:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

sobota, 18 stycznia 2014

12.„Czasami lepiej się po prostu przyznać. ”12

Witam!!
To, że dodaje dzisiaj rozdział jest równoznaczne z tym że jeszcze tkwię w Polsce. Miałam go dodać dopiero pod wieczór ale doszłam do wniosku, że jeżeli na chwilę nie usiądę to dostanę odleżyn mózgu czy coś w ten deseń (od kilku dni chora jestem i śpie prawie cały czas, ale muszę się zebrać w sobie bo niedługo nie będę miała rozdziałów na kompie aby tutaj dodawać).
Kolejny rozdział postanowiłam dodać jakoś w drugiej połowie lutego (nie podam dokładnej daty) czyli tak pomiędzy 15-stym lutym a 1 marca jakoś tak. Ale na pewno w lutym.
A teraz już was nie zanudzam i dodaje kolejny rozdzialik:)
Mam nadzieję, że spodoba wam się tak jak wcześniejszy:)
***************************************************************
Oddział Katsuyoshi’ego wyszedł z baru jako ostatni co nie powiem zaskoczyło mnie bardzo. Szedłem na końcu tego całego pochodu przyglądając im się uważnie. Ukradkiem udało mi się wypić dwa piwa tak aby Suyo tego nie zauważył (raz wypiłem jak poszedł coś łatwić z Bill’em a później jak zniknął na jakiś czas w toalecie). W sumie chyba nikt nie zauważył że piłem. Bill przemycił mi piwo za które zapłaciłem tak aby nikt nie widział w ciemnym kubku z „soczek dla Młodego” na ustach. Tak im się przyglądałem i doszedłem do jednego wniosku.
Nie wiem które z nich było najbardziej NAJEBANE!
- Młooody~!- Toshio uwiesił się na moim ramieniu. Kolana mi zadrżały.
- Spadaj. Ciężki jesteś.- Powiedziałem ale nie zwaliłem jego ramienia aby czasami się nie wywalił. Zaśmiał się cicho.
- Co tak na końcu idziesz?- Zapytał uwieszony na mnie.
- Aby w razie co was zbierać.
- O nas się nie martw tylko o siebie abyś czasami się nie wyje… no nie stracił gruntu pod nogami.
- Ja?- Zapytałem i zaśmiałem się cicho. Zbliżył usta do mojego ucha.
- Przecież piłeś.- Szepnął cicho. Drgnąłem. Skąd wie?
- Nie.
- Nie okłamiesz mnie. Z całego oddziału tylko Suyo nie wie.- Dodał szeptem. Spojrzałem nad jego ramieniem. Wszyscy (pomijając mojego opiekuna) przyglądali mi się ukradkiem.
- Czego chcesz?- Zapytałem chłodno. Zaśmiał się cicho.
- Szybko się uczysz.
- Mówisz albo się pieprz.- Warknąłem. Poczochrał mi włosy.
- Nie martw się. Właśnie chcę to robić i dlatego przyszedłem do ciebie.- Powiedział. Uderzyłem go otwartą dłonią w głowę.  Skrzywił się. Okładałem go tak trochę. Ktoś złapał mnie za rękę. Ryoko.
- Nie bij go.- Powiedział stanowczo uwieszając się na moim ramieniu. Ledwo co szedłem.
- Źle mnie młody zrozumiałeś. Chcę cię prosić abyś odprowadził Suyo pod jego dom. Jak popije potrafi zaleźć za skórę. Przeważnie wszyscy go odprowadzaliśmy, a że ty jesteś najtrzeźwiejszy to proszę zrobisz to dla mnie.- Poprosił składając ręce jak do modlitwy. Spojrzałem na Ryoko.
- On też w miarę się trzyma.
- Przecież mówiłem ci co chcę robić.- Powiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony. Pokazałem palcem najpierw na niego później na Ryoko. Kiwnął twierdząco głową. Pokręciłem przecząco głową.
- Dobra, dobra. Tylko zejdźcie ze mnie.- Powiedziałem. Zaśmiał się i ponownie potargał moje włosy. Rozpuściłem je przeczesując palcami.- Tylko nie wiem gdzie on mieszka.
- Starczy, że będziesz cały czas za nim szedł a my cichaczem będziemy oddzielać się od grupy.- Powiedział Ryoko. Przemyślałem to szybko.
- I rozumiem, że to moja zapłata za wasze milczenie?- Zapytałem. Uśmiechnął się wrednie.
- Ty on na serio szybko się uczy.- Powiedział Ryoko. Toshio zaśmiał się cicho.
- Spoko. Ale zejdźcie ze mnie! Myślicie, że ile wy warzycie!- Krzyknąłem na nich zatrzymując się w miejscu. Odskoczyli ode mnie. Przyłożyłem rękę do krzyża.- Kurwa, mój kręgosłup…- Złapałem się za głowę kiedy w nią dostałem. Suyo stał obok mnie. Wiedziałem za co dostałem. Już nic się nie odzywałem tylko szedłem koło niego. I on milczał. Spojrzałem za siebie (nie wiem jak ale znalazłem się na początku tego pochodu). Nikogo już nie było. Szybcy są.
- A wy co tak cic…- Suyo odwrócił się do tyłu. Przystanął zaskoczony. Wypuścił głośno powietrze przecierając oczy.- Co na ciebie mają?
