:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

sobota, 14 czerwca 2014

17. „To co jest rzeczywistością wczoraj było nierealnym marzeniem”. 17.

Staram się pisać więcej i częściej na kompie aby mieć co dodawać. Najlepiej wychodzi mi to wtedy kiedy jestem wkurwiona i nie chce oglądać otaczających mnie mord.
Dodaje dzisiaj rozdział. Nie wiem kiedy dodam kolejny bo jeżeli wypali to co planuje to na pół roku mogę być odcięta od świata (tak 50% szans), więc nie wiem kiedy to nastąpi.
No i szczerze ma wypalenie artystyczne. Już kilka razy miałam ochotę wszystko pierdolnąć i dać sobie spokój z pisaniem. Osoba w moim weku a ucieka w świat swojej chorej fantazji i jeszcze karmi nią innych.
Ale kiedy tylko to postanawiałam nachodziła mnie ochota na pisanie. Pisanie dla mnie jest takim uzależnieniem jak dla nie których fajki, słodycze, alkohol, sex albo inne różności.
Ja mam takie uzależnienie od pisania, muzyki, anime, mangi oraz azjatyckich dram. Więc doszłam do wniosku,że nie ważne co napiszę, w jakich ilościach i w ogóle będę to dodawać aż nie wypale się na to opowiadanie tak kompletnie i dojdę do wniosku, że w kolejnym rozdziale muszę dać jakieś porządne zakończenie.
To tyle z mojego wywodu. A teraz życzę miłego czytania:)
**********************************************************
Siedziałem na korytarzu na krzesełkach koło prosektorium. W środku znajdował się Ryu oraz Yujiro. Kilka krzesełek dalej siedzieli Ryoko i Munoto. Przyglądali mi się ukradkiem. Szeptali coś między sobą. Drzwi prowadzące na korytarz otworzyły się gwałtownie. Do środka wszedł Katsuyoshi i Torazo. Ubrani w stroje Łowców. Wrócili z misji. Albo bardziej musieli ją przerwać. Podeszli do Ryoko i Munoto. Przetarłem oczy i wypuściłem głośno powietrze przeciągając się na krześle. Jeszcze tylko trzy godziny i wrócę do domu. Trzy godziny. Dam radę. Wierzyłem w swoje możliwości.
- Naoki?- Usłyszałem nad swoją głową. Spojrzałem w tamtym kierunku. Mój Opiekun.
- Tak?
- Yujiro?
- Jest w środku razem z Ryu-sensei. – Powiedziałem cicho. Głos mi nie drżał co mnie zaskoczyło z początku. Teraz miałem to już gdzieś.
- Rozumiem.
- Mogę na chwilę odejść uzupełnić dokumentacje?- Zapytałem. Spojrzał na mnie nie rozumiejąc dlaczego o to pytam i to właśnie jego.- Ryu powiedział, że mam czekać na ciebie na korytarzu.
- Aha. Rozumiem. Nie no idź.- Powiedział. Kiwnąłem głową i wstałem ze swojego miejsca. Udałem się w milczeniu do gabinetu jaki mi tutaj przydzielili. Mijałem wiele osób ale nie rozpoznawałem ich twarzy. Nawet nie wiedziałem kto jest kim chociaż znałem ich z pracy. Muszę przez chwilę pobyć sam. Trzy godziny i wrócę do domu. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Na biurku leżała sterta papierów dotycząca wszystkich moich dzisiejszych pacjentów. Nalałem sobie do kubka herbatę i usiadłem za biurkiem zabierając się do wypełniania tej cholernej dokumentacji. Tamten skaleczony, ten posiniaczony. Opisać każdy przypadek, co mu się stało, jak wyglądały jego rany, co zrobiłem aby im pomóc, jakich leków użyłem. Kiedy został przyjęty i wypisany do domu. Kiedy ma być kontrolna wizyta. Wszystko po kolei. Doszedłem do czerwonej teczki która tutaj oznaczała zgon pacjenta. Zajrzałem do środka. Była tam już dokumentacja balistyczna i zdjęcia z sekcji. Przeglądałem je przypatrując im się uważnie. Sporo ran kłutych, twarz pocięta ostrym nożem, plecy oraz tors. Dłonie. Pełno siniaków. Bronił się. Zabrałem się za wypełnianie jego dokumentacji. Godzina przyjęcia: 13.00. Stan pacjenta w momencie przyjęcia: KRYTYCZNY. Jakie były szanse na przeżycie: 5%. Godzina zgonu: Prawdziwa 14.00. Podana przez Medyka: 15.59. Ręka mi zadrżała. Odłożyłem na chwilę długopis i wypiłem spory łyk gorzkiego napoju. Sięgnąłem ponownie po długopis. Ręka zawisła nad dokumentacją kiedy drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł Ryu. Wyglądał jakby ktoś go gonił.
