiedziałem cicho. Hideki dopiero po chwili zamknął usta. Ja je z kolei zakryłem zaskoczony.
- Co jest?- Zapytał Hideki.
- Nie, nic.
- No powiedz.- Nalegał.
- Po prostu przypomniało mi się jak mi się przedstawiał.- Pokręciłem przecząco głową. Wziąłem kilka łyków piwa.- Chcę o tym zapomnieć.- Dodałem po chwili. Hideki zarumienił się potwornie. Chyba znał go bardzo dobrze.
- Co on ci do cholery powiedział?- Zapytał wzburzony.
- Em… takie coś. Chcesz wiedzieć to się go zapytaj.- Powiedziałem.- Czy jeszcze czyjś związek tak mnie zaskoczy?
- Nie wiem. – Powiedział Jou.- Najwygodniej by było jakby każdy stanął koło tej osoby
z którą chodzi a ci co będą stali sami to ci powiedzą.
- Czyli większość z was chodzi z kimś z tego pokoju?- Zapytałem. Jou kiwnął twierdząco głową. Po chwili w salonie powstało małe zamieszanie w trakcie którego powoli sączyłem swoje piwo. Przyglądałem im się uważnie. Naora stanęła koło Doi’a. To już wiedziałem. Izo koło Jou. Tokaji przeciskał się przez zbiorowisko osób do stojącego koło regału z książkami Isei’a. Powoli powędrowałem wzrokiem dalej. Shun i Jiro. Zakaszlałem cicho zaskoczony tym co zobaczyłem. Toichi z Go. W samotności stał Goro, Hideki, Gihei i Fukusaburu. Nawet on kogoś miał. Wypiłem sporą część piwa.
- Zamurowało go.- Zauważył Jiro. Pokręciłem przecząco głową kiedy wszyscy zaśmiali się cicho.
- Hideki i Gihei wiem. A wy??- Spojrzałem na Goro. Zaśmiał się cicho.
- Z Seki-sensei.- Powiedział. Kiwnąłem z opóźnieniem głową biorąc głęboki wdech. Obiecałem sobie, że to co powie mi Buru nie zaskoczy mnie już w ogóle. Spojrzałem na niego biorąc do ręki nowe piwo.
- Um… ja…ja chodzę z…em…. Z … Yujiro.- Powiedział cicho. Piwo z ręki roztrzaskało się głośno na podłodze rozpryskując się na moich nogach. Bardzo powoli uniosłem głowę do góry przyglądając mu się uważnie. Wstałem po kolejne piwo i zniknąłem z nim w kuchni. Muszę to przyswoić na spokojnie z dala od 14 par oczu śledzących dokładnie mimikę mojej twarzy.

^^~^^

Wyszedłem właśnie z gabinetu dyrektora szkoły. Bolała mnie głowa od tego jego ględzenia. Dlaczego bez jego wiedzy wszedłem w jakiś układ z Korporacją Łowców, dlaczego uderzyłem Ryu (brawo za zapłon dla dyrektora), dlaczego dopiero teraz zacząłem szkole (jeszczeeeeeeeee większe brawa) i tak w koło Macieja trucie dupy bez powodu. Dał mi kartkę z jakimś adresem po dwugodzinnym pierdoleniu bez sensu i kazał tam pójść za raz po skończeniu dzisiejszych lekcji. Po tym jak wrócę z tamtego miejsca mam się spotkać ze swoim Opiekunem (nie chciałem tego ale nie chciał mnie słuchać). Spojrzałem na zegarek. Zostały mi tylko dwie gimnastyki na koniec i będę mógł tam pójść. Na schodach wpadłem na Doi’a, Gihei’a i Buru.
- O której kończysz?- Zapytał Doi. Spojrzałem na niego chowając kartkę z adresem do kieszeni spodni.
- Dzisiaj wrócę później.
- Koza?- Zapytał Gihei. Dyrektor zabronił mi mówić komukolwiek co będę robił dzisiaj po szkole.
- Można tak powiedzieć.
- Coś kręcisz.- Naciskał Doi.
- Daj mu spokój. Pewnie ma ważne SPOTKANIE.- Powiedział Buru. Zerknąłem na niego. Czyżby znał prawdę?
- O której w takim razie wrócisz do domu?
- Postaram się DZISIAJ wrócić.- Powiedziałem. Spojrzeli na mnie i kiwnęli twierdząco głową.- A tak w ogóle to wy nie w domu? Już dawno powinniście skończyć.
