:)

:)
Na zgliszczach świata powstaje nowy a w centrum tego świata rodzi się miłość

sobota, 2 sierpnia 2014

18. „Tylko ból i obrzydzenie dają mi zapomnienie”18.

No hejka:)
dzisiaj dodaje kolejny rozdzialik moich wypocin kilkutygodniowych. Mam nadzieję, że wam się spodobają i trochę umilą wam tą sierpniową udrękę w takich upałach (chyba macie tak samo jak ja tutaj u siebie).
Przy okazji moich stałysz czytelników którzy znają mnie z innego bloga, zapraszam na niego:). Ci którzy wiedzą o co chodzi wiedzą gdzie szukać. Czeka tam coś na was:)
A teraz nie zanudzam i dodaje kolejnego rozdzialika:D. Życzę miłego czytania.
*******************************************************************
Siedziałem na wzgórzach niedaleko granicy pomiędzy dzielnicą czerwonych latarni oraz Brutusa. Pogasły wszystkie lampy czyli na powierzchni zbliżała się noc. Włóczyłem się bez celu już nie wiadomo jak dużą ilość czasu. Bolała mnie głowa i oczy. Mimo, że wyszedłem z jego gabinetu nie potrafiłem zapłakać. Nie w tym stroju.
- Mogę wiedzieć co ty tutaj robisz?- Usłyszałem za sobą cichy głos. Drgnąłem. Nie zauważyłem kiedy się do mnie zbliżył. Wzruszyłem ramionami. Co ja tutaj robiłem?- Dostałem zgłoszenie, że podejrzany osobnik kręci się w tych okolicach.
- Wybacz, nie chciałem wyglądać jak podejrzany osobnik.- Powiedziałem. Cmoknął ustami.
- Dlaczego nie poszedłeś do domu.
- To byłoby męczarnią.- Odpowiedziałem. Milczał dłuższą chwilę.
- Płakałeś?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie wiem.- Powiedziałem. Spojrzałem na niego. Stał za mną przyglądając mi się uważnie. Chcę zapomnieć i przestać czuć. Chcę odczuć większy ból niż ta pustka i ból jaki teraz odczuwam.
- Naoki co się dzieje?- Zapytał. Zaśmiałem się cicho. Dlaczego w ogóle o tym pomyślałem?!- Nie widzę w moim pytaniu niczego zabawnego.
- Pamięta Sensei moją pierwszą misję jako Łowca?- Zapytałem ni z gruszki ni z pietruszki. Milczał dłuższą chwilę.
- Pamiętam.
- A tego chłopaka?
- Również pamiętam.
- A pamięta Sensei jak się nade mną pochylał i coś mi szeptał do ucha a później go odciągnęliście?- Zapytałem. Odchrząknął.
- Pamiętam, ale nie wiem do czego zmierzasz.- Powiedział. Odwróciłem się w jego stronę i pokazałem mu dłoń z wszystkimi rozczepionymi palcami. Zginając każdego po kolei wypowiedziałem pięć słów.
- Spałeś. Z. Katsuyoshi’m. Czarną. Wdową.- Powiedziałem przyglądając się uważnie jego twarzy. Oczy mu się rozszerzyły. Twarz pociemniała. Zaciskał mocno zęby. Ręce minimalnie drgnęły. Opuściłem rękę w dół razem z głową. Zaśmiałem się cicho pod nosem podnosząc się na równe nogi. Przeszedłem koło niego. Zatrzymałem się tuż za nim.- Chcę zapomnieć.- Dodałem i ruszyłem przed siebie. Wiedziałem, że pójdzie za mną.
Nie wiedziałem, że w tym momencie otworzyłem swoją Puszkę Pandory…