- Tak?- Zapytałem zerkając na niego znad papierów. Za nim stał Katsuyoshi i Torazo.
- Kto ci pozwolił wyjść z korytarza?- Zapytał. Po głosie słyszałem, że jest wkurwiony. Pokazałem głową na mojego Opiekuna i spojrzałem w dokumenty. Złożyłem podpis. Pieczątka. Data. Zamknąłem teczkę. Wszyscy weszli do mojego gabinetu. Zamknęli za sobą drzwi. Zamknąłem teczkę i położyłem ją na kupkę do reszty.
- Wypełniłem już wszystkie dokumenty z dzisiejszego dnia. Może Sensei zabrać już tą część dokumentacji. Jeżeli do końca dnia trafi mi się jeszcze jakiś pacjent wtedy teczkę dostarczę na koniec dnia kiedy ją uzupełnię.- Powiedziałem spokojnym głosem. Przyglądał mi się uważnie. Przetarłem twarz.- Brudny jestem?- Zapytałem. Pokiwał przecząco głową.
- Nie. Zastanawia mnie to jak udaje ci się ukryć to, że płakałeś.- Powiedział. Spojrzałem na niego poważnym spojrzeniem.
- Nie płakałem.- Powiedziałem chłodno wstając ze swojego miejsca i zgarniając do ręki wszystkie teczki.
- Nie uwierzę w to.
- A miałem jakiś powód aby płakać?- Zapytałem. Spojrzeli po sobie zaskoczeni później zerknęli na mnie.
- Zmarł Buru.- Zauważył Ryu. Podałem mu teczki. Poczekałem aż usiądą na kanapie. Spojrzałem na niego.
- To fakt zmarł jeden z moich pacjentów to muszę ci przyznać. Ale nie mam obowiązku z tego powodu płakać. Wiem, że zrobiłem co w mojej mocy aby mu pomóc ale jego stan był tak krytyczny, że nawet ty byś mu nie pomógł. Więc trudno się mów. Przyjąłem dzisiaj wielu pacjentów i jakoś nie płakałem więc dlaczego miałbym płakać z powodu jego śmierci.
- Naoki co ty pierdolisz. To twój przyjaciel.- Powiedział Torazo. Spojrzałem na niego chłodno.
- No i?- Zapytałem. Spojrzał na mnie jak na jakieś upośledzone dziecko.
- Czy ty coś brałeś?- Zapytał Ryu. Pokiwałem przecząco głową.
- Ale tak się zachowujesz.- Zauważył Torazo. Usiadłem na swoim miejscu nie odpowiadając na jego zaczepkę. Ktoś zapukał do drzwi. Nie zdążyłem odpowiedzieć do środka wszedł Yujiro i osoby z którymi był dzisiaj na misji. Wyglądał żałośnie. Płakał. Spojrzał na mnie.
- To ty go operowałeś?- Zapytał głosem bez wyrazu.
- Tak.- Padła krótka odpowiedź.
- Dlaczego? Dlaczego go nie uratowałeś? Dlaczego pozwoliłeś mu umrzeć?! Pytam się dlaczego on leży martwy w kostnicy?!- Krzyczał. Ryu próbował go uspokoić.
- Sensei proszę nie.- Powiedziałem i spojrzałem na Yujiro.- Proszę usiąść.- Powiedziałem i pokazałem mu wolne krzesło.