- Nie słyszałeś, że wszyscy uczniowie mają się stawić w głównej Sali gimnastycznej tam gdzie miałeś egzaminy?
- Nie. Pierwsze słyszę.
- Twój Opiekun ci nie mówił?
- Nie widziałem go od tamtego razu.- Powiedziałem zaciskając palce na plecaku. Zamilkli. Nastał niezręczna cisza.- To co? Idziemy?- Zapytałem. Kiwnęli twierdząco głowami. Wyszliśmy więc przed szkołę. Buru jęknął cicho wpadając na kogoś z impetem. Złapałem go pod ramię.
- Uważaj jak łazisz.- Usłyszałem zimny głos. Spojrzałem przed siebie zaskoczony. Yujiro.
- To jest jakaś k…- Buru zasłonił mi usta i pociągnął za sobą na tył szkoły. Nadal zakrywając mi usta stanął na palcach aby spojrzeć mi w oczy.
- Przestań. On nie ma dzisiaj humoru.- Powiedział. Zabrałem delikatnie jego rękę z moich ust.
- Ale to nie znaczy, że musi tak do ciebie mówić. Z tego co dobrze ogarnąłem sytuację spotykacie się.
- Ale on jest teraz w pracy.
- No i?? To że jest w pracy nie oznacza, że ma cię tak traktować.
- Przypatrywałeś się kiedyś jak Ryu traktuje w pracy Gihei’a a jak po za pracą.
- To są…- Znowu zasłonił mi usta i pokiwał przecząco głową patrząc mi intensywnie w oczy.
- Możesz mi to wyjaśnić?- Usłyszeliśmy za swoimi plecami ten zimny głos. Dlaczego mój przyjaciel musi chodzić z tą osobą, której ja tak bardzo nie cierpię? Buru stanął sztywną na nogach zabierając rękę z moich ust.
- To nic takiego. Rozmawiamy.- Powiedział patrząc na mnie. Był przerażony czy mi się wydawało?
- Rozmawiacie?- Zapytał Yujiro oparty o przeciwległą ścianę. Buru kiwnął twierdząco głową. Czyżby ten debilny Łowca myślał, że Buru go zdradza?! ZE MNĄ?! Pokiwałem przecząco głową
i potargałem mu włosy.
- Nie martw się i nie rób takiej miny. Nie powiem mu co planujesz dla niego na walentynki.- Powiedziałem i ominąłem zaskoczonego Buru. Przechodząc klepnąłem delikatnie ramie Yujiro.- Spodoba ci się.- Uśmiechnąłem się delikatnie i odszedłem chowając się za winkiel.
- Przepraszam.- Usłyszałem cichy głos Yujiro. Nie było w nim złości ani nic.
- Nic się nie stało.
- Przepraszam za to, że wpadłem na ciebie i to jak do ciebie powiedziałem. Przepraszam za to, że jestem idiotą i…
- Przestań. Wiem, że jak pracujesz to będziesz się tak zachowywał. Teraz jesteś w pracy?
- Tak.- Odpowiedział po chwili milczenia.- Buru??- Zapytał. Zaskoczony otworzyłem oczy. Nie sadziłem, że tak do niego mówi.
- Tak?
- Kocham cię.- Usłyszałem cichy szept. Nie powinno mnie tutaj być. Ruszyłem przed siebie pragnąc jak najszybciej nawiać.
- Wiem. Ja ciebie…- Nic więcej nie usłyszałem ponieważ wróciłem do zgiełku uczniów którzy wychodzili ze szkoły i tak jak ja musieli pozostać w niej dłużej gdyż znajdowali się na trzecim poziomie nauczania. Ci którzy skończyli wcześniej i poszli do domu właśnie wracali poubierani
w zwykłe ciuchy. Rozglądałem się po placu. Goro przebiegł właśnie koło Seki-sensei, która rozmawiała z Shoken-sensei oraz Tai-sensei. Nawet na siebie nie spojrzeli. Hideki śmiejąc się razem
z Go i Toichi przeszli koło Torazo, Toshio oraz Yaichiro którzy stali przy wejściu do Sali. Też na siebie nie spojrzeli. Czy oni naprawdę ze sobą chodzili czy tylko mi ściemę puścili?? Podszedłem do drzwi od Sali. Toshio uwiesił się na moim ramieniu.
- Szukaliśmy cię.- Zauważył kiedy spojrzałem na niego spod byka.