^^~^^

Stałem w pokoju jednego z hoteli miłości. Stał za mną tuż przy drzwiach. Czułem na sobie jego spojrzenie. Odwróciłem się w jego stronę. Drgnął. Nie podobało mu się to że tutaj byliśmy.
- Pokarze mi Sensei.- Powiedziałem. Wypuścił głośno powietrze i opuścił część swojego Haori. Pokazał swój lewy bok. Na wysokości serca widniała ciemna blizna. Znak po ugryzieniu. Czyli tamten chłopak nie kłamał.- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Jak myślisz?
- Chcę poznać odpowiedź od ciebie.
- Nie muszę ci się spowiadać.- Powiedział chłodno. Przyglądałem mu się spojrzeniem bez wyrazu.- Lepiej ty mi powiedź dlaczego zdradziłeś mi to, że wiesz. Przecież mogłeś milczeć i  mieć święty spokój.
- Przecież powiedziałem. Chcę zapomnieć.
- Seks ze mną ma być twoim pokręconym sposobem na zapomnienie?
- Jeżeli nie chcesz możesz wyjść. Nie zmuszam cię.- Powiedziałem odwracając się do niego tyłem.
- A ty polecisz i powiesz o tym wszystkim za co mogę mieć nagrabione.- Zadrwił. Miał rację. Wiedział, że to zrobię dlatego siedział ze mną w tym pokoju.- Nie możesz sobie znaleźć innego sposobu na zapomnienie.
- Buru kiedyś powiedział mi takie słowa „Tylko ból i obrzydzenie dają mi zapomnienie”- Powiedziałem i spojrzałem na niego. Drgnęła mu powieka.
- Mówisz, że mam ci zadać ból?
- To dla ciebie nie problem.- Odpowiedziałem. Podszedł do mnie i złapał mnie za twarz.
- Pożałujesz tych słów…- Powiedział przybliżając się do mnie. Przestraszyłem się, ale szybko zepchnąłem to uczucie na drugi plan…

**25 minut później**
Stałem oparty o stolik. Na sobie miałem tylko koszulkę. Zagryzałem zęby na przedramieniu. Dziwnie się czułem. Piekło. Czułem w sobie jego palce. Poruszał nimi szybko. Pokręciłem przecząco głową kiedy ugięły się pode mną kolana. Położył swoją wielką rękę na mojej głowię przyciskając ją mocniej do mojej ręki. Poczułem w ustach smak krwi. Po chwili mój umysł został zamroczony nową dawką bólu jaką odczułem kiedy…wszedł we mnie gwałtownie…

^^&^^

Leżałem na łóżku. Oddychałem spokojnie. Siedział obok mnie patrząc przed siebie. Żaden z nas jak na razie się nie ruszył.
- Zapomniałeś?- Zapytał kpiąco. Spojrzałem na niego.
- Jeżeli próbujesz być zabawny to proszę cię przestań. Nie wychodzi ci to.
- Tobie też za dobrze to nie wychodzi.- Powiedział. Uniosłem się na łokciach.
- Odwróć się.
- Co proszę?
- Powiedziałem, że masz się odwrócić.
- Bo?
- Bo chcę się ubrać.
- To się kurwa ubieraj. Ktoś ci broni?- Zapytał prychając pod nosem. Pokręciłem przecząco głową i zabrałem mu kołdrę uciekając z nią do łazienki. Zamknąłem się w niej szczelnie spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Potargane włosy. Pełno śladów zębów na moim ciele. Upadłem na kolana. Dałem dupy facetowi aby zapomnieć…
- Buru…- Szepnąłem pod nosem wycierając cieknące łzy po moich policzkach. Teraz mogłem płakać. Nie byłem nikim innym jak zwykłym Nao. Nao który…

** jakiś czas później**

Siedziałem u siebie w gabinecie jako medyk- Łowca. Przeglądałem dokumentację szukając jakiś powiązań pomiędzy Buru a jakąś inną sprawą. Byłem kolejną osobą z oddziału, która się do tego zabierała. I kolejną, która po…
Złapałem pospiesznie zielone pudło. Otworzyłem je wyciągając z niego kilka teczek. Przerzucałem je. Dokopałem się do jednej z nich. Zajrzałem do środka. Miałem rację! Zgarnąłem ją z biurka i wybiegłem szybko ze swojego gabinetu.
- Sorry!- Krzyknąłem kiedy wpadłem na Ryoko i Munoto. Biegłem ile sił w nogach. Nie skorzystałem z zajętych wind. Po schodach szybko na piąte piętro. Wpadłem do recepcji. Był tam jeden z Medyków. Poznałem go kiedyś, ale nie pamiętam jego imienia.
- O. Piekielna Ręka. Co cię do nas sprowadza? Czyżby Suyo miał do nas jakąś sprawę?- Zapytał. Oparłem się o jego stolik oddychając głęboko.
- Nie. To ja mam do was sprawę.
- Jaką?
- Potrzebuję waszą dokumentację dotyczącą sprawy 1555/985-ako-9665-PXdk-20P.- Powiedziałem. Spojrzał na moje ręce.
- Możesz powtórzyć numer sprawy to go chociaż zapisze.- Poprosił kiedy zorientował się, że mówiłem z pamięci. Kiwnąłem głową i powtórzyłem numer sprawy. Wyszedł niknąc za drzwiami za swoimi plecami. Wrócił po dwudziestu minutach. Zajrzałem do środka.
- Mogę to zabrać ze sobą?!
- W sumie nie powinieneś…
- Sorry, ale muszę!- Powiedziałem i podwinąłem dokumentację wracając biegiem do swojego oddziału.
- NAO!
- PRZEPRASZAM, ALE TO WAŻNE!!- Krzyknąłem. Biegłem co sił w nogach jakby każdy opóźniony krok miał mnie zabić. Wpadłem na korytarz piętra mojego oddziału. Znowu wpadłem na Munoto.
- NAOKI!- Krzyknął kiedy wpadł na ścianę. Odwróciłem się do niego nie przestając biec.
- Wybacz!- Krzyknąłem. Wpadłem do gabinetu Suyo bez pukania. Spojrzał na mnie zaskoczony. Koło niego stał Torazo z jakimiś papierami. Patrzyli na mnie jak na idiotę.
- Wyjdź i wejdź jak na normalnego człowieka przystało.- Powiedział mój Opiekun. Zatrzasnąłem drzwi zatrzymując się przy jego biurku. Oddychałem ciężko.
- Nie mam czasu na pierdoły.
- Kulturalne wejście do gabinetu to dla ciebie…
- Wiem kto zabił Buru.- Powiedziałem przerywając mu w pół słowa. Oddychałem ciężko. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Usiądź.- Powiedział po chwili.