- Nie będę kurwa siadał?! Chcę odpowiedzi!
- Dam ci ją jeżeli usiądziesz.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie po czym usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Spojrzał na mnie wyczekująco.
- No czekam.
- Pański przyjaciel trafił do nas w bardzo złym stanie. Robiliśmy wszystko co mogliśmy, ale niestety nie udało nam się go uratować.- Powiedziałem patrząc na niego.
- Kto był jego lekarzem przewodnim?! Kto pozwolił mu umrzeć na stole operacyjnym?!
- Ja.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie z furią w oczach. Sięgnął po kubek z herbatą i chlusnął mi ją w twarz. Przetarłem ją. Spojrzałem na niego trzymając swoje nerwy na wodzy. Katsuyoshi złapał go za rękę.
- Uspokój się.- Rozkazał mu. Wyszarpnął się z jego uścisku.
- To jest jakaś kpina! Pozwoliłeś temu dzieciakowi zająć się nim a teraz on nie żyje! Jesteś nienormalny?!- Wydarł się na Ryu. Ten wypuścił głośno powietrze.
- Gdybym ja się nim zajmował wiadomość o jego śmierci dostałbyś chwilę po 14-stej a nie tak jak dostałeś ją on Naoki’ego.- Powiedział spokojnie patrząc mu hardo w oczy.
- Co przez to rozumiesz?
- To, że mimo tego iż Naoki wiedział, że on już nie żyje uparcie kontynuował reanimacje przez prawie dwie godziny i…
- Wystarczy. Te informacje są zbędne.- Powiedziałem chłodno wstając ze swojego miejsca. Spojrzeli na mnie.- Mogę już iść. Mam jeszcze wiele pracy.- Dodałem. Ryu spojrzał na mnie dziwnie.
- Nie możesz.
- Dlaczego?
- Ponieważ Katsuyoshi ma do ciebie sprawę.
- Czy nie może ona zaczekać aż nie skończę pracy. To już tylko dwie i pół godziny.
- Nie może.- Powiedział mój Opiekun. Spojrzałem na niego gniewnie.- Sprawdziłem telefon należący do ofiary. W ostatnich połączeniach widniał tam twój numer. Dzwonił do ciebie kiedy już się wykrwawiał. Możesz mi to wyjaśnić. Dlaczego dzwonił do ciebie w okolicach godziny 10-ątej a do szpitala trafił po godzinie 13-stej?- Zapytał. Zamarłem. On wtedy umierał. Wykrwawiał się. A mimo wszystko żartował i śmiał się do słuchawki. Wysłuchał mnie i nic nie powiedział o tym co się z nim działo. Milczał. A ja się nie zorientowałem. Gdybym… Pokiwałem przecząco głową przecierając zmęczoną twarz. Niech ten dzień się w końcu skończy.
- To przesłuchanie?- Zapytałem. Kiwnął głową. Wypuściłem głośno powietrze.- Jak mam ci odpowiedzieć na to pytanie?
- Powiedz prawdę.
- Owszem dzwonił do mnie.
- Naoki ogarnij się i odpowiedz porządnie.- Powiedział. Już go nosiło.
- Zadzwonił do mnie. Przedstawił się. Powiedział skąd ma mój numer. Zapytał się czy miałem jakiś kontakt z Yujiro i czy wiem gdzie jest. Pogadaliśmy chwilę o tym, że jestem w pracy. Zapytałem się czy z nim w porządku bo po głosie usłyszałem, że coś jest nie tak. Powiedział, że mi się wydaje i u niego wszystko gra. Zakończył rozmowę mówiąc, że będzie próbował dodzwonić się do Yujiro.- Powiedziałem patrząc na swoje dłonie.
- Co wtedy zrobiłeś?
- Schowałem telefon do kieszeni. Rozmawiałem z Ryu. Poszedłem do Izby przyjęć. Tam zająłem się kilkoma pacjentami. Po godzinie znalazłem chwilę czasu więc zadzwoniłem do Yujiro. Pogadaliśmy chwilę. Rozłączył się bo coś sobie przypomniał. Chwilę po tym na oddział przywieźli Fukusaburu.