- Po jaki ch…- Urwałem w porę bo na horyzoncie pojawił się mój Opiekun. Toshio zaśmiał się cicho.
- Suyo nam kazał.- Powiedział Yaichiro. Strąciłem rękę Toshio ze swojego ramienia
i ruszyłem przed siebie. Torazo zaszedł mi drogę. Zacisnąłem apaszkę na prawym nadgarstku patrząc na niego uważnie. Wziąłem głęboki oddech szykując się do zamachu. Zszedł mi z drogi. Wszedłem do Sali i zająłem swoje miejsce koło Doi’a oraz Gihei’a. Po chwili dołączył do nas Buru czerwony na twarzy. Ciekawe co się stało jak poszedłem? Ktoś puknął moje ramię. Odwróciłem się w bok.
- Młody. Chodź.- Yujiro pochylał się nade mną. Spojrzałem na niego zaskoczony.
- To chyba Buru powinieneś wołać.- Zauważyłem i odwróciłem się w stronę sceny. Znowu puknął mnie w ramię.- Czego?- Zapytałem odwracając się do niego. Pochylił się w moim kierunku.
- Suyo cię woła.- Szepnął mi cicho do ucha. Odwróciłem się w stronę sceny.
- Doi co ty ostatnio robiłeś na obiad?
- A co?
- Bo mi posmakowało i chciałbym znowu to zjeść.
- Słyszysz co do ciebie mówię.- Szepnął głośniej Yujiro. Ignorowałem go na całej linii.
- Naora mnie tego nauczyła.- Doi zerknął za mnie ale po chwili znowu patrzył w moim kierunku.
- Zrobisz to jutro na obiad?
- Ile zapłacisz?
- Naoki…
- W sumie racja. Mój tydzień gotowania. Nie wiem. A ile chcesz?
- Naoki!
- Um… zastanowię się.
- To jak się zastanowisz…- Urwałem kiedy w Sali rozbrzmiał piskliwy dźwięk mikrofonu.
- Chodź w tej chwili!- Katsuyoshi łypał na mnie gniewnie.- Yujiro odetnij mu palca albo język jeżeli go wystawi. Oraz rękę jeżeli będzie chciał ją podnieść.- Dodał schodząc ze sceny. Yujiro pochylał się obok mnie uśmiechając się psychopatycznie. Wyciągnął z pochwy koło swojej nogi ciężki nóż. Wypuściłem głośno powietrze i wstałem ze swojego krzesła. Cała sala przyglądała mi się uważnie. Szedłem wzdłuż krzeseł udając się w stronę sceny za którą spodziewałem się spotkać mojego Opiekuna. Podszedłem do sceny. Jak ja miałem na nią wejść? Jakby czytając w moich myślach na scenie pojawił się Torazo. Wyciągnął w moją stronę rękę. Chwyciłem ją. Wciągnął mnie do góry. Poszedłem za nim nie odwracając się do tyłu. Pierwszy raz byłem za kulisami. Za nimi nic nie było słuchać. Panował tam półmrok. Długi stół stał pod ścianą. Pod przeciwległą stała długa kanapa i dwa fotele. Wszystkie miejsca były pozajmowane. Kilka drewnianych krzeseł. Katsuyoshi siedział w fotelu najbliżej drewnianych krzeseł, na których siedzieli Toshio i Yaichiro. Podejrzewałem, że i tam siedzieli Torazo oraz Yujiro. Podszedłem do niego mijając po drodze wszystkich nauczycieli. Spojrzałem gdzieś w bok stając naprzeciwko niego przekrzywiając usta w bok.
- Tak?- Zapytałem. Jego zimne palce zacieśniły się delikatnie na moich policzkach zmuszając mnie w ten sposób do spojrzenia na siebie.
- Przychodź jak cię wołam.
- Jak wrócę do domu to przyjdę.- Odpowiedziałem patrząc mu hardo w oczy. Zaśmiał się po chwili puszczając moje policzki. Pomasowałem je. Piekły.- To coś ważnego? Apel za raz się zacznie.
- Tutaj przeczekasz część apelu.
- Bo??- Zapytałem. Spojrzał na mnie.
- Bo ja tak chcę.- Odpowiedział. Pokręciłem przecząco głowa i odszedłem od niego najdalej jak się da siadając na podłodze koło stołu. Przyglądał mi się przez chwilę po czym wstał i zabrał jedno krzesło. Podszedł do mnie i usiadł na krześle które ze sobą przytachał.