^^~^^

Rozbiegli się we wszystkie możliwe strony. Zostałem tylko ja i Torazo. On szedł na spotkanie ze swoją drugą połówką. Dostał dzisiaj wolne. W sumie ja też, tylko, że miałem coś do załatwienia.
- Idziemy?
- Dzisiaj nie mogę iść z tobą.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie.
- Nawet za paczkę żelek?
- Nawet za nią.
- Randka?- Zapytał zaczepnie. Prychnąłem pod nosem.
- Proszę ja ciebie.
- Nie wnikam. To twój prywatny czas.- Powiedział. Kiwnąłem twierdząco głową.- Ale poproś aby laska robiła ci malinki w niewidocznym miejscu bo ostatnio za bardzo zaszalała.- Dodał. Oblałem się rumieńcem zaciągając na szyję spora połać bluzy.
- Spoko. Będę pamiętał.- Powiedziałem. Pomachałem mu na pożegnanie skręcając w lewo. On poszedł przed siebie. Po chwili wszedłem bez słowa do jednego z hoteli w Czerwonej Dzielnicy. Podszedłem do recepcji.
- Tak?- Zapytał koleś ubrany w lateksowe spodnie. Spojrzałem na niego.
- Ciotka Zuzanna zjadła szyszkę.- Powiedziałem czerwieniąc się na twarzy. Skąd ten cep wytrzasnął taki tekst nie mam zielonego pojęcia. Recepcjonista spojrzał na mnie. Jeżeli to będzie on to poda mi odpowiedź razem z kluczem do pokoju.
- Opierdalasz się jak Zorro.- Powiedział. Kiwnąłem głową. Położył na ladzie kluczyk do pokoju nr 1177. Zgarnąłem go z lady i udałem się do góry. Po chwili stałem już przed drzwiami. Wszedłem do środka. W pokoju panował półmrok. Stał przy oknie z szklanką w ręku. Spojrzał na mnie.
- Przyszedłeś.- Stwierdził. Zamknąłem za sobą drzwi zsuwając z głowy kaptur.
- Przyszedłem.- Odpowiedziałem. Podszedł do mnie zgarniając mi z ramienia kosmyk włosów. Wypił jakiś alkohol. Spojrzałem na odkładaną przez niego szklankę. Spojrzał na mnie i ruchem ręki nakazał mi zdjęcie z siebie bluzy. Zrobiłem tak jak kazał. Pochylił się nade mną kąsając mnie boleśnie w tors. Złapałem kurczowo połać jego szaty. Bolało… Tak strasznie bolało… Po policzkach pociekły mi ciepłe łzy kiedy kładłem się posłusznie na łóżku.