- Co przypomniał sobie Yujiro?
- Go zapytaj.
- Pytam się ciebie.
- Że… dzisiaj są… były… miał dzisiaj urodziny.- Powiedziałem patrząc na swoje dłonie. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Milczałem przez chwilę patrząc się w dół. Wstałem gwałtownie. Przeciągnąłem się zmęczony.- Nie wiem jak wy ale ja mam jeszcze sporo roboty i dlatego muszę już iść. Jeżeli zrodzą się w waszych głowach jeszcze jakieś pytania to musicie poczekać aż zakończę swoją pracę wtedy wam odpowiem na nie wszystkie.
- Dzisiaj już skończyłeś możesz iść do domu.- Powiedział Ryu. Spojrzałem na niego.
- Możesz podać mi powód twojej decyzji?- Zapytałem. Spojrzał na mnie znacząco. Ten typ spojrzenia miał oznaczać tylko jedno i miałem to wiedzieć bez pytania.
- Nie marudź i ciesz się, że wolne szybciej dostałeś.- Powiedział Katsuyoshi. Nawet na niego nie spojrzałem.
- Czyli mam rozumieć, że mogę już pójść i nie muszę dzisiaj pracować w szpitalu?
- Tak.- Powiedział Ryu. Kiwnąłem głową. Odwróciłem się do nich tyłem. Sięgnąłem z szafy swój plecak i bez słowa udałem się do łazienki. Zdjąłem z siebie całe swoje ubranie. Wciągnąłem na siebie czarne spodnie, czarną koszulkę i ciężkie buty. Czarny płaszcz. Włosy związałem w luźnego warkocza. Zarzuciłem plecak na ramie. Uderzyłem kilka razy delikatnie dłońmi w swoje policzki i przybrałem poważny wyraz twarzy. Teraz tylko osiem godzin. A jutro mam tylko pięć godzin w szkole i resztę dnia wolną. Dwa dni temu w biurze zauważyłem, że wcisnęli mi dzisiaj po dwunastogodzinnym dyżurze osiem godzin pracy w biurze jako Łowca. No i jutro mam jeszcze szkołę. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zwolnią i z dyżuru w robocie bo mnie chyba coś trafi. Chociaż wątpiłem w to tak szczerze powiedziawszy. Wszedłem do swojego gabinetu aby zostawić tam ciuchy z tej pracy. Wziąłem na ramie kolejny plecak w którym znajdował się mój mundurek szkolny oraz kilka książek. Dopiero wtedy spojrzałem na ich zaskoczone miny.
- Tak?- Zapytałem.
- Co ty robisz?- Zapytał Torazo. Wiedziałem, że to zrobi. Sięgnąłem do kieszeni spodni i pokazałem mu kopię kartki na której widniała wiadomość, że dzisiaj mam do pracy jako Łowca. Spojrzał na nią zaskoczony po czym pokazał ją Katsuyoshi’emu. Spojrzał na mnie. Już otwierał usta, ale mu przerwałem.
- Nie.- Powiedziałem i wyszedłem ze swojego gabinetu udając się w stronę wyjścia. Torazo dogonił mnie przy samych drzwiach. Zrównał się ze mną.
- Wiesz, że on nie lubi jak ktoś wychodzi w taki sposób.
- Wiesz, że mam to gdzieś?- Zapytałem. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
- Idziesz ze mną.- Powiedział dziwnym głosem. Spojrzałem na niego.
- Gdzie?
- Suyo powiedział, że jeżeli chcesz tak bardzo pracować a nie odpoczywać to mam cię zabrać ze sobą. W sumie w kupie siła.- Powiedział poważniejąc gwałtownie. Kiwnąłem głową.- O. Mam coś dla ciebie.- Dodał. Zerknąłem na niego.
- Co znowu?
- Trzymaj.- Powiedział i podał mi paczkę kwaśnych żelek. Spojrzałem na niego zaskoczony.- Jak dają to bierz jak biją to spierdalaj.- Dodał i zaśmiał się cicho.
- Dziękuje.- Powiedziałem biorąc od niego paczuszkę żelek.- Mogę wiedzieć co będziemy robić?