- Przecież się stąd nie ruszam. Nie potrzebuje psa przy nodze.
- Nie długo i ty będziesz takim psem.- Zauważył chłodno. Wzruszyłem obojętnie ramionami.- O co znowu się złościsz?- Zapytał po chwili.
- A czy ja się złoszczę?
- Znam cię już trochę. Jak to kiedyś powiedziałeś „Spędzone razem ciche dni nauczyły mnie tego i owego”.
- Dokładnie to powiedziałem: „Ciche dni jakie miałem okazje z Sensei’em przeżyć nauczyły mnie tego i owego.”- Poprawiłem go cicho pod nosem. Uśmiechnął się.- Proszę się ze mnie nie śmiać.- Dodałem. Znowu cicho się zaśmiał.
- Więc o co chodzi?
- O nic.
- Naoki kiedyś się umawialiśmy. Jeżeli z twoich ust ma wyjść kłamstwo to lepiej abyś ich nie otwierał.- Powiedział chłodno. Zacisnąłem mocno usta. Niech on idzie! Nie chce z nim rozmawiać!- Eh. Wróciłem do domu dwa dni później. Wcześniej nie dałem rady. Byłem u Ryu w szpitalu. Przepisał mi jakieś witaminy. Biorę je. W Szpitalu u Ryu przespałem dziesięć godzin później wróciłem do domu i spędziłem w nim cztery dni dlatego nie było mnie w pracy. Przeważnie spałem. Nie wierzysz zapytaj Ryu.- Powiedział przyglądając mi się uważnie. Patrzyłem przed siebie. Wiedział o co mi chodzi to dlaczego pytał?
- Dlaczego nie mogę iść na apel?- Zapytałem po chwili milczenia. Wypuścił głośno powietrze i poczochrał mi włosy.
- Poczekaj spokojnie to się dowiesz.- Powiedział i ruszył za resztą nauczycieli na scenę. Czekałem w napięciu aby usłyszeć co się  dzieje na zewnątrz ale równie dobrze mogłem próbować oddychać pod wodą.
- To dźwiękoszczelne pomieszczenie.- Powiedział Toshio. Spojrzałem na niego. Siedzieli
w oddaleniu na krześle.
- Aaa.- Odpowiedziałem. Zaśmiał się cicho.
- Młody?- Zapytał. Wychyliłem się zza stołu i spojrzałem na niego pytająco kiedy nic nie powiedział.- Dzięki.- Dodał kiedy patrzyłem na niego przez dłuższą chwilę.
- Za co?
- Słyszałem, że ładnie się zdenerwowałeś jak Katsuyoshi nie pozwolił ci wejść do salonu. Dzięki.- Powtórzył. Chwile mi zajęło załapanie o co chodzi.
- Aa. O to. Nie ma za co. Każdy normalny człowiek o zdrowej psychice by tak zareagował.- Powiedziałem wrednie. Yaichiro i Yujiro spojrzeli na mnie dziwnym spojrzeniem. Toshio zaśmiał się cicho. Etto? A gdzie Torazo??
- Jeżeli poznasz kiedyś bliżej Ryoko to przekonasz się że normalny i zdrowy umysłowo człowiek zachowałby się tak jak oni.- Powiedział Toshio pokazując głową na swojego brata i tego głupka. Pokręciłem przecząco głową na znak, że się z nim nie zgadzam. Toshio znowu się zaśmiał.- Słyszałem, że ładnie mu przypierdoliłeś i to podobno prawą rękę.- Dodał. Spojrzałem na niego.
- Jakoś tak to było.- Zauważyłem. Zaśmiał się głośno.
- Najlepsze akcje z tobą mnie omijają. Łamiesz rękę Ryu. Powalasz Suyo. Czy jakieś jeszcze akcje mnie ominęły?- Zapytał udając załamanego. Pomyślałem przez chwilę. Kiedyś Suyo w ramach wyciągnięcia ode mnie prawdy się do mnie dobierał. Pokręciłem przecząco głową. Później przez przypadek nasze usta się zetknęły? Znowu pokiwałem przecząco głową ale tym razem bardziej energicznie. Kolejny raz… spaliśmy w jednym łóżku… Zakryłem twarz w dłoniach i pokręciłem przecząco głową trąc boleśnie policzki.
- Aaa…- Zajęczałem. Po chwili kiedy już wypchałem te wspomnienia do ciemnych lochów mojej pamięci spojrzałem na nich już ogarnięty.- Nie już nic więcej cię nie ominęło.- Powiedziałem kłamiąc płynnie. Cała trójka przyglądała mi się uważnie.
