:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

sobota, 14 września 2013

6. „Egzaminy. Unikanie. Tajemnica.” 6

co tutaj dużo pisać. rozdział pojawia się o właśnie teraz dzisiaj. Kolejny z racji rozpoczecia roku szkolnego (i wielu obowiazkow jakie mi przez to doszly) pojawi się dopiero w pierwszej polowie pazdzienika (od 01.10 do 14.10) możecie go wypatrywać...
a teraz cóż... zapraszam do czytania:D
******************************************************************
Tak w minimalnie, wielkim skrócie, że tak to ujmę znowu zacząłem chodzić do szkoły. Dlaczego znowu? Ponieważ od prawie dwóch tygodni się w niej nie pojawiałem. Doi’owi i Gihei’owi wciskałem kity, że nie chcę się tam pojawiać z bardziej obitą mordą niż to ustawa przewiduję więc dali mi spokój. A poza tym wtedy właśnie wypadał TEN okres dla naszej dzielnicy. Ten kiedy to zaczyna brakować jedzenia i młodsi, którzy nie chodzą do szkoły mają przekichane. Zostawałem więc w domu i oddawałem jak mogłem swoje racje żywnościowe tym najbardziej potrzebującym. Oczywiście później kłamałem w domu, że wszystko zjadłem tak jak zostało dla mnie dzień wcześniej przygotowane. Sam podawałem sobie kroplówki aby jakoś przetrwać do końca tego okresu. Ale oczywiście wtedy na chatę musiał mi się wpakować Toshio, który z dziwnych powodów zaczął wciskać we mnie jedzenie i picie i w ogóle nie wiem nawet dlaczego zacząłem się z nim kłócić, kiedy do domu weszli moi współlokatorzy zobaczywszy kroplówkę również zaczęli się na mnie wydzierać, a kiedy chciałem zwiać do siebie okazało się, że przyprowadzili mi gościa. Mojego Opiekuna. Nie to wcale nie jest opowieść jakiegoś dennego koszmaru tylko moje najprawdziwsze przeżycia. Otóż po spotkaniu z Opiekunem, który powiedział, że gówno go obchodzi czy się głodzę, czy mam na niego focha mam po prostu chodzić do szkoły czy mi się to podoba czy też nie.
I tak nastał dzień dzisiejszy a ja stoję przed drzwiami jego gabinetu, a raczej one są za mną i myślę gdzie by tutaj teraz pójść. Dostałem od niego list z wyrokiem jaki mnie czekał za to, że byłem Czarnym Medykiem. Miałem do odpracowania 180 godzin prac społecznych w naszym Strefowym Szpitalu jak i mam zakaz wykonywania jakich kolwiek zabiegów bez nadzoru innego medyka (prawnego oczywiście) aż do ukończenia przeze mnie szkoły. Pokręciłem przeczą głową. Poryci są ci ludzie.
W szpitalu pierwszy raz mam się wstawić pod koniec tego tygodnia.