- Dowiesz się na miejscu. Póki co ciesz się żelkami.
- Czyli aż tak zajebistą mi robotę znalazł?- Zapytałem sarkastycznie. Spojrzał na mnie uważnie po czym przecząco pokiwał głową.
- Mówię ci nie drażnij go.
- A ja mówię, że mam to gdzieś.
- Ciekawe który pierwszy odpadnie.- Mruknął pod nosem. Doszedłem do wniosku, że na to nie muszę mu odpowiadać. Szliśmy w milczeniu dłuższą chwilę. Zajadałem się w milczeniu żelkami i przypominałem sobie jakie jutro mam przedmioty w szkole i co takiego muszę sobie przyszykować. Jakoś nie mogłem się doczekać kiedy pójdę do szkoły. Wiem dziwny jestem, ale cóż za normalność mi nie płacą. Skręciliśmy w boczną uliczkę. Torazo stanął za mną w cieniu przyglądając mi się uważnie. Żelki upadły mi na ziemię. Zakryłem pospiesznie usta i odwróciłem się na chwilę tyłem do uliczki. Moje spojrzenie skrzyżowało się z jego spojrzeniem. Było chłodne, bez wyrazu. Oczy osoby obojętnej. Tak powinienem wyglądać jako Łowca a nie jak przerażony dzieciak. Wziąłem kilak razy głęboki oddech po czym wszedłem do ciemnej uliczki w której kilka godzin temu zamordowali mojego przyjaciela…

^^&^^

Wyszedłem z owej uliczki tuż nad ranem.  Wiedziałem, że nie zdołam dojść do domu aby się umyć i pójść do szkoły skoro miałem jeszcze zajść do biura zdać raport. Przetarłem oczy.
- Nie zasypiaj.- Powiedział Torazo. Spojrzałem na niego zza swoich palców.
- Nie zasypiam.
- Zmęczony?
- Bywało gorzej.
- Wątpię.
- Dlaczego?
- Ponieważ teraz znałeś osobę, która tutaj zginęła.
- No i co z tego, że go znałem.- Powiedziałem chłodno sięgając po telefon do kieszeni. Pikał mi już od jakiegoś czasu.- Tak?
- Gdzie wy do cholery jasnej jesteście?! Dlaczego Torazo nie odbiera swojego telefonu?!
- Eee…- Spojrzałem kto dzwoni.- A. To ty. Masz.- Powiedziałem i podałem telefon Torazo. Sięgnął po niego.
- Tak?(…) bateria mi padła(…) właśnie wychodzimy(…)będziemy za jakieś dwadzieścia minut(…) no nie(…) skąd miałem wiedzieć(…) już..- Wyciągnął telefon w moją stronę. Sięgnąłem po niego i przyłożyłem do ucha.
- Tak?
-Prosiłem go do telefonu?
- Nie.
- To po co mu go dałeś?
- Ponieważ pytałeś o sprawy dotyczące jego osoby. I to on przewodził mojej dzisiejszej misji więc to do niego powinieneś dzwonić.
- Ty się tak nie wymądrzaj.
- I ty też.
- Pyskujesz?
- Wydaje ci się bo rośniesz.- Powiedziałem przecierając oczy. Torazo puknął mnie delikatnie w czoło.
- W biurze będziemy musieli porozmawiać. Przyjdź do mojego gabinetu.
- Jak znajdę czas.- Odpowiedziałem. Cisza po drugiej stronie.
- Czy ty słyszysz sam siebie?
 - No słyszę.
- Czyli wiesz co się może stać po takich odzywkach.
- No bardzo dobrze wiem, ale mówię chyba że jak znajdę czas. Czy ty wiesz ile to pracy papierkowej mnie czeka. Gdyby któreś z was zajmowało się wcześniej dokumentacją medyczną to by wiedział o co mi  chodzi. No ale nie lepiej się przyjebać i mi sapać do ucha. Tak będzie najlepiej.
- Uspokój się.
- Ale ja jestem spokojny.
- Pogadamy jak wrócisz.
- Nie.- Powiedziałem i się rozłączyłem.