- Jesteś tego pewien?- Zapytał zaczepnie Toshio siadając koło mnie i obejmując mnie ramieniem. Zawsze tak robił kiedy chciał sprawdzić czy nie kłamie. Nie wiem czy to jakiś wyrobiony nawyk czy co.
- Nie wiem czy słyszałeś jak kiedyś próbowałem uciec przed swoim Opiekunem
i wpakowałem się do śmietnika.- Powiedziałem wyszukując we wspomnieniach na szybko jakąś zabawną akcję. Spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Nie. Nie opowiadał o tym nigdy.
- W sumie on tego nie widział tylko nauczyciel HPIPK. Z tego co wiem to Suyo-sensei miał się od niego dowiadywać dalszego zdarzenia.
- Opowiesz? Nim Suyo da nam znać, że możemy cię puścić na sale pewnie minie trochę czasu.- Powiedział. Przyjrzałem mu się uważnie i po chwili zacząłem snuć tą krępująco opowieść. Ale lepiej niech pozna ją niż tamte. Kiedy skończyłem cała trójka śmiała się w niebogłosy. Podrapałem skrępowany policzek uśmiechając się do nich.
- Niezły jesteś.- Powiedział Yaichiro.
- Rzadko kiedy zdarzają mi się takie akcje.- Powiedziałem w swojej obronie. Ktoś zapalił niebieskie światło w tym pomieszczeniu. Cała trójka w dziwny sposób spoważniała.
- Ok Młody. Idziemy.- Toshio pomógł mi wstać i popchnął mnie w stronę drzwi prowadzących na scenę. Spojrzałem na niego zaskoczony. Uśmiechnął się tylko i wypchał mnie na scenę. Na Sali zapanowała cisza. Rozejrzałem się osłupiały po scenie. Przy kontuarze z mikrofonem stał Ryu. Odszukałem zagubionym wzrokiem swojego Opiekuna, który chichotał cicho pod nosem patrząc na mnie. ZABIJE DZIADA!!
- Tak więc jak już wcześniej powiedziałem, spotkaliśmy się tutaj aby wasz kolega w otoczeniu świadków mógł złożyć przysięgę wypowiadaną przez wielu wykonujących już zawód który on wybrał. Idąc również za tradycją apel ten został przed nim ukryty, abyście mogli ostatni raz zobaczyć na jego twarzy ogłupienie i zdziwienie.- Powiedział Ryu uśmiechając się do mnie.- Naoki możesz podejść do swojego Opiekuna.- Dodał. Po kilkusekundowym opóźnieniu podszedłem do niego na chwiejnych nogach. Wstał i stanął za mną kładąc mi rękę na ramieniu.
- Szkoda, że aparatu nie mam.- Szepnął cicho ledwo co otwierając usta.
- Zabiję cię.- Odpyskowałem. Zacisnął mi mocniej rękę na ramieniu.
- Z racji wybranego przez Naokiego zawodu może tutaj tylko złożyć słowa jednej z przysięgi. Drugą wypowie dopiero kiedy spotka się z przedstawicielami drugiej części swojego zawodu. Naoki?
- T~tak?- Zapytałem drżącym głosem. Ryu uśmiechnął się pod nosem.
- Możesz teraz na głos wypowiedzieć jaki zawód wybrałeś?- Zapytał. O moim wyborze wiedział Gihei, Doi i  nikt więcej jeżeli chodziło o uczniów.
- 00-2001-> Medyk. Łowca..- Powiedziałem stanowczo dając do zrozumienia wszystkim, że nie ważne co powiem i tak nie zmienię zdania. Ryu uniósł zaskoczony do góry brew. Przez sale przeleciały szepty zaskoczenia.
- Naoki. Powtórz za mną słowa przysięgo Medyków.- Poprosił Ryu. Kiwnąłem twierdząco głową.- Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł Medyka i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam:
* obowiązki te sumiennie spełniać;
* służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu;
* według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek;
* nie nadużywać ich zaufania i dochować tajemnicy medycznej nawet po śmierci chorego;
* strzec godności stanu medycznego i niczym jej nie splamić, a do kolegów medyków odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych;
* stale poszerzać swą wiedzę medyczną i podawać do wiadomości świata medycznego wszystko to, co uda mi się wynaleźć i udoskonalić.