^^~^^

Jeden z egzaminatorów spojrzał na mnie zaskoczony, kiedy oddałem arkusz 40 minut po zaczęciu egzaminu. Wzruszyłem ramionami wychodząc z Sali. Nie musiałem tutaj siedzieć. Postanowiłem skorzystać z czasu jaki w ten sposób zdobyłem i pospać sobie trochę przed powrotem do domu. Musiałem poczekać na chłopaków. Obiecaliśmy sobie, że wrócimy dzisiaj do domu razem.
- Naora? Ty już skończyłaś?- Zapytałem zaskoczony zarzucając rękę na ramię dziewczyny siedzącej na ławeczce niedaleko granicy pomiędzy terenem szkoły a ulicami miasta. Odwróciła się w moją stronę. Nie miała na sobie mundurka. W prawdzie była podobna do Naora, ale miała związane włosy. Za późno zorientowałem się co zrobiłem. Upadłem przed nią na kolana.- Najmocniej proszę o wybaczenie! Nie miałem prawa dotykać twego ciała!- Zawołałem. Nie dziwię się, że pomyliłem ją z Naora. Są do siebie cholernie podobni, a co za tym idzie muszą być spokrewnieni, więc to musi być jej siostra, która według tego co się dowiedziałem była Wybrańcem. A ja właśnie jak gdyby nigdy nic dotknąłem jej ciała.
- Znasz moją siostrę?
- Tak.
- Skąd?
- Poznaliśmy się w szkolę.
- Naora chodzi do szkoły?
- Tak.- Odpowiedziałem patrząc ciągle na nawet interesujące wzorki wyryte na kamiennej posadzce naszej Sfery.
- Um… nie musisz przede mną klękać.
- Muszę.- Odpowiedziałem.
- Powiem tak. Nie życzę sobie abyś przede mną klękał.- Dodała. Usiadłem więc sobie wygodnie przed nią, ale nie koło niej. Tacy jak ja muszą znać swoje miejsce w starciu z kimś takim jak ona. Mogę dać sobie rękę uciąć, że nawet Łowca musiałby się tak zachować.- Ty jesteś…?
- Naoki. Ale wszyscy mówią na mnie Nao.- Odpowiedziałem.
- Miło mi. Możesz mi mówić… Mami.- Powiedziała. Spojrzałem na nią zaskoczony.- Wiem, że może cię to dziwić, ale nic tak na dobrą rękę nas nie różni. Teraz jestem zwykłym uczniem zdającym egzamin w swojej szkole.
- Um… zwykły uczeń miałby na sobie mundurek.- Powiedziałem cicho. Uśmiechnęła się do mnie tylko. Odwróciłem się gwałtownie za siebie blokując cudzą pięść tuż przed swoją twarzą.
- Skąd wiedziałeś?- Izo uśmiechnął się wrednie.
- Wyczułem twój zapach już dawno. Takiego smrodu…- Złapałem jego kolejną rękę.
- Chcesz dostać?- Warknął. Zaśmiałem się cicho puszczając jego ręcę.
- Nie dzisiaj. Po ostatnim jeszcze nie doszedłem do siebie.- Powiedziałem. Zerknął za mnie i oniemiały skłonił się przed Mami. I mieliśmy powtórkę z rozrywki. Po kilku minutach siedział koło mnie.- Czego chcesz?
- Masz.- Wręczył mi żółtą kopertę. Odebrałem ją drżącą ręką. Otworzyłem ją bez słowa. Spojrzałem na bardzo dobrze znane sobie pismo.




Dzisiaj obiad możesz zjeść na stołówce.
Po zajęciach wychodzę na powierzchnię. Nie będzie mnie kilka dni. Obiady jesz u mnie w gabinecie sam.
Masz się zachowywać i nie przynieść mi wstydu, jak nie…
ZABIJĘ CIĘ!!
Katsuyoshi.
P.S. Lepiej abyś nie oblał egzaminów i masz się stawiać
w szpitalu w ramach odb
ębnienia aresztu.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc i schowałem list do kieszeni spodni.
- Co chciał?
- Przypomnieć mi o obiedzie. O tym, że nie będzie go kilka dni. I poprosił mnie abym nie zawalił egzaminów.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Poprosił? Na serio to zrobił?- Zapytał. Spojrzałem na niego z żalem.
- Proszę ja ciebie. Znasz go dłużej niż ja.- Powiedziałem.
- No tak.- Odpowiedział. Zaśmiał się. Skłonił się przed Mami, mnie uderzył w ramię i odszedł pogwizdując sobie cicho pod nosem.