- Słucham?- Zapytałem zaskoczony przyglądając się jego osobie. Spojrzał na mnie.
- Pytam się co na ciebie mają, że zgodziłeś się na to co ci zaproponowali.
- Em… nie sądzę aby coś takiego mieli?- Zapytałem odwracając twarz w bok.
- Spójrz mi w oczy i powiedz to samo.- Powiedział. Spojrzałem na niego. Zaskoczył mnie. Jego oczy… odwróciłem twarz w bok.- A więc coś na ciebie mają. Powiesz to po dobroci czy mam to wyciągnąć z ciebie siłą.
- Nie powiem.
- Słucham?
- Nie powiem.
- Bo?
- Bo jesteś nauczycielem…
- Co to za odpowiedź?
- I moim Opiekunem.- Dodałem po chwili. Przyglądał mi się uważnie. Wypuścił głośno powietrze i wyciągnął z kieszeni telefon. Przyglądałem mu się ukradkiem.
- Coś ty znowu zmalował(…) nie rżnij głupka, wiesz o co mi chodzi(…) zobaczysz jutro(…) nie jeszcze nie(…) stoimy na ulicy(…) a chuj cię to obchodzi(…)eh… ty mi lepiej powiedz co wy na niego macie(…) tak. Możesz to traktować jako rozkaz wyższego rangą…- Wyrwałem mu telefon
z ręki rozłączając się. Spojrzał zaskoczony na swoją pustą aktualnie rękę, a później na mnie. Wyciągnął w moim kierunku dłoń. Pokręciłem przecząco głową i schowałem telefon do torby szkolnej, którą teraz do siebie tuliłem. Ruszyłem przed siebie. Albo zabierze mi telefon, albo pójdzie do tej osoby, z którą gadał osobiście.- Naoki! Zatrzymaj się!- Krzyknął za mną.
- Chyba śnisz.- Szepnąłem cicho pod nosem. Skręciłem w boczną uliczkę i…stanąłem jak wryty. Oczy mało co nie wyskoczyły mi z orbit. GDZIE JA KURWA JESTEM??!! Wszędzie gdzie sięgał mój wzrok… nie… no ja muszę iść do okulisty. Tam jakaś obca para się całowała. Tamci
z kolei się obściskiwali. Cofnąłem się o krok kiedy zauważyłem jak jeden facet drugiemu…o boże! To w ogóle jest możliwe?! Ktoś jęczał po mojej prawej. Zerknąłem tam z ukosa i bardzo tego pożałowałem. Ktoś złapał mnie za tyłek. Odwróciłem się gwałtownie. Jakiś obcy koleś. Wysoki blondyn o ciemnoniebieskich oczach które w półmroku jaki tutaj panował wyglądały wręcz przerażająco.
- Zagubiona księżniczka?- Zapytał chwytając moje włosy w oba palce.- Z którego Domu jesteś?- Zapytał przybliżając się do mnie. Cofnąłem się kilka kroków natrafiając na ścianę.
- Ja… nie…
- Jaka nieśmiała.- Zaśmiał się cicho.- Zdradzisz mi swoją stawkę kotku. Chcę znać każdą cenę od obciągania po…- Urwał. Jego twarz została wgnieciona w ścianę obok mojego policzka. Krew prysnęła we wszystkie strony. Miałem jej sporo na twarzy oraz mundurku. Spojrzałem przed siebie. Katsuyoshi. Miał ściągnięte brwi i zaciśnięte zęby. Był wkurwiony. Ręka zaciśnięta w pięść zatrzymała się z tępym odgłosem na twarzy mężczyzny. Tłuk go bez opamiętania nie ruszając się o krok. Coraz więcej krwi pojawiało się na moim ciele. Nie mogłem się ruszyć. Coś szczęknęło ostrzegawczo. Katsuyoshi przestał się ruszać. Jakaś para nadal pieprzyła się niedaleko stąd. Facet bez świadomości tego co się z nim stało opadł na zaplamiony od krwi chodnik. Katsuyoshi odwrócił się delikatnie. Zakończenie pistoletu przylegające wcześniej do tyłu jego głowy znajdowało się teraz na wysokości jego oczu. Drgnąłem.
- On już chyba zrozumiał.- Odezwał się średniego wzrostu mężczyzna ubrany w biały garnitur z czarną koszulą. Miał czarne włosy sięgające mu do ramion które wiązał w luźną kitkę. Broń wypadł mu z ręki kiedy Katsuyoshi przycisnął go do ściany. Zakaszlał.
- Nie!- Krzyknąłem łapiąc swojego Opiekuna za rękę którą planował wymierzyć kolejny cios. Zaciskałem mocno powieki. JUŻ W ŻYCIU NIE ODPROWADZĘ GO DO DOMU!! Gruchnąłem boleśnie o ścianę. Otworzyłem zaskoczony oczy. Czy ja nie dotykałem właśnie nogami ziemi? Czy wysiałem w powietrzu?
- Steal przyjrzyj się temu dzieciakowi! Jeżeli w tej dzielnicy spadnie mu chodź włos z głowy rozpierdolę cały twój interes!- Wydarł się przekrzywiając jego twarz, żeby mógł spojrzeć na mnie. Przerażony spojrzałem mu w oczy.
- Z jakiego on jest Domu?- Wycharczał. Znowu uderzył głową o ścianę.