Przyrzekam to uroczyście!- Powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco. Serce zabiło mi szybciej. Oblałem się delikatnym rumieńcem i z zapartym tchem powtórzyłem słowa przysięgi w ten sposób stając się prawomocnym Medykiem. Teraz tylko muszę zdobyć status Łowcy. Bo jak na razie jestem prawnym Medykiem stażystą Łowcą.

^^~^^

Ja! 16-sto letni dzieciak. Siedziałem w jakimś barze wypełnionym różnego rodzaju osobnikami z wszelakiego rodzaju bronią i alkoholem w łapach wpatrujących się we mnie, biednego mnie siedzącego na drewnianym krześle na jakimś jebanym podwyższeniu. Przede mną siedziało pięciu facetów. Z nich wszystkich znałem tylko mojego Opiekuna.
- Więc doszliście już do porozumienia?- Zapytał jakiś koleś stojący za moimi plecami. Katsuyoshi powiedział, że co by się nie działo mam się nie odwracać i na niego nie gapić bo mi oczy wydłubie. Więc czekałem jak na szpilkach. A mnie się nikt o zdanie nie spyta?! Katsuyoshi uśmiechnął się pod nosem wiedząc o czym myślę.
- Zadecydowaliśmy, że zrobimy losowanie.- Powiedział rudowłosy koleś z wielką blizną na lewym policzku. Jęknąłem wypuszczając głośno powietrze z płuc i opuszczając głowę w dół. Spojrzeli na mnie. Czuje się jak bydło na sprzedaż.- Co Młody? Nie podoba ci się ten pomysł?- Zapytał. Pomachałem ręką przed nosem na znak, że nie o to mi chodzi.
- Nie. Po prostu już znam wynik losowania.- Powiedziałem. Wszyscy na Sali zaśmiali się głośno. Ten za mną podał mi kartkę.
- Napisz. Zobaczymy czy się nie pomylisz.- Powiedział. Zapisałem coś na kartce i nie odwracając się do niego podałem mu ją.- No to panowie znacie zasady. Jest was pięciu. Więc
w pudełku znajduje się pięć czerwonych kartek i dwadzieścia białych. Kto pierwszy wyciągnie trzy czerwone kartki wygrywa.- Dodał. Oparłem łokieć o oparcie siedzenia i ukryłem zamknięte oczy
w dłoni. Nastała chwila cichy i po chwili głośne gwizdy i wiwaty. Ktoś wyciągnął karteczkę obwieszczającą moją osobę. Czy tak zachowują się poważne osoby?
- Naoki otwórz oczy!- zawołał Katsuyoshi. Spojrzałem na niego jak zbity pies.
- Hę?- Zapytałem.
- Nie patrzył?- Zapytał ten co stał za mną.
- Nie.- Powiedzieli chórkiem.
- No to, żeby było zabawniej Młody podejdź do tego który cię „wygrał”.- Zachęcił mnie ten za mną.
- Ból w dupie.- Jęknąłem pod nosem i od niechcenia zwlokłem się z siedzenia podchodząc do Katsuyoshi’ego. Stanąłem naprzeciwko niego.
- Naprawdę nie patrzyłeś?- Zapytał zaskoczony ten co cały czas stał za mną.
- Kartka.- Powiedziałem zachęcając go aby do niej zajrzał. Chwila ciszy i głośny śmiech.
- CO NAPISAŁ?!
- TRAFIŁ?!- Ludzie w barze przekrzykiwali się sami przez siebie.
- Napisał tak…
- Chwila!!- zawołałem i odsunąłem się od Katsuyoshi’ego związując mocniej nadgarstek prawej ręki. Przyjrzał mi się zaciekawiony.- Już jestem gotowy.- Obwieściłem zakończenie swojego przygotowania do ewentualnej obrony.
- Ehem… „Ehe… to będzie Katsuyoshi… ta wiem to. Jestem na niego skazany czy co… to jak ból w dupie…eh… kończcie już to…”- Przeczytał. Najpierw cisza a później głośne śmiechy.

**jakieś pół godziny później**
Siedziałem obok Katsuyoshi’ego otoczony całym jego oddziałem ( w sumie to z nimi odbywać będę swoją praktykę nim zostanę Łowcą z krwi i kości więc tymczasowo i z moim oddziałem) i przyglądałem się im przysłuchując się ich rozmową. Nic nie jadłem od rana więc wyśliznąłem się cichaczem do baru.
- Co jest Młody?- Zapytał barman uśmiechając się do mnie szeroko.