^^~^^

Do szpitala postanowiłem pójść wcześniej. Przecież nie mam MA-logi ani obowiązku zostawiania po lekcjach na gadkę szmatkę a’la Opiekun. Więc szybciej odbębnię ten durny areszt czy jakby to nazwać. Siedziałem na plastikowych krzesełkach otoczony zielono-białymi kafelkami, chorymi, ludźmi w białych kiltach. Po prostu szpital. Inaczej tego nazwać nie mogę. Na korytarz wyszła kobieta której wcześniej podałem kopertę z nakazem sądowym i poprosiła mnie do gabinetu dyrektora szpitala. Wszedłem tam i prychnąłem cicho pod nosem.
- Dlaczego mnie to nie dziwi?- Zapytałem patrząc na Ryu-sensei’a.  Spojrzał na mnie
i nakazał mi gestem ręki usiąść w fotelu.
- Z tego co wiem areszt ma się odbyć dopiero za tydzień??
- Mój Opiekun jest nieobecny. Więc zamiast marnować czas na nic nie robieniu wolę jak najszybciej wyrobić te godziny i mieć święty spokój.- Powiedziałem. Przyglądał mi się z uwagą.
- Wiesz co będziesz robić?
- Nie.
- Jak to nie? Suyo miał ci wszystko przekazać.- Powiedział. Zaśmiałem się cicho.
- Proszę mi wybaczyć moje zachowanie. Jakby to Panu powiedzieć??- Zamyśliłem się drapiąc się teatralnie po brodzie. Uniosłem palec wskazujący prawej ręki do góry na znak, że znalazłem odpowiedź.- Mamy ciche dni.
- Jak w małżeństwie.- Zadrwił.
- Patologicznej rodzinie.- Poprawiłem go. Pokiwał głową na znak, że rozumie o co mi chodzi.
-Twoim zadaniem będzie chodzenie tam gdzie cię będą potrzebować i robić wszystko co ci każe każda osoba pracująca na terenie szpitala. Od sprzątania po uczestnictwo w operacjach jeżeli będzie tego taka konieczność. Do póki nie pojawi się z powrotem twój Opiekun możesz przychodzić na odbębnienie tej kary. Z tego co wiem nie będzie go dwa tygodnie. Więc jak będziesz tutaj przychodził przez te dwa tygodnie to będziesz miał do przodu 12 godzin. Później po zajęciach do 20-stej masz się tutaj zjawiać więc to będzie sześć godzin. I jedną godzinę przed zajęciami. To po odjęciu tych dwunastu godzin będziesz się musiał tutaj pojawiać przez 24 dni. Pasuje ci taki układ?
- A może nie pasować?- Zapytałem sarkastycznie zapisując dokładnie to co mi powiedział.
- Coś czuje, że ty rozplanowałbyś to sobie inaczej.
- Przez piętnaście dni bym przychodził na dwanaście godzin.
- A szkoła?
- Nie chodziłbym do niej.
- Odpada.- Powiedział kategorycznie. Zaśmiałem się cicho.
- Wiem przecież.- Odpowiedziałem wychodząc z jego gabinetu.