- SENSEI!- Krzyknąłem próbując się uwolnić. Jakim cudem przytrzymywał w powietrzu moje szamocące się ciało i tego wielkiego silnego faceta i bez problemu na dodatek rzucał nim jak szmacianą lalką. Spojrzał na mnie z furią w oczach. Spojrzenie psychopaty gotowego zabić każdego kto stanie mu na drodze. Pochylił się nade mną. Moja ręka drgnęła kiedy pocałował mnie w dość brutalny sposób.
- Rozumiem…- Powiedział facet zwany Steal.- Ta osoba tutaj nie…- Odskoczył zaskoczony kiedy Katsuyoshi upadł przed jego kolanami. Dyszałem ciężko. Przetarłem usta.
- POJEBAŁO CIĘ?! CO TY SOBIE MYŚŁISZ?! JAKIM PRAWEM TAK MNIE TRAKTUJESZ?! PYTAM  SIĘ KTO CI DAŁ DO TEGO PRAWO?!- Okładałem go pięściami siedząc na nim okrakiem.- W DUPIE MAM TO, ŻE JESTEŚ NAUCZYCIELEM! W DUPIE MAM TEŻ TO, ŻE JESTEŚ MOIM OPIEKUNEM! MAM NA TO WYJEBANE! TO, ŻE NALEŻE TYMCZASOWO DO TWOJEGO ODDZIAŁU TEŻ!- Bolało mnie gardło od tego darcia się na niego. Ręce od okładania go w kółko.- NIE POZWALAJ SOBIE TYLKO DLATEGO KIM JESTEŚ! NIE JESTEM JAKĄŚ MĘSKĄ DZIWKĄ, KTÓRĄ MOŻESZ SOBIE…MOŻESZ SOBIE… SOBIE…IDIOTO!! – Uderzyłem pięściami w jego tors. Dlaczego te cholerne łzy nie chciały przestać lecieć?! Przecierałem co chwilę oczy ale to nie pomagało. Katsuyoshi objął mnie delikatnie.
- Przepraszam. Nie płacz.- Powiedział cicho. Okładałem go bezsilnie pięściami po torsie.
- On nic nie zrobił… dałbym sobie radę sam… dlaczego… krew… telefon… dom… szkoła… Łowcy… Łaaaa! Mam już dość!- Szlochałem. Głaskał delikatnie mnie po głowie nie ruszając się
z miejsca.
- Steal zabierz go do lekarza. Leczenie na mój koszt. Przekaż wszystkim to co ci powiedziałem.- Powiedział Suyo po chwili milczenia.
- Kim jest ten dzieciak? Nie może tutaj pracować ponieważ nie zabawiasz się z osobami które tutaj pracują.- Powiedział stękając cicho. Chyba podnosił tamtego nieprzytomnego.
- Puść.- Powiedziałem odsuwając się od swojego Opiekuna. Rzuciłem mu plecak
i podszedłem do tego nieprzytomnego. Spojrzałem na niego. Przebadałem jego głowę.
- Co…
- Daj mu spokój.- Powiedział Katsuyoshi.- Pozwól mu na to.
- Zapisuj to ty skretyniały pijaku.- Powiedziałem do swojego Opiekuna. Wyciągnął z mojego plecaka kartkę i ołówek.
- Już.
- Rozwalona głowa w dwóch miejscach. Lewa część twarzy cała pogruchotana. Rozwalony prawy łuk brwiowy. Połamanych kilka żeber. Kręgosłup w porządku. Reakcje na światło poprawne. Oddech płytki, przerywany. Tętno przyspieszone. Niech zrobią mu prześwietlenie klatki piersiowej, głowy, kręgosłupa oraz obu rąk i lewej nogi.- Powiedziałem. Podszedłem do niego i wyciągnąłem jego telefon ze swojego plecaka.
- Co...- Uciszyłem go jednym spojrzeniem. Po trzech sygnałach ktoś odebrał.
- Mam nadzieję, że masz dobry powód aby dzwonić do mnie o czwartej nad ranem.- Odezwał się zaspanym głosem Ryu.
- Sensei…- Powiedziałem przerażonym ale stanowczym głosem.
- Hę^^- Chwila ciszy.- Kto kurwa mówi? Bo na pewno nie Katsuyoshi.
- N…Naoki.
- Widzę, że lubisz gadać z cudzego telefonu.- Powiedział. Przetarłem lecące łzy.- Ej. Co jest? Płaczesz?
- Kto niby płacze?!- Krzyknąłem.- Zrobisz coś dla mnie?
- Ty mnie prosisz o pomoc po tym co zrobiłeś?
- Nie proszę jako uczeń tylko medyk.- Powiedziałem. Nastała cisza.
- Co się stało?
- Jestem…- Spojrzałem na swojego Opiekuna. Wypuścił głośno powietrze. „Dzielnica czerwonych latarni” szepnął bezgłośnie.- W Dzielnicy Czerwonych Latarni…
- Gdzie?! Po chuj cię tam wywiało?!- Krzyknął przytomniejąc gwałtownie.
- Nie mam na to czasu. Jest tutaj człowiek w ciężkim stanie. Potrzebuje pomocy medycznej.
- Jesteś w końcu medykiem…
- Piłem dzisiaj. Nie chcę zrobić mu większej krzywdy.- Powiedziałem łamiącym się głosem.