** nad ranem**

Stałem przed lustrem wciągając na siebie spodnie. Leżał na łóżku przyglądając mi się uważnie. Przyglądałem się swojej szyi.
- Masz szczęście.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie.
- O co ci chodzi?
- Torazo kazał przekazać mojej „dziewczynie” aby nie robiła mi malinek w widocznych miejscach.- Powiedziałem. Zmrużył oczy.
- Mówiłeś mu?
- Pojebało cię?!- Zapytałem odwracając się gwałtownie w jego stronę.
- Więc skąd?
- Go się zapytaj!- Warknąłem wciągając bluzę na siebie. Przeczesałem włosy zaplątując je w warkocza.
- Eh.- Westchnął wstając z łóżka. Udał się do łazienki zgarniając swoje ciuchy po drodze. Poczekałem aż odkręci wodę. Podszedłem cicho do drzwi i wyszedłem ukradkiem nie chcąc go już dzisiaj oglądać. Naciągając kaptur na głowę wyszedłem z hotelu nie zerkając w stronę recepcji. Najszybszą drogą jak się dało udałem się w stronę domu. Już od dawna świeciły latarnie. Znak że na zewnątrz panowała noc. Piekło mnie ciało, bolało gardło. Kiedy to robiłem nie panowałem nad swoim głosem. Musiałem zażyć jakieś tabletki. Może ciepłe mleko z miodem i masłem? Nie wiem. Zobaczę co mamy w domu jak już tam dojdę. W domu?? Nie było mnie w nim od jakiś czterech dni. Ostatni raz byłem tam dzień przed śmiercią Buru. Później nie wiedziałem nikogo ze swoich współlokatorów ani przyjaciół z mojej dzielnicy. Nie szukali mnie, nie dzwonili do mnie. Chyba rozumieli co się działo i dlaczego nie dawałem znaku życia. Wszedłem cicho do domu ściągając buty na korytarzu. W salonie paliło się światło, ale wcale a wcale mnie to nie dziwiło. Zajrzałem do środka. Wszyscy siedzieli tam milcząc gapili się na ściany. W chuj interesujące zajęcie muszę im to przyznać nie ma co. Odchrząknąłem cicho. Gihei odwrócił się w moją stronę.
- Nao.- Szepnął cicho.
- Joł.- Powiedziałem. Spojrzeli na mnie. Coś było dziwnego w ich zachowaniu.- Co jest? Wyglądacie jakbyście ducha zobaczyli?
- Nie słyszałeś?- Zapytał Doi. Przekrzywiłem głowę.
- O czym?
- O tym, że…
- DOI!- Izo warknął na niego. Przyglądałem im się. Czyżby…
- Prędzej czy później i tak się dowie!
- Ale nie musisz…!
- Chodzi wam o Buru tak?- Zapytałem. Zesztywnieli i spojrzeli na mnie przerażonym spojrzeniem. Przyglądałem im się uważnie. Wypuściłem głośno powietrze siadając na podłodze w przejściu.- Już o tym wiem.- Wyjaśniłem krótko ich zdziwionym spojrzeniom.
- Kiedy, jak dopiero dzisiaj w szkole to ogłosili a ciebie w niej nie było?- Zapytała cicho Naora. Zmarszczyłem brwi.
- Dzisiaj?
- Tak. Dzisiaj.- Powiedział Tokaji.
- A to dlatego tak się zachowujecie.- Powiedziałem i wszystko stało się dla mnie jasne.
- Ale ty się za to zachowujesz jakbyś miał na to wyjebane!- Krzyknął Gihei. Spojrzałem na niego poważniejąc na twarzy.
- Nie mów o tym jakbyś wszystko wiedział.- Powiedziałem chłodno.
- Nie było cię dzisiaj w szkole! Balowałeś pewnie ze swoim oddziałem i nie dawałeś znaku życia a teraz zachowujesz się jakby Buru wcale nie uma…!- Urwał łapiąc się za twarz kiedy mocno go spoliczkowałem.
- Powiedziałem, że masz się nie zachowywać i nie mówić jakbyś wszystko wiedział!- Krzyknąłem na niego.
- Co się tutaj wyczynia?- Usłyszałem za sobą TEN głos. Drgnąłem. Odwróciłem się na pięcie. Stał w przejściu ubrany w strój Łowcy.
- Sensei?- Zapytałem nie rozumiejąc. Podszedł do mnie z jakąś teczką i uderzył mnie nią w czoło.
- Itai.- Powiedziałem łapiąc się za nie. Podał mi teczkę.
- Mówiłem ci w biurze, że do rana masz to zrobić. Zapomniałeś o tej teczce.- Powiedział. Przyjrzałem się uważnie jego ubiorowi.
- Sensei. Na misje idziesz?
- Tak.
- Sam?
- Nie. Z Torazo, Ryoko i Munoto.
- Czy chodzi o…
- Nie zadawaj mi tego pytania.
- Pozwól mi…
- Nie.- Powiedział chłodno. Drgnąłem.- Tak jak Yujiro jesteś od teraz odsunięty od dalszej części tej misji.
- Ale Sensei…!
- Powiedziałem coś!
- Sensie!- Krzyknąłem łapiąc go za połać płaszcza. Spojrzał na moje dłonie.
- Naoki!- Krzyknął. Drgnąłem przerażony.- Wystarczy. I tak dużo już zrobiłeś! Ratowałeś go na stole operacyjnym, byłeś na miejscu morderstwa, badałeś próbki i jeszcze znalazłeś trop sprawcy! Wystarczy!
- Ale…!- Złapałem się za twarz kiedy dostałem w nią otwartą dłonią.- R…Rozumiem.- Wydukałem opuszczając głowę w dół.
- Do jutra te dokumenty mają być na moim biurku.- Powiedział i wyszedł. Kiwnąłem głową. Uniosłem ją do góry masując obolały policzek. Chuj jeden!
- Nao…- Zaczął Gihei. Spojrzałem na niego zgarniając z podłogi teczkę którą mi przyniósł oraz mój plecak.
- Tak?
- Nie już nic.- Powiedział patrząc na Doi’a.
- Przyniosę ci gorącej herbaty z miodem do pokoju więc bierz się do roboty abyś skończył do jutra.- Powiedział Doi. Kiwnąłem głową i udałem się ociężale do swojego pokoju.
Łeb mi napierdalał niemiłosiernie!!!