- Ty na serio masz jakieś zapędy masochistyczne.- Powiedział Torazo patrząc na mnie. Pokiwałem przecząco głową.
- Wydaje ci się.
- To dlaczego tak się do niego zwracasz?
- Ponieważ wiem o czym będzie chciał gadać a jakoś nie mam na to ochoty.
- Będzie zły.
- A gówno mnie to obchodzi, że będzie zły. Jeżeli tą złość wyładuje na mnie to mu oddam.- Powiedziałem stanowczo chociaż i tak wiedziałem, że chyba nie mógłbym się zdobyć na to aby mu oddać. Torazo myślał chyba tak samo ponieważ zaśmiał się cicho. Weszliśmy do biura. Długim korytarzem prosto do windy szliśmy w milczeniu. Ogólnie to całą drogę do piętra naszego oddziału przebyliśmy w milczeniu. Podszedłem do drzwi mojego gabinetu. Złapałem za klamkę.
- Idź do niego.- Szepnął cicho i skręcił do swojego gabinetu. Zatrzymałem się w pół kroku. Nabrałem głośno powietrza do płuc. Wypuściłem je i opuszczając głowę w dół skierowałem się w stronę jego gabinetu. Drzwi były zamknięte, ale to wcale nie oznaczało, że go tam nie ma. Stanąłem przed nimi i ponownie westchnąłem głośno. Zapukałem w nie delikatnie.
- Wejść.- Powiedział chicho ale stanowczo. Odczekałem chwilę nim zajrzałem do środka. Siedział przy swoim biurku zawalonym papierami (nic nowego). Spojrzał na mnie.- Jednak masz czas.- Dodał drwiąco.
- Nie za bardzo. Torazo powiedział żebym przyszedł bo będziesz marudził.
- To bardziej słuchasz się go niż mnie?
- Bo on mi nie marudzi i dał mi żelki.- Za pyskowałem zamykając drzwi. Podszedłem do jego biurka i stanąłem przed nim.
- Nie pyskuj.
- Też.- Powiedziałem. Łypnął na mnie gniewnie.
- Usiądź.- Pokazał wolne krzesło. Zrobiłem jak kazał.
- Słucham?- Zapytałem kiedy milczał dłuższą chwilę. Przyglądał mi się uważnie.
- Planujesz iść do szkoły?- Zapytał w końcu. Opuściłem głowę w dół. Wiedziałem! Mogłem się założyć z Torazo o paczkę żelek, że mam rację na temat tego o czym chciał rozmawiać.
- Tak.
- Lepiej będzie jak sobie odpuścisz.- Powiedział. Zaśmiałem się cicho.- Co w tym takiego zabawnego?
- Dziwnie to wygląda, aby mój nauczyciel i do tego Opiekun nakłaniał mnie do wagarowania.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Wiem. Ale to jest zbyteczne. Mam tylko trzy lekcje w szkole i będę mógł iść do domu. I dopiero jutro będę musiał przyjść tutaj do pracy na dziesięć godzin.
- Rozmawiałem z przełożonym. Ty i Yujiro macie jutrzejszy dzień wolny. W sumie on dostał tydzień wolnego. Ty tylko jutrzejszy dzień.
- To było zbyteczne.
- Ja uważam inaczej.
- Czy zrobiłem coś źle?- Zapytałem. Spojrzał na mnie dokładnie.
- Nie o to mi chodzi.
- No to o co? Bo ja sam nie rozumiem. Dlaczego?
- Ponieważ dziwnie się zachowujesz?
- Bo nie płaczę, nie rzucam rzeczami, nie krzyczę ani nic w tym rodzaju?
- Też. I wyglądasz jakby to po tobie spłynęło.- Powiedział. Spłynęło?! Tak mało mnie zna?! Zaśmiałem się gorzko ukrywając twarz w dłoniach. Nie mogłem się opanować. Śmiałem się dłuższą chwilę po czym umilkłem gwałtownie. Spojrzałem na niego spomiędzy moich palców. Nie wiem jaką zrobiłem minę, ale zaskoczyła go. Drgnął delikatnie.