- Piłeś?
- Tak. To moja wina to co go spotkało. A ja wypiłem dzisiaj i nie mogę mu pomóc.
- Nie rozłączaj się.- Rozkazał Ryu. Po drugiej stronie słychać było różnego rodzaju dźwięki.- Jesteś w stanie stwierdzić co mu dolega?
- Tak. Daj mi kartkę.- Powiedziałem wyciągając rękę w stronę swojego Opiekuna.- Przeczytam tak jak jest napisane, dobrze?
- Dawaj co masz.
- „Rozwalona głowa w dwóch miejscach. Lewa część twarzy cała pogruchotana. Rozwalony prawy łuk brwiowy. Połamanych kilka żeber. Kręgosłup w porządku. Reakcje na światło poprawne. Oddech płytki, przerywany. Tętno przyspieszone. Niech zrobią mu prześwietlenie klatki piersiowej, głowy, kręgosłupa oraz obu rąk i lewej nogi”.- Przeczytałem. Łzy zalewały mi oczy. Traciłem widoczność.
- Czy ktoś jeszcze tam z tobą jest?
- Facet na którego mówił Steal. Patrząc na niego ma rozwalony tylko prawy łuk brwiowy. Kilka siniaków na szyi.- Powiedziałem. Facet uniósł do góry brew.
- Ktoś jeszcze?
- O…- Katsuyoshi zasłonił mi usta i skinieniem nakazał milczeć.
- Naoki?- Zapytał Ryu.- Naoki co tam się dzieję?- Zapytał. Odtrąciłem jego rękę.
- Nie pozwala mi mówić.- Odpowiedziałem. Ryu zamilkł na chwilę.
- Już rozumiem.- Powiedział. Oddychał szybko.- Gdzie dokładnie…- Urwał. Połączenie zostało zerwane. Spojrzałem zaskoczony na telefon.
- Dlaczego?- Zapytałem sam siebie.
- NAOKI!- Usłyszałem za sobą krzyk. Z miejsca z którego przybiegłem nadbiegał Ryu i jakiś trzech obcych mężczyzn. Odetchnąłem z ulgą. W całym tym zamieszaniu usiadłem obok mojego Opiekuna.
- Co rozumiesz przez zwrot „Piłem”? –Zapytał patrząc przed siebie. Spojrzałem na niego. Czyżbym to ja rozwalił mu tak usta i brew.
- W barze wypiłem. Wszyscy o tym wiedzieli. To był ich haczyk na mnie.- Wyjaśniłem obejmując szczelnie swoje kolana.
- Rozumiem.- Wypuścił głośno powietrze i spojrzał w górę.
- Dlaczego Sensei mnie nie powstrzymał?- Zapytałem patrząc na jego twarz. Zaśmiał się cicho.
- Ponieważ zrobiłeś dobrze.- Wyjaśnił. Ryu podszedł do niego z apteczką.
- Powaliło cię do reszty. Wdawać się w bójkę z miejscowym właścicielem tej dzielnicy oraz jednym ze stałych klientów. Który cię tak ładnie urządził? W sumie nie mam co pytać. Podejrzewam, że ten klient.- Powiedział Ryu ubierając rękawiczki. Suyo zaśmiał się cicho.
- Nie. Żaden z nich.- Wyjaśnił i wskazał na mnie głową. Odwróciłem twarz w bok.
- Medyk tak cię urządził?- Zapytał niedowierzając.
- Gdyby tego nie zrobił pewnie bym zabił tą dwójkę i zrobił mu coś.- Powiedział krzywiąc się przy oczyszczaniu rany.
- O co wam poszło?- Zapytał Ryu. Suyo milczał. Ryu nie naciskał bardziej. Na moim kolanie siedział jego skorpion. Przyglądałem mu się uważnie. Odwróciłem twarz w bok ignorując jego obecność. Przede mną klęknął jeden z Medyków który pojawił się tutaj razem z nim.
- A temu co?- Zapytał się Ryu. Wypuściłem głośno powietrze.
- Jakiś guz na głowię. Rozwalone kostki na dłoniach. Zdarte gardło. Ból głowy. Przyspieszony oddech i tętno. I chyba za dużo wypiłem.- Wyjaśniłem mu gapiąc się na niego od dołu. Uklęknął przede mną biorąc w swoje dłonie moje ręce. Przyglądał im się uważnie.
- Dzieciaku w co ty tak nawalałeś, że tak sobie skórę poharatałeś?- Zapytał zaskoczony.
- W jego gębę.- Wskazałem na swojego Opiekuna głową.
- Jakim cudem?- Nie mógł czegoś zrozumieć.
- Co jakim cudem?- Zapytał Ryu zerkając na moje ręce.- Jakim cudem?- I on zapytał zaskoczony.
- Co jakim cudem?- Zapytałem poirytowany.
- Twoje ręce są w gorszym stanie niż jego twarz?- Zapytał Medyk. Spojrzałem na niego.
- Powiesz im?- Zapytał Suyo. Spojrzałem na niego zaskoczony. Wiedział?- Nie zapominaj kim jestem.- Przypomniał mi. Opuściłem głowę w dół.
- Bo to mój Opiekun, Nauczyciel i Lider Oddziału do którego tymczasowo należę.- Powiedziałem gapiąc się jak opatrywał moje ręce.