^^~^^

Szykuj się. Mamy misję razem z Washichi’ m do wykonania. Będziemy u ciebie za pół godziny. Przyszykuj się na długą podróż.
Munoto.

Tak właśnie brzmiała wiadomość jaką odczytałem chwilę temu na swoim telefonie. Wysłał ją jakieś dwadzieścia minut temu. Czyli niedługo będą a ja jeszcze się nie przyszykowałem. Ciekawe co to za misja będzie? Dawno nigdzie mnie nie dawali. Od kiedy Suyo wrócił dwa dni po zdarzeniu w moim salonie z misji nie byłem w biurze od dwóch tygodni. Tak samo w szpitalu. Powiedzieli, że mam wypocząć a jak będę potrzebny to po mnie poślą. Widocznie teraz jestem tak potrzebny, że jednak w końcu musieli po mnie posłać. Katsuyoshi nie pojawiał się w szkole, tak samo jak napisał mi wiadomość, że napisze kiedy kolejny raz możemy robić to co robimy ponieważ nie ma czasu ze względu na pracę. Rozumiałem to i szczerze? Było mi to bardzo na rękę. Jakoś nie będę płakał z tego powodu co to to nie.
Pognałem szybko do swojego pokoju przebierając się w biegu i pakując sobie jakieś rzeczy na podróż. Nie wiedziałem czego miałem się spodziewać i jakiego rodzaju to będzie misja więc musiałem sobie przyszykować po kilka rzeczy.
Zbiegłem na dół kiedy po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka. Gihei wyjrzał z kuchni.
- To po ciebie?- Zapytał przyglądając się uważnie mojemu strojowi. Kiwnąłem twierdząco głową.
- Kiedy wrócisz?- Zapytał Doi pojawiając się za jego plecami.
- Nie mam pojęcia. Jak będę wracał przekaże tą informacje Ryu i on i to powie.- Powiedziałem patrząc na nich i łapiąc za klamkę od drzwi. Wyszedłem na zewnątrz. Czekali tam na mnie. Munoto i Washichi. Ubrani prawie tak samo jak ja.
- Spóźniony.- Powiedział Washichi.
- Pięć sekund.- Powiedziałem.
- Kiedyś te pięć sekund może kosztować cię życie.
- Nie martw się. Przy najbliższej sposobności oddam ci te twoje pięć sekund.- Powiedziałem i podałem Munoto swój identyfikator. Zeskanował go i oddał mi go po chwili.
- O.K. Możemy iść.
- A gdzie idziemy i po co jeżeli można wiedzieć.
- Do Sfery 117.- Powiedział obserwując kontem oka moją reakcję. Drgnąłem i uśmiechnąłem się po chwili.
- Rozumiem.- Kiwnąłem głową. Nie wnikałem co mnie tam czeka i po co tam jechaliśmy.- Rozumiem, że na piechotę tam nie pójdziemy.
- Głupi jesteś?- Zapytał Washichi. Zaśmiałem się cicho idąc za nimi. Mimo, że byli w moim wieku ciężko było mi z nimi nawiązać kontakt. Nie wiedziałem dlaczego.