^^~^^
Zostało mi jeszcze sto godzin do odbębnienia w tym cholernym szpitalu. Nic innego nie poradzę jak chodzić tam potulnie i starać się robić co mi każą. A robiłem dosłownie wszystko. Jak nigdy potrafiłem naprawić zepsuty czajnik, zacerować spodnie oraz zreperować radio. Uczyłem się nawet gotować. Tam gdzie padło moje imię tam pojawiałem się ja.
Odwołali mi właśnie dwie godziny EPTA, więc chciałem zagadać z Ryu-sensei’em czy mógłbym już teraz pójść do szpitala i odbębnić to razem z dwiema godzinami MA-logi oraz dwiema godzinami Spotkania z Opiekunem. Zajrzałem do jego klasy w której przeważnie jego podopieczni jedli z nim obiad. Nikogo tam nie było. W sumie go tam nie było. Tak to klasa była pełna. Wzruszyłem ramionami. Może siedzi u siebie w gabinecie. Poszedłem tam. Aby dostać się do jego gabinetu musiałem przejść na koniec korytarza. Przejść przez zaplecze jego klasy, później przez jego klasę i dopiero tam na samym jej końcu znajdowały się drzwi do jego gabinetu.
Moja wędrówka zatrzymała się już na zapleczu jego klasy. Już dawno przyzwyczaiłem się do tego co się w nim znajdowało. Pełno słoi z jakimiś szkieletami, chyba zwierzętami. Nie wiem z czym. Po porostu z czymś.  Przystanąłem z ręką wyciągniętą w stronę klamki. Z wnętrza jego klasy wydobywało się cichutkie łkanie. Tak dobrze mi znane. Już nie wiem ile razy słyszałem je nocami
w swoim domu. Gihei. Już chciałem otworzyć klasę kiedy usłyszałem coś jeszcze. Cichy szept mówiący mu: „Uspokój się. Będzie dobrze. Ciii. Nie płacz już.” To z kolei mówił Ryu. Ale Gihei nie przestawał płakać. Do jego płaczu doszło dziwne szuranie oraz stłumione dźwięki jakby ktoś okładał go cały czas pięścią w brzuch a on zakrywał sobie usta by nikt tego nie usłyszał.  I coś jeszcze. Dźwięk nie znany mi ale jakiś taki znajomy. Kojarzący mi się z czymś. Z… dzieciństwem. Pamiętam jak za gówniarza mieliśmy zabawę w Brutusie. Jedzenie suchego chleba i zamaczanie palców w słoiku dżemu aby po chwili móc je oblizać. Co takie zasysające powietrze ciapnięcie. Albo jedzenie zupy
w dość hałaśliwy i niekulturalny sposób. Mlaskając.
Prędzej dawanie dupy a nie jedzenie zupy.
Usłyszałem w głowie drwiący głos. Zabrałem rękę w ostatniej chwili przed kolcem jadowym Gwiazdeczki. Odwróciłem się na pięcie i wybiegłem pospiesznie z tego pomieszczenia, później korytarzem do schodów prowadzących w dół. Do drzwi wyjściowych w których na kogoś wpadłem, ale nawet nie zwróciłem uwagi na kogo. Pędziłem ile sił w nogach jak najdalej od tej klasy i od nich. Szukałem czegoś. Kogoś. Dojrzałem jego przesłodzony łeb już daleko w tłumie. Rozpędziłem się
i uwieszając się jego szyi wciągnąłem go w ciemny zaułek. Wagary sobie robi! Chciał mnie uderzyć, ale moja mina chyba powiedziała mu na czym stoi.
- Nao…?
- Izo… zabierz mnie.- Poprosiłem. Usłyszałem za swoimi plecami szurnięcie. Nie odwróciłem się. Wiedziałem kto mu towarzyszył.
- Gdzie?- Zapytał próbując się ode mnie odsunąć. Złapałem go mocno za ramiona i oparłem czoło na jego bark.
- Zabierz mnie.
- Nao kurwa mów wyraźniej. Naćpałeś się czegoś czy jaki…- Urwał kiedy spojrzałem na niego przerażonym spojrzeniem. Już kiedyś widział taką moją twarz.
- Zabierz mnie… TAM.- Rozkazałem. Pokręcił przecząco głową.- Izo!
- Nie. Nie zabiorę cię TAM.
- Obiecałeś!
- Wtedy tak. Teraz ta obietnica nie obowiązuje.
- To radź sobie sam.- Odwróciłem się drżącymi rękoma łapiąc marynarkę mundurka. Puknąłem się kilka razy w głowę.- Myśl, myśl, myśl…- Musiałem wymyślić coś innego jeżeli on mi nie chce pomóc.
- Poczekaj.- Jou położył mi rękę na ramieniu.- Izo to zrobi.
- JOU!!- Izo uderzył go w głowę.- Nie słyszysz, że tego nie zrobię!
- IZO!- Jou uciszył go jednym słowem.- Zabierzesz tam Nao jeżeli nadal chcesz robić to co robisz.
- Sam sobie poradzę.
- Ale on już nie.- Powiedział ciągnąc mnie za sobą i przytulając moją spanikowaną twarz do swojego boku ukrywając ją przed ciekawskimi spojrzeniami innych mieszkańców naszej Sfery. Izo rzucił na moją głowę swoją marynarkę.
- Za pół godziny po ciebie przyjdę. Umyj się i zabierz to co chcesz wziąć ze sobą. Więcej czasu ci nie dam. Kiwnąłem twierdząco głową. Więcej czasu nie potrzebowałem.