- I cóż w związku z tym?- Zapytał. Milczałem.
- Eh… Mimo, że mnie tłuk wiedział, że nie powinien i wiele jego ciosów trafiło w skały na których leżałem. Gdyby każdy jego cios trafił nie wyglądałbym tak dobrze.- Powiedział Suyo. Zacisnąłem mocno powieki. Chciałbym zniknąć.

^^~^^

Stanąłem przed drzwiami swojego domu. W salonie świeciło się światło. Spojrzałem na zegarek. Było po piątej. Wszedłem cicho do środka starając się bezszelestnie zamknąć drzwi.
- Naoki?- Usłyszałem cichy głos Gihei’a.
- Ta.- Odpowiedziałem. Wyjrzał na zewnątrz. Stanął jak wryty. Uśmiechnąłem się do niego zmęczony. Ciekawe jak musiałem wyglądać.
- CO CI SIĘ DO CHOLERY JASNEJ STAŁO?!- Krzyknął. Skrzywiłem się. Za głośno.
- Ciszej. Bo Doi’a…
- Coś mu się stało?- Dobiegł kolejny głos z salonu. Teraz na horyzoncie pojawiła się łepetyna Doi’a. Stanął oniemiały. Zerknąłem na swoje odbicie w lusterku. Nie dziwiłem mu się że tak wyglądał. Miałem czerwone oczy i nos od płaczu. Cały umazany pyłem i zaschłą krwią którą mogłem znaleźć i we włosach, na twarzy, szyi  jak i na mundurku.
- Dlaczego nie śpicie?- Zapytałem zmęczonym głosem ściągając buty z nóg. O_O. Krew była również i na nich.
- Wszyscy na ciebie czekaliśmy.- Powiedział Gihei.
- Wszyscy?- Zapytałem zaglądając do salonu. Była tam cała nasza paczka. Siedzieli w kółku. Na środku znajdowała się butelka. Pookrywani kocami. Koło każdego stał kubek. Spojrzałem na nich unosząc brew do góry. Odwróciłem się do nich tyłem. Nie chciałem oglądać ich zaskoczonych spojrzeń.- Doi? Pomożesz mi?- Zapytałem idąc w kierunku łazienki. Udał się tam za mną. Zamknął drzwi za sobą.
- Co ci się stało?- Zapytał. Wypuściłem głośno powietrze opierając się o zlew.
- Nic takiego.- Odpowiedziałem. Położył koło mnie ręcznik.
- Owiń się nim jak się rozbierzesz.- Powiedział i stanął do mnie tyłem. Rozebrałem się uważając na opatrunki na rękach. Brudny mundurek wpakowałem do pralki. Rozpuściłem włosy. Owinąłem się ręcznikiem. Usiadłem na niskim drewnianym krzesełku.
- Mmm.- Powiedziałem cicho. Stanął za mną.
- Jesteś gdzieś ranny?- Zapytał odkręcając ciepłą wodę.
- Dłonie.- Odpowiedziałem. Wylał na mnie dwie misy wody. Zaczął delikatnie trzeć moje plecy szorstką gąbką.- Najbardziej chodziło mi o włosy. Nie dam rady ich umyć.- Dodałem. Nic nie opowiedział.
- Doi?- Gihei zajrzał do środka.
- Przynieś mu czystą bieliznę, jego dresy i rękawiczki jedną parę.- Powiedział Doi. Gihei kiwnął twierdząco głową i zniknął za drzwiami.
- Wiesz… poznałem wiele ciekawych osób.- Zaśmiałem się cicho.- Jest taki barman. Bill. Jadłem coś co nazywa się „hambarger”
- Hamburger.- Poprawił mnie cicho zamaczając moje włosy kilka razy.
- Był na tyle miły, że zrobił mi go bez marchewki.- Ciągnąłem jakby mi nie przerwał. Zaczął szorować moje włosy. Gihei zajrzał do środka.
- Mu je daj.- Powiedział Doi. Gihei podał mi rękawiczki. Wsunąłem w nie ręce. Wziąłem gąbkę. Zabrałem się za mycie kiedy Doi zajmował się moimi włosami.
- Dostałem tymczasowy przydział.- Kontynuowałem.
- Zamknij oczy i usta. Będę spłukiwał włosy.- Powiedział Doi. Zrobiłem co mi kazał. Kiedy tylko woda z głowy zaczęła spływać w dół przetarłem twarz starając się pozbyć z niej śladów krwi.
- Łowcy są przerażający.- Stwierdziłem po dłuższej chwili milczenia jak już byłem umyty i ubierałem na siebie spodnie. Doi zerknął na mnie.
- I dlatego do nich pasujesz.- Powiedział. Zawinął mi włosy w ręcznik. Razem z nim udałem się do salonu.
- Sorry, że musieliście tyle na mnie czekać.- Powiedziałem uśmiechając się do nich delikatnie. Izo podszedł do mnie zaglądając mi w oczy i badając każdy cal mojej twarzy.- Spokojnie. To nie była moja krew.- Dodałem. Wypuścił uspokojony powietrze po czym zobaczył moje zabandażowane dłonie.
- Co ci się stało?- Zapytał. Podrapałem się po głowie siadając na kanapie.