** jakiś czas później**

Wielkie budynki. Pełno szkła i szarości. To to co ukazało się moim oczom kiedy wysiadłem z holownika w Sferze 117. Na czymś na kształt peronu czekał na nas facet w białym kilcie. Stałem za chłopakami przyglądając się otoczeniu z ciekawością.
- Panowie ze Sfery…?
- 22.- Powiedział Munoto.- Rozumiem, że oprócz ktoś jeszcze dzisiaj odbierał towar.
- Tak. Mieszkańcy Sfery 1 oraz 96, ale jeszcze nie przybyli.
- Czy nasz towar został skonstruowany według wytycznych jakie wam ostatnio przesłali moi przełożeni?- Zapytał Munoto. Washichi zrównał się ze mną. Milczał.
- Tak. Ależ oczywiście.
- Pozwolicie jednak, że przed odbiorem sprawdzi go nasz Medyk.- Powiedział Munoto. Facet spojrzał na mnie przez ramie i kiwnął twierdząco głową.
- Ależ oczywiście. Nie widzę żadnych przeciwskazań.- Powiedział. Weszliśmy z nim do jednego z wielkich budynków. Co najdziwniejsze nie widziałem jak na razie żadnych innych ludzi jak tylko go.- Proszę za mną szanownego pana Medyka.- Dodał do mnie. Czyżbym wyczuł sarkazm w jego głosie? Washichi puknął mnie w ramię dając mi do zrozumienia, że mam iść razem z nim. Kiwnąłem głową i podążyłem za nim. Szliśmy długo w milczeniu przez białe korytarze. Munoto i Washichi zostali na dole czekając na mój powrót.
Wszedłem z nim do jakiegoś pokoju. Przystanąłem jak wryty kiedy zobaczyłem osobą znajdującą się w środku.
- Co jest kurwa?!- Krzyknąłem cofając się o krok. Facet przyjrzał mi się z uśmiechem.
- Rozumiem, że był pan kimś ważnym dla 156669-ID.
- Co proszę?!- Zapytałem patrząc na niego zaskoczony. Nie rozumiałem o co mu chciało.
- Proszę o wybaczenie. 156669-ID w pana Sferze nazywany był…- Przeglądał jakieś papiery. Czekaj! Czekaj! Znajdowałem się aktualnie w Sferze 117. A to właśnie tutaj urodził się…!- O. Mam….
- Fukusaburu.- Wyprzedziłem jego wypowiedź. Kiwnął głową uśmiechając się szeroko.
- Ma pan rację.
- Widziałem jego martwe ciało. Sam go reanimowałem i badałem sprawę jego śmierci więc jakim cudem!?!- Pokazałem roztrzęsionym palcem na siedzącego naprzeciwko mnie Fukusaburu. Był może ciutkę starszy. Przekręcił zmęczoną głowę.
- PPRZEGLĄDANIE. DANYCH.- Powiedział jak robot. Jego głos nie należał do niego. Był głęboki i chrapliwy.- Naoki. Nao. Przyjaciel 156669-ID. Uczeń. Medyk i Łowca. Wybitnie uzdolniony. Trochę wybuchowy i agresywny. Dba o przyjaciół. MA dobrą pamięć. Homofob.- Powiedział poruszając płynni ustami. Przekrzywił głowę patrząc na mnie pustymi oczyma.
- Buru?
- Proszę o wybaczenie, ale to nie jest ta osoba co pan myśli. Ten osobnik nazywa się 125-ID. Służy do gromadzenia wszystkich danych, wspomnień i uczuć jakich doznały inne pododdziały ID. Można powiedzieć, że jest jakby starszym bratem pańskiego przyjaciela.
- Co to kurwa za pierdolenie?!- Warknąłem na niego uderzając pięścią w ścianę. Podskoczył przerażony.
- Rozumiem, że nikt panu niczego nie wyjaśnił.
- No chyba oczywiste. Dlatego domagam się ich właśnie od ciebie.
- Może nim to zrobię sprawdzi pan stan Towaru.- Powiedział i podszedł do kolejnych drzwi. Otworzył je. Ręce mi się załamały. Moim oczom ukazała się z kolei młodsza forma Buru, ale o dłuższych włosach i delikatniejszych rysach.- Na prośbę waszych przełożonych tym razem wyprodukowaliśmy dla was dziewczynę. Posiada oczywiście wszystkie wspomnienia swojego poprzednika. Pozbawiliśmy ją z kolei uczuć jakimi darzył jej poprzednik innych ludzi których poznał. Tak więc będzie wiedziała kim pan jest ale nie odczuje radości na wasz widok. To ułatwi wam jak i jej pracę. Tym razem jednak proszę o lepsze obchodzenie się z naszym sprzętem. Wyprodukowanie w tak szybkim czasie prawie, że dorosłego osobnika jest bardzo trudne czasochłonne oraz drogie, więc…
- TOWAR?! POPRZEDNIKA?! OSOBNIK?! WYPRODUKOWANIE?!- Uniosłem kolesia do góry za przód kiltu. Posiniał na twarzy.
- NAO! Przestań!- Krzyknęła młodsza i żeńska forma Buru. Drgnąłem i puściłem kolesia z obrzydzeniem na podłogę. Spojrzałem na ową „osobę”.