- Eh… to słowo chyba do mnie przylgnęło na stałe.- Powiedziałem i spojrzałem do menu. Wskazałem na coś palcem.- Co to?- Zapytałem. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Bułka z surówką i mięchem w środku.
- Duże to?
- Zależy co rozumiesz przez znaczenie słowa” duży”.
- Duży czyli taki jak duży talerz kuchenny.
- No to duże.
- Dobre?
- Nie jadłeś tego nigdy?- Zapytał. Pokręciłem przecząco głową klękając na krześle przed barem i pochylając się nad menu.
- Nie miałem okazji.-Dodałem. Zaśmiał się cicho i stanął naprzeciwko mnie. Pokazał na to co ja pokazałem i jeszcze kilka innych pozycji na liście.
- To wszystko ma mniej więcej podobny skład ale różni się…- Urwał kiedy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Nie odwróciłem się.
- Co robisz?- Zapytał Suyo zaglądając mi przez ramię.
- Zamawiam coś do jedzenia a że nie znam tego co tutaj widnieje to wypytuje się pana o to co to jest.- Odpowiedziałem. Zerknąłem na niego z ukosa.
- Patrzysz na wszystko co ma w sobie marchewkę i do tego tartą.- Powiedział. Skrzywiłem się i przerzuciłem dalej szukając czegoś innego.- Billy chyba nie zarywasz do mojego podopiecznego?- Zapytał nadal stojąc za mną i patrząc na menu ale słowa kierował do barmana, który zaśmiał się cicho.
- Wiesz, że za dzieci się nie biorę to raz. Dwa twoich ludzi się nie tyka. Trzy mój chłop by mnie zabił jeżeli bym chociaż o tym pomyślał.- Odpowiedział. Spojrzałem na niego pytającym spojrzeniem. Uśmiechnął się do mnie.-Nie lubisz marchewki?- Zapytał. Pokręciłem przecząco głową.- To specjalnie dla ciebie przyszykuje coś bez niej, co ty na to.
- Um!- Uśmiechnąłem się.- Dziękuje.- Powiedziałem. Katsuyoshi pstryknął mnie w czoło. Osłoniłem je przed kolejnym atakiem odpychając jego rękę od swojego czoła.- Senseiiii.- Jęknąłem. Zaśmiał się cicho.
- To samo Billi co wcześniej tylko podwójnie.- Zawołał. Pochylił się nade mną.- Masz wrócić prosto do stolika.- Szepnął mi cicho do ucha i odszedł śmiejąc się głośno. Spojrzałem przed siebie zakrywając ucho.
- Głupek.- Powiedziałem.
- Ja?
- Nie. Sensei.- Powiedziałem do barmana. Zaśmiał się cicho.
- Dlaczego mówisz do niego Sensei?
- Bo to mój nauczyciel?
- Ale jesteście poza szkoła.
- I Opiekun?- Zapytałem po chwili. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- A to ty.- Powiedział. Zabrzmiało to tak jakby wiele o mnie słyszał.
- Ja. A co?
- Trochę się o tobie nasłuchałem.
- Słucham?
- Tutaj do baru przychodzi każdy Łowca nawet jak nie ma spotkań tak posiedzieć i pogadać. Dość często słyszy się to i owo. Gadają miedzy sobą albo ze mną jak bar jest pusty. Jak chcesz to też możesz tak przychodzić. Wysłucham każdej twojej pierdoły.
- Mogę wiedzieć co o mnie pan słyszał?
- Jakbym ci powiedział nie byłbym wiarygodnym barmanem. Ale nie martw się. Nie były to złe ani zawstydzające twoją osobę rzeczy.- Powiedział i zaśmiał się cicho. Podał mi spod lady jakąś grubą księgę.- Wpisz się.
- Co to?
- To księga osób które tutaj pierwszy raz zajrzały. Wpisuję imię, datę, wiek oraz zwrot nadany im przez oddział i to jak na niego w rzeczywistości mówią.- Powiedział i odwrócił się do mnie tyłem szykując jakieś trunki. Otworzyłem ową księgę na samym końcu. Wziąłem do ręki długopis. Powinienem się podpisać? Rozejrzałem się dookoła aby zobaczyć czy nikt na mnie nie patrzy. Napotkałem czujne spojrzenie mojego Opiekuna. Odwróciłem się gwałtownie.