- Jak mam ci odpowiedzieć na to pytanie?- Zapytałem go śmiejąc się gorzko.
- Prawdę powiedź.- Powiedział Izo. Zakryłem oczy śmiejąc się głośno. Spomiędzy moich palców zasłaniających oczy pociekły ciepłe łzy.
- Łowcy to naprawdę przerażające i brutalne osoby.- Odpowiedziałem. W salonie zapadła cisza.
^^~^^

Była siódma rano. Wszedłem właśnie na teren szkoły. Nie wiedziałem jaki mam plan lekcji ani co mam robić. Miałem z nim wczoraj rozmawiać tak jak kazał dyrektor, ale nie miałem sposobności. Po tym jak mnie opatrzyli Ryu nakazał jednemu z medyków odstawić mnie do domu obiecując wcześniej, że tamta dwójka trafi do szpitala a Suyo do domu i on sam tego dopilnuje. Ciekawe czy już jest u siebie w gabinecie?? Zszedłem na dół po schodach i stanąłem przed drzwiami. Zapukałem w nie kilka razy.
- Proszę.- Usłyszałem po drugiej stronie. Otworzyłem delikatnie drzwi. Zajrzałem do środka ukradkiem.
- Dzień dobry.- Powiedziałem ospałym głosem. Spałem może z godzinę tylko. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytał kiedy wszedłem do środka i usiadłem na swoim standardowym miejscu. Spojrzałem na niego. Warga i brew zaklejone. Kilka siniaków na twarzy. Nic więcej.
- Nie powiedział mi Sensei wczoraj co mam robić. Dyrektor dając mi adres tego baru powiedział, że po nim mam spotkanie z Opiekunem i on mi powie co mam robić, przekaże nowy plan i w ogóle.- Wyjaśniłem.
- Eh…- Wypuścił głośno powietrze z płuc. Usiadł obok mnie z jakąś teczką. Otworzył ją. Na wierzchu były jakieś papiery.- Twój plan lekcji.- Podał mi jakąś kartkę.
Lp.
Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
Sobota
Niedziela
1.
BIOLOGIA
GIMNASTYKA
PRAKTYKA
PRAKTYKA
PRAKTYKA
PRAKTYKA
PRAKTYKA
2.
ANATOMIA
GIMNASTYKA
3.
M.A-LOGIA
M.A-LOGIA
4.
M.A-LOGIA
M.A-LOGIA
5.
M.A-LOGIA
ANATOMIA
6.
GIMNASTYKA
M.A-LOGIA
7.
UKSZT.TER
M.A-LOGIA
8
UKSZT.TER
BIOLOGIA
9.
M.A-LOGIA
M.A-LOGIA
10.
*****
*****
*****- SPOTKANIE Z OPIEKUNEM
- Uhum.- Powiedziałem patrząc na owy plan. Zerknąłem na niego.- Czy mogę wiedzieć, kto ten plan ustala?- Zapytałem. Spojrzał na mnie.
- On może tylko tak źle wygląda.- Powiedział. Spojrzałem na niego jak na idiotę.- Mówię poważnie. Może być tak, że przez dwa tygodnie nie będziesz miał praktyki bo nie będzie co robić. Albo będziesz siedział w biurze i uczył się ogarniać dokumentację Łowców, albo będziesz miał do wykonania jakieś zadanie na terenie Sfery bądź wyślą cię na górę. Może być tak, że w trakcie wykonywania zadania zlecenie zostanie wycofane i masz wolne. Albo może być tak, że siedząc na lekcji przyjdą po ciebie i musisz z nimi iść. Ta praca nie ma stałych godzin. Łowcą na dobrą sprawę jesteś cały czas.- Wyjaśnił przyglądają mi się uważnie. Kiwnąłem twierdząco głową. I wszystko jasne. Ale dlaczego czułem, że jeżeli chodzi o mnie to okażę się, że będę miał cały czas zapierdziel.-
W sumie udało mi się załatwić, że jeden dzień będziesz miał praktykę w szpitalu jak będzie jakiś wolny.- Dodał po chwili. Spojrzałem na niego.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie chcę aby moim oddziałem zajmował się ktoś kto może zapomnieć co to znaczy bycie Medykiem.
- Chodzi ci o to sprzed kilku godzin?- Zapytałem wzburzony.
- Dzisiaj jest czwartek więc masz praktykę. Poprosiłem Torazo aby poszedł do ciebie do domu po 10 jak trochę się prześpisz i zabierze cię do biura. Tam dostaniesz pełne umundurowanie oraz pokarze ci dokumentację Łowców z twojego przydziału czyli Medyków. Z racji tego jaki zawód wybrałeś i z tego, że w naszym oddziale na dobrą rękę nigdy nie było Medyka czeka cię trochę papierkowej roboty.- Zmienił temat. Milczałem. Podsunął przede mnie teczkę.
- Co to?- Zapytałem chłodno.
- Twój nieśmiertelnik, który od teraz masz nosić cały czas na sobie. Telefon. Masz już tam wpisane numery całego swojego oddziału, Ryu i Billa. Twój numer też już wszyscy mają. Oraz pegeer. To wszystko też masz nosić przy sobie.- Podał mi pięć plastikowych kart oraz przenośny Pender (coś jak komputer umieszczony w zegarku, w którym mogę wpisywać wszystko co chcę). Wziąłem do rąk karty. Każda w innym kolorze.- Powtórz teraz za mną to co powiem.