- A jak mam się zachowywać? Co? Jak wolno mi się zachowywać?- Zapytałem. Milczał.- Jako Medykowi nie wolno mi się przywiązywać do pacjentów i płakać za nimi ponieważ każdy człowiek jest traktowany tak samo. Jeżeli bym zapłakał pokazałbym, że łączyło nas coś więcej niż relacja Medyk-Pacjent a to jest niedopuszczalne w moim zawodzie. Jako Medyk jestem dla każdego bez wyjątku. Z kolei kiedy ubrałem strój Łowcy również nie mogłem płakać ponieważ to ofiara. A za ofiarą też nie mogę płakać i nie mogę się złościć ani pozwolić aby emocje dokonywały za mnie wyborów ponieważ ktoś może na tym ucierpieć. Nie mogę mieć relacji Łowca-Ofiara.  W szkole z kolei musze się tylko uczyć. Nie ma czasu na płacz, bo mnie ze szkoły danego dnia wywalą albo zostanę zawieszony ponieważ swoim stanem i zachowaniem zakłócam ciszę i spokój umysłu innych uczniów nie pozwalając im się uczyć. Więc pytam się do cholery jasnej kiedy miałem niby płakać, krzyczeć rzucać rzeczami?! Wybacz, ale nie miałem na to czasu bo kim bym nie był nie wolno mi się tak zachowywać!- Krzyknąłem na niego wstając na równe nogi. Przyglądał mi się zaskoczony. Miał szeroko otworzone oczy i uniesione brwi do góry. Oddychałem ciężko. Czy naprawdę tak ciężko to zrozumieć?- Proszę o wybaczenie.- Dodałem i podszedłem do drzwi. Wyszedłem bez słowa. Muszę pobyć sam. I to więcej niż tylko jedną marną, krótką chwilę…
******************************************************************

To tyle. Mam nadzieję, że wam się spodobało i zajrzycie tutaj kolejnym razem jak dodam następny rozdzialik, który postanowiłam zatytułować:  
 18. „Tylko ból i obrzydzenie dają mi zapomnienie”18.
Dziękuje i pozdrawiam:
Gizi03031 





4 komentarze:

  1. Od dawna nie komentowałam... Ale ty wiesz, że czytam i zawsze będę twoją fanką :P
    Wiesz jeśli te plany wypaliły i nie będzie Cię naprawdę przez to pół roku to dasz nam jakoś znać? Wiesz wolę wiedzieć czy mam czekać czy może na razie odpuścić :P
    No nic. Rozdział jak zawsze super i nie przerywaj w takich momentach uduszę Cię jeśli dalej będziesz mi to robić! I czy tą osobą z którą on się kochał był jego ulubiony sensei Katsuyoshi? Agr... Chcę wiedzieć *^* Nie trzymaj mnie tak długo w niepewności :P
    Weny i dużo pomysłów
    Nialla-chan

    OdpowiedzUsuń
  2. No i to ja uwielbiam xd leze sobie w lozku i czytam twojego bloga ^^ kurde moglas troche dluzszy ten rozdzial zrobic xd nie to zeby cos ale kiedy bd cos wiecej miedzy nao i panem k ? Chociazby ryraz jakichkolwiek uczuc haha xd czekam na next xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    przepraszam, że dopiero teraz, ale niestety sama nie mam za dużo czasu teraz, no i dochodzi częsty brak dostępu do internetu, ale dzisiaj udało mi się znaleźć czas aby przeczytać rozdział..
    wspaniały rozdział, cudownie przeprowadziłaś całą scenerię.. ktoś chyba naprawdę nie myślał dając Nao po tak długim dyżurze w szpitalu, jeszcze pracę jako łowca, ale tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co się stanie i czy nie będzie potrzebny na misji, będą w szpitalu... Naoki za bardzo nie przejmuje się pyskowaniem do swojego opiekuna, i dobre wyjaśnienie dlaczego nie płakał po śmierci Buru, mam nadzieję, że wyjaśni się ta sprawa...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Współczuję Naokiemu. On serio ma w życiu ciężko.
    Chyba sowim wyznaniem trochę zszokował naszego Sensei'a.

    OdpowiedzUsuń