^^~^^

Szedłem w to miejsce już drugi raz. I tak jak za pierwszym razem nie widziałem gdzie idę. Izo zawiązał mi oczy i zatkał uszy prowadząc mnie za rękę w miejsce którego teraz najbardziej potrzebowałem. Ciche miejsce bez ludzi gdzie mógłbym w spokoju pomyśleć, pobyć sam, uciec. Coś się zmieniło. Temperatura stała się chłodniejsza. Powietrze cięższe, wilgotniejsze. Byliśmy na miejscu. Izo ściągnął mi z oczu opaskę oraz odsłonił uszy. Spojrzał na mnie.
- Ile czasu tym razem?
- Tydzień.
- Biorę na ciebie poprawkę. Będę za jedenaście dni.
- Ok.
- Mówię tak tylko abyś zaczął normalnieć już po tygodniu.
- Ok.
- Przyniosłem tutaj wcześniej kilka baniaków czystej wody, przenośną lodówkę z jakimś żarciem oraz koc i poduszkę. Masz dwie latarki z nowymi bateriami. Jak się skończą to tam gdzie zawsze masz zapałki i świeczki. Dwie lamy naftowe.
- Wiem. Pamiętam.
- Masz też tutaj świeże jedzenie na dzisiaj. Masz to dzisiaj zjeść.
- Rozumiem.
- Zamknę cię od zewnątrz.
- Rozumiem.
- Idę.
- Ok.
- Przeżyj.- Mruknął pod nosem i wyszedł niknąc w krętych korytarzach pewnej jaskini. Odczekałem chwilę po czym wypuściłem głośno powietrze. Wziąłem latarkę do ręki, kawałek chleba z serem w zęby i ruszyłem przed siebie mijając stare, drewniane łóżko i stół z dwoma krzesłami. Wyszedłem za róg. Pamiętałem to pomieszczenie bardzo dobrze. Trafiłem idealnie.

^^~^^

Szklana butelka, którą właśnie opróżniłem stuknęła o jedną z wielu które straciły rację bytu od kiedy się tutaj pojawiłem. Śmierdzący odór alkoholu roznosił się po całej jaskini. Już nawet nie wstawałem z tego miejsca w którym chlałem nie wiem już który dzień z kolei. Kiedyś Izo zabrał mnie tutaj jak zacząłem słyszeć głosy w głowie. Byłem przerażony. Bałem się. Pokazał mi to miejsce w taki sam sposób jak teraz. Zamknął mnie tutaj na dwa dni. Żadne z nas nie wiedziało skąd się wzięło tutaj takie miejsce. Półki po sam sufit wypełnione różnego rodzaju butelkami z alkoholem.
Eh… Izo… co ja bym zrobił bez tego szurniętego gościa?? Wiele osób myśli, że jest wredną suką (po części mają rację), ale nie znają go tak dobrze jak ja. To dla mnie Izo jest taki jaki jest. Wredny, brutalny, pyskaty, chamski. Na moją prośbę, polecenie. Nie wiem jak to nazwać. Ale robi to o co go poprosiłem jak mieliśmy po sześć lat a on podszedł do mnie i powiedział „Uczyń ze mnie AS-Medyka.” Zgodziłem się stawiając kilka warunków. Wypełnia je do dzisiaj. Jeden z głównych warunków: Nikt spoza Brutusa nie może się dowiedzieć o tym co nas naprawdę łączy.
Przestrzegał tej zasady. Jak dla mnie czasami nawet za bardzo łamiąc mi nos przy znęcaniu się nade mną. Ale dzięki tym zabiegom obaj byliśmy pewni- nikt nie uwierzy w to, że on może mi pomóc i vice versa.
Ogarnąłeś już downa?
Znowu to robisz?
Co?
Już ty dobrze wiesz.
Pilnuje abyś za dużo nie wypił.
Nie jestem już dzieckiem.
Po tym co tutaj teraz widzę, nie mogę tego przyznać.
Weź spadaj.
Powiedz mi o co ci znowu chodzi?
Nie twoja sprawa więc się w nią nie mieszaj.
Wpędzisz się w kłopoty wiesz.
Weź się w końcu odjeb.
Eh…