- Nie waż się tak do mnie odzywać!- Warknąłem na nią opierając się o drzwi.- Koleś masz trzy minuty aby wyjaśnić mi co tutaj się kurwa dzieje. Po tym czasie roztrzaskam ci łeb o szybę.- Dodałem. Koleś głośno przełknął ślinę. Zaczął szybko opowiadać o tym jak to jeden z ich wybrańców na samym początku apokalipsy zaczął mutować. Po tym procesie okazało się, że mógł dzielić na stałe swoje DNA, wspomnienia, zmysły oraz umysł na niezliczoną ilość razy oraz łączyć je później ze sobą. Urodził się w bardzo małej wiosce i właśnie nad tą wioską powstała Sfera 117, w której mieszkali tylko mieszkańcy tej wioski i którzy zajęli się podziałem owego chłopca. Sprzedawali jego „kopie” do innych sfer w celu im nie znanym. Kopie były ulepszane. Warunek był tylko jeden. Po śmierci kopi mieli 48 godzin czasu na oddanie im ciała. Mieszkało tutaj wiele Kopi które pełniły różne funkcje w tym społeczeństwie. To co siedziało naprzeciwko mnie powstało jakieś siedem lat temu. Buru trzy lata temu. A dziewczyna trzy dni temu. Kupiliśmy ją więc teraz muszę ją niby zabrać do domu. W każdej sferze na bieżąco musi żyć jakiś mieszkaniec ich Sfery. Jeżeli jeden umiera kolejny jest wysyłany najszybciej jak się da. Przerwałem mu ręką jego szybką wypowiedź. Nie chcę wiedzieć więcej.- Zadam temu czemuś dwa pytania. Jeżeli nie będzie potrafiło na nie odpowiedzieć ty dostajesz kulkę w łeb a ja zabieram kasę za to coś i wracam do domu.- Dodałem. Kiwnął przerażony głową. Podszedłem do żeńskiej wersji Buru.
- Tak?- Zapytała przekrzywiając głowę w bok.
- Kim jestem?
- Naoki. Nazywany przez przyjaciół N… Nie mogę powiedzieć jak. Przyjaciel 156669-ID. Uczeń. Medyk i Łowca. Wybitnie uzdolniony. Trochę wybuchowy i agresywny. Dba o przyjaciół. MA dobrą pamięć. Homofob.-Powiedziała. Czy Buru miał o mnie tak wyrobione zdanie? Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Rozumie. Ok. Ostatnie pytanie. Kim jest Yujiro?
- Yujiro.- Powiedziała i zamilkła na dłuższą chwilę. Przyglądała mi się uważnie.- Yujiro to opiekun oraz kochanek 156669-ID. Agresywny, brutalny i zimny drań, który zapomniał o jego urodzinach przez co tamten umarł. Tak bardzo bolało. Nie mógł oddychać. Robiło mu się zimno. W głowie słyszał tylko…
- Starczy.- Powiedziałem zakrywając usta. Katsuyoshi powiedział, że mam się nie mieszać w tą sprawę już więcej.- Jak masz na imię?
- 1968574-ID.
- Chcę poznać twoje imię.
- 1968574-ID.
- Ona mnie nie rozumie. Jak ona ma na imię?- Zapytałem kolesia. Drgnął kiedy na niego spojrzałem.
- Nie posiada imienia.
- To mam do niej mówić ciągiem liczb?
- Możesz nadać jej imię jeżeli chcesz.- Powiedział facet wyciągając z jednej z szafek jakieś dokumenty.
- Fuku.- Powiedziałem pokazując na nią palcem.- Od teraz nazywasz się Fuku.
- Fuku.- Powiedziała kiwając głową.
- Czyli wszystko się zgadza?- Zapytał koleś. Spojrzałem na niego. Cofnął się o krok do tyłu.
- Ciesz się, że jestem tutaj z rozkazu mojego przełożonego i nie pozwolono mi tutaj używać siły. Jeżeli byłoby inaczej już na wjeździe dostałbyś kulkę w łeb.- Powiedziałem i wstałem ze swojego miejsca.
- Rozumiem.- Kiwnął głową.- Idąc za wytycznymi pana przełożonego jutro w południe odjedzie stąd państwa holownik. Do tego czasu mogą się państwo zatrzymać w pokojach naszego instytutu.- Dodał. Kiwnąłem głową. Wręczył mi jakieś dokumenty. Nawet w nie, nie zajrzałem. Podszedłem do drzwi.
- A jeszcze jedno. Fuku. Nie zbliżaj się do mnie jeżeli nie musisz. Dla mnie jesteś podróbką, która ma jakieś tam wspomnienia na mój temat. Nigdy nie zastąpisz dla mnie Buru.- Powiedziałem chłodno.
- Rozumiem.- Powiedziała bez wyrazu. Otworzyłem drzwi.
- Chodź.
- Gdzie?
- Nie pytaj.- Powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia. Szedłem w milczeniu całą drogę. Szła za mną potulnie trzymając się na odległość jakiś czterech kroków za mną. Wszedłem do loby. Stali tak jak ich zostawiłem. Spojrzeli na mnie. Po ich minach wnioskuje, że wiedzieli po co poszedłem.
- I jak? Stan towaru się zga…- Munoto urwał w połowie zdania kiedy na niego spojrzałem. Podałem mu dokumenty.
- Zamilknij.- Syknąłem na niego chłodno i podszedłem do loby. Podano mi klucz do apartamentu w którym mieliśmy się zatrzymać.