- Co?
- CZERWONA karta służy do otwierania wejścia głównego do naszego głównego biura.- Powiedział i spojrzał na mnie znacząco. Przekrzywiłem głowę w bok.- Powtórz i zapamiętaj to!
- Czerwona służy do otwierania wejścia głównego do naszego głównego biura.- Powtórzyłem.- I się nie drzyj. Spałem nie całą godzinę.
- BAIAŁA karta to klucz otwierający drzwi do baru Bill’ego.
- Biała karta to klucz otwierający drzwi do baru Bill’ego.- Powtórzyłem przesuwając białą kartę ku czerwonej, czyli te które już poznałem.
- ŻÓŁTA   karta otwiera twoje biuro w Głównym Biurze.- Powiedział podsuwając mi ten kolor karty. Kiwnąłem twierdząco głową. Szturchnął mnie w kolano abym mógł to powtórzyć.
- Żółta karta otwiera moje biuro w Głównym Biurze.
- ZIELONA z kolei jest twoją przepustką na zewnątrz i powrotem do środka.- Powiedział. Wziąłem tą kartę do ręki.
- Zielona to moja przepustka i powrót pomiędzy góra a dołem.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie i pokręcił przecząco głową.
- Teraz najważniejsze. Tej karty możesz użyć tylko w ostateczności.- Powiedział podsuwając mi czarną kartę pod nos.- CZARNA karta oznacza S.O.S zagrożenie życia.
- S.O.S zagrożenie życia?? O co chodzi?
- Jeżeli będziesz na misji i coś się stanie przez co możesz umrzeć wtedy umieszczasz ją
w penderze i cały oddział odczyta to u siebie. Użycie to również będzie odnotowane w Biurze.- Wyjaśnił z czepiając wszystkie karty razem małym łańcuszkiem.- Nie zgub ich, nie zostawiaj gdzie popadnie, nie dawaj nikomu, nie mów do czego jaki kolor służy. I nie daj się zwieść kolorom kart. To że u ciebie pod każdym kolorem występuje jakieś znaczenie nie znaczy, że np. u mnie pod tym samym kolorem może być to samo.
- Dlaczego?
- Żeby nie było, że ktoś ukradnie twoją kartę, np. koloru Żółta i jakimś trzem Łowcą myśląc, że dostanie się do waszych biur. Nie, dostanie się tylko do twojego. U innych może dostać się do baru, aktywować S.O.S i tym podobne. U wielu występują też inne kolory. Z tych co ty masz mam tylko biały kolor. A tak wszystkie moje karty się różnią.- Wyjaśnił. Ubrałem na siebie nieśmiertelnik. Pender ubrałem na rękę. Stał się przezroczysty zlewając się z moją ręką. Zabolała mnie trochę kiedy łączył się z moimi nerwami. Nie lubiłem tego urządzenia. Kiedy już raz do ciebie przylgnie to można je zdjąć dopiero na przeglądzie. A tak cały czas będzie przy tobie. Nikt go nie widzi tylko ja i tylko ja widzę co w nim jest i co ukrywa. Komórkę schowałem do kieszeni spodni, pegeer przyczepiłem do szlufki. Spojrzałem na zegarek. Ósma. Nim dojdę do domu będzie przed 9.
- Jak w ogóle…
- Wszystkiego nauczy cię Torazo. On jest w tym najlepszy. Jak już masz jakieś pytania to do niego.- Powiedział przerywając mi w pół słowa. Kiwnąłem twierdząco głową.- W mundurku chcesz iść do Biura?- Zapytał po chwili mierząc mnie od góry do dołu i z powrotem.
- Jeżeli padło takie pytanie to rozumiem, że lepiej by było jakbym jednak zrezygnował z tego stroju.- Powiedziałem. Kiwnął twierdząco głową. Wypuściłem głośno powietrze i wstałem zarzucając na ramię plecak.- Ta ja idę.- Dodałem.
- Słucha się Torazo.
- Wiem.- Odpowiedziałem i wyszedłem z jego gabinetu zabierając się za powrót do domu. Na schodach przed wejściem trafiłem na Doi’a i Gihei’a.
- A ty gdzie?- Zapytał Doi. Spojrzałem na niego zaspanym spojrzeniem.
- Mam dzisiaj praktykę. Muszę wrócić do domu się przebrać.- Powiedziałem. Kiwnął twierdząco głową.
- O której wrócisz?
- A co?
- Chciałeś abym coś dzisiaj ugotował.- Przypomniał mi.
- Postaram się jak najszybciej.- Powiedziałem. Kiwnął głową na znak, że rozumie. Uśmiechnąłem się blado i ruszyłem w stronę naszej dzielnicy.


^^~^^
Szedłem za Torazo długim korytarzem wyłożonym brązowymi kafelkami w dwóch odcieniach. Ciemne znajdowały się na podłodze i połowie ściany. A od drugiej połowy ku górze ciągnął się jaśniejszy odcień brązu. Mijałem pełno pozamykanych drzwi. Doszliśmy do wąskiego korytarza nad którym wisiała tabliczka „02-98867- CZ.W”. Wskazałem na tabliczkę palcem.
- Co to?- Zapytałem szeptem.