Głos zniknął chociaż wiedziałem, że jego właściciel nadal tam jest. Jakbym mógł to bym sobie mózg wyrwał z łepetyny aby nie musieć go więcej słuchać. Moich uszu doszedł ledwo słyszalny przeraźliwy dźwięk syreny. Jak się nie mylę drugiego stopnia. Kogoś szukają. Zaśmiałem się cicho wyobrażając sobie, że to mnie szukają. Dzici Brutusa znikają na kilka tygodni i nikt ich nie szuka a mnie nie ma… ileś tam dni więc to nie możliwe aby to mnie szukali. Zaśmiałem się głośniej. Nie ma mowy.

^^~^^

Ogarnąłem butelki tego co wypiłem. Zjadłem a raczej przegryzłem coś z lodówki co mi jeszcze zostało. Przemyłem twarz i ręce. Wykąpie się jak wrócę do domu. Zasłałem łóżko. Wpakowałem do buzi kilka miętówek kiedy do jaskini wszedł Izo. Miał czujne, rozbiegane spojrzenie.
- Co jest??- Zapytałem. Rzucił w moją stronę czarny płaszcz, opaskę na oczy i uszy.
- Streszczaj się. Nie mamy czasu.
- Izo?
- Kurwa! Szuka cię pół miasta.- Syknął na mnie. Spojrzałem na niego zaskoczony.- Za godzinę zaczyna się obchód naszej dzielnicy. Więc muszę do tego czasu wrócić do domu. Jak mnie tam nie będzie to cię zabiję naleśnikiem. Zobaczysz.- Zagroził mi. Kiwnąłem głowa i ubrałem opaskę na oczy oraz uszy. Naciągnął na mnie płaszcz. Złapał mnie za rękę i wybiegł ze mną z jaskini. Ciągnął mnie w różne strony. Po jakiś pięciu minutach truchtu ściągnął mi z oczu opaskę oraz z uszu.
- Dlaczego…?
- Musimy biec. Te ulice już znasz. Nie pozwól aby ktokolwiek cię zobaczył. Jeżeli ktoś cię zobaczy zostawię cię na ulicy i sam ucieknę.
- Nie zapominaj do kogo mówisz.
- Pamiętam, ale wiesz to już nie dorosły sklepikarz któremu zajebałeś jabłko cię szuka tylko Łowcy, Nauczyciele i sam Bóg jeden wie kto jeszcze.
- …- Uniosłem brwi do góry. Biegłem za nim chowając się w cieniu.
- Poukładałeś sobie wszystko w głowie.
- Tak.
- Już więcej cię tam nie zabiorę więc nawet mnie o to nie proś.
- To poproszę Jou.
- Nie zaprowadzi cię.
- Dlaczego?
- Bo tylko ja znam drogę do tamtego miejsca.
- Sprytny jesteś.
- Też. Przezorny.- Dodał wpychając mnie w jakąś ciemną uliczkę. Wiedziałem gdzie wyjdziemy. Po chwili moim oczom ukazał się tył mojego domku.- Tutaj się rozdzielamy. Radź sobie sam.
- Nie daj się złapać.
- Prędzej ciebie złapią niż mnie.- Pokazał mi język i pognał w stronę swojego domu zerkając na zegarek. Podszedłem do okien kuchni zaglądając do niej. We wnętrzu domu panował półmrok. Wśliznąłem się do środka przed uchylone okno kuchni. Cicho na palcach udałem się do łazienki zabierając po drodze jabłko. Napuściłem najciszej jak potrafiłem wodę do wanny. Rozebrałem się i zanurzyłem w ciepłej wodzie szorując swoje włosy i ciało po kilka razy aż do czerwoności. Tak aż zaczęła szczypać boląca skóra. Wyszedłem z wanny. Wytarłem się starannie ręcznikiem i wciskając się w bokserki, krótkie spodenki oraz luźną koszulkę spojrzałem na swoje odbicie lustrzane. Blada gęba, sine wory pod oczami. Umyłem żeby dwa razy mocno szorując. Rozczesałem długie włosy i związałem w luźnego warkocza. Nalałem ponownie wodę do wanny ale teraz mniej i wrzuciłem do niej ciuchy w których pojawiłem się w domu. Wyszedłem z łazienki. Zajrzałem do salonu. W domu było stanowczo za zimno. Ktoś musiał zostawić otwarte okno. Tak szybko jak tam wszedłem tak szybko zapragnąłem opuścić to miejsce. Na naszej kanapie jak gdyby nigdy nic spał sobie mój Opiekun. Ubrany w ciuchy Łowcy. Dłonie zaciśnięte w piąsteczki przykładał do policzków. Podrapał się taką ręką pod nosem mrucząc cicho. Ułożył się na boku i zadrżał z zimna. Podszedłem cicho na palcach powstrzymując wybuch śmiechu do szafy. Z jej dna wyciągnąłem gruby koc. Podszedłem do niego i najdelikatniej jak potrafiłem wstrzymując przy tym oddech położyłem na nim ten koc. Chociaż jednocześnie wbiłbym mu nóż między oczy.