**drugi dzień rano**

- Nao pospiesz się z tym śniadaniem. Chcemy już wracać do domu.- Powiedział Washichi.
- Yus.- Powiedziałem z pełną buzią.
- Nie już tylko teraz.
- Mówe sze usz.- Odpowiedziałem. Siedzieliśmy na stołówce. Nikogo od rana nie widziałem i całe szczęście dla tej Sfery oraz tego starego dziadygi którego wczoraj spotkałem. Fuku z nami nie było. Udała się do swojego wcześniejszego pokoju w celu zabrania kilku rzeczy które pozwolono jej wywieźć poza granice swojego domu.
- Za każde spóźnienie będziesz mi płacił. Zobaczysz.- Powiedział wkurwionym głosem zgarniając ze stołu swoją tackę z niedojedzonym posiłkiem. Wypiłem do końca szklankę soku kiedy odkładał do okienka swoje naczynia. Ruszyłem za nimi.
- Może byście tak zaczekali.
- Trzeba było się ruszać.
- I tak nie wyjedziemy stąd wcześniej niż przed południem. A wręcz nawet po południu.- Zawołałem za nimi. Munoto zrównał się ze mną.
- Nie drażnij go. Obiecał, że będzie w domu przed wieczorem. Nienawidzi się spóźniać więc dlatego chodzi taki wkurwiony.
- Eh.- Westchnąłem.
- Sorry. Suyo dzwoni.- Powiedział zwalniając kroku. Kiwnąłem głową i przyspieszyłem kroku.
- Washichi! No poczekaj!- Krzyknąłem biegnąc za nim. Wybiegłem za róg korytarza, za którym właśnie zniknął i…
Szybko objąłem go w pasie. Pociągnąłem go w swoją stronę wyrzucając z powrotem za róg zza którego przed chwilą co się wyłoniłem. Zdążyłem zasłonić jeszcze połowę twarz kiedy jeden z akceleratorów oraz konwerterów wybuchł rozrzucając miliony małych kawałeczków metalu po korytarzu. Siła wybuchu i podmuch były tak wielkie, że fala która we mnie uderzyła powaliła mnie na przeciwległą ścianę wgniatając mnie w nią boleśnie…
***********************************************************************

tak, wiem. już przed oczyma widzę wasze wkurwione miny i to jak na mnie wyklinacie przed monitorami tylko dlatego, że tak to się skończyło. Ale nie martwcie się, za miesiąc kolejny rozdzialik więc będziecie wiedzieć co i jak:)
pozdrowienia z NL... Gizi03031











3 komentarze:

  1. Och... Super :) Hahah! Wiedziałam że to powiedział mu tamten chłopak :D Fajnie że już zaczęła się między nimi jakaś większa akcja :P Szkoda tylko że nie opisujesz ich scen "łóżkowych" tak dobrze Ci one wychodzą :D No cóż czekam na kolejny rozdział mam nadzieję że miesiąc szybko minie i już zaglądam do niespodzianki :D
    Pozdrowienia Nialla-chan

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    no nie... przerywać rozdział w takim momencie to jest niedopuszczalne... tak jak myślałam, że to Sayo był tym kolesiem, bo coś za szybko go niby odnalazł i teraz tak myślę, że musiał mieć coś wspólnego z tymi napojami z narkotykiem... więc Buru był robotem, cos nie podoba mi się ta jego nowa wersja....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że na razie w takim związku jest Sensei i Nao, chociaż właśnie tego się po nich spodziewałam.
    Ale co to na końcu był w ogóle za wybuch!?
    A co do podróbki Buru, to mam wielki smutek ;-;

    OdpowiedzUsuń