Naoki „Nao” 16-ście lat. Tekuno-Piekielna Ręka. „Młody” 12 dzień 12-ego miesiąca roku 17”
Wpisałem i zamknąłem księgę. Podałem ją barmanowi który podał mi talerz z tym co zamówiłem. Spojrzał na księgę.
- Można?- Zapytał. Kiwnąłem twierdząco głową. Zajrzał do środka.- To jak w końcu się tutaj będzie na ciebie wołało?
- Naoki to prawdziwe imię. Przyjaciele… nie w sumie każdy mówi na mnie Nao. A Naoki jak coś przeskrobie. Młody zapoczątkował Toshio. A Tekuno- Piekielna Ręka tak miałem napisane na kartce z adresem jaką dostałem od dyrektora szkoły więc nie wiem. Wybierze pan to co będzie panu pasować.
- Młody.- Powiedział po chwili namysłu. Zaśmiałem się cicho. Wiedziałem, że to powie. Podziękowałem i zapłaciłem (nie chciał przyjąć pieniędzy ale w końcu mi się udało) za zamówienie i udałem się ponownie do stolika. Dopiero kiedy do niego podszedłem Katsuyoshi przestał tak się na mnie patrzyć. O co mu znowu chodziło? Wzruszyłem ramionami i zabrałem się za jedzenie.

 *************************************************************
hmmm,...? muszę znaleźć inny sposób na uzyskanie odpowiedzi na pytanie: "podobało się?" bo zadaje to już tyle razy, że mogło wam się ono znudzić:D
ok. kolejny rozdział będzie nosił tytuł:
12.„Czasami lepiej się po prostu przyznać. ”12


 i jak?? podobało wam się?? xD





5 komentarzy:

  1. Witaj, witaj,
    a może „się podobało”?
    Moja odpowiedź na to pytanie już chyba znasz? Oczywiście, ze tak... i to bardzo... od razu mój humor się poprawia... (cóż od sylwestra mam denny, a wystarczyło przeczytać rozdział i już lepiej...)
    och te teksty Naokiego do Suyo rozwaliło mnie po prostu, jak to było „.. zacofany rozwojowo i umysłowo neandertalski wojownik...” boskie, genialne, uwielbiam takie tekst.... dziwię się, że jeszcze Katsuyoshi mu nie przywalił a takie odzywki...., a może za mocno po prostu.... no i to olewanie Yujiro, a potem co Suyo się wkurzył więc sam zrobił to o co prosił innych ;].. Ach nie spodziewałam się tego, Nao już składa pieczęci co do swoich zawodów.... Akcja w barze rewelacja, no chyba na prawde został skazany na Katsuyoshi, hahhha został ochrzczony „młodym”, oj to się będzie za nim ciągnęło w nieskończoność.... czyżby Katsuyoshi był nim zainteresowany......
    Mam do Ciebie pytanie czy jest szansa na kontakt z Tobą jak przez gg czy e-miaila? Tak żeby czasem pogadać?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście.
      Ale musisz podać mi swoj nr gg. Ja wtedy napisze.:D

      Usuń
  2. Hej, hej,
    ależ oczywiście, oczywiście... nie wiedziałam , więc wolałam się zapytać....
    wybacz, że tutaj, ale mam nagły niespodziewany wyjazd, i daje szansę komórce (bo ja, komórka i komentarze nie idziemy w parze ;])
    dzięki za odpowiedź na enmbie... aż mnie bardzo zaintrygowałaś.. mam pewne podejrzenia, ale wszystko wyjaśni się w „praniu”, dlaczego Enmba się nie dowie.... buuuu
    moje gg to: 1122387
    weny, weny i czasu, chęci i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogłam nie czytać... bo weź znowu czekaj x czasu na kolejny rozdział -.-''. Rozdział świetny. No co ja mogę powiedzieć, twoje teksty ryją mi psychę totalnie :D "Ból dupy" i te ich pociski (nie bd wymieniać) <3 :D Siedzę i się śmieję i nie mogę przestać (jak ja pójdę spać) nw skąd bierzesz pomysły, ale to naprawdę oryginalna historia, bardzo ciekawa i do tego nie jest to takie przesłodzone "oh ah eh!" i to jest w tym najlepsze ! <3 Czekam na next, który mam nadzieję jak najszybciej nastąpi :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Więc teraz zacznie się akcja z łowcami <3
    Już się doczekać nie mogę, a co do parek to jestem nimi zaskoczona tak jak Nao.
    A ciekawe co Sensei tak się w niego wpatruję ... ~~

    OdpowiedzUsuń