Nie ruszył się. Odwróciłem się na pięcie kierując się w stronę schodów. Zimna dłoń zatrzymała się na moim przegubie. Zatrzymałem się gwałtownie wstrzymując głośno powietrze. Serce zabiło mi szybciej. Powoli odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem na niego. Przyglądał mi się uważnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Co oczywiście nie trwało długo. Oczy mu pociemniały. Ściągnął znacząco brwi. Był zły. Szarpnął moją rękę zmuszając mnie w ten sposób do zajęcia pozycji siedzącej na kanapie.
- Eh.- Stęknął przeciągając się delikatnie. Nie spuszczał ze mnie wzroku.- Nie będę krzyczał bo obudzę twoich współlokatorów.
- Szanuję to.
- Ale…
- Ale?
- Możesz. Mi. Powiedzieć. Gdzie? Do. Chuja. Pana. Kurwa. Byłeś?- Miał problemy z wysławianiem się. To już nie była złość tylko pierwsze stadium furii.
- Em… obawiam się, że nie.
- Co proszę?!
- Ciii….
- Nie uciszaj mnie.
- Wie Sensei, że nie chodzi mi o to.
- Odpowiedz.
- Nie mogę.- Powiedziałem kuląc się w sobie kiedy spojrzał na mnie. Złapał mnie za twarz.
- Co proszę?
- Nie mogę ponieważ sam nie wiem gdzie dokładnie byłem.- Odpowiedziałem szczerze. Przyglądał mi się uważnie.
- Dlaczego tam byłeś?
- Bo… nieważne.- Powiedziałem odwracając się do niego tyłem.
- Naprawdę jesteś masochistą?
- Ja tak nie uważam.- Odpowiedziałem. Wypuścił głośno powietrze z płuc i objął mnie w pasie przyciągając mnie do siebie. Otworzyłem szerzej oczy wstrzymując oddech. Wsunął mi lewą rękę pod koszulkę i zaczął sunąc nią w górę.- Co… Sensei… przestań.- Zaskoczony próbowałem go odepchnąć.
- Zapytam jeszcze raz. Dlaczego tam byłeś?
- Nie muszę odpowiadać na to pytanie.- Próbowałem mu się wyrwać. Jego lewa ręka zatrzymała się na moim sutku. Syknąłem kiedy pomiział nosem moją szyję.
- Dlaczego tam byłeś?
- Daj mi spokój.- Mówiłem przytłumionym głosem próbując odepchnąć jego twarz. Jego prawa ręką zawadziła o krawędź moich spodenek.- Ponieważ usłyszałem coś czego nie chciałbym usłyszeć i musiałem to sobie przemyśleć.- Zawołałem pospiesznie powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Poczułem na sobie jego spojrzenie. Wysunął lewą rękę spod mojej koszulki oraz puścił mnie wolno. Odsunąłem się od niego łapiąc się za roztrzęsione ramiona.
- Nie wyj. Nic ci nie zrobię. Nie jesteś w moim guście. Nie gustuje w małych dzieciach, i to jeszcze nieposłusznych.- Prychnął cicho odsuwając się ode mnie delikatnie.- Co takiego usłyszałeś?
- Chodzi… o dwie osoby, które znam. Dowiedziałem się o nich czegoś czego nie chciałbym wiedzieć i po prostu aby móc chociaż na nie normalnie spojrzeć  musiałem sobie to wszystko
w głowie poukładać.
- O kim ty tak w ogóle mówisz?- Zapytał. Pokręciłem przecząco głową na znak, że nie powiem nic więcej. Jego ręka znowu wylądowała na moim pasie.- Nie prowokuj mnie.
- Sensei nic mi takiego nie zrobi, w końcu nie jestem w twoim guście. Nie gustujesz w małych dzieciach i to jeszcze nieposłusznych. Więc czuję się w tej kwestii bezpiecznie.- Powiedziałem opierając głowę o jego tors (zrobiłem to już bezwiednie. Chciałem spać!).
- Chyba czujesz się aż za bezpiecznie i wygodnie.- Powiedział. Zaśmiałem się cicho zamykając ociężałe powieki. Piekło mnie pod nimi jakby ktoś sypnął mi w oczy piachem.
***********************************************************************
kolejny rozdział będzie nosił tytuł:
 7. „Kiedy jesteś nieszczęśliwy szukasz kogoś, kto jest w gorszym położeniu niż ty.” 7.
mam nadzieję że wam się spodoba i że ten wam się podobał:D
pozdrawiam i wracam do pisania:D 