- Zapamiętaj co jest napisane na tej tabliczce. Każdy korytarz należy do innego oddziału. Ten należy do nas. Każdy ma tutaj swój pokój. Prosto znajduje się biuro Katsuyoshi’ego.  A z resztą.- Zatrzymał się przed wielką tablicą pomiędzy dwiema parami drzwi.- Spójrz na to.- Poradził. Zerknąłem na to zaskoczony.
- To tak na poważnie?- Zapytałem. Uśmiechnął się.
- Spotkasz to na wejściu do każdego korytarza aby nie łazić od pokoju do pokoju i szukać tego kogo potrzebujesz. Musisz na to patrzeć na każdym korytarzu ponieważ rozmieszczenie członków oddziału jest zależne od widzimisię szefa, w naszym przypadku od Suyo.
- Eh.- Westchnąłem. Kolejne utrudnienie w życiu.- Ok. Pozwól mi na chwilę to ogarnąć.- Powiedziałem i spojrzałem na plan skupiając się dokładnie na tym co on przedstawiał. Na wprost korytarza znajdował się gabinet Katsuyoshi’ego. Przylegający bezpośrednio do niego po prawej stronie był gabinet Ryoko. Wzdłuż korytarza idąc od jego gabinetu do miejsca w którym stałem po lewej stronie znajdowały się pokoje należące do: Yaichiro, Munoto, Toshio, Suko, Sakue oraz Torazo. Z kolei po prawej stronie korytarza idąc od jego gabinetu swoje miejscówki mieli: Yuke, Washichi, Yujiro, ja i zaplecze medyczne (??) oraz WC.- Szermierze i Nawigatorzy mają koło siebie.- Zauważyłem.
- Skąd wiesz?- Zapytał zaskoczony.
- Idąc po kolei.- Powiedziałem pokazując w oddali drzwi.- Szef, Lotnik, Szermierz, Szermierz, Saper, Łucznik, Snajper, Nieznany.- Wymieniłem dwa ostatnie pokoje i lewą stronę. Wskazałem palcem na prawą stronę.- Nawigacja, nawigacja, strateg, medyk i zaplecze medyczne oraz WC.- Dodałem.
- Nieznany. Fajnie to zabrzmiało.- Zauważył.
- Nie określiłeś dokładnie jakie masz stanowisko.- Powiedziałem. Uśmiechnął się wrednie.
- Z czasem się dowiesz.- Powiedział pokazując mi drzwi mojego biura. Otworzyłem je używając Żółtej karty i wszedłem do środka. Ręce załamały mi się nie wiem czy z wrażenia czy
z szoku.
***************************************************
I jak wyszło mi tym razem??:D
Kolejny rozdział postanowiłam zatyuować:
 13. „Przekraczając niektóre granice musimy liczyć się z tym, że nie będzie już powrotu” 13.
a teraz lecę dodać rozdział na kolejnego bloga i znowu się położę sapać...;/
Pozdrawiam:* 



4 komentarze:

  1. Ha! Pierwsza mwahahahhaha ! :D Scena z tą uliczką. hahahahha Nie no zajebiste nw czy ci to już kiedyś pisałam, ale co mi tam powtórzę się jeśli to zrobiłam. Pomysł na to opowiadanie, to totalny kosmos! (w pozytywnym sensie, rzecz jasna) to jest jeden z niewielu blogów, które tak strasznie mnie wciągnęły ^^ Po prostu jak czytam to opowiadanie, to tak jakbym strasznie wciągającą mangę czytała lub oglądała anime. SERIO. Szkoda, że nie ma takiego anime -.-''. Mam pomysł! Ty zajmujesz się historią, ja rysunkami. Zrobimy yaoica jakiego świat nie widział ;D Ehh... tylko żebym jeszcze porządnie rysować umiała -.-'' Mam nadzieję, że kolejne rozdziały bd dalej tak dobre. Ps. moja osobista sugestia: powoli zaczynają się do sb zbliżać. BŁAGAM. nie zrób z tego "rzygam tęczą", bo nie przeżyję. Wiesz ock, żeby po prostu nie było zbyt słodko, bo urok tego opowiadania polega właśnie na tym, że są bardzo fajne sceny (chociaż było ich niewiele, na razie), ale nie ma czegoś w stylu "kocham cię, nie ja ciebie bardziej, nie to ja cb kocham bardziej." xD plus "waŻyć" i "pokaŻę" :D (tak, tak, moje czepianie się xd)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, hej
    o matko.... rewelacyjny rozdział, uwielbiam to opowiadanie (no enmbe też) jest po prostu rewelacyjne, nigdy nie ma się go dość... sceny w tej uliczce wyszły wręcz genialnie, Sayo jak się troszczy o Nao.... widać, że powoli zbliżają się do siebie... a końcówka, oj już się domyślam co tam zastał Naoki...
    mam pytanie do Ciebie odzywałaś się do mnie na gg, czy nie... po teraz nie wiem, czy znów coś nie szwankuje i nie dostaję wiadomości...
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej:)
      nie pisałam ponieważ nie widziałam abyś była dostępna na gg a wychodzę z założenia, że nie opłaca się wysyłać wiadomości jak kogoś aktualnie nie ma:)

      Usuń
  3. Moment tej całej bójki był boski <3
    A wkurzony Nao jest taki świetny ^^

    OdpowiedzUsuń