5 komentarzy:

  1. Siemka!
    Dzisiaj zaczęłam czytać twoje opowiadanie i muszę powiedzieć, że jest po prostu zajebiste. Szkoda, że rozdziały ukazują się tak rzadko, ale natomiast są naprawdę długie. Coś za coś. Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło. Są momenty, że przestaję na chwilę czytać i mówię do siebie: "ja pierdole" (sorry za wyrażenie, ale tak właśnie jest :D ).
    Strasznie szkoda mi Gihei'a. Co ten biedny chłopak musiał tam przeżywać. :'(
    Ale mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni.
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, historie z Tobą zaczęłam już na drugim blogu.. Czytam Cię jakoś od czerwca. c: Strasznie podobają mi się Twoje historię. Dajesz mi dużo ciekawych wrażnień.. c: Dziękuję. pisz dalej. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj,
    choć przeczytałam rozdział dawno temu, dopiero teraz udało mi się znaleźć chwilę aby coś skrobnąć... a i przy okazji jeszcze raz przeczytałam... świetny, po prostu rewelacyjne.... no jak oni mogli tak postąpić.. Nao pomaga leczyć a oni go karają za to... Cóż dla Nao musiał być to bardzo wielki szok.... no i wspaniały pomysł z tym, że jednak Nao i Izo z resztą się kumplują... Mógł Nao iść od razu na przykład do swojej piwnicy, a nie okrywać kocem opiekuna.. on jest łowcą więc pewnie wiedział, ze się pojawił w domu i czekał na dogodny moment.... Nie gustuje w dzieciakach i do tego nieposłusznych.. och to bardzo interesujące.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Dłuższy czas nie czytałam, to teraz nadrabiam :D W każdym razie świetne po prostu Tekst : Prędzej dawanie dupy, a nie jedzenie zupy. Rozwalił mnie! Mistrzowski :D:D Poza tym już się coś zaczęło dziać między Katsuyoshi'm i Nao a ty no przerwałaś!! Siedzę, czytam, banan na ryju, a tu taki koniec no! W każdym razie lecę czytać dalej :D I zapraszam na mojego bloga ;)
    http://www.mizuki-to-hao.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu jakaś scenka yaoi <3
    I jasne nie jest w jego guście, tak oczywiście XD
    Ja idę czytać dalej, a rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń